fot. materiały prasowe

“Zbrodnie Przyszłości”: cielesne obsesje Cronenberga [recenzja]


04 sierpnia 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Zbrodnie przyszłości należały do najbardziej wyczekiwanych tytułów tego roku. Jak poradził sobie David Cronenberg po grubych latach kinowej posuchy? Sprawdź naszą recenzję!

Zbrodnie Przyszłości. Wielki powrót Cronenberga

Kim jesteśmy? Co nas kręci? Czy jesteśmy wyłącznie ciałem? A może czymś więcej? Czy istnieje związek między fizycznymi atrybutami a psychologicznym postrzeganiem tego, kim chcemy – a może nawet -boimy się być? Czy wraz z ewolucją Ziemi, którą ludzkość wciąż zanieczyszcza i niszczy, zmieniamy się my? Jeśli tak, to czy można powstrzymać te odchylenia od uspokajającej normy? Czy powinno się je powstrzymać? Czy może po prostu damy przyzwolenie na zachodzące zmiany i pozwolimy, by ewolucja toczyła się swoim torem?

Nie jestem przekonany, że są to pytania, które David Cronenberg zadaje w swoim najnowszym, atakującym zmysły, szalonym, graniczącym z nieopisanym filmem. Wiem jednak, że to kilka z pytań, które zadawałem sobie po cichu, wychodząc z kina ze Zbrodni Przyszłości, najnowszego dzieła Amerykanina.

"Zbrodnie Przyszłości": cielesne obsesje Cronenberga [recenzja]
Zbrodnie Przyszłości / fot. materiały prasowe

Ludzkość znajduje się na rozdrożu. Ciągły atak na zasoby i środowisko naturalne Ziemi spowodował ewolucję ludzkiego ciała. Zaczęło ono przyjmować syntetyczną rzeczywistość. W niektórych przypadkach ludzie sami generują organy wewnętrzne, które są unikalne dla każdej jednostki. Utalentowani artyści performance’u przyjęli tę nową rzeczywistość, wymyślając kolejne występy obracające się wokół samookaleczeń.

Zbrodnie Przyszłości. Postapokaliptyczna wizja

Saul Tenser (Viggo Mortensen) jest najlepszym z nowej rasy artystów. Wraz ze swoją partnerką Caprice (Léa Seydoux) stworzył cały projekt, który kręci się wokół usuwania każdego nowego organu, który jego ciało spontanicznie wytwarza. Przyciąga to uwagę nowej biurokratycznej agencji, National Organ Registry, a zwłaszcza dwóch prowadzących ją urzędników, Wippeta (Don McKellar) i Timlin (Kristen Stewart). Oboje są zafascynowani Tenserem. Głównie jego rosnącą obsesją na punkcie organów wewnętrznych i hipnotycznymi performance’ami sprzecznymi z zasadami agencji.

Czytaj także: Ennio: fascynujący hołd oddany kompozytorowi wszech czasów [recenzja]

Dodatkowych warstw jest bardzo dużo. Nie każdy jest tym, kim się wydaje. Po drodze pojawia się masa tajemniczych, creepy postaci, których nie sposób zidentyfikować. Co te wszystkie postaci mają wspólnego z Tenserem, Caprice i ich sztuką? W większości zrozumienie ich związku z głównymi bohaterami jest wręcz niemożliwe. Cronenberg z makabrycznym upodobaniem wrzuca i wyrzuca ich wszystkich ze swojego krwawego pudełka.

"Zbrodnie Przyszłości": cielesne obsesje Cronenberga [recenzja]
Zbrodnie Przyszłości / fot. materiały prasowe

Mortensen i Seydoux są absolutnymi mistrzami. Ich role działają w totalnej symbiozie. Odnosimy wrażenie, jakby każde z nich zawsze przewidywało, co zrobi drugie w danym momencie. Dyskomfort, radość, strach, szok, respekt, miłość – główni bohaterowie bombardują nas pełnym wachlarzem emocji. Każda z nich wnosi do swojego występu unikalną fizyczność. Dodatkowo znajduje sposób na przekazanie tego, jak bardzo Tenser i Caprice polegają na sobie nawzajem z sekundy na sekundę.

Zbrodnie Przyszłości. Obsada kompletna

Reszta obsady również staje na wysokości zadania. Scott Speedman jest niespodziewanie skuteczny, zwłaszcza w kulminacyjnym momencie filmu. Kirsten Stewart jest pełna niezdecydowania, a jej lekkomyślność maskuje seksualną, przyprawiającą o niepokój determinację. McKellar to absolutna kinowa radość, jego rozedrgana bujność bywa dziwnie zaraźliwa. Nieprawdopodobną robotę odgrywa tutaj muzyka dwukrotnie nagradzanego Oscarem Howarda Shore’a. Niepokój, jaki budzą jego dźwięki, przeszywa ciało – film z pewnością zostanie pominięty przez Amerykańską Akademię Filmową, ale jeśli komuś naprawdę należy się nominacja, to właśnie Shore’owi.

"Zbrodnie Przyszłości": cielesne obsesje Cronenberga [recenzja]
Zbrodnie Przyszłości / fot. materiały prasowe

Mimo całego unoszącego się w filmie klimatu gore i oszałamiającej charakteryzacji najbardziej niepokojące elementy filmu nie mają nic wspólnego z rozdzieraniem ciała człowieka. Strach odnajdujemy w innych scenach niż wtedy, gdy oglądamy chirurgiczne sceny i to, co kryje się pod ludzką skórą. Czasem wystarczy coś tak niewinnego jak poduszka niepewnie trzymana w drżących ramionach matki, która doprowadza do zwrotnego punktu na początku filmu.

Zbrodnie Przyszłości – zobacz trailer!

Taki jest właśnie David Cronenberg. Obcując z jego poprzednimi filmami, zostaliśmy starannie przygotowani na absolutnie wszystko. Choć sam reżyser należy do specjalistów od body horrorów, nie powinniśmy brać za pewnik, że za każdym razem będziemy ochlapywani litrami krwi. Umówmy się – Zbrodnie Przyszłości nie są jego najlepszym obrazem. Zdecydowanie bardziej kupuję wizję zaprezentowaną w filmach Mucha i Nierozłączni. Niemniej to wciąż kino, które wywołuje emocje mogące mieć źródło tylko u Cronenberga. Najnowsze dzieło wybitnego reżysera, dzielące tegoroczną publikę w Cannes, jak wszystkie poprzednie filmy poszukuje emocjonalnej prawdy. Prawdy przerażającej na poziomie psychologicznym, będąc przy tym na swój sposób intymnie ciepłą.

Tak jest i w tym przypadku. Cronenberg zmaga się z głębszymi prawdami i choć nie jest w stanie nadać spójnego kształtu wszystkim z nich, jego ambicja, by grzebać w paskudnych wnętrzach ludzkiej kondycji, nigdy nie była bardziej inwazyjna. Zbrodnie Przyszłości to futurystyczny retro body horror, o którym myślałem długo po jego zakończeniu. To czyste szaleństwo, odmawiające rozpieszczania widzów czy oferowania jednego szczęśliwego zakończenia. Szczerze? Nie chciałbym, żeby było inaczej.

Ocena: 7/10

Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.

"Zbrodnie Przyszłości": cielesne obsesje Cronenberga [recenzja]

Zbrodnie przyszłości należały do najbardziej wyczekiwanych tytułów tego roku. Jak poradził sobie David Cronenberg po grubych latach kinowej posuchy? Sprawdź naszą recenzję! Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i Mery Spolsky połączeni w […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →