Young Leosia podbije Eurowizję, czyli eurowizyjny case rapowy
Obserwuj nas na instagramie:
Young Leosia na Eurowizji? Właściwie… dlaczego by nie? Popularny konkurs stoi nie tylko popem i balladami, co potwierdza każda kolejna edycja. Hip-hop spokojnie mógłby zapewnić Polsce zwycięstwo – nie wierzycie? No to się przekonajcie.
Eurowizja – jaka jest, każdy widzi. Ale czy na pewno?
Eurowizja rokrocznie powoduje gwałtowne skoki emocji, lecz konkurs w ogólnym dyskursie nie kojarzy się wcale z wydarzeniem aż tak prestiżowym. Gala kiczu, popowych piosenek, które ktoś hurtem wydał na jedno kopyto, a później zmienił to i owo, żeby przypadkiem facetka się nie połapała. A, i utwory nieważne, czy śpiewane są przez reprezentantów Holandii, czy Monako, napisała grupa songwriterów ze Szwecji. Jak uroczo.
No i tak, z zewnątrz ma prawo tak to wyglądać, szczególnie że twarzami konkursu (nieoficjalnie oczywiście) dalej są postacie takie jak Verka Serduchka, a jeszcze rok temu Niemcy wystawili Jendrika z numerem pod tytułem I Don’t Feel Hate, podczas którego tancerka występowała w stroju dłoni ułożonej w znak pokoju, a że podczas tańca kostium się wyginał, to publiczność dość często raczyła się widokiem środkowego palca.
Niemniej jednak Konkurs Piosenki Eurowizji wciąż cieszy się renomą. Może i traci na powadze, ale jego wygrana (bądź korzystne zaprezentowanie się) wciąż otwiera niejedne drzwi. Tutaj bardzo aktualny przykład zespołu Måneskin, nijak wpisującego się w ulubieńców jury. W gruncie rzeczy – dopóki nie wygrali, byli tam jak doklejeni i to niezbyt wprawną ręką początkującego kolażysty – takiego, który na tle wziętym z Przekroju umieszcza obok siebie obrazki wycięte z Vivy i Teraz Rock.
Ale, no właśnie, bo zawsze musi być to „ale”. Synonimem Eurowizji, oprócz tej bogatej tandety, jest totalna gatunkowa wolność. Baby Sharks mogłyby trafić na tamtejszą scenę. Nasze polskie Orki z Majorki, gdyby tylko melodia nie została zapożyczona z Michaela Jacksona. Rap też może, a skoro rodzima hip-hopowa scena opływa w mleko i miód, czemu nie skorzystać z jej dobrodziejstw? Zwycięstwo zapewnia to, co buja – a takich bangerów mamy potąd.
Przeczytaj: Eurowizja – sanah, Igo i Natalia Szroeder to finał dla Polski
Young Leosia: zatańczy cała sala
Jungle Girl i pozamiatane, konkurencja płacze, a kierowca autobusu bije brawo. Punkty za numer w ojczystym języku zgarnięte, więc i nikt nie gderałby o mało wyszukanym słowniku, a Szklanki można zagrać na dwie nuty – tak jak i jakąś część eurowizyjnych hitów. Bit jest do podłapania w mgnieniu oka i nic tylko patrzeć, jak publika improwizuje choreografię, która pójdzie w viral na TikToku, pod względem popularności. Young Leosia byłaby pewniakiem.
Byłam na jej koncercie i dużo myślałam o tym modelu – przegrana i przetańczona epka plus kilka remixów no i wyczekane bisy. Show od momentu wejścia na scenę, po zejście z niej. Takie bez prawdziwych fajerwerków, ale za to z takimi, co eksplodują w brzuchu czystą serotoniną. Mózg nie nadąża z produkcją hormonu szczęścia. To jest bardzo proste, to jest czysty fun, przy którym nawet nie trzeba się zastanawiać, czy naprawdę ci się to podoba.
Bądź na bieżąco: Sprawdź najnowsze newsy o Young Leosi
Gdyby tak objechać Polskę za Young Leosią, coś po drodze mogłoby strzelić – prawa ręka, lewa ręka i tak dalej – lecz przystanek Eurowizja spokojnie pasuje na finał eurotripu. Głosowanie na raperkę byłoby nie tylko przyjemnością, ale i obowiązkiem.
Young Leosia – Jungle Girl feat. Żabson
Tymek: pokaż swoje towary
Trzy słowa: Klubowe i Popularne. Na tym mogłabym zakończyć, lecz Tymek i jego metamorfozy nie pozwalają na to, by skategoryzować go wyłącznie jako rapera od bangerów. Jak coś ma bujać tłumem, to buja, artysta nie unosi się honorem i przyznaje to na bicie. Z tym że jego katalog rozrósł się jak starannie pielęgnowane bonsai i w jego dyskografii można przebierać między dancehallowymi hitami, balladami czy retro utworami, które w idealnym świecie słuchałoby się tylko z czarnej płyty. Ze swym rozstrzeleniem przypomina zresztą Mahmooda, który w tym roku ponownie będzie reprezentował Włochy podczas konkursu Eurowizji. Raper i piosenkarz wystąpi ze spokojnym, balladowym numerem Brividi – spory rozstrzał między nim a hitami podpartymi mocnym basem i flow z południowym zacięciem.
Podobieństwa – są, a to porównanie służy temu, by uwypuklić, że Eurowizja nie kończy się na wymiętoszonym popie. Tymek ze swoim bogatym arsenałem mógłby obstawić piosenkami kilka państw, a nikt by się nie połapał, że to wszystko, to on sam napisał. Idąc w trapową stronę, proszę bardzo. Najnowsza płyta i kilka pierwszych z brzegu kawałków. Beethoven, Cielo Blue, Sophia Loren, każdy się wkręci, każdy wywoła skręt tułowia na parkiecie. Dorobek z Rojsta, Oczko w głowie, ostatnio wydany, a znany z koncertów Cudzysłów: przestrzeń i przepaść ogromna, a wszystko wypada równie dobrze, bez zbędnego stopniowania. Na eurowizyjne salony wjedzie równie pewnie, co na banię.
Sobel: Operacja Dominacja
Czy gigant ery streamingowej miałby ochotę wziąć udział w Eurowizji? No cóż, nie byłoby łatwo go na to namówić. Tylko że jak tak dalej pójdzie, to facet osiągnie wszystko w naszym kraju, jeśli chodzi o zasięgi. A przecież jest dopiero na początku kariery i najpewniej będzie musiał niebawem wyznaczyć sobie kolejne, niekoniecznie związane z Polską cele. Udany, charakterystyczny udział we wspomnianym konkursie mógłby być dla niego nowym otwarciem. Nawet jeśli nie skierowałyby się na niego oczy całego świata, to sporo zagranicznych słuchaczy miałoby już go na uchu.
O jego hybrydowym podejściu do materii muzycznej, tym bezstratnym przemykaniu się gatunków, napisano już tyle, że nie ma sensu mnożyć bytów. Warto za to zwrócić uwagę na zaplecze, jakim dysponuje. Gdyby nie ono, najprawdopodobniej dużo dłużej odbijałby mu się czkawką tzw. Sobel-gate, a i po prostu ta szeroko zakrojona działalność nie rozwijałaby się aż tak harmonijnie. Gdyby zgłosił akces, sprawdzony sztab ludzi pomógłby mu w tym, żeby miszmasz stylistyczny i anglojęzyczny (choć może polski, któż wie) tekst złożyły się w upartego, lecz nienachalnego earworma. Jak głosi niejednoznaczny klasyk lekkich brzmień: to musi wyjść, musi. (Krzysztof Nowak)
Sobel – Pull Up
RAU PERFORMANCE: dać rytm, pozostawić wrażenie
Tak, tak, oczywiście. Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że ta kandydatura jest najmniej spodziewaną w naszym tekście. Jeśli jednak człowiek miał do czynienia z tą postacią i jej muzyką to raczej nie uzna, że to pomysł kompletnie od czapy. RAU ma predyspozycje ku temu, by z underdoga przeistoczyć się w czarnego konia, bo łączy w sobie to, co ma prawo chwycić zagranicznego odbiorcę takiego wydarzenia.
Abstrahując od tego, czy ktoś lubi jego twórczości, czy też może nie, ten eklektyczny lot może zadziałać także bez rodzimego kontekstu. Owszem, najczęściej celem podróży jest dla niego skomplikowany treściowo i formalnie numer, który wymaga i skupienia, i zaplecza kulturowego, ale właśnie – najczęściej. Dawny reprezentant Alkopoligamii, jedyny w swoim rodzaju oryginał, zdążył już udowodnić, że dzięki rozwiniętej świadomości twórczej może pisać i komponować lekkie, zaraźliwe i komunikatywne utwory. Gdyby jego nieoczywisty pulsujący rytm i kojarzenie poważnego z niepoważnym wesprzeć sprawnym tekstem w języku angielskim, byłby hit z dużym zasięgiem. A jak nie to powpadałyby punkty za promowanie lokalności za pomocą performance’u, wierzę. (Krzysztof Nowak)
RAU PERFORMANCE – AEROBIC RODEO
Young Leosia na Eurowizji? Właściwie… dlaczego by nie? Popularny konkurs stoi nie tylko popem i balladami, co potwierdza każda kolejna edycja. Hip-hop spokojnie mógłby zapewnić Polsce zwycięstwo – nie wierzycie? No to się przekonajcie. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka […]
ZOBACZ: Young Leosia – Hulanki Tour, Kraków – fotorelacja
Obserwuj nas na instagramie: