fot. materiały prasowe

“Trzy tysiące lat tęsknoty”: antyhollywoodzka opowieść o miłości [recenzja]


22 września 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Od zarania dziejów ludzkość zastanawia się, co dokładnie odróżnia nas od zwierząt – język, postęp technologiczny czy nawet boskie naśladownictwo. Dla mnie jest to nasza zdolność do opowiadania bajek o naszym świecie i światach poza nim, próba wyjaśniania tego, czego nie potrafimy zrozumieć. Jest to na swój sposób sedno twórczości filmowej, o czym doskonale przekonamy się, oglądając najnowsze dzieło George Millera – Trzy tysiące lat tęsknoty. Przeczytaj recenzję!

Trzy tysiące lat tęsknoty – zachwycająca historia o historiach

Nie wpadłbym na fakt, że George Miller po swoim oscarowym megahicie z 2015 roku, Mad Max: Fury Road, podejmie się nakręcenia seksowanego fantasy z potężnym dżinem w roli głównej. Gdy jednak spojrzymy na wcześniejsze dokonania amerykańskiego filmowca, staje się jasne, iż Miller to niesamowicie zróżnicowany w swoich artystycznych wyborach reżyser. We wcześniejszych produkcjach oscylował gdzieś między epickimi filmami akcji a rodzinnym kinem familijnym. Trzy tysiące lat tęsknoty to jednak chyba najbardziej autorski projekt w jego karierze, który pomimo kilku małych niedociągnięć ilustruje olbrzymią pasję 77-letniego Millera. Pasję do tworzenia niezapomnianych obrazów.

"Trzy tysiące lat tęsknoty": antyhollywodzka opowieść o miłości [recenzja]
Trzy tysiące lat tęsknoty / fot. materiały prasowe

Najnowsze dzieło Millera opowiada historię Alithei Binnie (Tilda Swinton), introwertycznej profesor literatury, podróżującej po świecie w poszukiwaniu nowych doświadczeń. Podczas wyprawy do Stambułu, gdzie ma wystąpić na jednej z konferencji, znajduje w jednym ze sklepów piękną szklaną butelkę. Po powrocie do swojego pokoju hotelowego, kiedy próbuje wyczyścić brud ze szkła, wylewa się z niego i materializuje olbrzymi dżin (Idris Elba). Oferuje on bohaterce trzy życzenia, mogąc spełnić absolutnie wszystko, na co ona ma ochotę – ta jednak podchodzi do tej okazji z rezerwą, zdając sobie sprawę z niezamierzonych konsekwencji względem spełnienia swoich największych pragnień.

Sprawdź także: Bodies Bodies Bodies: Kiedy domówka wymyka się spod kontroli [recenzja]

Konstrukcja filmu przypomina tę z Tysiąca i jednej nocy. Trzy tysiące lat tęsknoty długo się rozkręca – warto jednak wysiedzieć do samego końca, gdyż seans jest nieprawdopodobnie satysfakcjonujący. Można polubić też bohaterów – Alithea i Dżin emanują lekkością, ubrani w puszyste białe szaty. Jest prawie tak, jakby Miller przykrył widzów kołdrą i pozwolił im posłuchać opowieści na dobranoc. Film może wydawać się nierówny, ale chyba tak zwykle bywa w przypadku antologii – niektóre segmenty będą bardziej rezonować od innych, w zależności od osobistych upodobań i doświadczeń oglądających. Niemniej każda opowieść skrzy się od magii, jest pełna intryg, ale także rezonuje tematami seksu i przemocy.

Istniejemy tylko wtedy, gdy jesteśmy prawdziwi dla innych

Opowiadanie historii jest stare jak ludzkość. Trzy tysiące lat tęsknoty to eksploracja tego, jak używamy tych opowieści, aby nadać sens ludzkiej kondycji i wyrazić trudne emocje. Interakcje Alithei i Dżina są najbardziej fascynującym elementem filmu, który nie zostaje w pełni zbadany aż do ostatniego aktu. Niektóre aspekty ich relacji zanurzają się w niewygodnych rozmowach o autonomii ciała i obopólnej zgodzie, zwłaszcza gdy w grę wchodzi spełnianie życzeń. Elba fantastycznie zagrał postać dżina – zmysłowego, momentami przerażającego, z pewnością nad wyraz wrażliwego ducha. Nie wyobrażam sobie innego aktora, który tak przekonująco odegrałby wszechmocną, zmiennokształtną, niepokorną istotę.

"Trzy tysiące lat tęsknoty": antyhollywodzka opowieść o miłości [recenzja]
Trzy tysiące lat tęsknoty / fot. materiały prasowe

Idris Elba to jedno, jednak to Tilda Swinton naprawdę błyszczy, dając kolejny ekscytujący i przemyślany występ w swojej wieloletniej, pełnej wybitnych ról karierze. Brytyjska aktorka emanuje w każdej sekundzie filmu pewnością siebie, pozostając lekko neurotyczną, próbując poruszać się w świecie miłości i spełniania najskrytszych pragnień. No i ten jej akcent – można się w nim zachłannie zanurzać w nieskończoność.

Trzy tysiące lat tęsknoty – zobacz trailer!

Wizualnie film prezentuje się zachwycająco – Miller nie skąpi spektaklu i fantazji z egzotycznymi scenami i fantastycznymi kostiumami na pierwszym planie. Niektóre elementy tego filmu nie działają tak, jak powinny – tempo bywa momentami zbyt szybkie, mimo że film trwa prawie dwie godziny. Bywa kiczowato, zbyt oczywiście, ale jest w tym filmie jakiś nieopisany magnetyzm, z którym zostajemy na wiele godzin po opuszczeniu sali kinowej. Miller stworzył fascynującą kolekcję opowieści i przejmującą historię miłosną, która oczaruje tych, którzy dadzą się porwać jego marzeniom.

Ocena: 7/10

Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.

"Trzy tysiące lat tęsknoty": antyhollywodzka opowieść o miłości [recenzja]

Od zarania dziejów ludzkość zastanawia się, co dokładnie odróżnia nas od zwierząt – język, postęp technologiczny czy nawet boskie naśladownictwo. Dla mnie jest to nasza zdolność do opowiadania bajek o naszym świecie i światach poza nim, próba wyjaśniania tego, czego nie potrafimy zrozumieć. Jest to na swój sposób sedno twórczości filmowej, o czym doskonale przekonamy […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →