“30” to album dla wrażliwego konesera muzyki – recenzja nowej płyty Adele
Obserwuj nas na instagramie:
To trochę recenzja, a trochę po prostu rozmowa o najnowszym albumie Adele – 30, w której towarzyszy mi największa fanka tej artystki, jaką znam – Paula Roma.
Tę recenzję oddaję w dobre ręce
Gdy przymierzałam się do pierwszego odsłuchu albumu 30 pod katem pisania jego recenzji, odezwała się do mnie PAULA ROMA z zapytaniem: czy słuchałam już nowej Adele? Przypomniała mi tym samym, że jest ogromną fanką brytyjskiej wokalistki. W mojej głowie od razu pojawiła się myśl – co ja tam będę próbowała rozkładać Adele na czynniki pierwsze, skoro właśnie otworzyła się przede mną skarbnica wiedzy na jej temat! “Paula, pogadajmy o tej płycie i opublikujemy to w formie rozmowo-recenzji!” – rzuciłam propozycję, a odpowiedź była natychmiastowa i ku mojej uciesze – pozytywna. No i proszę, oto jest!
Zobacz również: PAULA ROMA debiutuje. EPka „Cześć, tu PAULA ROMA” to jej muzyczna autoterapia – wywiad
PAULA ROMA specjalnie dla Rytmy.pl o nowej płycie Adele – 30
Weronika Szymańska: Jak zaczęła się Twoja historia z Adele?
PAULA ROMA: W 2008 roku usłyszałam album Adele19, miałam wtedy 15 lat i byłam w liceum. Nigdy nie zapomnę, jak słuchałam go każdego ranka idąc na autobus i gdy wracałam. Pamiętam, że uczyłam się powtarzać jej frazy dosłownie na pamięć, każdy utwór nagrywałam na dyktafon w telefonie. W liceum poszłam też na pierwszy „poważny” konkurs muzyczny. Zśpiewałam tam Don’t You Remember z płyty Adele21 i zdobyłam 3 miejsce. Potem nagrałam cover One And Only, który nigdy nie ujrzał światła dziennego, aż do czasu coveru I Miss You, który rozpoczął moją historie z YouTube i pokazał, że chyba jednak coś muzycznie drgnęło… Adele i Amy – ich wokale, ich wrażliwości wprowadzały mnie w te muzyczne odmęty przez pierwsze lata mojej fascynacji muzyką. Dziś już nie mam idolki i zupełnie inaczej czuję muzykę, ale nadal znajduję coś magicznego w muzyce Adele.
Jako nastolatka pretendentek do roli idolki miałaś z pewnością wiele. Co ujęło wtedy tę 15-letnią dziewczynę akurat w Adele?
PAULA ROMA: Zdecydowanie jej brud w głosie, którego nie miał nikt inny oraz jedna, szczególna piosenka – Hometown Glory. Do dziś pamiętam, jak sprawdzałam w słowniku słowo „pavement” i tłumaczyłam sobie cały tekst, żeby jeszcze głębiej wejść w ten utwór. Taka wrażliwość trafiła do mnie pierwszy raz i nie mogłam się od niej uwolnić. To takie dziwne uczucie, kiedy usłyszysz kogoś, kto dotyka twojej duszy i wchodzi coraz głębiej, penetrując zakamarki twojej emocjonalności. Piękne to było uczucie.
Słodko-gorzkie pierwsze zetknięcie z Adele 30
To ciekawe, bo mam bardzo podobne wspomnienie z Hometown Glory! To jeden z tych ważniejszych utworów, który zrobił na mnie spore wrażenie jako na bardzo młodej dziewczynie. Też pamiętam, jak tłumaczyłam sobie ten tekst i do dziś jest to jeden z nielicznych, który pamiętam od deski do deski. Domyślam się zatem, że jako fanka Adele, mocno wyczekiwałaś jej powrotu. Jak wyglądał Twój pierwszy odsłuch albumu 30? Towarzyszyły mu jakieś szczególne okoliczności?
PAULA ROMA: Przyznaję, że czekałam na ten dzień bardzo długo. Już przed północą, w nocy z czwartku na piątek, przygotowałam sobie słuchawki i otulona kołdra leżałam i słuchałam całej płyty dwa razy w kółko. Emocji było dużo, zresztą moim zdaniem noc sprzyja temu albumowi. Wyjątkowy moment nastąpił kiedy usłyszałam utwór Woman Like Me. Popłakałam się, zapętliłam go kilkanaście razy i usnęłam z nim na słuchawkach. To przypomniało mi wspomniane już czasy liceum, kiedy też tak „spałam z Adele”. Włączałam wtedy płytę 21, a utwór Lovesong był moją kołysanką. Kiedy usłyszałam Woman Like Me, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że skądś znam ten numer, gdzieś głęboko w podświadomości jego warstwa aranżacyjna przypomina mi stare, dobre i te najbardziej frywolne czasy. Czuję dzięki niemu ogromny przypływ ciepła i pozytywnych emocji.
Muszę jednak przyznać, że sam krążek trochę mnie zawodzi i nie wszystkie piosenki do mnie trafiły, bo moja „sentymentalna” część szukała bardzo mocno tej Adele z przeszłości, z płyt 19 i 21. Wiem, że to nie rozsądne, bo przecież każdy artysta chce się rozwijać, iść naprzód, często pod prąd, szukając nowych rozwiązań… Jednak moja głowa usilnie szukała tej „starej Adele”, która bardzo mocno we mnie wibruje. Przy odsłuchu 30 nie czułam już tego samego co kiedyś, ale serce mi z sentymentu nadal ściska. Ta płyta jest interesująca, lekko jazzująca, co bardzo lubię, nie idąca po nowe, ale utwierdzająca, że Adele 6 lat zbierała w sobie pokłady bólu i żalu, co słyszę na tym krążku.
Dwie strony barykady
W takich momentach fani artystów dzielą się na dwa obozy – tych, których przepełnia żal, że ich idol skręca w jakąś niezrozumiałą stronę i tych, którzy może i nie są do końca przekonani, ale pozostają wierni. Oczywiście są jeszcze fanatycy, dla których wszystko jest zawsze super, cokolwiek by ich idol nie wypuścił. Po której stronie barykady jesteś?
PAULA ROMA: Wiem, że takie podziały istnieją, ale absolutnie ich nie lubię. Staram się płynnie podążać za artystą, wsłuchać w to, co ma do powiedzenia, postarać się zrozumieć głębiej dlaczego dana płyta jest taka a nie inna. Z Adele jest tak, że mam w domu każda książkę, która o niej wyszła, mam również każda płytę, łącznie z nowym krążkiem 30 na winylu, który odebrałam ze sklepu z samego rana w dniu premiery. Od zawsze chciałam wiedzieć więcej, niż tylko słuchać jej płyt, słuchałam uważnie każdego wywiadu z nią, bo to też pomaga bardziej zrozumieć samą twórczość. Na pewno nie należę do tych, którzy mówią, że wszystko co wychodzi jest super. Uważam, że każdy ma lepsze i gorsze momenty, że nasza wrażliwość się zmienia – nie tylko artysty, ale również odbiorcy – zatem to, co trafiało do mnie 10 czy nawet 5 lat temu nie musi już trafiać do mnie dziś. Zresztą pojęcie „super” jest bardzo subiektywne – coś, co dla mnie może być „super” dla innych już nie jest. Gdzieś podskórnie czuję, że ten album nie trafia do mnie tak mocno jak Adele19 czy Adele21, ale to też ma związek z czynnikami emocjonalnymi – przecież słuchałam Adele19 przy moich pierwszych randkach, więc czy da się wyrzucić takie utwory z serca? Adele30 będzie na moich słuchawkach jeszcze wiele razy. Może trafi do mnie bardziej w odpowiednim momencie, może będzie ze mną przy innych, równie ważnych etapach mojego życia i też znajdzie miejsce w moim sercu? Chętnie się dowiem i poczekam na to, co przyniesie czas.
Adele w hołdzie Amy Winehouse?
Ciekawe, że znowu się zgadzamy, bo według mnie właśnie Women Like Me jest najciekawszym momentem tego albumu. Delikatna gitara akustyczna, na której został zbudowany, sprawia, że cały utwór jest taki spokojny, kojący, to wszystko płynie bardzo subtelnie. Z kolei słowa dopowiadają dość gorzką historie. Wiem, że właśnie te historie, opowiadane na albumie Adele30, szczególnie zwróciły Twoją uwagę.
PAULA ROMA: Tak, Woman Like Me oraz My Little Love to moim zadaniem dwie najpiękniejsze historie na tym albumie. Oprócz tego mamy też dwa naprawdę mocne przeboje, co słychać po pierwszym odsłuchu Oh My God oraz Can I Get It. To takie piosenki, po których od razu wiadomo, że to singlowe numery. Z kolei zamykające płytę Love Is A Game nosi dla mnie jakieś znamiona Amy Winehouse. Może przez podobieństwo tytułu do Love Is A Loosing Game, ale też frazowanie wydaje mi się właśnie takie… jakby w hołdzie lub ku podobieństwu dusz.
Może właśnie taki był zamysł! Mrugnięcie okiem do bardziej czujnego słuchacza.
PAULA ROMA: Tak to odczuwam, choć to może być jedynie moja wyobraźnia. Ale te chórki i perkusja – to nie mogło być robione bez zamysłu o Amy. Chcę w to wierzyć!
No właśnie – chórki. To jedna z rzeczy, która, od takiej bardziej techniczno-aranżacyjnej strony, najbardziej mi się podoba na tej płycie.
Jeśli chodzi o te przebojowe momenty z Adele30 to Can I Get It szczególnie do mnie trafił. Jest taki radosny, energetyczny, nieco pod nóżkę. Jak pierwszy słoneczny poranek po zimie. Z kolei w Oh My God wydarzyło się coś dziwnego i cały czas słyszę tam Olly’ego Alexandera z Years&Years. Ale jak już powiedziałaś – te dwa kawałki nieco odstają od reszty albumu i słychać wyraźnie, że zostały stworzone z myślą o zrobieniu z nich singli.
PAULA ROMA: Z tych dwóch na obecny moment chyba również wole Can I Get It. Masz rację – świeci w nim słońce i jest idealnie wpasowany w ten album. Daje słuchaczowi chwilę wytchnienia w tej trudnej opowieści. Czuję tam taki przełom Adele – jakby zbieranie się i odzyskiwanie sił.
Adele 30 nie trafi do każdego. I nie musi
A nie masz wrażenia, że ten album jest trochę nierówny? Ma kilka mocnych momentów, a jeśli nie mocnych to przynajmniej zauważalnych, ale duża część nie pozostawia po sobie szczególnych odczuć. Przynajmniej ja miałam takie wrażenie po pierwszym odsłuchu.
PAULA ROMA: Pierwszy odsłuch był magiczny, ale od razu czułam w tym albumie „moje momenty”, które jak na razie są trzy, reszta musi mi się chyba mocniej osłuchać. Mam wrażenie, że to jeden z tych trudniejszych albumów w odbiorze – może właśnie z powodu najtrudniejszych chwil w życiu, podczas których Adele go pisała? Tak mi się wydaje… Słuchając go czuję, że to musiała być trudna przeprawa, czuję dużo żalu, bólu i próby pozbierania się. „Are u crazy? – You ain’t never had, ain’t never had a woman like me” – czuć tu odzyskiwanie sił i trudną, wręcz traumatyczną mieszankę. Z tym zostawia mnie ten album.
Coś musi być jednak na rzeczy, bo zagraniczne media piszą o tym albumie jako o absolutnym arcydziele i najlepszym, co Adele kiedykolwiek stworzyła. Z tego, co obserwuje, w Polsce jak na razie te recenzje są dość mieszane, ale rozmawiamy też w dniu premiery, więc to wszystko jest wciąż bardzo świeże, a opinie raczej spontaniczne i emocjonalne.
PAULA ROMA: Myślę, że pierwsze zagraniczne opinie bazują na wcześniejszych odsłuchach i są przemyślane. W Polsce słuchacze mogą dziś rozmawiać jedynie o pierwszych wrażeniach. Powiedzmy sobie wprost – ta płyta nie trafi do każdego, ale myślę, że też nie musi. To nie jest album dla mas, tylko dla wrażliwego konesera muzyki.
Mam też wrażenie, że w przypadku tego albumu jest jeszcze jedna kwestia. Takie duże powroty są często przehajpowane jeszcze na długo przed premierą. O ile wokół samego powrotu Adele zrobiło się sporo szumu, tak już singiel Easy On Me nie odbił się jakimś turbo szerokim echem. Przynajmniej bez doskoku chociażby do takiego Hello. Przerost oczekiwań?
PAULA ROMA: Właśnie o te oczekiwania tu chodzi. Jak ktoś wyda numer, który staje się dużym hitem, to potem mierzy się z oczekiwaniami z zewnątrz, które aż krzyczą: „więcej i mocniej”. Myślę, że każdy wokalista, który wydaje wielkie przeboje, mierzy się z tymi oczekiwaniami, które zazwyczaj nie są sprzyjające, bo wywierają ogromna presję. Czy trzeba ciągle wydawać przeboje i przeskakiwać samego siebie? Nie sadzę, ale to tylko moja opinia, zwykłego słuchacza. Na ścieżce kariery każdego artysty jest jakiś najwyższy punkt – u Adele to było Hello czy wcześniejsze Someone Like You, ale na tym szczycie nie da się utrzymać całej kariery.
PAULA ROMA: “Tak jak Adele, chcę opowiadać historie o czymś ważnym”
A myślisz, że ta wieloletnia fascynacja Adele ma też wpływ na Twoją karierę?
PAULA ROMA: Myślę, że ma ogromny wpływ na to, jak śpiewam, jak czuję muzykę, jaką mam wrażliwość i na to, że również chcę opowiadać historie o czymś ważnym, często nie tylko dla mnie, ale np. dla wszystkich kobiet czy nawet całego świata. Jakaś cząstka mnie na pewno została ukształtowana dzięki jej muzyce, za co jestem wdzięczna. Myślę, że trafiłam na nią w idealnym momencie swojego życia.
Adele – 30, posłuchaj albumu!
To trochę recenzja, a trochę po prostu rozmowa o najnowszym albumie Adele – 30, w której towarzyszy mi największa fanka tej artystki, jaką znam – Paula Roma. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz […]
Obserwuj nas na instagramie: