Dzień Polskiej Muzyki 2022. Wybraliśmy 10 ponadczasowych płyt polskich artystów


01 października 2022

Obserwuj nas na instagramie:

1 października po raz czwarty świętujemy Dzień Polskiej Muzyki. To kampania społeczna promująca rodzimych artystów i zespoły i zwiększająca naszą świadomość na temat ich znaczenia dla rozwoju naszego kraju. A jako że polska muzyka odgrywa i odgrywała ogromną rolę w kształtowaniu naszego gustu, postanowiliśmy wybrać 10 polskich albumów wydanych po roku 2000, które nie straciły na swojej mocy i aktualności.

Maria Peszek – Karabin (2016)

Żeby była jasność – nie słucham Marii Peszek na co dzień. Z jej muzyką pozostaję w sferze dobrej znajomości, nic więcej. Ta stonowana sympatia nie zmienia jednak faktu, że jej płyty, jej manifesty, ani trochę się nie starzeją. Tak sobie myślę, że trudno byłoby znaleźć artystę, który jest bardziej polski od niej, bardziej osadzony w polskiej rzeczywistości, bardziej w nią zaangażowany. Rapowe storytellingi dzieją się na znajomych ulicach i punktują czasy (dzisiejsze, przeszłe), wymieniają Żabki, trzepaki, Ubery i podatki, lecz w tekstach Marii Peszek przebija się wyjątkowa zażyłość z naszym krajem. Taka, która przejawia się przez dosadną krytykę państwa, krytykę systemu, krytykę społeczeństwa. Karabin to album z 2016 roku, ale na koncertach utwory z tej płyty dotykają tak samo, jakby słyszeć je po raz pierwszy. (Maja Kozłowska)

Maria Peszek – Polska A B C i D

Taco Hemingway – Marmur (2016)

Filip Szcześniak po prostu musiał znaleźć się w tym zestawieniu i miałam spory dylemat decyzyjny między Trójkątem warszawskim, Umową o dzieło i rzeczonym Marmurem. Na tym ostatnim stanęło ostatecznie dlatego, że jako jedyny to longplay – ciężko obiektywnie stwierdzić, który z tych krążków jest bardziej ikoniczny. Marmur wyszedł w 2016 roku i jest drugim albumem koncepcyjnym, drugim storytellingiem od Taco Hemingwaya. To jedna z najbardziej jesieniarskich płyt – poza może singlem Deszcz na betonie, który przeżywa swój renesans w każde wakacje. Dobrze się do niej wraca, kiedy temperatura spada do kilkunastu stopni, na zewnątrz szybko robi się ciemno, a kaptur na głowie staje się nieodłącznym atrybutem. Marmur skutecznie podzielił fanów. Po latach (moim zdaniem) całościowo nie brzmi tak dobrze, jak przy premierowym odsłuchu, lecz to nie przeszkadza, by o nim pamiętać, również w kontekście przełomu kariery Taco Hemingwaya. (Maja Kozłowska)

Taco Hemingway – Marmur (prod. Rumak)

Hey – Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan (2012)

Album, który w dyskografii zespołu Hey wpada w ucho z niespotykaną dotąd łatwością. Prezentowane na nim brzmienia schodzą ze znanej do tej pory zasady zwrotka-refren i zapewniają nam zabawę trwającą od początku do samego końca. Zmiany tempa, tekstowe labirynty wychodzące z rąk Kasi Nosowskiej i przede wszystkim wybijający się na pierwszy plan kunszt artystów, którzy odnaleźli się w zupełnie nowych formach. Mimo wielu zarzutów, że krążek ten został stworzony za szybko, a na jego niestabilnych fundamentach chciano zbudować coś za mocno i za bardzo, uważam, że są one całkowicie bezpodstawne. Wiadomo, nigdy na cały proces nie spojrzę jako osoba, która z brzmieniami zespołu Hey dorastała. Śmiem jednak twierdzić, że tak odważne wyjścia poza granice własnych upodobań zapisze się na długo w dorobku formacji. (Kuba Lipnicki)

Hey – Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan (impresja Katarzyny Nosowskiej), posłuchaj!

Brodka – Granda (2010)

Pojawiły się już Maria Peszek i Kasia Nosowska, ale nie można też zapomnieć o Monice Brodce, która do tej układanki pasuje jak ulał. Granda bez wątpienia jest płytą szczególną. Mimo tego, że po pierwszych przesłuchaniach brzmiała jak odarta z dosadności poprzednich wydawnictw, a także nieociekająca już miodem przedziwnych zabiegów, do których zdążyliśmy się już na łamach twórczości Brodki przyzwyczaić, płyta ta nie wypadała jako twór blady i nijaki. Porzucona wygodna skorupa została bowiem zrzucona na rzecz innej, bardziej wymagającej stylistyki, która ukazała nam pełny potencjał Brodki bawiącej się na nowym krążku w każdej możliwej piosence. (Kuba Lipnicki)

Monika Brodka – Saute, posłuchaj!

Krzysztof Zalewski – Zelig (2013)

Zelig jest pierwszym albumem Krzysztofa Zalewskiego w takiej odsłonie, którą znamy dziś. Jest również płytą, która niestety w twórczości artysty nieco zaginęła. Może to przez fakt jego popularności i całkiem bogatej już dyskografii. Wiadomo, jak wtedy wygląda sytuacja z pierwszymi wydawnictwami. A może jednak przez dosyć ciężki klimat tego wydawnictwa? Bo Zelig jest płytą mocno powykręcaną gatunkowo. Można śmiało powiedzieć, że w 2013 roku była totalną alternatywą. Dziś zresztą także nią jest. Nikt z większych polskich twórców nie robi obecnie takich rzeczy. Nie boję się użyć stwierdzenia, że Krzysztof Zalewski tym krążkiem wyprzedził polską scenę. Album momentami może wydawać się aż zbyt dopieszczony i sterylny, ale to tylko dowodzi jego ponadczasowości. Nie zapominajmy także, że Zelig był przejściem Krzysztofa „na swoje” po wielu latach grania z innymi artystami. Efekt? Natychmiastowy. Występy na Męskim Graniu 2014 i członkostwo w Orkiestrze rok później. (Daniel Łojko)

Krzysztof Zalewski – Gatunek

Lao Che – Dzieciom (2015)

Chociaż Dzieciom plasuje się na drugim miejscu w moim rankingu twórczości Lao Che, tak szósty album formacji z Płocka nadal jest aktualny. Problemy dorosłego świata zawarte w formie bajek dla dzieci tworzą bardzo przystępną bańkę i duża w tym zasługa Spiętego. Dobaczewski tekstowo wspiął się tu moim zdaniem na wyżyny polskiej współczesnej muzyki rozrywkowej, snując swoje opowieści z lekkością. Gatunkowo, jak to u Lao Che, jest bardzo przekrojowo. Ciężko jednoznacznie zakwalifikować ten krążek gdziekolwiek, co od zawsze stanowiło siłę płockiego zespołu. Dobrze wyprodukowany, w pewien sposób już dla polskiej muzyki ikoniczny, nadal przywołuje rzeczy ważne. Z jednej strony śmiało można rzec, że cieszy fakt istnienia takiej perełki, która pomimo siedmiu lat na karku nadal brzmi świetnie – jakby wyszła wczoraj. Z drugiej strony, patrząc po tekstach zawartych na albumie i wydarzeniach, których jesteśmy świadkami, wszyscy wolelibyśmy, żeby krążek się zdezaktualizował. To tylko dowodzi, że świat nie jest w stanie się zmienić. (Daniel Łojko)

Lao Che – Tu

Quebonafide/Matheo – No To Bajka EP (2017)

Propozycja od postaci bardzo znanej, choć sam projekt nie należy do najpopularniejszych w dyskografii Quebonafide. Co jednak może być bardziej ponadczasowego niż piosenki, które wszyscy znamy z dzieciństwa? No To Bajka EP, bo o niej mowa, to luźny, zabawowy projekt, oparty na utworach z bajek Disneya – m.in. z Króla Lwa, Kubusia Puchatka, Księgi Dżungli, czy Aladyna. Pomysł do dziś świeży i nowatorski w dużej mierze dzięki odpowiedzialnemu za produkcje Matheo. No To Bajka EP mogła was jak do tej pory ominąć, ponieważ nie jest dostępna na platformie Spotify. Ale jeśli dobrze poszperacie, znajdziecie ją na innych platformach. Zaintrygowani? Lećcie więc na poszukiwania! (Jakub Wojakowicz)

Quebonafide x Matheo – Królem być

Łona – Nic Dziwnego (2004)

Płyta z jednej strony niesamowita, a z drugiej dość smutna. W maju drugiej płycie Łony stuknęło 18 lat, a do dziś wiele tekstów z niej pozostaje bardzo aktualnych! Jak to możliwe? Mocno zwracająca uwagę na kwestie społeczne i polityczne. Nic Dziwnego, porusza m.in. tematy eurosceptyzmu, ksenofobii, czy osób bojących się, że współpraca międzynarodowa zagraża polskiej kulturze. Brzmi znajomo? Jeśli jeszcze dodamy do tego fakt, że pośród przytoczonych postaci przewija się między innymi ojciec Rydzyk i jego Radio Maryja, sprawa zaczyna wyglądać dość przerażająco. Czy naprawdę nic w tym kraju nie zmieniło się przez ostatnie 18 lat? Pocztówka z początków lat dwutysięcznych, która wciąż pozostaje lirycznym majstersztykiem i broni się brzmieniowo. (Jakub Wojakowicz)

Łona i Webber – Nie ufajcie Jarząbkowi

Lenny Valentino – Uwaga! Jedzie tramwaj! (2001)

Korzystając z nomenklatury magazynu „Machina”, który w momencie wydania tej płyty miał się jeszcze świetnie (i to w swojej pierwszej odsłonię), trzeba powiedzieć jasno: Uwaga! Jedzie tramwaj to rzecz kultowa. Lenny Valentino, czyli supergrupa, złożona z czołowych w tamtym czasie polskich muzyków alternatywnych, brzmi dziś zaskakująco świeżo, mimo ponad dwóch dekad na karku. Psychodeliczne, momentami elektroniczne, ale nie uciekające od alternatywnego grania brzmienie to na pewno zasługa Artura Rojka i Mietalla Walusia z Negatywu, którzy stali wtedy na czele maksymalnie rozhulanej śląskiej sceny. Ich fascynacje The Auteurs i Radiohead słychać tu wyraźnie (czyż tytułowe Uwaga! Jedzie tramwaj to trochę nie Karma Police?). Czym jednak byłoby Lenny Valentino bez trójmiejskiej frakcji tej formacji reprezentowanej przez muzyków Ścianki? To w końcu Maciej Cieślak, Jacek Lachowicz i Arkady Kowalczyk stoją za prawdziwym klimatem tej płyty – przejmującym, bezkompromisowym i przytłaczająco smutnym. Uwaga! Jedzie tramwaj! na poziomie tekstowym to rzecz o dzieciństwie i idącym z nim w parze przerażeniu – wszystko widziane z niewinnej perspektywy małego chłopca. To jeden z motywów przewodnich w twórczości Rojka, pojawiający się zarówno w Myslovitz, jak i później w jego solowej karierze. Nigdy jednak wcześniej i nigdy później ten muzyczny powrót do dzieciństwa nie wybrzmiał tak idealnie. Mimo sporadycznych występów (np. Na OFFie), na poziomie fonograficznym Lenny Valentino pozostało zespołem jednej płyty. I dobrze. (Zdzisław Furgał)

Lenny Valentino – Chłopiec z plasteliny

Pustki – Do mi no (2006)

Trzecia płyta podwarszawsko-warszawskiego zespołu, która w momencie wydania ocierała się o doskonałość. Po dwóch wydawnictwach, na których czuć było ogromny potencjał – ale najpierw przyćmiony przez debiutancką „garażowość”, a potem przez nadmiar pomysłów – wyłonił się album o pełnym brzmieniu z alternatywnymi piosenkami, z których praktycznie każda nadawała się na radiowy hit. Mocny skład zespołu, dla niektórych być może najmocniejszy w historii: z Jankiem Piętką na głównym wokalu i Filipem Zawadą na basie, nie przetrwał – kolejna płyta o znamiennym tytule Koniec kryzysu ukazała się już w zmienionej konfiguracji. Płyta świetna, dowód wygranej walki i przykład świetnych decyzji, ale to Do mi no wygrywa w kategoriach spójności, klimatu i trafionych hitów na liczbę pozycji na trackliście. Swoistym, ale bardzo ciekawym uzupełnieniem Do mi no jest wydana kilka miesięcy później EP-ka Nic do powiedzenia, a konkretnie dołączony do niej 45-minutowy film dokumentalny Próba siła. Krzysztof Landsberg zarejestrował tam okiem swojej kamery trudną i pełną rozczarowań trasę zespołu, który osiągnął w Polsce „sukces”. Polskie Meeting People Is Easy? Proszę bardzo. (Zdzisław Furgał)

Pustki – Słabość chwilowa

1 października po raz czwarty świętujemy Dzień Polskiej Muzyki. To kampania społeczna promująca rodzimych artystów i zespoły i zwiększająca naszą świadomość na temat ich znaczenia dla rozwoju naszego kraju. A jako że polska muzyka odgrywa i odgrywała ogromną rolę w kształtowaniu naszego gustu, postanowiliśmy wybrać 10 polskich albumów wydanych po roku 2000, które nie straciły […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →