Tymek wcale nie po raz ostatni [relacja]
Obserwuj nas na instagramie:
Tymek wyszedł na scenę po raz pierwszy od swojej pełnej, artystycznej transformacji. Odrodzenie w Poznaniu i w Warszawie dopełniło obrazu jego przemiany.
Tymek – Szok z rapera w gwiazdę… Po prostu
Case Tymka będzie wkrótce kultowym studium przypadku, a na ten moment każdy jego typowy-nietypowy ruch przypomina o przeszłości i dawnym wizerunku trapowego pirata. Zostało mu coś z niego, nie tylko dziary na twarzy, ale przecież rzecz nie o tym. Analizując trzy minialbumy, które finalnie złożyły się w album Odrodzenie, łatwo dojść do wniosku, że horyzont jest szerszy, a możliwości większe. I to jest fakt, niepodważalny, oparty o naukowe szkiełko, przybliżające te opcje i pchające je w zasięg rąk.
Koncerty silnie współgrają z muzyką, którą promują, obviously. Nie spotkałam się za to jednak, by były ich naturalnym przedłużeniem, dopełnieniem. Słuchać tej muzyki, a nie być na koncercie – to jak nie widzieć nic. To znaczy, że dopiero za tym aktem na żywo otwiera się i czeka prawdziwe i kompletne Odrodzenie. (Maja Kozłowska)
Odrodzenie — projekt kompletny, dopełniony transformacją na naszych oczach
Maja Kozłowska: Odrodzenie Tymka to faktyczne odrodzenie. Projekt przemyślany i zakrojony na szeroką skalę, obejmujący wszystko — od muzyki po jej wersję na żywo. Najlepsze było w tym chyba to, że ta przemiana dokonywała się literalnie na oczach wszystkich zainteresowanych. Podczas koncertu transformacja się dopełniła. Cyk, ostatni składnik i z chmury papierosowego dymu wyłania się zupełnie nowy artysta.
Weronika Szymańska: Masz rację. Muszę przyznać, że bardzo intensywnie odczułam ten koncert — jak już dawno żaden inny i trochę mnie to zaskoczyło, że akurat Tymek wywołał we mnie tyle pozytywnych emocji. Wszystko na tym koncercie zagrało — dosłownie i w przenośni: band (co za brzmienie!), scenografia, wizerunek artysty, nowe aranżacje, kontakt z publicznością, energia na i pod sceną, spójność całego projektu i jego narracji… Kompletne wydarzenie dopracowane w 360°. Wow!
Maja: Po tym koncercie chciałabym wystosować apel: raperzy, grajcie z zespołem! Tylko że Tymek już nie jest raperem, a na pewno nie jest już tylko raperem. Ja byłam na koncercie rockowym, z jazzowym podbiciem, ze szczególnym artyzmem. Blisko było temu do spektaklu w teatrze muzycznym, aczkolwiek nie z przyczyny teatralności, a sceniczności. Kolejne wcielenie musicalu, tylko kiedy filmowe sceny bywają czasami aż odpychające (rzecz konwencji, ja nie jestem fanką, acz czasami daję się kupić), tam zagrało to w punkt.
Odrodzenie już jest, choć proces nadal trwa
Weronika: Ja Tymka widziałam po raz pierwszy na zeszłorocznym Feście i już wtedy bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że zaciągnął ze sobą do Chorzowa cały band. Wtedy jeszcze spokojnie można było mówić o Tymku — raper, a zabieg umuzykalnienia i zinstrumentalizowania jego hip-hopowych bangerów wyniósł tamten koncert na zupełnie inny poziom. Totalnie podłączam się do Twojego apelu: hip-hopowe koncerty zagrane przez live band to całkowicie odmienny zestaw odczuć. Ale wróćmy do Odrodzenia — myślę, że tu warto zarysować nieco kontekst, który pewnie i tak będzie się przeplatał w naszych relacjach z samych koncertów. Enigmatycznie zapowiadany projekt w końcu się sfinalizował, choć ja mam jakieś poczucie, że bez fajerwerków. Chyba po całej tej otoczce związanej z podziałem Odrodzenia na trzy akty, gdzie każdy z nich reprezentował inny, niezwykle intrygujący bohater, spodziewałam się czegoś więcej niż po prostu wydania albumu. Abstrahując zupełnie od poziomu tego wydawnictwa — w kwestii otoczki było dużo kuszenia, lecz ostatecznie mało spodziewanego efektu zaskoczenia, nie sądzisz?
Maja: Przyznam się, że to był mój pierwszy koncert Tymka, więc nie mam porównania do tego, jak prezentował się wcześniej — przed swoją śmiercią. Rapowe koncerty jednak lubią instrumenty. Mes gra z zespołem, z chórzystkami, Holak też występował ze swoim składem. Przy tym, to nie były wielkie gigi na tysiące osób, a w ten sposób tylko zyskiwały.
Zgadzam się z tobą, ale mam przeczucie, że trasa to nie wszystko, co Tymek ma w zanadrzu. Wydaje mi się, że Odrodzenie nie zakończyło się na wydaniu tych EP-ek, na filmie, na koncertach. Może się mylę, ale jeśli nie jest to preludium do mocno powiązanego projektu, to jest to rozbudowane intro przed jego zaistnieniem na nowo. Nie będzie może romantycznej zmiany imienia czy postaci, lecz to już się dzieje. Tymek raz jeszcze przedstawia się scenie, na swoich zasadach.
Sceniczne pożegnanie Tymka
Weronika: Też bym to tak potraktowała. Zresztą czuć na koncertach z Odrodzenia, że jest to swego rodzaju sceniczne pożegnanie z Tymkiem. Wcale nie tylko dlatego, że sam artysta przyznał ze sceny, że to prawdopodobnie jego ostatnia trasa pod tym aliasem. Tymek nie zagrał również swoistego best of, podsumowującego swoją karierę, jak to zazwyczaj bywa w przypadku tras pożegnalnych. Wręcz przeciwnie — miałam wrażenie, że odcina się od swojej artystycznej przeszłości, skupiając się tylko i wyłącznie na Odrodzeniu, co tylko wyszło temu projektowi na lepsze, bo dziś, już po koncercie, nie wyobrażam sobie przeplatania tego materiału kawałkami z tymkowej przeszłości. No i ta energia — jest coś specyficznego w ostatnich razach. Chce się z nich wycisnąć jak najwięcej, osiągnąć jakąś kumulację emocji, która będzie swego rodzaju przypieczętowaniem i zwieńczeniem tego, co się kończy. Właśnie tak czułam ten odrodzeniowy koncert. Przy czym nie było w całym tym pożegnaniu miejsca na łzy i smutek, bo przecież wszyscy wiemy, że to nie ostateczne pożegnanie, a… no właśnie — Odrodzenie.
Maja: Czy odcina, z tym się do końca nie zgodzę. Jest teraz w zupełnie nowym miejscu, ale symboliczne uśmiercenie starego “ja” sugeruje zatrzaśnięcie drzwi na cztery spusty za klubowym designem, a nie zamurowywanie go w piwnicy. Tymek nie będzie trupem chowanym w szafie, tylko przeszłością. Moim zdaniem, godną wzmiankowania, chociaż faktycznie trasie dobrze zrobiła ta ekskluzywność. Zagrał ten set, nazwałabym to, przestrzennie. Setlista składała się z różnych momentów. Tych tęsknych, prawie rzewnych, po wściekłe, wkurwione wręcz kawałki. Chwilowy anger issues, a potem klimat zmieniał się w dziesięć sekund i na scenie widziałam kogoś pogubionego, a jednocześnie pewnego siebie, swoich celów. Mocnym, przełomowym numerem jest Marzę, jeden z moich faworytów na Odrodzeniu. Kiedy to zagrał, to przysięgam, że miałam ciary na całym ciele. Dużo w ogóle było takich momentów, prowokujących nie do końca od nas zależne, fizyczne objawy. Ciarki, dreszcze, jakieś mimowolne łzawienie oczu. Odrodzenie w pełnej chwale.
Ze wzruszeń w pogo z dostojnością i klasą
Weronika: W recenzji Romantyka, pisząc o Marzę, podkreśliłaś dziecięcy bunt, który wybrzmiewa z tego utworu, choć warto też zauważyć jego dualizm. Co ciekawe, na koncercie zdecydowanie bardziej wybrzmiała ta druga twarz kawałka — snucie wielkich marzeń, wyobrażanie sobie siebie samego w wyjątkowych momentach życia… Ten oniryczny wydźwięk podkręcały dodatkowo zapalone latarki w telefonach publiczności, sam utwór został nieco zwolniony, zballadowany no i Tymek na scenie — niby idol, trochę bożyszcze piszczących w pierwszych rzędach nastolatek, a jednak nieco pogubiony mały chłopiec, totalnie onieśmielony i wzruszony chwilą, która właśnie się dzieje. Tak jak mówisz — takich momentów było więcej. Szczególnie zapadł mi w pamięci wykon Jednego uśmiechu. Nie spodziewałam się, że utwór, który mam już tak bardzo osłuchany, jeszcze czymś mnie zaskoczy, ale jego monumentalność w wydaniu live totalnie zwaliła mnie z nóg, wywołała mierżące drgania wewnątrz i zakręciła łzę wzruszenia w oku. Co za kunszt… Tymczasem przed Uśmiechem wleciał totalnie chillowy, wakacyjny vibe za sprawą mojego ulubionego kawałka z tego albumu — Trochę, Trochę. Z kolei chwilę później — totalny banger i muzyczna dzikość zarówno pod, jak i na scenie, czyli Klakson. Prawdziwa sinusoida doznań.
Maja: Wiesz, w preorderze album Odrodzenie został podzielony na EP-ki i o ile dosadnie wybrzmiało to w domu, na głośnikach czy na słuchawkach, to atmosfera w klubie podkreśliła tę zmienną atmosferę z kilkukrotną przebitką. Nie rozumiem, jak Tymek to robił, jak transformował się między piosenkami. To dokładnie to, o czym mówisz — wydobywanie tak skrajnych odczuć chwila po chwili i to wcale nie z pomocą oczywistego zestawienia — banger/klasyczna ballada. Jeśli teraz tego nie zrobił, to zrobi to za moment. Razem z Urbanskim pozjadają scenę i nie zostawią na niej nawet okruszków. Oni wszystkich wciągną nosem. Koncept wystarczył, by Tymek się rozrósł, a ja mam wrażenie, że on wcale nie ma intencji się zatrzymywać.
Byłyśmy na dwóch różnych koncertach – ty w Poznaniu, ja w Warszawie, lecz niezależnie od miejsca, jego set był tak intrygujący. Polska pogoda, piątek wieczór, wiosna, w sobotę połacie śniegu po kostki, miałam takie odbicie muzyki Tymka. Jeden uśmiech był aż filmowy, Klaksonu domagano się aż nachalnie i nachalnie również wleciał, San Francisco okazało się senne i natchnione. Jego band grał w mocno rockowym stylu, ale te wykonania było eleganckie. Tymek jak jazzman, od skali głosu po ruchy — to się po prostu nadawało do rodzajowej scenki wysokiej kultury.
Weronika: Ta elegancja krążyła mi po głowie przez cały wieczór. Nazwałabym to nawet dostojnością. Już samo wejście, gdzie Tymek, odwzorowując okładkę Odrodzenia, usiadł w otwartych drzwiach, do których prowadził czerwony dywan — cały na biało, w zjawiskowym, białym garniturze, koronkowych rękawiczkach, zapalił papierosa. Ale to nie był ten szlug palony zawadiacko przed klubem w weekend. W każdym jego ruchu było tyle vintage’owej klasy… Wyglądał niczym Marylin Monroe XXI wieku w męskiej skórze. Nie utracił tej dostojności nawet gdy poderwał się do grunge’owego szaleństwa w Bywam Ludzki. Nie stracił jej również, śpiewając o “jebanej budce”, “piszczących kurwach”, “jebanych pokrzywach”, “tępych laskach” czy tym, że “zrobił album, co rozpierdoli”. Cóż… Rozpierdolił.
Maja: Wulgaryzmy nie wytrącają esencji. Za przekleństwo nie spada się z rowerka, już nie teraz. Nie wiem, kto był w tym pierwszy, ale soczysta kurwa Rojka w Beksie to chyba najlepszy przykład, że za takie coś artystów nie spotyka parter. Tymek nie musi mieć olbrzymiego słownika, nie musi nic, bo ma polot.
“Koniec okazał się być zaledwie początkiem”
Weronika: Ciekawa jestem, w którą stronę skręci to Odrodzenie. Tymek nigdy nie był zbytnio wylewny, ale przy tym projekcie jego zajawki są bardziej enigmatyczne niż kiedykolwiek. Wiemy, że zachodzi pewna transformacja, nadchodzi nowe, pojawił się Seven Phoenix, ale wciąż nie do końca wiadomo, jak wszystkie te kropki powinniśmy ze sobą łączyć. Trochę jakby ktoś rozsypał przed nami ogromny zestaw LEGO, ale zabrał instrukcję — pewnie kilku śmiałkom uda się złożyć całość intuicyjnie, ale większość będzie długo błądzić. W Poznaniu przed zamykającym koncert kawałkiem Podążaj Tymek powiedział “jestem ciekawy, czy skumaliście, o co chodzi z tym kawałkiem?”. Coś czuję, że w tych nieco ponad dwóch minutach przekazał więcej, niż może nam się wydawać i nie bez powodu to właśnie ten utwór kończy odrodzeniowe koncerty. To symbol dopełnienia przemiany, która stopniowo rozgrywała się na naszych oczach przez cały czas trwania tej muzycznej uczty.
Maja: Seven Phoenix to postać kluczowa, chociaż nie wiem, czy dopatrywanie się w nim bezpośredniego następcy Tymka nie jest zbyt na wyrost. Miałam swoją teorię na ten temat, która sprawdziła się, lecz tylko w części. Te strzępy informacji, które Tymek rzuca fanom, są celowym bałaganem — wydaje mi się, że stosowne tropy zostaną podrzucone na scenę, kiedy on będzie tego chciał. To, co daje nam teraz, służy do komplikacji. Seven Phoenix ma odrodzić się jeszcze wspanialszy, więc przypuszczalnie — po pierwszym Odrodzeniu Tymka czeka jeszcze dążenie do zapowiadanej wybitności.
Zobacz również:
Tymek i Urbanski: ostatnie tchnienie Króla Życia [recenzja]
Tymek – Romantyk to nie płyta łóżkowa [recenzja]
Tymek Niespokojna Dusza – ponad wszystkim [recenzja]
Tymek, Urbanski – Odrodzenie
Tymek wyszedł na scenę po raz pierwszy od swojej pełnej, artystycznej transformacji. Odrodzenie w Poznaniu i w Warszawie dopełniło obrazu jego przemiany. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Tymek – […]
Obserwuj nas na instagramie: