Freddie Mercury – niemal 30 lat minęło, jak jeden dzień
Obserwuj nas na instagramie:
Freddie Mercury ze zwykłej gwiazdy, został ikoną. Właściwie jeszcze za życia osiągnął to, do czego większość nie zdoła doskoczyć, przeżywając go o kilka dekad. Miał ogromne możliwości, niespotykany talent, dla swych fanów był figurą bliską bóstwa. Wczoraj minęło 29 lat od jego śmierci.
Freddie Mercury – dlaczego właśnie on?
Gdyby tak zagadnąć przypadkową osobę na ulicy i zapytać ją o trzech największych artystów wykonujących muzykę popularną, jakie odpowiedzi mogłyby paść? Myślę, że pula, spośród której ludzie z naszego kręgu kulturowego (bo inaczej oczywiście taki sondaż wyglądałby np. w Ameryce Południowej) dokonaliby wyboru, ogranicza się do maks dziesięciu nazwisk tudzież zespołów. Bez zwracania szczególnej uwagi na gusta, coby się nie rozdrabniać – brodzimy sobie na mieliźnie ogólnie pojętej opinii publicznej. Zresztą, ten problem, jakkolwiek wydaje się płytki, tak naprawdę jest niesamowicie złożony. Przyjrzyjmy się przez moment listom klasycznych hitów. Co to w ogóle znaczy? Kiedy utwór staje się klasyką? Kto go za klasykę uznaje? Mamy tu do czynienia z dylematem związanym z kanonem, a żeby to nieco uprościć zdradzę, że muzyka musi się odpowiednio zestarzeć.
Tłumaczę na przykładzie: idę o zakład, że nikomu nie przyszłoby do głowy umieść Beyoncé między Madonną a Eltonem Johnem, chociaż na scenie jest już prawie 20 lat. To długo, ale najwyraźniej, niewystarczająco. Zabawne, biorąc pod uwagę, że to my sami wyznaczamy sobie te ramy spoglądania na muzykę z perspektywy czasu. Ocena aktualności to jedno, wartości artystycznej – drugie. I w tym wypadku, starsze numery dostają od nas niezłe fory. Bo przetrwały taki szmat czasu, bo się do nich nadal wyśmienicie bawimy, bo chwytliwe, bo takie dobre. Ale co z tą dzisiejszą muzyką? Nie jest przecież zła, nie jest przeciętna, nie jest w żaden sposób gorsza. Ale i tak, wskazując wizjonera, palcem pokażemy na Freddie’ego Mercury’ego zamiast na, dajmy na to, Bruno Marsa. Freddie to Freddie, wibrato poza skalą i głos o zasięgu niedostępnym dla zwykłego śmiertelnika, jasne. Niemniej jednak sądzę, że w parach dobranych na zasadzie poprzednik-następca, prowadziliby ci z dawnych lat.
Wszystkiego najlepszego, Freddie
Po tym przydługim wstępie, kiedy już w końcu wiemy (chyba?), dlaczego Queen nadal utrzymuje się na topie, a dzisiejsze nastolatki znają jego piosenki i to nie tylko te, pojawiające się w radio, czy w reklamie, pora przejść do meritum. Analiza sylwetki Freddie’ego to zadanie dla rzetelnych badaczy, lecz postaram się złożyć mu dzisiaj taką symboliczną laurkę.
Queen – I Want To Break Free
Mówiąc o nim w aspekcie twórczym, oczywistym i niepodważalnym faktem jest jego ogromny potencjał artystyczny i to nie tylko muzyczny. Do zespołu Freddie wnosił muzykę, teksty, a prócz tego całe wizerunkowe zaplecze kreatywne – tworzył je, był jego częścią, wykonawcą no i pomysłodawcą. Stworzył Queen w tej formie, w której my ją znamy, czyli grupy ponadczasowej i uniwersalnej. A przy tym: żadnej trywialności, czy kompromisów w dziedzinie sztuki. Brak owych kompromisów uderzał w formację od wewnątrz, ale to działo się zakulisowo, tego nie widzieliśmy.
Freddie Mercury – krótko, ale intensywnie
Kontrowersje mniejsze i większe, konflikty, oskarżenia. Dużo tego mięsa się przewinęło, począwszy od utrzymywania przez Freddie’ego kontaktów homoseksualnych, po nadużywanie narkotyków i kłótnie w zespole. I chyba nie muszę dodawać, że nie ograniczały się one do wytykania Mercury’emu jego braku poczucia czasu, jak obrazuje to Bohemian Rhapsody. Film PEGI 13, rodzinny, oscarowy. Ogląda się go z przyjemnością, ba można się nawet wzruszyć, muzyka podkręca emocje, ale cóż, koło biografii to nawet nie stało.
Wiecie, kłótnie w zespole nie kończyły się wspólnym pisaniem nowej piosenki i sztamą. Tak samo: imprezy, imprezami, ale na koks artysta wydawał bajońskie sumy, a wciąganie szczodrze podlewał alkoholem. Organizmowi nie robi to dobrze, a jak na dokładkę dołożymy do tego kontakty seksualne z różnymi partnerami i partnerkami i niedopilnowanie bezpiecznego współżycia… Wiemy, jak to się skończyło. I on też wiedział, że umiera, bo na AIDS nie było lekarstwa. Szkoda, że w najnowszej biografii widzimy jedynie najazd kamery na zakrwawioną chusteczkę, co aż kapie hollywoodzką estetyką. A to kwestia, która powinna być przedstawiona nie w sposób filmowo-dramatyczny, a ludzki.
Queen – Somebody To Love
Freddie Mercury jako postać popkulturalna
Wcześniej uznałam, że Freddie jeszcze za życia został wyniesiony na piedestał. Gromadzenie gigantycznej widowni i te miliony sprzedanych płyt, tak, jasne, oczywiście – to ogromne komercyjne sukcesy. Ale za nimi nie zawsze ciągną się te mniej oczywiste, jak zakotwiczenie się w kulturze popularnej, jako postać. Już nie wokalista, a osoba, ten Freddie Mercury, z wąsem, w żonobijce, czy w tej słynnej, żółtej kurtce. To, że wokalistą był, otworzyło mu drzwi do celebryckiego świata, a także do naszego mainstreamu. W którym jest Freddie’em Mercurym, muzykiem, kociarzem, skandalistą. Sięgnął do intertekstualności – wzmiankuje się o nim w literaturze i w filmie, odwołania są oczywiste lub mniej zauważalne. Pojawia się w piosenkach, a takie wspomnienia nie przypadają przecież byle komu. Czy sam głos, w odłączeniu od jego wizerunku, mógłby zapewnić mu to wszystko, co zdołał osiągnąć? Szczerze, wątpię.
Queen – Fat Bottomed Girls
Freddie Mercury – drugiego takiego nie będzie
Bohemian Rhapsody była pierwszym hitem zespołu na taką skalę, a zarazem utworem, który pomieszał szyki, podeptał muzyczne konwenanse i ujawnił, że można tworzyć literalnie, jak komu się podoba. Korzystać ze wszelkich dostępnych środków, nagrywać i wypuszczać single trwające sześć minut. Nie każdy jest Freddie’em Mercurym, ale na podłożu własnych możliwości, w aspekcie samego tworzenia – proszę bardzo. Łatwo powiedzieć: stwórz własną legendę. Jeszcze łatwiej zaś jest wcale nie próbować.
Queen – Bohemian Rhapsody
Freddie Mercury ze zwykłej gwiazdy, został ikoną. Właściwie jeszcze za życia osiągnął to, do czego większość nie zdoła doskoczyć, przeżywając go o kilka dekad. Miał ogromne możliwości, niespotykany talent, dla swych fanów był figurą bliską bóstwa. Wczoraj minęło 29 lat od jego śmierci. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać […]
Obserwuj nas na instagramie: