„Pieśni Współczesne”, czyli tradycja na piedestale nie patrzy z góry [relacja]
Obserwuj nas na instagramie:
Pieśni Współczesne to niezwykły album, który naturalnie domagał się niezwykłych koncertów, adekwatnych do jego rangi i powagi. Miuosh oraz Zespół Pieśni i Tańca Śląsk najpierw stworzyli przepiękną płytę, a później na scenie dzięki tradycji stworzyli historię.
Miuosh i Zespół Śląsk. Ich nie dotyczy próba czasu
Nie było dotąd takiego albumu. Miuosh był pierwszy. Już sam koncept tej płyty wydawał się przedsięwzięciem – ogrom ludzi w niego zaangażowanych, ogrom pracy, ogrom wysiłku włożonego w to, by każde jej ogniwo idealnie do siebie pasowało. Artysta wspiął się przy tym na wyżyny swych możliwości, komponując utwory czerpiące z tradycji, a jednocześnie bliskie teraźniejszości. Każda z Pieśni jest unikatową historią. Każda jest skarbem. Nade wszystko każda z nich została komuś przeznaczona.
Koncert Pieśni Współczesnych okazał się drugim ucieleśnieniem tegoż wydawnictwa. Czymś jeszcze bardziej namacalnym niż płyta, czymś większym, czymś doskonalszym. Tak sobie myślę, że gdyby przyszło mi skrótowo zdefiniować pojęcie piękna, zawrzeć je w krótkie frazie, paru tylko słowach – to Pieśni Współczesne byłyby jego godnym obrazem.
Wspólnie z redaktorką prowadzącą dział POP, Weroniką Szymańską, porozmawiałyśmy o koncercie Miuosha oraz Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk, który odbył się w ostatnią niedzielę w Poznaniu. Byłyśmy wyjątkowo zgodne -doświadczenie takiego wydarzenia to przywilej.
Pieśń Pierwsza (MIUOSH x ZESPÓŁ ŚLĄSK – Pieśni Współczesne, Smolik)
Weronika Szymańska: Powiem Ci szczerze, że w ostatnich dniach czułam jakiś spadek wiary w to, co robię. Wiesz, pisanie o muzyce, kiedy wokół wybuchają bomby… Jakoś mi się to zaczęło gryźć i zastanawiałam się, czy całe to strojenie się i wychodzenie na koncert wobec wydarzeń z ostatnich dni jest w ogóle czymś odpowiednim. Z drugiej strony, jak nigdy potrzebowałam właśnie tych najprostszych, najbardziej prozaicznych bodźców – wyjścia do ludzi, poczucia jakiejś wspólnoty, docenienia tego, że jeszcze możemy. Cieszę się, że to był akurat ten koncert, bo okazał się dla mnie katalizatorem wszystkich tych gromadzonych wewnątrz emocji. A jest ich ostatnio sporo…
Maja Kozłowska: Dużo wydarzyło się w ostatnich dniach. Też czułam napięcie, to przeradzało się w niechęć, właściwie do wszystkiego. Totalnie nie byłam w nastroju na ten koncert, nie miałam na niego ochoty, nie chciałam iść. Nie wiedziałam, jak odbić te negatywne emocje, które gdzieś tam jednak wibrowały i podsycały tę niesprzyjającą aurę. Początkowo bardzo trudno było mi zachować skupienie, a szczerze wierzę, że ono przy takim koncercie, takim przedsięwzięciu jak Pieśni Współczesne jest niezbędne do tego, by przeżyć je w pełni.
Weronika: A potem? Udało Ci się ostatecznie wynieść coś z tego koncertu?
Maja: Tak. Po pierwsze, szczery zachwyt nad Zespołem Pieśni i Tańca Śląsk. Oni byli gwiazdami tego wieczoru – chciałam, żeby nimi byli. I tak jak nie przejawiałam zainteresowania muzyką chóralną, tak to musiało się stać, żebym otworzyła się na kolejne, pogłębione doświadczanie. To będzie odrobinę cyniczne, lecz na koncerty z Pieśni Współczesnych ogrom ludzi wybiera się, łyknąwszy przynętę w postaci idola. Obojętnie, czy to Organek, czy Natalia Grosiak, czy Kwiat Jabłoni. Nazwisko stanowi wabik, lecz tej atmosfery od podstaw nie budowali przecież soliści.
Weronika: Mam te same przemyślenia. Soliści byli świetni – każdy z nich dołożył do całości tego wydarzenia cząstki swojej wrażliwości, które w kumulacji stworzyły coś niezwykłego, wielowymiarowego. Jednak żaden z tych solistów prawdopodobnie nie wywołałby we mnie właśnie tych emocji, które wywołał, gdyby nie orkiestra i chór stojące u podstawy tego projektu. Wielkie “WOW”. Dla mnie ten chór brzmiał jak jeden kolektywny, instrument. Oni nie byli głosem, byli brzmieniem.
Przeczytaj: Raz na milion lat. Recenzja płyty Miuosha i Zespołu Śląsk – Pieśni Współczesne
Przenika aż do kości. Efekt Pieśni Współczesnych
Maja: Format Pieśni Współczesnych został tak skonstruowany, żeby budził wrażenie. I budził: od partii instrumentalnych oraz chóralnych aż po występy gwiazd. Z tym że ten zachwyt nie był zależny od samej obecności orkiestry, od pompy, od elegancji. Ten stan to czysta implikacja tworzenia sztuki na podstawach, które nie są już kulturą popularną, tylko tradycją. I to robiło piorunujący efekt. Ciary na całym ciele.
Weronika: Dokładnie tak. Pomyślałam sobie po tym koncercie, że Miuosh z Zespołem Pieśni i Tańca Śląsk wykorzystali mój zapas ciarek na najbliższy czas. Fajnie, że takie projekty powstają. To budujące i przynoszące wiele pozytywów dla każdej ze stron. Wykorzystanie popularnych i lubianych nazwisk pozwala na szerzenie kultury tradycyjnej i podtrzymywanie świadomości jej istnienia wśród młodszych pokoleń, a nawet przekonywanie ich na zasadzie: “Hej, skoro już tu przyszedłeś, to zobacz, etniczność też może być cool i może ci się spodobać”. Z drugiej strony właśnie takie projekty pozwalają pokazać się tym znanym i lubianym z zupełnie innej strony, daje im przestrzeń do zaprezentowania czegoś, czego na solowej scenie być może nigdy by nie zrobili. Z kolei nam, odbiorcom, dostarcza nowych wrażeń i zupełnie innych bodźców niż te, które znamy z solowych tras tych artystów. Pozawalają zachwycić się muzyką na żywo na nowo.
Kwiat Jabłoni – Zmierzch (MIUOSH x ZESPÓŁ ŚLĄSK – Pieśni Współczesne)
Maja: Totalnie się z tobą zgadzam. Ta płyta, te koncerty uzmysławiają mi, jak dużą moc sprawczą i jak dużą potęgę ma muzyka. Tak po prostu. To może brzmieć górnolotnie, ale zero w tym przesady. Otoczka, owszem, była tradycyjna, bardzo dumna, a przy tym zdumiewała swobodą i prostotą. Doświadczenie tego na własnej skórze odblokowało jakieś pierwotne instynkty i odczuwanie na poziomie: bez zastanowienia. Czasami tak się zdarza, że się w coś wsiąka. Przy Pieśniach Współczesnych tego nie poczułam, one zareagowały inaczej – absorbcją. Dość dziwną przyznam, bo działo się to falowo; stan neutralny na zmianę z nieoczekiwanym zderzeniem się z jakimś absolutnie szalonym ładunkiem uczuć, które wchłaniały się tak prędko, że już drugi z kolei utwór wywołał we mnie zawroty głowy. Niełatwo sprowokować takie fizyczne objawy.
Może jednak trochę o solistach – bo skoro jesteśmy zgodne, że Orkiestra i Zespół Pieśni i Tańca Śląsk podnieśli te koncerty do rangi wydarzenia, o którym będzie się mówić za dekadę, to warto dodać o wszystkich artystach, którzy wystąpili wraz z Miuoshem. Kto okazał się dla ciebie największym zaskoczeniem tego wydarzenia?
Weronika: Może zacznę od tego, że totalnie rozwaliła mnie Julia Pietrucha. Co prawda nie było w tym wykonie nic, czego bym się nie spodziewała, ale Celina to utwór, który od początku jest moim faworytem, jeśli chodzi o ten album. Ta kompozycja to istny wyciskacz łez, który dopełnia przeszywająca lodem, i to dosłownie, historia. Dobrze, że Julia śpiewała pod koniec, bo mogłabym się po tym nie pozbierać. A z zaskoczeń… Jakub Józef Orliński i Marcin Wyrostek! To było coś. Występ, który pomógł mi zrozumieć fenomen Marcina – to absolutny wirtuoz, który gdy tylko staje na scenie, scala się ze swoim instrumentem i wraz z akordeonem tworzy jeden spójny organizm. A Jakub… Gość, który wygląda jak chłopak z bloków, podnosi mikrofon do twarzy, otwiera usta i wyciąga takie rejestry, że mój mozg miał spory problem, aby połączyć wizję z fonią. Niebywałe… Jeszcze ta monumentalna Pieśń. Miałam autentyczne ciary, od stóp do samego czubka głowy.
Polskie i piękne. Historia i teraźniejszość
Maja: Ja chciałabym powiedzieć o wszystkich, bo jak już się zgodziłyśmy, ten monument ma swoje podstawy. Każde kolejne wykonanie rosło. To było jak potęgowanie, ta sama wartość, ale wciąż podnoszona, większa. Choć były to solowe numery, coś każe traktować mi je jako wspólne i nie jest to wcale nadrzędność albumu wobec utworów. Po Natalii Grosiak, która występowała jako druga spośród gości, myślałam, że to już jest to. Że Pieśni Współczesne są kwintesencją tego przejęcia, skupienia, szczerości. Błąd zrozumiałam prędko, wraz z tym, kiedy na scenę weszła Bela Komoszyńska. Zadrwiła ze mnie – nie wiem, jak mogłam sobie pomyśleć, że to już wszystko. Marcin Wyrostek z akordeonem faktycznie wyczyniał cuda. Nie takie jarmarczne, odpustowe – jedyne, co z takowymi miały wspólnego to to, że czuło się potrzebę sycenia nimi oczu, ciągle i ciągle. Nie dało się, naprawdę nie dało się oderwać od niego wzroku. Duet, pozwolę sobie nazwać to duetem – z Jakubem Józefem Orlińskim wyżął mnie z energii; tutaj, w tym momencie wzruszenie wzięło górę. Co było też szczególnie piękne – każdy z tych artystów w stu procentach był sobą. Ralph wydusił ze mnie łzy, na króla gapiłam się, tak, gapiłam – jak zaczarowana. Dziwaczny jakby był u siebie. Justyna Święs przepięknie zagrała z Korą. Mamy w Polsce wybitnych artystów.
Weronika: Nie zapominajmy o najmłodszym soliście tego wieczoru – Poznaniaku, Franku Trojanowskim, który otworzył koncert swoim niebywałym wokalem. Zapamiętajcie to nazwisko już teraz! Warto też wspomnieć o niespodziewanym występie WalusiaKraksyKryzys, który przejął Pieśń Organka i z całą tą naturalną dla siebie nonszalancją świetnie wpasował się w chóralny klimat. Igor Herbut jak to Igor. Niezmiennie wpadam w zachwyt nad jego wyjątkową wrażliwością i tak pięknym przekładaniem jej na dźwięki. Klasycznie dla siebie ponownie rozwalił moją emocjonalność na mikroelementy. No i Mateusz Konieczny, który u boku Natalii Grosiak wprowadził tak magiczny klimat, że już któryś raz z rzędu ścisnęło mi serducho. A w tym wszystkim oczywiście Miuosh, który scenę przejął dopiero na bis, jednak przez cały ten spektakl był łącznikiem pomiędzy każdym z tych solowych aktów. Kimś w rodzaju czuwającego, dobrego ducha. Swoją drogą – spektakl to dla mnie idealne określenie tego, co wydarzyło się podczas tego wieczoru. Mam wrażenie, że w kontekście koncertów często nadużywamy tego wyrazu, ale jeśli coś w muzyce miałoby być spektaklem, to właśnie takie wydarzenia jak Pieśni Współczesne.
Maja: Miuosh zamknął koncert najlepiej, jak tylko mógł to zrobić i całkowicie zasłużenie oszczędził się na koniec. Pieśni Współczesne rzeczywiście nosiły znamiona spektaklu, aczkolwiek pozostałabym przy nazywaniu go tylko lub aż wydarzeniem. Takim, które ma miejsce raz na milion lat.
Pieśni Współczesne to niezwykły album, który naturalnie domagał się niezwykłych koncertów, adekwatnych do jego rangi i powagi. Miuosh oraz Zespół Pieśni i Tańca Śląsk najpierw stworzyli przepiękną płytę, a później na scenie dzięki tradycji stworzyli historię. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i […]
ZOBACZ: Miuosh x Zespół Śląsk – Pieśni Współczesne, Poznań [fotorelacja]
Obserwuj nas na instagramie: