Taco Hemingway w Łodzi: chylę czoła, panie Szcześniak [relacja]
Obserwuj nas na instagramie:
15 maja Taco Hemingway zagrał dwa koncerty w łódzkiej Wytwórni. Uczestnicząc w jednym z nich, raper udowodnił mi, z jakiej gliny naprawdę jest ulepiony.
Zapłaciłbym, by nie iść na koncert Taco
Postawmy sprawę jasno: nigdy nie byłem wielkim wielbicielem twórczości Filipa Szcześniaka. Wszystkie jego płyty sprawdzałem przede wszystkim z potrzeby bycia na bieżąco, ale oprócz pojedynczych wyjątków, nie sięgałem po repertuar Taco Hemingwaya z ochotą. Dlatego też wizja spędzenia kilku godzin na koncercie rzeczonego twórcy nie napawała mnie entuzjazmem. Zwłaszcza że miał być to drugi koncert zagrany w ciągu jednego popołudnia.
Zobacz: Taco Hemingway – wymarzona setlista 2022 Tour [opinia]
Do Wytwórni przy ul. Łąkowej szedłem pełny wątpliwości i złego nastawienia. Mojej wewnętrznej imprezowej atmosferze nie pomógł widok kilkuset osób stojących w kolejce do wejścia. Oczyma wyobraźni śledziłem ślimacze tempo posuwania się stale rosnącego tłumu ludzi. Absolutnym rekordzistą był fan, który rzekomo pojawił się pod klubem o 13:00, by wejść na wydarzenie, gdzie bramki otwierają o 20:30. Jeśli to prawda, chapeau bas tajemniczy uczestniku.
Stojąc mniej więcej 150 metrów od wejścia, do klubu wszedłem dziesięć minut po wpuszczeniu pierwszych osób. Na miejscu czekały już trzy stoiska, gdzie można było zaopatrzyć się w przekąski i napoje. Taka liczba punktów bez większych problemów redukowała kolejki. Błyskawiczne tempo obsługi było pierwszym dużym pozytywnym zaskoczeniem tego wieczoru. Nie przeszkodziło mi to jednak, by cynicznie zerknąć w kierunku tłumku tłoczącego się przy wejściu na płytę, by jak najszybciej zająć miejsce najbliżej sceny. Obrazu dopełniła przepaść pokoleniowa dzieląca publiczność. Oprócz studentów i uczniów szkół średnich dostrzegałem również dzieci, które przyszły z opiekunami. Bardzo ostrożnie szacuję, że publika mieściła się w przedziale między szóstym a pięćdziesiątym rokiem życia. Takiego przekroju spodziewasz się raczej na koncercie Happysad niż ogólnopolskiej gwiazdy rapu. Zwłaszcza takiej, która ma na koncie jeden z hymnów Strajku Kobiet i otwarcie krytykuje brak rzetelnej edukacji seksualnej w kraju.
Taco Hemingway – W.N.P.
I później bym żałował
Start koncertu zaplanowano na 22:00. Jednak dbając o piąty element hip-hopu, gwiazda wieczoru pojawiła się na scenie pięć minut po wyznaczonej godzinie. Po blackoucie i solidnym zbudowaniu napięcia, Taco rozpoczął występ Luxembourgiem, spotykając się z ogromnym entuzjazmem ze strony dwuipółtysięcznego tłumu. Prawdziwy raban podniósł się jednak kilka minut później, gdy Hemingway przypomniał wszystkim, że Warszawa pachnie jak Szlugi i kalafiory.
Po wykonaniu pierwszych trzech piosenek Szcześniak nareszcie zwrócił się ku publiczności. Nie omieszkał przypomnieć, że to już drugi występ tego dnia, a na pytanie, czy był ktoś na obu, kilka osób podniosło ręce. Kolejny raz tego wieczora pomyślałem, jak silny fanbase posiada autor Jarmarku.
Taco Hemingway – Szlugi i kalafiory
Od początku imprezy bardziej niż na muzykę zwracałem uwagę na oprawę wizualną, bo na tę położono duży nacisk. Każdy utwór posiadał indywidualną animację wyświetlaną w tle, operatorzy grali światłem, barwami, a Taco Hemingway często stał w półmroku, co budowało atmosferę tajemniczości. No i po prostu wyglądało świetnie. Można było odnieść wrażenie, że nawet najmniejszy ruch reflektorem podczas przemówień rapera był szczegółowo zaplanowany.
Pietyzm, który charakteryzował całe wydarzenie, w pewnym momencie wszedł na zupełnie inny poziom. Z reguły, gdy artysta gra utwór, w którym pojawia się gościnna zwrotka, pomija ową lub zachęca publikę do jej wykonania. Taco Hemingway nie pozostawił niczego przypadkowi, wykuwając na blachę teksty m.in. Bedoesa, Dawida Podsiadło, CatchUpa XXL. Znalazło się też miejsce na tribute dla Maty, kiedy Taco zdecydował się zagrać Kurtza z Młodego Matczaka. Pisząc “na blachę” mam na myśli, że ani razu gospodarz imprezy nie zająknął się na nie swoich wersach. Chylę czoła.
Mata feat. Taco Hemingway – Kurtz
Filip Szcześniak The Best Of
Na trwającą właśnie trasę Hemingwaya fani musieli czekać dwa lata. Słuchacze głodni wykonów swojego idola, mieli pewnie spore oczekiwania dotyczące setlisty, która okazała się dość przewidywalna (bynajmniej nie mam na myśli “nudna”!). Chodź zadrżało w posadach klubu, Polskie Tango, jako absolutny pewniak, wykrzesało jeszcze trochę energii z uczestników pod koniec występu. Deszcz na betonie podniósł entuzjastyczną wrzawę, podobnie jak Następna stacja, którą ludzie zaczęli nawijać z pamięci.
Przeplatanie starszego repertuaru z nowościami okazało się formułą, która – tak mi się zdaje – zadowoliła niemal wszystkich uczestników imprezy. Naprawdę nie mogę przypomnieć sobie momentu, by publika nie wydawała się wniebowzięta kolejnymi pozycjami z setlisty.
Taco Hemingway feat. Dawid Podsiadło – W piątki leżę w wannie
Truskulowe machanie to przeżytek, ale ciągłe klaskanie również
Idąc na koncert Hemingwaya, żyłem w przekonaniu, że będę świadkiem kolejnej chałtury. Odbębnieniem kilku piosenek, szybkim “cześć, siemanko, byliście świetni!” i zejściem ze sceny. I tym razem Taco Hemingway pokazał mi, jak daleki od prawdy byłem w swoich przypuszczeniach. Raper chętnie zwracał się ku publice, nierzadko prowokując ją porównaniami do poprzedniego show. Zabieg może dziecinnie prosty, acz skuteczny. Nic nie działa na tłum, jak stwierdzenie, że “tamci byli super, ale wy musicie ich przebić”.
Mimo masy energii przekazywanej ze sceny oraz zachowawczej (lecz skutecznej) interakcji z fanami, dało się odnieść wrażenie, że Taco Hemingway polega na jakimś schemacie. Artysta wielokrotnie zachęcał obecnych do klaskania w rytm piosenki, podrywając w powietrze setki rąk. De facto była to jedyna metoda Taco, by zaprosić fanów do jakiejkolwiek aktywności. Mając w pamięci wybitnych Dwóch Sławów na piętnastoleciu lub Ostrego skupiającego na sobie uwagę fanów przez prawie cztery godziny, brak jakiegoś pierwiastka spontaniczności pozostawił lekki niedosyt.
Taco Hemingway – Polskie Tango
W takich momentach aż chce się przyznawać do błędu
Koncert zakończył się na bisach, podczas których Taco Hemingway sięgnął głównie po piosenki z Quebonafide. Występ trwał krócej niż dwie godziny, jednak nie wychodziłem zeń z poczuciem niedosytu. Taco przygotował przekrojową setlistę, wzbogaconą świetnie przygotowanymi wizualizacjami. Tym sposobem otrzymaliśmy widowisko, które jeśli nie zachwycało, przynajmniej pozostawiało ukontentowanym.
Wątpię, by po tym wieczorze mój stosunek do Taco jako rapera się zmienił. Nadal uważam, że w pewnych kwestiach niesłusznie wyniesiono go na piedestał. Nie ujmuję mu jednak wodzirejskich skillsów. Raper udowodnił mi, że jego występ cechuje gruntowne przygotowanie, które nawet w mainstreamie nie jest oczywiste. Cynizm, którym z kolei ja się popisałem, sprawił, że pozostaje mi jedynie posypać głowę popiołem i szczerze polecić kolejne występy Filipa Szcześniaka.
Taco Hemingway – Nostalgia
15 maja Taco Hemingway zagrał dwa koncerty w łódzkiej Wytwórni. Uczestnicząc w jednym z nich, raper udowodnił mi, z jakiej gliny naprawdę jest ulepiony. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins […]
Obserwuj nas na instagramie: