Poznań pożegnał Marysię – relacja z Live Actu Mery Spolsky
Obserwuj nas na instagramie:
Na tak szalony pomysł, aby wyruszyć w trasę z książką nie zdecydowała się nawet Nosowska, która w ostatnich latach dumnie nosiła koszulkę liderki w kategorii najbardziej awangardowych i popapranych inwencji twórczo-muzycznych. Tę odznakę powinna chyba sprawiedliwie przekazać Mery Spolsky. Ten rok należał do niej, a trwające właśnie Live Acty są tego najlepszym dowodem.
Live Act Mery Spolsky – bardziej koncert czy jednak spektakl?
Wybierając się na Live Act Mery Spolsky, po raz pierwszy zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Czy idę na koncert? W końcu Mery Spolsky to przede wszystkim wokalistka. Czy na spotkanie z autorką, urozmaicone czymś w stylu one-man show, skoro trasa ma dotyczyć wydanej przez artystkę książki Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj? Czy na spektakl teatralny, a może coś skręcającego bardziej w stronę performance’u albo jakiegoś happeningu? Przecież to Mery Spolsky, najbardziej nieobliczalna wokalistka nad Wisłą, więc można się było spodziewać wszystkiego! Mimo to, wciąż nie spodziewałam się tego, jak bardzo doświadczy mnie ta godzina przeżyta z Mery w jej książkowym uniwersum.
Zobacz również: „Identyfikuję się z Marysią, ale czasem jej nie lubię” – wywiad z Mery Spolsky
Koniec końców nie było nawet wiadomo jak się ubrać, poza tym, że jako dresscode ustalono kolor czarny. Ale bardziej jak do teatru, czy jednak do klubu? Eh… Miejsca siedzące wskazywały na to, że całość pójdzie chyba jednak bardziej w stronę spektaklu. Okazało się, że Live Act Mery Spolsky był swoistą mieszanką wszystkich tych form sztuki, a jeśli coś miałoby być hybrydą gatunków artystycznych, to było nią właśnie to, co zobaczyłam w miniony weekend w poznańskiej Auli Artis.
Pogrzeb Marysi w Poznaniu
Rozbrzmiał charakterystyczny dla teatralnego anturażu gong zwiastujący rozpoczęcie spektaklu, a poznańska publiczność momentalnie zamilkła, nawet miałam wrażenie, że zamarła. Wszyscy chyba czuliśmy podobnie jakiś rodzaj niepokoju połączony z ekscytacją i niecierpliwością, aby w końcu zrzucić tę kotarę tajemniczości i zapoznać się z formułą Live Actu autorki książki Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj.
Zobacz również: Mery Spolsky opowiada nam o swoim muzycznym audiobooku książki „Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”
Mery Spolsky… Właściwe po prostu Marysia wyłoniła się z bocznych drzwi cała na czarno, niosąc pod ręką swoją książkę. Dostojnym, powolnym krokiem zmierzała na środek sceny, aby odprawić rytuał pożegnalny… Siebie samej. Dwóch śmiałków z publiczności zdecydowało się przemówić, podczas tej ceremonii i tak rozpoczął się spektakl wyreżyserowany, co prawda, przez Mery Spolsky, ale tworzony tu i teraz przez nią i przez nas, obecną w Poznaniu publiczność.
Pierwsza scena Live Actu okazała się jednak swego rodzaju próbą i testem, a artystka doceniła fakt, że ktoś przemówiłby na jej pogrzebie. Marysia postanowiła się jednak z nami nie żegnać. A przynajmniej nie tak prędko. Zamiast tego przedstawiła się poznańskiej publiczności za pomocą swojego Trapowego Opowiadania, które rapowała prosto w oczy pierwszemu rzędowi Auli Artis.
Mery Spolsky płacze w rytmie disco
Po tej soczystej (takiego warsztatu w nawijce mógłby pozazdrościć Mery niejeden topowy raperzyna!) autoprezentacji, przyszła chwila zwątpienia w siebie, która jednak szybko ustąpiła miejsca prawdziwie klubowemu klimatowi. Przebojowa Cekinowa Bomba, która spokojnie mogłaby zdetronizować wszystkie Beyonce, Britney Spears i inne królowe parkietów z listy HOT 100 Billboard, porwała nas na chwilę na imprezę do poznańskiego Dragona, aby nagle ni stąd ni zowąd wybuchnąć… Płaczem.
To wszystko z powodu braku asertywności, do którego Marysia przyznała się w dalszej części Live Actu. Szybki warsztat z mówienia, a właściwie wykrzykiwania słowa „NIE” z udziałem publiczności, pozwolił pożegnać się z tym problemem, choć kolejne już czyhały na to, aby przejąć stery poznańskiego Live Actu.
Mery Spolsky burzy mur śmierci jako tematu tabu
Chwilę później zrobiło się naprawdę poważnie i pierwszy raz w życiu fizycznie poczułam, jak zmroziła mi się krew w żyłach. Główną osią narracji, wokół której zbudowany jest Live Act Mery Spolsky, to burzenie wszelkich możliwych tabu i bezpośrednia rozmowa. O własnych niedoskonałościach, o nieidealnym ciele, o seksualności, o stawianiu granic… Jednak w tym momencie upadł chyba największy mur, jaki kiedykolwiek zbudowano w relacjach międzyludzkich, bo o ile uczymy się akceptować inność i niedoskonałość, czy zaczynamy mówić swobodnie o seksie, tak jeszcze nikt nie odważył się tak dosadnie, realistycznie i obrazowo opowiedzieć o śmierci bardzo bliskiej osoby i towarzyszącym jej uczuciom. Najsmutniejsza Dziewczyna Roku sprawiła, że poczułam, jakby 11 listopada 2014 roku był moją własną historią, choć przecież wcale mnie ona nie dotyczy. To jedna z najmocniejszych rzeczy w muzyce, jaką kiedykolwiek słyszałam.
Mery Spolsky – Najsmutniejsza Dziewczyna Roku
Mery Spolsky nie z Holiłud
Po dłuższej chwili spędzonej w ciszy i ciemności, którą doceniłam, choć wciąż była za krótka, aby poukładać sobie tak na szybko lawinę emocji, którą uruchomiła we mnie wcześniejsza scena, Marysia stanęła przed ogromnym lustrem z tytułowym napisem i zrzuciła z siebie stój czarnej wdowy, aby zmierzyć się ze swoimi największymi kompleksami. Po kilku minutach rozprawiania się z fałdką, ku aprobacie publiczności stwierdziła, że pierdoli to i idzie coś zjeść. A właściwie to leci wprost do Holiłudu, gdzie podglądając Dua Lipę, jej idealne kształty i czarującego chłopaka, grzeszy sporą dawką zazdrości. Po serii tych pochodnych zachwytów dochodzi jednak do wniosku, że ten pełen przepychu i blichtru świat nie jest dla niej. I dobrze! Mery niech pozostanie Spolsky!
Romantyczne Jebać Miłość Mery Spolsky
Marysia szybko zeszła na ziemię i to dosłownie. Artystka stanęła ze swoją gitarą w pasky między publicznością, do której wystosowała balladową prośbę. Prośbę Do Następczyni, aby ta nigdy się nie pojawiła. Artystka szybko jednak zmieniła tę romantyczną narracją, a wykrzyczane przez megafon Jebać Miłość, Dawać Prezenty zaowocowało lawiną upominków, które Marysia zbierała od ludzi Spolsky, przechadzając się między rzędami publiczności.
Po tej podróży ostatecznie wróciliśmy jednak na pogrzeb Marysi, aby spalić i rozsypać jej prochy w rytmie techno. PAPA, Marysia!
Mery Spolsky – PAPA
Live Act Mery Spolsky – istotne refleksje pod kloszem dobrej zabawy
Zdecydowałam się nie słuchać audiobooka Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj przed Live Actem i to była naprawdę dobra decyzja. Zaskoczenia i spontaniczne emocje wywoływane przez kolejne części tego spektaklu sprawiły, że wyjątkowo intensywnie przeżyłam ten wieczór i jestem przekonana, że były to odczucia jednorazowe, których nie dałoby się powtórzyć. Cieszę się, że mogłam doświadczyć ich, obcując z tym materiałem na żywo.
Jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno technicznej odsłony tej trasy związanej z jej produkcją, czasem przygotowania oraz wysiłkiem włożonym w przygotowanie Live Actów Mery Spolsky. To wszystko robiło ogromne wrażenie, od scenografii, przez stroje, choreografię, po przekaz i samo brzmienie. Nieustannie zachwyca mnie jednak również odwaga i brawura, jaką Mery Spolsky wykazała się tego wieczoru na scenie, bo przecież co innego, gdy gra się sztukę teatralną w towarzystwie aktorów. Sprawa wygląda jednak zupełnie inaczej, gdy na scenę wychodzi się samemu i ogrywa cały spektakl w pojedynkę, jako narzędzia używając własnych doświadczeń i towarzyszącym im autentycznych emocji.
Zobacz również: Mery Spolsky rusza w trasę z książką „Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”
Mery Spolsky skonfrontowała nas ze swoimi największymi koszmarami, pozwalając w tym wszystkim odnaleźć własne demony i pomagając się z nimi rozprawić. Live Act jest też niezwykłym pogłębieniem samej lektury książki Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj, który pozwala bardziej zrozumieć postać Marysi i skutecznie rozwiewa wszelkie niedopowiedzenia pozostawione między stronami.
Odpowiadając na pytanie, czym jest Live Act Mery Spolky – to multidyscyplinarna sztuka, która przemierza nie tyko przez wszelkie gatunki muzyczne, od rapu (Trapowe Opowiadanie), przez disco (Cekinowa Bomba), techno (PAPA), romantyczną balladę (Prośba Do Następczyni) czy elementy folku w Najsmutniejszej Dziewczynie Roku, po dzikość i szaleństwo Die Antwoord w tytułowym utworze, ale też przenika przez wszelkie formy sztuki. Najważniejszy w tym wszystkim jest jednak wachlarz emocji, których dostarcza nam sceniczna bohaterka Live Actu – Marysia. To wydarzenie, które z pozoru wydaje się świetną rozrywką, choć takie nastawienie może się okazać złudne. Mnie ten wieczór pozostawił z jakąś dziurą w sercu i masą kłębiących się myśli. Refleksja. I to niejedna. To coś istotnego, co wyniosłam z tego niecodziennego spotkania z Mery Spolsky.
Na tak szalony pomysł, aby wyruszyć w trasę z książką nie zdecydowała się nawet Nosowska, która w ostatnich latach dumnie nosiła koszulkę liderki w kategorii najbardziej awangardowych i popapranych inwencji twórczo-muzycznych. Tę odznakę powinna chyba sprawiedliwie przekazać Mery Spolsky. Ten rok należał do niej, a trwające właśnie Live Acty są tego najlepszym dowodem. Zobacz także […]
ZOBACZ: Mery Spolsky – Live Act, Poznań [fotorelacja]
Obserwuj nas na instagramie: