Od przybytku głowa boli – recenzja płyty „The Metallica Blacklist”


17 września 2021

Obserwuj nas na instagramie:

The Metallica Blacklist miało szansę być jednym z ciekawszych wydawnictw muzycznych tego roku. Specjalna płyta z coverami przygotowana z okazji 30-lecia słynnego Czarnego Albumu trafi raczej do chwilowych ciekawostek.

Trzydziestka Metalliki

Jeden z najważniejszych heavy metalowych albumów obchodził 12 sierpnia swoje okrągłe, 30 urodziny. Spora część z nas, słuchaczy, przeszła pewnie fazę mniejszego lub większego zainteresowania cięższymi brzmieniami. Część została, część czasem do tego wraca. Płyta Metallica, potocznie nazywana Czarnym Albumem, jest dziś niekwestionowanym klasykiem wśród muzyki heavy metalowej. To właśnie ona okazała się największym komercyjnym sukcesem zespołu. W celu uczczenia rocznicy wydania tego krążka, Metallica przygotowała całkiem obszerne wydawnictwo i oprócz zremasterowanej wersji płyty, ukazała się także The Metallica Blacklist – potężna, ponad czterogodzinna składanka, która zawiera 53 covery pierwotnych wersji utworów, wykonane przez najróżniejszych artystów.

Dochód z tego wydawnictwa zostanie przekazany na wybrane przez muzyków cele charytatywne, jednak nie zapominajmy także o stricte muzycznej stronie tego kolosa. Ilość została niestety przełożona ponad jakość. Więcej o trzydziestej rocznicy wydania Czarnego Albumu przeczytacie poniżej, a my skupimy się teraz na coverach, które znalazły się na płycie.

Sprawdź także: Miley Cyrus i Elton John śpiewają klasyk MetallikiNothing Else Matters

Metallica zaprasza do siebie

Róbta, co chceta. Według tej zasady działali artyści zaproszeni na The Metallica Blacklist. Osobiście bardzo lubię, kiedy muzyk weźmie sobie do serca główne założenia coverowania – jakąś nową aranżację i interpretację utworu. Zdarzają się rzecz jasna przypadki, kiedy cover jest w zasadzie tylko odegraniem oryginału, ale w szatach muzycznych artysty coverującego i również wychodzi to dobrze. Patrząc na obsadę specjalnej kompilacji zainicjowanej przez Metallikę, pierwszym, co przychodzi na myśl jest po prostu „wow”. Sławne nazwiska i nazwy – między innymi Elton John, Dave Gahan, IDLES, Mac DeMarco, Biffy Clyro, Royal Blood, Kamasi Washington – były podstawami, aby oczekiwać co najmniej dobrego materiału przynajmniej od części z nich.

Od przybytku głowa boli - recenzja płyty „The Metallica Blacklist”
The Metallica Blacklist – okładka płyty

Krążek podąża rzecz jasną oryginalną tracklistą, zatem na przywitanie czeka nas sześć wersji Enter Sandman, wśród których najbardziej wyróżnia się ta, otwierająca całe wydawnictwo, której autorkami są Alessia Cara oraz meksykański girlsband The Warning, w skład którego wchodzą siostry Daniela, Paulina oraz Alejandra Villarreal. Panie odrobinę zwolniły kawałek, zachowując rockowy pazur, a Alessia Cara uwolniła drzemiący w jej głosie potencjał, jeśli chodzi o nieco cięższe brzmienia. Pani Alessio, prosimy o więcej tego typu rzeczy.

Podobnym tropem poszedł także Juanes. Kolumbijski artysta powrócił nieco do swoich muzycznych korzeni, zwolnił trochę tempo i mam wrażenie, że spośród wszystkich muzyków, których covery pojawiły się na albumie, on podszedł do wszystkiego na największym luzie. Zachował agresję oryginału, ale nadał kawałkowi nieco niechlujności, co wyszło mu na dobre. Pozostałe cztery covery (Weezer, Ghost, Mac DeMarco i Rina Sawayama) nie wyróżniają się niczym specjalnym i tylko wlatują jednym uchem, aby za chwilę wylecieć drugim.

Alessia Cara & The Warning – Enter Sandman

Metallica w wersji country?

Idąc dalej, czeka na nas siedem wersji Sad But True, a ten minimaraton zaczyna Sam Fender. Młody Brytyjczyk postawił na przekształcenie utworu w balladę na pianinie. Ciekawy zabieg i za to należą się ukłony, ale ta wersja raczej niezbyt mi podeszła. Równie interesujące spojrzenie zaserwował Jason Isbell i jego zespół The 400 Unit – mamy tu do czynienia z southern rockiem z domieszką country! Brzmi to zabawnie i troszkę dziwnie, ale kiedy już się z tym osłuchamy, jest to ciekawa propozycja.

W tym miejscu dochodzimy do – moim zdaniem – najlepszego coveru, jaki znalazł się na The Metallica Blacklist. Mowa o Sad But True od St. Vincent. Artystka wyciągnęła oryginał i przefiltrowała go przez mroczne, industrialne dźwięki. Annie Clark zawiesiła poprzeczkę na tyle wysoko, że nikt nie zdołał jej przeskoczyć. Gdzieś w tym wszystkim zaginęły covery od Royal Blood, White Reaper i YB, które nie oferują nic nowego i ciekawego.

Przechodząc do Holier Than Thou można się rozczarować. Próbowali Biffy Clyro, The Chats, OFF!, PUP oraz Corey Taylor, jednak nikt zbytnio się niczym nie wyróżnił. Ciekawie sprawa ma się z The Unforgiven. Cage The Elephant, Diet Cig, Flatbush Zombies i DJ Scratch, Ha*Ash, Jose Madero i Moses Sumney giną pośród tego, co zrobili muzycy z… Indii. Vishal Dadlani, raper DIVINE oraz duet Shor Police nie dość, że częściowo wykonali ten utwór w swoim ojczystym języku, to dodatkowo wykorzystali muzyczne dźwięki ze swojej ojczyzny, mieszając je z gitarowymi motywami.

Vishal Dadlani, DIVINE, Shor Police – The Unforgiven

Droga przez mękę

Nie spodziewałem się wiele po Wherever I May Roam. Ten kawałek jest potężną, blisko siedmiominutową metalową kompozycją i cover tej długości stworzył tylko Jon Pardi. Reszta utworów opiera się tylko na samplach, a wśród nich znajduje się między innymi rapowa propozycja od J Balvina. Przy Don’t Tread On Me oraz Through The Never także nie znalazłem nic ciekawego.

Ciężki bój zaczyna się dopiero na tym etapie płyty, ponieważ dochodzimy do punktu kulminacyjnego – JEDENASTU wersji Nothing Else Matters. Taka liczba nawet mnie nie dziwi. Szkoda jednak, że poza Phoebe Bridgers i Mon Laferte, która wykonała utwór po hiszpańsku, przekształcając go także w tło do posiadówki w jakiejś chilijskiej knajpce (wyszło dobrze), pozostałe covery są strasznie zachowawcze, bezpieczne i po prostu nudne. A swoje spojrzenie przedstawiali tu między innymi Dave Gahan, Dermot Kennedy czy Miley Cyrus z Eltonem Johnem, wspierani przez Chada Smitha i Roberta Trujillo. Phoebe owszem postawiła na prostotę, ale gdzieś w to wszystko wmieszała nieco psychodelii, wskakując na drugą pozycję w moim osobistym TOP3.

Phoebe Bridgers – Nothing Else Matters

The Metallica Blacklist – mogło być lepiej

Of Wolf And Man w wykonaniu Goodnight, Texas to spokojniejsza interpretacja oryginału. Przyjemna, ale bez szału. Na najniższym stopniu mojego osobistego podium znalazł się zespół IDLES i ich cover The God That Failed. Panowie przerobili ten kawałek w swoim stylu: pokiereszowany jest punkowymi riffami, zmianami tempa i charakterystycznym wokalem Joe Talbota.

Płytę kończą trzy wersje My Friend Of Misery – w tym całkiem ciekawa, jazzowa, autorstwa Kamasiego Washingtona – oraz jedna The Struggle Within.

IDLES – The God That Failed

Całość pozostawiła we mnie całkiem spory niedosyt, bo spokojnie można było sobie tu pozwolić na więcej. Czy na artystach ciążyła presja zjedzenia przez fanów oryginałów? Pewnie tak – stąd mogą wynikać te zachowawcze covery, będące w zasadzie odegraniem piosenki, które zdominowały sporą część albumu. Jest parę perełek i kilka ciekawszych kawałków, ale całość zostanie raczej dosyć szybko zapomniana. Pewnie za 3-4 lata kiedy trafi się na cover autorstwa Weezera czy Cage The Elephant pomyśli się, że faktycznie, coś takiego powstało i na tym się skończy. Nie było to też oczywiście prześciganie się w tym, kto na The Metallica Blacklist zrobi lepszy cover. Był za to spory potencjał, koniec końców zmarnowany.

The Metallica Blacklist miało szansę być jednym z ciekawszych wydawnictw muzycznych tego roku. Specjalna płyta z coverami przygotowana z okazji 30-lecia słynnego Czarnego Albumu trafi raczej do chwilowych ciekawostek. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →