fot. Piotr Porębski

Ani rockowa, ani popowa. Awangardowa Daria Zawiałow na nowym albumie “Wojny i Noce” – recenzja


11 czerwca 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Nowy album Darii Zawiałow to zdecydowanie jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Wojny i Noce właśnie ujrzały światło dzienne i przyniosły więcej zaskoczeń, niż można się było spodziewać.

Wojny i Noce – nowy album Darii Zawiałow już jest!

Tytuł tego albumu wskazuje raczej na odsłuch nocny, który być może i dodałby temu obrzędowi nieco więcej klimatycznego nastroju. Ja jednak zdecydowałam się na odsłuch Wojen i Nocy w towarzystwie nie najdelikatniejszego południowego Słońca, wedle zasady – jak coś jest dobre, to obroni się w każdych warunkach. No i dość szybko przestałam zwracać na pojawiające się w ekspresowym tempie krople potu na mojej twarzy (a upałów szczerze nie lubię), zatapiając się w muzycznym uniwersum, jakie na swoim nowym albumie stworzyła Daria Zawiałow.

Choć przypisywanie sukcesu tego albumu tylko jednej osobie jest przejawem sporego zaniedbania i ignorancji, ale do tego jeszcze dojdziemy. Tymczasem, zahaczmy jeszcze na chwilę o genezę. Dosłownie na moment, bo jeśli chodzi o Darię Zawiałow, to raczej nie trzeba tu wiele przedstawiać. Artystka w muzycznej topce polskiej sceny była przecież jeszcze zanim wydała swój debiutancki album A kysz!

Daria Zawiałow Wojny i Noce recenzja
Daria Zawiałow, fot. Piotr Porębski

Daria Zawiałow – sukces goni sukces

Helsinkami z 2019 roku absolutnie rozbiła bank i wprowadziła sporo chaosu do naszego ułożonego, od lat spokojnie działającego według utartych schematów rynku muzycznego. Nagle okazało się, że alternatywna wokalistka może mieć hita, a nawet hity, może okupować listy przebojów najbardziej popularnych, komercyjnych stacji radiowych, może wyprzedawać największe kluby w Polsce i zagrać na największych scenach festiwalowych w tym kraju, gromadząc pod nimi dodatkowo setki tysięcy fanów, śpiewających razem z nią każdy jeden wers z setlisty.

Daria namieszała, nie ma co. I chyba niewiele osób spodziewało się, że po takim sukcesie można jeszcze więcej. “Potrzymaj mi Fryderyka” – powiedziała na to Daria i wydała trzeci album w swojej dyskografii, na którym skręciła w tak dziwną stronę, której gatunkowego określania nawet nie zamierzam się podejmować. Nie mam pojęcia, czy to jest wciąż alternatywa, czy już pop, totalny mainstream, a może zupełna nisza. Nie wiem i nie obchodzi mnie to w momencie, kiedy płyta jest po prostu dobra i wwierca się w głowę z każdym kolejnym utworem. Niech się martwią o to w Empikach. Ale to w sumie dobry punkt zaczepienia do zrobienia małego, muzycznego rachunku sumienia.

Daria Zawiałow, Dawid Podsiadło – Za krótki sen

Daria Zawiałow jako bohaterka japońskiego anime

Chciało się przecież, żeby Daria była drugą Korą i wskrzesiła ten dogorywający już archetyp polskiej muzyki rockowej. Zwłaszcza, że ma do tego predyspozycje, jak mało kto. Jej dotychczasowe koncerty buchały, co prawda wciąż nieco tłamszoną, ale zdecydowanie rock’n’rollową energią i aż się prosiło, żeby w to bardziej pójść i popuścić te powściągane hamulce. Ale nie. Daria, jak to Daria – zawsze pod prąd. Zagrała nam na nosie wymyślając siebie na nowo, jako bohaterkę japońskiego anime. Totalny mainstream, kicz i zaprzepaszczony potencjał (*) – pomyślał pewnie niejeden fan artystki.

Mnie ten świat anime też zupełnie nie wciągnął, ale prawda jest taka, że on mnie nigdy nie wciągał. Nigdy nie byłam fanką japońskich kreskówek, nie zbierałam tych wszystkich Beyblade’ów, tazosów, kart Yu-Gi-Oh, czy Duel Masters, którymi jarały się dzieciaki na podwórku. Do dziś nie wiem co to Dragon Ball, a Spirited Away: W krainie bogów obejrzałam zainspirowana singlem Kaonashi, ale w ogóle się w tej estetyce nie odnalazłam. I nawet nie wiem, czy przy okazji nie pomieszałam teraz wątków.

Daria Zawiałow – Kaonahsi

W każdym razie, japońska popkultura, to po prostu nie moja stylistyka i nawet stworzone przez Darię muzyczne uniwersum w klimacie dalekiego wschodu mnie do niej nie przekonało. Ale wiem, że są ludzie, którzy absolutnie się w tym odnajdują. Wyniki wszystkich ostatnich singli Darii, które przyjęły się bardzo dobrze, mówią zresztą same za siebie, choć mnie z nich wszystkich najbardziej poruszyła dopiero elektryzująca Żółta Taksówka. Wtedy już wiedziałam, że Wojny i Noce z pewnością nie będą oczywistym albumem.

Kończąc ten wątek anime, choć właściwie nie sposób go zamknąć mówiąc o tym albumie, skoro kultura japońska przenika go raz po raz – mnie cała ta otoczka nie przekonała, niemniej oddaję Darii totalny szacunek za kreatywność i spójność całego projektu, co z pewnością wycisnęło siódme poty z pracujących przy nim osób. Potwierdza to zresztą, będący wisienką na torcie w tej kwestii, robiący wrażenie teledysk do tytułowego utworu Wojny i Noce.

Daria Zawiałow – Wojny i Noce

Wojny i Noce – album na granicy

Całe szczęście japońska stylistyka, którą przy promocji tego albumu posługuje się Daria Zawiałow w żaden sposób nie przeszkodziła mi w jego odbiorze. Wróćmy więc do tego, co najważniejsze, czyli do muzyki. Po odsłuchu Wojen i Nocy, nazwałam sobie ten album roboczo – albumem pomiędzy. Dlatego, że jego zawartość balansuje na wszelkich możliwych granicach, jakie istnieją w muzyce. Granicy popu i rocka, mainstreamu i alternatywy, nowoczesnego brzmienia i ejtisowych inspiracji, aż w końcu – lokalnej liryki w tekstach i światowej produkcji.

I skoro już tu dotarliśmy, to ogromne brawa należą się w tym miejscu Michałowi Kushowi, producentowi, w głównej mierze odpowiedzialnemu za brzmienie tego albumu, któremu udało się ująć w nim zarówno klasykę i dostojność Maanamu (Oczy – Polaroidy), surowość nowej fali Republiki, zmieszaną z ladypankową gitarą (Flower Night), elektroniczne wariacje rodem z Daft Punk (Metropolis), a do tego wszystkiego wyciągnął esencję charakterystycznego dla ukochanego w Polsce Modern Talking disco lat 80, (Serce). Co więcej, nic mu się po drodze nie rozleciało, wręcz przeciwnie – całość brzmi niezwykle spójnie, a odmienne stylistyki płynnie się przeplatają, tworząc nie raz wrażenie, jakby właśnie powstał na tym albumie jakiś zupełnie nowy, awangardowy gatunek. Michał Kush wzniósł się tutaj na absolutne wyżyny producenckie.

Z kolei sama Daria, którą wydawało się, że przecież bardzo dobrze znamy po dwóch dotychczasowych wydawnictwach, odkrywa na Wojnach i Nocach swoje zupełnie nowe oblicza, chociażby we wspomnianym Metropolis, gdzie możemy usłyszeć jej raperskie skille. A jeśli dotychczas ktoś myślał o Darii, jako o godnej następczyni Kory, to charakterystyczny sposób frazowania w otwierających Wojny i Noce Oczach – Polaroidach jest absolutnym ukoronowaniem tej tezy.

Daria Zawiałow Wojny i Noce recenzja
Daria Zawiałow, fot. Piotr Porębski

Daria Zawiałow podnosi własną poprzeczkę

Mamy chyba zatem poważnego pretendenta do płyty roku, którą jeszcze długo trudno będzie przebić. Duet Daria Zawiałow-Michał Kush, wspierany przez gitarzystę Piotrka “Rubensa” Rubika ponownie podnosi poprzeczkę, na którą składa się produkcja na światowym poziomie, nowatorskie podejście do zabawy brzmieniem, niesztampowe łączenie często odległych gatunków, absolutna oryginalność (czegoś takiego na polskim rynku z pewnością jeszcze nie było!) i otwarte głowy twórców tego materiału, co potwierdza tylko wypowiedź samej Darii, którą znalazłam w informacji prasowej:

Nie jestem w stanie powiedzieć, że teraz już wiem, czego chcę i co będę robić w przyszłości. Nie wiem, gdzie będę przy kolejnej płycie. Może stwierdzę, że pójdę w wokalistykę jazzową? (śmiech) Kto wie. Na ten moment czuję właśnie tak, jak to słychać na nowej płycie. Na pewno cały czas mam rockową duszę – ona nie zniknęła. (…) Muzyka ciągle ewoluuje i dziś jest mnóstwo fajnych, współczesnych brzmień, którymi można się bawić. Jestem na to bardzo otwarta.

Wszyscy chcieli mieć Darię rockową albo przynajmniej wciąż alternatywną, ale jakie byłoby w tym zaskoczenie? Może, co najwyżej, chwilowe połechtanie swojego wewnętrnego, małego dziecka, które krzyczy: “ja chcę!”. Daria na nowym albumie poszła po swoje, zupełnie na przekór wszelkim oczekiwaniom, pewnie po drodze sporo ryzykując i może ostatecznie dobrze zrobiła. Zresztą, “niesłuchanie wszystkich wokół” to jej drugie imię i do tej pory zawsze jej się opłacało. Chyba nie warto zatem zmieniać czegoś, co działa.


Daria Zawiałow – Wojny i Noce, posłuchaj albumu:

Nowy album Darii Zawiałow to zdecydowanie jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Wojny i Noce właśnie ujrzały światło dzienne i przyniosły więcej zaskoczeń, niż można się było spodziewać. Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →