Materiały prasowe

Krzysztof w piątek: metamorfozy Tymka, czyli bycie w blasku fleszy i na uboczu


12 listopada 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Tymek robi sporo, by zerwać z siebie łatkę gościa nagrywającego tylko zaraźliwe hity. Ta kariera nie znajduje punktu odniesienia w Polsce.

Kontrowersja na usługach kariery

Ostatnie tygodnie przyniosły co najmniej dwa ciekawe wydarzenia związane z Tymkiem, jednym z najpopularniejszych i zarazem najbardziej enigmatycznych raperów w kraju. Przede wszystkim mająca zaledwie cztery przystanki trasa koncertowa Autumn Tour, która wydarzy się w grudniu, jest promowana dwoma zdjęciami artysty. Na pierwszym stoi on nago, ze wzrokiem wbitym w ziemię, zaś na drugim spogląda na nas w różowej bieliźnie i fantazyjnych butach, a na głowie ma kucyki. Zatrzymajmy się na moment przy fotografii z większą liczbą elementów garderoby. Ubiór nawiązujący do stylistyki bubblegum spotkał się nawet nie z licznymi głosami oburzenia, a wprost nawałnicą inwektyw. To niestety zupełnie nie dziwi.

Raz jeszcze dostaliśmy dowód na to, że wielu słuchaczy polskiego rapu nie rozumie znaczenia nieoczywistej kreacji artystycznej na konkurencyjnym rynku, a do tego wciąż tkwi w przekonaniach, które można podsumować krótkim: hehe, chłop przebrany za babę, obrzydliwe i nienormalne. Pomijam nawet fakt, że strój stworzyła stawiająca na upcykling marka Holy Spells, więc mamy tu do czynienia z czymś większym niż tylko skupieniem uwagi na najbliższych występach. Ale żeby to wiedzieć… Cóż, trzeba poczytać, a nie spojrzeć na fotki i raptownie chwycić za klawiaturę.

Ci, którzy w niewybrednych słowach komentowali ruchy wizerunkowe opolanina, mogli się ucieszyć pod koniec października. W trakcie krótkiego, prowadzonego z Meksyku live’a Tymek dał pole do myślenia, że niebawem porzuci muzykę na rzecz aktorstwa. Ewentualna radość nieprzychylnych jest jednak przedwczesna. Trudno bowiem znaleźć w środowisku drugiego człowieka, który budowałby swoją pozycję za pomocą tak przemyślanych odnóg stylistycznych. Tu nic się nie kończy – wszystko dopiero się zaczyna.

Tymek – Pleasure

Na językach po Języku

O nagłych wybuchach karier w ostatnich latach polskiego rapu wspominałem chociażby w tym miejscu. To, co stało się udziałem Tymka, jest jednak zupełnie inną historią. Mamy tutaj do czynienia z gotowym materiałem na ckliwy, hollywoodzki film, co mówię bez cienia złości czy ironii. Do 22. roku życia nagrał kilka nielegali, które nie odbiły się szerszym echem w branży. W wieku 23 lat wypuścił krążek JestemTymek, który sygnalizował jego muzykalność i predyspozycje wokalne, lecz pozostał dosyć niszowym wydawnictwem. Gościnny występ u Pokahontaz rzucił na rapera trochę światła, ale niezbyt mocnego. Nawet wśród uczestników szóstej edycji akcji Młode Wilki portalu Popkiller był tym nieco słabiej kojarzonym. A potem, będąc 24-latkiem, ni z tego, ni z owego jednym singlem rzucił na kolana serwisy streamingowe i rozgłośnie radiowe.

Lot, w który udał się za sprawą kawałka Język ciała z października 2018, był już zajawiany na albumie Sono. Mowa jednak o wydawnictwie proponującym dużo więcej rozwiązań, bez premierowania któregokolwiek. Szybkie i sprawne podłączenie się pod rosyjskie skoczne brzmienia okazało się strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o robienie szumu wokół siebie i twórczości. Bez dwóch zdań: to jeden z tych około-rapowych utworów, o których najczęściej dyskutowano w sieci w dziejach polskiej realizacji gatunku. Jego sukces przyniósł tylko skrajne opinie. Jedni mówili, że ktoś tu upił się różowym winem i jest odtwórczy, drudzy – że wreszcie ktoś czuje trendy, a przeszczepiając je, pozostaje naturalny i charakterystyczny. A twarde dane? Te grają w jednej drużynie z autorem. Patrzący na wschód przebój zdobył podwójną platynę, za to klip, który mu towarzyszy, zaraz będzie mieć na koncie 150 milionów wyświetleń w serwisie YouTube. Historia napisała się na naszych oczach, nie ma w tym przesady.

Przeczytaj także inne felietony cyklu: sprawa Sobla, koniec Quebonafide oraz kariera Sebastiana Fabijańskiego

Tymek, jak wiadomo, nie został one-hit-wonderem. Stało się tak m.in. dlatego, że popularność numeru przekonała go do stworzenia tematycznej płyty. Jej główną cechą miała być skuteczność w dotarciu do słuchaczy szukających głównie rozrywki. I to się udało. Dzięki Klubowym z 2019 roku rozgościł się w ścisłym mainstreamie i kilkoma ruchami zadbał o to, by z niego nie wypaść. Wciąż uważam album FIT z 2020 za (poza dwoma, trzema utworami) mało interesujący, lecz nie mogę odmówić gospodarzowi pomyślunku w łączeniu chęci poszerzania fanbase’u z chęcią nagrywania ze swoimi ziomkami.

Tu dochodzimy do całkiem ważnego spostrzeżenia dotyczącego Tymka-mainstreamowca. Najpewniej żaden artysta nigdy się do tego publicznie nie przyzna, ale wielu z nich celowo działa w myśl zasady: Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Sądzę, że tak właśnie postępuje bohater tego tekstu, o czym więcej w następnej części. Na razie odsyłam was do kawałka Marylin Monroe z płyty Popularne, zresztą bardzo udanej. Praktycznie każda linijka podsumowuje zdanie twórcy na temat bycia w głównym nurcie, zdradza świadome granie w rytm jego reguł. Podbijanie list przebojów zdaje się być u niego środkiem, nie celem. Do tego drugiego zmierza pomału, bocznymi dróżkami, gdy – tak na oko – 95% odbiorców nadal obserwuje tylko ekspresówkę, którą przeciął Polskę.

Tymek – Język ciała ft. Big Scythe

Tylko dla twoich uszu

By odkryć tajniki podejścia Tymka, nie trzeba nawet głęboko kopać (chociaż warto to zrobić, by nabrały one jeszcze wyraźniejszych kształtów). Patrząc całościowo na jego rozwój artystyczny, dużo ważniejsze od hitowych krążków stają się te niszowe. Niszowe, dodajmy, jeśli chodzi o sznyt, bo przecież część utworów, które się na nich znajdują, też kręci niezłe liczby. Mimo ledwie siedmiu kawałków, vestige to bodaj najbardziej eklektyczny materiał wspomnianego. Mamy tu alt-pop, klasyczny, huczący rap, odświeżony, mniej chwytliwy trap oraz akustyczną balladę.

Tej ostatniej wypada poświęcić więcej miejsca. Chodzi o Język ciała 2020 w interpretacji Pawbeatsa. Ten numer, podobnie jak Rainman w cyklu Garaż, puszcza oko do odbiorcy. Owszem, można byłoby potraktować oba jako ciekawostki dla fanów, lecz szczególnie nowa wersja największego hitu sugeruje coś ważnego. W połączeniu ze stylem kompozycji, dodanie do tytułu roku wydania zyskuje rangę wydarzenia. Wygląda to na wskazanie odbiorcom pożądanego kierunku artystycznego nie tyle przez odcięcie się od tego, co okazało się windą na szczyt, ile głośne powiedzenie ludziom, że właśnie – to była tylko winda. Spełniła swoją funkcję i tyle, a prawdziwe życie muzyczne było, jest i ma być gdzie indziej.

Oczywistą manifestacją jest płyta Piacevole. Nie dość, że Tymek nagrał ją z favstem, producentem wywodzącym się z kręgów innych niż hip-hopowe, to jeszcze odważnie zmienił proporcje śpiewania i rapowania na korzyść tego pierwszego, pozwalając wszystkiemu niespiesznie płynąć. Dało to najlepsze wydawnictwo w karierze. Obraz dopełnia działania pod pseudonimami katy m oraz Seven Phoenix. Skalę przegapienia kawałków wypuszczanych z pomocą alter ego pokazuje fakt, iż nawet Skip, niegdyś nagrywający z raperem-piosenkarzem, nie miał o nich pojęcia, o czym mówił mi w tej rozmowie. Jeśli i wy dotąd ich nie znaliście (przecież nie są promowane), to polecam nadrobić zaległości. W tych mini laboratoriach testowane są śmielsze pomysły formalne, które za moment mogą stać się budulcem tego czy innego albumu. To bezpieczne przestrzenie, w których warsztatowy rozwój przebiega spokojniej, bez ciągłego podglądactwa uskutecznianego przez masy. Nawet pisanie jest barwniejsze niż zazwyczaj, a to w nim ma największe rezerwy.

Seven Phoenix, Frank Leen – WSZYSTKO OK ft. Szczyl

Być tu czy żyć tam?

Położenie, w którym najprawdopodobniej znalazł się już dobre trzy lata temu Tymek, mogłoby zostać uznane przez wielu za niekomfortowe. Wydaje się, że sam zainteresowany wie, iż musi dostarczać kolejne niezobowiązujące, robiące wyniki kawałki. To pozwoli mu realizować się artystycznie i z czasem wcielić w życie, na większą skalę, te mniej zasięgowe wizje. To nie kariera z rozsądku, ale z tymże rozsądkiem ma wiele wspólnego. W tym przypadku kalkulacja powinna nieszczególnie razić. Stoi za nią większy plan, który potrzebuje większego sejfu, a nie większy sejf, który chce się rozrastać dla samego rozrastania.

Warto zaznaczyć, że niedawne oskarżenia Fonciaka dotyczące podkradzenia szerszego pomysłu na kawałek powinny zostać wyjaśnione publicznie, bo brzmią bardzo poważnie. I tu znowu wracamy do ewentualnej radości tych, którzy gorzej mu życzą. Jak zapowiadał tu i ówdzie sam artysta, w przyszłym roku pojawi się 10 klubowych, szeroko adresowanych tracków. Co więcej, zaznaczył także, mimo wcześniejszych niejasnych komunikatów, że ogólnie nie ma zamiaru porzucać rapu. Trudno więc przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie album Odrodzenie, również planowany na 2022. Słowne pochwały i liczbowy odbiór utworów, które łączą twórcze zajawki, czyli Oczko w głowie oraz Ostatni, sugerują wydanie hybrydowego, bardziej piosenkowego materiału. Czy tak istotnie się stanie? Zostawiam was i siebie z tym pytaniem. Czas pokaże.

Tymek, Brodka, Urbanski – Ostatni

Tymek robi sporo, by zerwać z siebie łatkę gościa nagrywającego tylko zaraźliwe hity. Ta kariera nie znajduje punktu odniesienia w Polsce. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Kontrowersja na usługach […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →