Krzysztof w piątek: teksty Dziarmy, czyli mniej ważne kto pisze linijki – ważne jak
Obserwuj nas na instagramie:
Dziarma wydała album, a temat ghostwritingu wrócił jak bumerang. Pora, żeby duchy nabrały ludzkich kształtów. Bez strachu o swój byt.
Wreszcie o sobie?
Czy dwa lata to cała epoka w polskim rapie? No nie, nie przesadzajmy. A jednak różnica pomiędzy rokiem 2019 a 2021 jest diametralna. Gdy Dziarma wydawała swoją pierwszą rapową EP-kę, sporo osób prognozowało, że to ona stanie się pierwszą nawijającą Polką, która skutecznie zaatakuje mainstreamowe, obsadzone przez facetów pozycje. Miała ku temu wszelkie predyspozycje. Sprawnie poruszała się po nośnych bitach, miała za sobą poważny management, a do tego jej linijki były dobrze napisane i treściwe. Patrząc tylko przez pryzmat wrażeń artystycznych – wchodzące później artystki takie jak Young Leosia czy Oliwka Brazil nie miały prawa stać się z dnia na dzień bardziej rozpoznawalne od niej i w mig stanąć na czele rewolucji w naszej realizacji gatunku.
Być może obie wspomniane dołączyłyby do tej, której przewodziłaby reprezentantka 2020, gdyby ona sama lub ktoś z jej sztabu nie przedobrzył. Albo (idąc w nieśmieszny żart nawiązujący do jednego z tytułów utworów z króciaka) się nie przelicził. To, że za znakami kanji kryli się Returnersi, jeszcze nie wpływało negatywnie na odbiór projektu – a wręcz przeciwnie, bo zadbali oni o jakość i nie wchodzili w paradę osobowości gospodyni. Problemem były wersy, które z subtelnością Armii Radzieckiej prowokowały skojarzenia z ich potencjalnymi cichymi, acz nazbyt głośnymi autorami. Ot, choćby trzeba było mieć solidny korek w uchu, by w Bo$$ B!tch nie usłyszeć Dwóch Sławów, a w Liczi Oskara. Nikogo w fartuchu nie widziano, lecz laboratoryjny zapach drażnił nozdrza. Zapach, dodajmy, którego nie przywodziły i wciąż nie przywodzą na myśl naturalne, często brzmiące aż nazbyt spontanicznie linie Leosi i Oliwki. Pobrzmiewa jednak w nich kobieta, nie bohater ulubionego żartu polskich kabareciarzy.
Dziarma – Liczi
Eksperyment mający na celu stworzenie mocnej postaci środowiska nie powiódł się za pierwszym razem, ale w końcu do trzech sztuka. Debiutancki album, którego premierę świętowała 10 grudnia Dziarma, to już odrobienie lekcji z niedalekiej przeszłości. Więcej tu samej wokalistko-raperki, a przede wszystkim ten, kto jest uważny i rzuci okiem na creditsy, powinien szybko zdobyć wiedzę na temat nieszczególnie narzucających się, bardzo prawdopodobnych (współ?)autorów tekstów. Będzie ona jednak niepełna, bo poziom zaangażowania Hodaka czy Gverilli pozostaje w sferze domysłów. Na pewno mamy do czynienia z muzyką skuteczną, świadomie przetwarzającą przeróżne mody kompozycyjno-językowe, wspieraną ciekawym warsztatem popowym. Nie oznacza to automatycznie, że mowa o koronkowej robocie lirycznej. Liczne kwiatki w stylu: Czuje do mnie pociąg – to nie PKP sugerują, że to stacja przesiadkowa, nie docelowa, a podczas szukania właściwego peronu warto częściej polegać na sobie niż na kompanach.
W dwa lata przeszliśmy w newralgicznej kwestii pisania dla okołorapowych osób drogę od umywania rąk, gdy ktoś o to zapyta, do podpisywania się jedną z nich. Najwyższy czas, byśmy poszli jeszcze śmielej. Słabo piszący, ale nieźle rapujący twórcy potrzebują sensownych wersów, sensowni wersokleci – sprofesjonalizowanego rynku usług, który odpowiadałby obecnym realiom branży, pozwolił bez obaw chwalić się niezłą robotą i napiętnować tę słabą, wyrzucając ją na margines. Inaczej czeka nas arcypolska prowizorka w ogromnym, rozbudowującym się pałacu, w którym większość działań i tak jest grą pozorów. Prawdziwość wyrzucono do śmietnika pod zlewem już dawno temu, tylko nie wszyscy przyjmują to do wiadomości.
Dziarma – Cake feat. Kizo
Reguły nowego popu
Pamiętam jeszcze oburzenie związane z tym, że W.E.N.A. zmyślił historię o tragicznie zmarłym koszykarzu. Z perspektywy naprawdę wielu lat wygląda to na pastę pokroju tej dotyczącej WudoE i Jana Pawła II. Jesteśmy w zupełnie innym miejscu, realia zmieniły się nie do poznania. Oczywiście nadal premiuje się prawdziwe przeżycia czy też częściej prawdziwe zmyślenia, tylko że kurczowe trzymanie się dawnych prawideł gatunkowych zakrawa na trwonienie czasu, który można byłoby dużo lepiej spożytkować. Musiałby bowiem nastąpić krach biznesowy wypalający obecny ekosystem do gołej ziemi, byśmy byli bliżej (choć wcale nie tak znowu blisko) powrotu do ustawień fabrycznych.
Myślenie, że ci, którzy piszą koślawo, zostaną kiedyś wyparci przez mistrzów pióra, jest li tylko życzeniowe. Żyjemy w czasach zaraźliwych melodii, przekształcanych wokali, wpadających w ucho haseł i bratania się z algorytmami. Nie da się tego zmienić o 180 stopni, za to nic nie stoi na przeszkodzie, by oswoić siebie samych i ewentualnych chętnych z tym, że w pisaniu dla ludzi z kręgu rapowego, o ile tego potrzebują, nie ma niczego złego. Zła może być tylko robota, którą ci chętni wykonają, gdy np. poprosi ich o to przykładowa Dziarma.
Dziarma – BO$$ B!tch
W byciu nowym popem nie chodzi wyłącznie o wielkość liczb, lecz również dużo dalej posuniętą otwartość na kreowanie postaci, w zgodzie z założonym budżetem. Raperów i raperek siedzących nad kartką, by dać słuchaczowi coś własnego i intrygującego, i tak nie zabraknie, bo gra miała, ma i będzie mieć wiele odcieni, przypadających do gustu zainteresowanym. Zmniejszy się za to choć trochę grono raperów podbijających streamingi za pomocą niezgrabnych, napisanych na kolanie quasi-zwrotek. Słowo już raczej nigdy nie będzie w centrum – gra idzie o to, by nie było na peryferiach.
Nim ktoś zakrzyknie: w dawnych czasach w Stanach Zjednoczonych byłoby to nie do pomyślenia, odkrzykuję: zachęcam do poczytania o dawnych czasach w Stanach Zjednoczonych i pomyślenia po lekturze. Obecny stan świadomości wagi charakteru pisma to niechlujne, cyniczne ciągi wyrazów u Ekipy i wynurzenia niejakiego Ricky’ego, który twierdzi, że Patointeligencja Maty została napisana przez Białasa. To drugie to już nie pokłady woskowe korki w uszach, tylko prężnie działające pasieki. Raperzy, inaczej niż pszczoły, nie mogą jednak żądlić innych raperów tylko raz, więc szykujmy się na kolejne opowieści dziwnej treści.
Dziarma to nie wszystko. Przeczytaj także inne felietony cyklu: sprawa Sobla, koniec Quebonafide, kariera Sebastiana Fabijańskiego, metamorfozy Tymka, legenda Chady, nowa płyta Mesa oraz tożsamość Maty
Złoty dotyk
Wdowa, Sobota, Pelson, Ten Typ Mes, Włodi, Sarius, Kuba Knap, Małolat, Eldo. Co łączy te ważne osobistości polskiej sceny rapowej? Ano to, że wszystkie, i to w jednym momencie, zarapowały teksty, które zostały dla nich napisane przez Pjusa przy okazji projektu Słowowtóry.
Owszem, to jednostkowa rzecz, nieoczywista i koleżeńska. Poziom wykonania udowadnia jednak, że twórca danego gatunku może porozumieć się z innym jego przedstawicielem nie tylko wtedy, gdy będą wymieniać się przy mikrofonie. To wcale nie zgrzyta, za to otwiera pole do poznania czegoś nowego, dopracowanego. Mam też w pamięci rozmowę z MC, który znalazł się na tym krążku, czyli Rasem. Bez ogródek powiedział mi, że raz napisał wersy rapowe do reklamy karmy dla psów i kotów. Co więcej, nawinął je potem znany, acz niewymieniony w trakcie rozmowy z ksywy flowmaster, któremu przekształcono wokal, by ten był nierozpoznawalny. Skoro dało się na wyjeździe – i to w takim kontekście! – to dlaczego miałoby się nie dać w macierzy?
Wspominałem już o podgrzewaniu kanałów streamingowych, ale sądzę, że większość z was mogła odnieść to wyłącznie do młodych traperów, którzy miotają singlami na prawo i lewo, bo tak teraz trzeba. Mam do was pytanie: ile razy denerwowaliście się, że ten czy inny weteran zapętla się w swojej twórczości, bo bardzo podobnie gryzie kolejne wątki z dość ograniczonego kręgu tematycznego? No właśnie.
Dziarma – Czarny bez
Linia życia raperów, którzy są na scenie od, powiedzmy, dwóch dekad i obracają się wśród jasno ustalonych zagadnień, to kolejna ważna rzecz ujawniająca pożytki płynące z tekściarskiej pomocy. Nie każdy nawijacz po czterdziestce przeżywa aż tyle nowych rzeczy, by samymi historiami odświeżyć swoją twórczość. W takiej sytuacji zasadne byłoby, żeby wspomógł go ktoś ze świeżym spojrzeniem, na zasadzie pióra wykonawczego. Nie chodzi nawet o to, by z uporem maniaka forsował swoją wizję – bardziej dopracował językowo zwrotki i refren oraz nadał ostateczny szlif, wzbogacając formę. To trochę jak z dziennikarzami. Grono tych, których nie powinno się redagować, wcale nie jest tak wielkie, jak mogłoby się wydawać. Rzecz jasna wszystkim poza samymi zainteresowanymi, broniącymi swoich linijek jak niepodległości.
W mijającym już roku częściej niż zwykle pisałem w moich recenzjach coś w rodzaju: niby flow działa całkiem dobrze, ale nie jestem w stanie słuchać tych andronów, przydałby się ktoś od wersów. Wiązało się to z kilkoma niskimi ocenami, które byłyby pewnie trochę wyższe, gdyby słowa poskładali ludzie znający się na pisaniu. Ci raperzy, którzy mają dar tworzenia wciągającej liryki w małym palcu, poradzą sobie w przyszłości co najmniej nieźle, jeśli chodzi o wartość artystyczną (pewnie nieco rzadziej biznesową). Ci, którzy są wysoko w branży i nawet umieją w mikrofon, a brakuje im drygu w kartce, nadal będą wykręcać osiągi. Cierpieć będziemy my – ludzie, którzy chcą być na bieżąco z rapem w każdym jego wydaniu. Jest tylko jeden sposób, byśmy mieli choć trochę lepiej. Wiecie jaki.
Dziarma – Pinokio
Dziarma wydała album, a temat ghostwritingu wrócił jak bumerang. Pora, żeby duchy nabrały ludzkich kształtów. Bez strachu o swój byt. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Wreszcie o sobie? Czy […]
Obserwuj nas na instagramie: