kadr z teledysku „Cinkciarz"

Uliczny rap znowu ma mi coś do zaoferowania [opinia]


26 marca 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Po dość długim okresie fascynacji uliczny rap przestał być dla mnie interesujący. Rynek wyewoluował, a wspomniany odłam razem z nim. Dziś ponownie spoglądam w tamte rejony z zaciekawieniem.

Czym właściwie jest uliczny rap?

Termin “uliczny rap” jest problematyczny. Nie dlatego, co się za nim kryje, a z czysto etymologicznej kwestii. Kiedy zza Oceanu do Polski trafiła subkultura hip-hopowa, wokół panowała bieda, a rodakom dalej bardziej po drodze było pójść na targ z rozłożonymi łóżkami polowymi niż wybrać się do galerii handlowej. Warto mieć na względzie, że kapitalizm w Polsce dopiero wchodził w fazę raczkowania.

Stąd też pierwsi hip-hopowcy nad Wisłą otrzymali miano “uliczników”. Chłopaki z bloków, gdzie się nie przelewa, opowiadają o trudach życia codziennego – rozumiem. Przez bez mała dwie dekady narracja jakoby rap (bądź hip-hop, zależy jaki stan wiedzy posiadał wypowiadający się) traktował wyłącznie o dorastaniu na dzielnicy, a czynnikiem wartościującym lub deprecjonującym dany utwór była zawartość przekazu. Czas jednak, by w końcu zacząć walkę o to, by przestać używać zbitki “uliczny rap”.

Zobacz: Oxon i Kojot, czyli kolejne wzruszenie ramionami. Dlaczego nie słuchamy już technicznego rapu? [opinia]

Wystarczy zajrzeć do pierwszego z brzegu źródła, by dowiedzieć się, że cała kultura powstała między blokowiskami. Siłą rzeczy więc cały gatunek możemy uznać za “uliczny”. Choć z przyjęciem tego faktu (a raczej jego interpretacją) część słuchaczy dalej ma problem, polscy raperzy starają się nieść kaganek oświaty od dłuższego czasu. Członkowie białostockiej Fabuły już w 2011 roku podczas wywiadu dla Popkillera optowali, by wspomniany wyżej epitet zredefiniować. Głos w tej sprawie zabrał także Włodi, który w 2020 podczas rozmowy z Karoliną Brodowską i Mikołajem Komarem dla kmag.pl jasno powiedział:

Po naszym debiucie powstały takie określenia jak „uliczny rap”, co jest swoją drogą absurdem, bo nie ma czegoś takiego jak „uliczny rap”. Jest rap, który zawsze był na ulicy.

W tym samym roku członka Molesty poparł Paluch w odniesieniu do słów, według których popchnął uliczny nurt do przodu. Czując się zobowiązany, by z tego tekstu wybrzmiała konsekwencja, zwrot “uliczny rap” wybrzmi jeszcze jeden raz. Dalej spróbujemy wypracować inne, bardziej odpowiednie określenie.

Molesta – Wiedziałem, że tak będzie

Uliczny rap był popularny…

… ale już nie jest. A przynajmniej nie tak bardzo, jak kiedyś. Jeszcze w 2013 roku Agata Pasek w tekście dla Meakultura pisała o dominacji rynku przez odłam rapu, który od teraz określać będę mianem prawilnego. Powoływała się na liczne Złote i Platynowe Płyty Rycha Pei, Chady, Hemp Gru, czy krakowskiej Firmy. Innymi słowy – Polacy czuli potrzebę, by poznać “prosto z ulicy wieści”. Cenili sobie autentyzm, coś na kształt reportażowości, a nierzadko slogany i moralizatorstwo. Nie bez powodu poklask znajdowały wersy pokroju Ucz się, pracuj ciężko dnia każdego / Trening czyni mistrzem, dużo w tym dobrego Wilka WDZ, czy Słońce w zenicie, powiew wiatru oto piękno / Bo niejedną chwilę piękną każdy z nas w sercu nosi / Trudy codziennego życia, problemy z klasą znosi / I ciesze się tym życiem, każdą jego wolną chwilą / Udowadniając debilom, że pieniądz żadną siłą reprezentanta Jeżyc.

Zobacz: Czym jest kobiecość w rapie? Na wykład zaprasza Ryfa Ri [opinia]

Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Pasek publikowała swój tekst, na świeczniku w szerszej świadomości playlisty zaczęły zasilać obrazoburcze dla niektórych trapy. Kiedy część “starej gwardii” i przyklaskująca jej młodzież (do której sam należałem) wygrażała pięściami w kierunku Tedego za Elliminati, coraz większa publika z zaciekawieniem zaczęła śledzić nowinki.

Z podziemia atakowali Alcomindz na przemian z SB Maffiją (w której zawitał już Quebonafide po zakończeniu działań w ramach Yochimu), a coraz więcej osób dowiadywało się, kim jest A$AP Rocky czy 2Chainz. Kolejne pokolenie słuchaczy, których ominęła podziemna golden era z Reno, Smarkiem, czy Dinalami, znalazła odskocznię od przytłaczających polskich blokowisk w lyricsach. Coraz więcej odbiorców skłaniało się bardziej ku VNM-owi nawijającemu Przekaz? Dość. Czemu tak im to okiełznać ciężko? / W rapsach chcieliby instrukcje do życia i przez to mylą przekaz z treścią niż Bonusowi z Mijam ludzi, widzę na ich twarzach kres / System z nich wypija życie jak wampir krew.

SB Maffija – JBMNT REMIX

To dla wszystkich naszych ludzi, którym ten rap się już znudził

Coraz wyraźniejsze wpływy traperów nie mogły zostać zignorowane przez środowisko. Nawet najwięksi ortodoksi zwężyli nogawki, a bity częściej korespondowały z najnowszymi trendami. Oczywiście nie był to proces błyskawiczny. Do tej pory możemy spotkać się z narracją, w której jedyny słuszny rap to schludnie przycięty sampel i prosta perkusja. Jednak co by nie mówić – coś się ruszyło.

W 2014 roku na rynku ukazał się Art Brut Mixtape PRO8L3M-u, który przedstawił prawilny rap w zupełnie innym odcieniu. Steez oparł brzmienie krążka na muzyce z lat 70. i 80. zeszłego tysiąclecia, Oskar wzbudził zachwyt charyzmą i sposobem składania linijek. Rok później polski rap musiał dźwignąć kolejną osobistość, która nie mieściła się w żadnych ramach – Rogala DDL. Próba zrozumienia specyficznej jazdy Rogala dla wielu zakończyła się fiaskiem, a mimo to Ebeebe dalej figuruje w niektórych kręgach jako klasyk. Wygrzewki składające się na wszystkie sześć krążków nie pozwalały zostać obojętnym na jego osobę. Dalej jednak mówimy o muzyce wówczas postrzeganej jako ciekawostkę, której nie uznawano za charakterystyczną dla danego nurtu.

Aby polskie blokowiska poznały, czym jest prawilny rap w nowoczesnym ujęciu, do głosu musieli dojść nawijacze, których nie dotknął poprzedni ustrój. Lub – precyzując – obce kultury wywarły większy wpływ na zainteresowanych. Rzecz jasna zmiennych jest więcej, jednak biorąc pod uwagę, jak długo na świeczniku byli twórcy o blisko dwie dekady starsi ode mnie, uznaję ten czynnik za pewnik. Choć wielu może polemizować, wpływ na kształt omawianego nurtu miał między innymi Szpaku. Zanim raper założył GUGU, wydawał muzykę pod szyldem wspomnianych wcześniej Alcomindz. W Młodym Simbie przyszły zawodnik BOR-u, choć nie stronił od autotune’a, charyzmatycznie kładł linijkę za linijką. Jest prawilnie, w wersach autor przestrzega przed dragami, a całość uzupełniona jest nieźle poskładanym braggadoccio. Zresztą korzenie autora DDZPPM słyszalne są do dziś.

Szpaku – OLDTALK

Jednym z zarzutów, którym wygodnie operować, kiedy brak realnego argumentu, jest wiarygodność. Bardzo łatwo zarzucić brak takowej, opierając się wyłącznie na obrazie wykreowanym w muzyce. I tutaj pojawia się Frosti. Nie spotkałem się jeszcze z opinią, według której stołeczny MC nie jest wiarygodny. Warszawiak skupił na sobie uwagę przy Midasie, jednak największe rzeczy dopiero przed nim. Przynajmniej tak można sądzić po ostatnich singlach. Frostmen bardzo łatwo łączy realtalkową nawijkę z chwytliwymi melodiami. Potrafi przenikać przez stylistyki, a lekkie seplenienie przekuł w charakterystyczny atut. Wspominając o Frostim nie sposób pominąć całej Spółki ZOO, która również stara się wypracować swoją markę.

Berson feat. Frosti – Co mi dasz

Swoją przynależność do bloków bardzo wyraźnie zaznaczał również Kabe na debiutanckim Albinosie. Zresztą w tytułowym singlu przyznaje, że “jest ulicą”. Raper wychowany we Francji skupił na sobie uwagę właśnie dzięki bezpretensjonalnej stylówce, podobnie jak Miszel. Drugi z reprezentantów QueQuality przez wielu uznawany jest za głównego przedstawiciela drillu w Polsce, co zdaje się nobilitujące i ograniczające w jednym. O wiele swobodniej w wyważaniu treści zdecydowanie czuje się ZetHa.

Reprezentant chillwagonu wielokrotnie udowodnił, jakim jest wszechstronnym raperem. Mimo że zarzucałem mu przy Bohaterach Podwórek małą wyrazistość całego projektu, tak nawijaczem jest bardzo dobrym. Z kolei Marcin Flint w swojej recenzji opisał go jako “rapera wyuczonego przez nową szkołę, ale budowanego według starych reguł – na umiejętnościach i autentyczności”. I właśnie taki jest ZetHa. Kielczanin świetnie czuje się w bangerach, równocześnie nie przeszkadza mu to, by rzucić kilka ostrych linijek, podzielić się refleksją. Wystarczy sięgnąć po Nie bierz (ze mnie przykładu) lub Szponty, by przekonać się na własnej skórze, co do zaoferawania ma Zeciak.

ZetHa – Szponty

Prawilnie, ale bez demonizacji

Żeby nie było nieporozumień – nie ma nic złego w tym, że ktoś szuka wartości w muzyce. Dopóki istnieją słuchacze, którzy chcą słuchać prawideł, dopóty dla takiej muzyki jest miejsce na i tak całkiem sporym rapowym podwórku. Jestem w stanie uwierzyć w historie o ludziach, którzy wyszli z nałogu, słuchając kolejnych nagrań Rycha, czy wychowali się na twórczości Dixonów. Nie bez przyczyny Białas w Prawdziwym Królu mówi: Wiem jak to jest, jak twój ulubiony raper zastępuje ci ojca. Rap od zarania służył między innymi do tego, by inspirować ludzi do działań. Można wręcz stwierdzić, że oddolne inicjatywy wpisały się w charakter całego gatunku.

Polski rynek nie wygląda też tak, że ludzie nie chcą słuchać prawilnego rapu w klasycznym wydaniu. Wciąż dużym zainteresowaniem cieszy się Kafar, chłopaki z Polskiej Wersji, czy Małach z Rufuzem. Wśród młodego pokolenia bardzo dobrze radzą sobie Intruz i Dedis, czy Dawid Obserwator ze Step Records. Wyniki TPS-a lub Nizioła może nie dorównują pod względem sprzedażowym choćby większości zawodników SBM Label, ale nie można uznać ich za niszę. Prawilny rap w bardziej klasycznym wydaniu cały czas ma się nieźle i nie zapowiada się na to, by ludzie mieli o nim zapomnieć.

Intruz feat. Dawid Obserwator, Daniel DYM KNF – Płoną Rafinerie

Nie zapominajmy o dobrej zabawie

Wielokrotnie w niniejszym tekście dotykałem istoty autentyczności. Doszukuję się w niej determinantu, dla którego odbiorcy chętnie sięgają po prawilny rap. Jednak cały mój wywód nie byłby kompletny, gdyby nie pojawiło się jedno zdanie. Mianowicie: muzyka może, a czasem nawet powinna służyć zabawie. W najnowszej goścince u Jana-rapowanie Kaz Bałagane nawija Rap jest o je*aniu szmat, było tak od zawsze. I ma rację. Pierwsze hip-hopowe imprezy miały na celu zapewnienie rozrywki m.in. poprzez przechwałki kolejnych MCs. Tak jest do dziś i na pewno tak będzie za kolejną dekadę. Wyglądając za przekazem nie zapomnijmy czasem odpiąć wrotek. Nawet przy mumble rapie czy głupkowatych bangerach.

Po dość długim okresie fascynacji uliczny rap przestał być dla mnie interesujący. Rynek wyewoluował, a wspomniany odłam razem z nim. Dziś ponownie spoglądam w tamte rejony z zaciekawieniem. Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →