kadr z filmu „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”

Sceny po napisach, czyli negatywny wpływ Marvela na widzów [opinia]


25 maja 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Marvel Cinematic Universe jest popkulturowym zjawiskiem na skalę światową. Czy jednak popularny koncept sceny po napisach nie zepsuł nas jako widzów?

Więcej, głośniej, mocniej czy już pochylnia?

Reakcje na drugą scenę po napisach w filmie Doktor Strange w multiwersum obłędu utwierdziły mnie w przekonaniu, że pomimo niewątpliwie hitowego i kasowego fenomenu popkulturowego, Marvel Cinematic Universe ma też negatywny wpływ zarówno na widzów, jak i w pewnym stopniu na kino. Oczywiście można tu przywołać wypowiedź Martina Scorsese’a, który jako pierwszy z hollywoodzkich twórców głośno wypowiedział się na temat superbohaterskich produkcji, za co z resztą oberwało mu się od fanów Marvela. Czy słusznie? Moim zdaniem nie. Reżyser zaznaczył, że jest to po prostu kwestia jego gustu i po sprawie. Podobnie wypowiadał się Ridley Scott, jednak Brytyjczyk był w swoich słowach ostrzejszy. Na dokładkę dorzucam też Denisa Villeneuve’a. Wszystkie wypowiedzi znajdziecie tutaj.

No dobra, ale co z tym Marvel Cinematic Universe? Od razu zaznaczę i podkreślę, że nie jestem jakimś wielkim kinomanem. Zajawkę na Marvela złapałem przy okazji premiery filmu Avengers: Czas Ultrona i od tamtej pory widziałem w kinie wszystkie filmy z uniwersum (ten stan zapewne długo się utrzyma). Ostatnio jednak chyba bardziej z obowiązku i potrzeby bycia na bieżąco niż z przyjemności. Nie mam też zaległości, jeśli chodzi o dotychczasowe seriale (chociaż Ms. Marvel może to zmienić). Tak, wiem, to ja dzwonię, ale uznałem, że zakomunikowanie mojego ogólnego podejścia do Marvel Cinematic Universe jest konieczne, aby nie była to bezpodstawna krytyka pochodząca od kogoś, kto w tym nie siedzi. No bo umówmy się, na ten moment ciężko byłoby się wkręcić (chociaż nie jest to niemożliwe). Dlaczego zatem Marvel ma negatywny wpływ zarówno na widzów, jak i na kino?

Sceny po napisach, czyli negatywny wpływ Marvela na widzów [opinia]
kadr z filmu Spider-Man: Bez drogi do domu

Ponoć najlepsze zostawia się na koniec

Zacznijmy od końca, czyli od napisów. Marvel Studios przyzwyczaiło nas do tego, że po napisach końcowych są zazwyczaj dwie dodatkowe sceny. Nie jest to oczywiście rzecz wymyślona przez nich, jednak z pewnością to dzięki Marvelowi zabieg ten został tak spopularyzowany. No dobrze, jest przerwa w napisach, leci scena, podczas której dostajemy zajawkę czegoś następnego, lecą drugie napisy, kolejna scena i finito. Schemat znamy. Przez ostatnie dwa tygodnie przeczytałem w komentarzach wiele zarzutów dotyczących drugiej sceny po napisach filmu Doktor Strange w multiwersum obłędu. Dotyczyły one braku jakiegokolwiek wkładu w dalszą fabułę i możliwe scenariusze. W skrócie: postać Bruce’a Campbella uwalnia się spod czaru Strange’a polegającego na zmuszeniu tejże postaci Bruce’a Campbella do okładania się pięścią po twarzy. I tyle. Humorystyczna scenka wieńcząca film.

Tutaj należy zrozumieć, że przecież te sceny NIE ZAWSZE muszą coś wnosić. Co wniosła scena Avengersów jedzących szawarmę w filmie z 2012 roku? Co wniósł Kaczor Howard popijający drineczka w scenie po napisach Strażników Galaktyki? Co wniosła ogromna mrówka grająca na zestawie perkusyjnym w drugiej części Ant-Mana? Co wniosła druga scena w filmie Thor: Ragnarok, kiedy będący mało istotną postacią w całym filmie comic relief Grandmaster staje oko w oko z niegdyś podległymi mu mieszkańcami planety? Absolutnie nic. Były to jedynie elementy humorystyczne. Nie rozumiem więc, skąd te nagłe zmiany nastawiania. Marvel Studios z resztą zauważyło to wcześnie, a swoistym pstryczkiem w nos była scena po napisach w filmie Spider-Man: Homecoming i wykład Kapitana Ameryki o cierpliwości. Lepszym trollingiem byłoby chyba tylko puszczenie Never Gonna Give You Up.

Spider-Man: Homecoming – scena po napisach

Pozwolę sobie tu jeszcze wkleić sarkastycznego tweeta, na którego natknąłem się parę dni po premierze filmu The Batman. Obraz Matta Reevesa nie miał klasycznej sceny po napisach, a jedynie adres strony internetowej oraz symbol Riddlera. Wpis moim zdaniem idealnie uderza i krytykuje oczekiwania niektórych fanów.

Batman byłby lepszy, gdyby miał fajną scenę po napisach, np. Batman otwiera drzwi, wchodzi Tom Holland i mówi: „Kurczę, pomyliłem adres? Szukam pana Wayne’a. Nazywam się Dick Grayson, ale moja mama mówi na mnie Robin.” Tak byłoby lepiej.

Marvel nas zmienił

Warto także zastanowić się nad tym, jak Marvel przez lata zmanipulował widzów. No bo pomyślcie: idzie do kina na film tego studia, wjeżdżają napisy i co dalej? Wstajecie i wychodzicie czy zostajecie jeszcze kolejne 10-15 minut? Oczywiście, że zostajecie, mając już w głowie potencjalne scenariusze i pytania: co oni tam przygotowali? Kto się pojawi w tej scenie? Obecność sceny po napisach została już nam wpojona i zakodowana. Nie wiem jednak, skąd bierze się przeświadczenie o tym, że takowa scena będzie zajawką czegoś o wiele większego. Jasne, zdarzało się tak w przeszłości i była to pewnie znakomita większość, więc rozsądek nam podpowiada, że tak będzie. No właśnie, zdarzało się. Nie było tak za każdym razem, czego dowodzą między innymi wybrane przeze mnie powyższe przykłady. Marvel zepsuł nas jako widzów.

Ma to też wpływ na samo kino, bo idąc chociażby na takiego Batmana, też spodziewamy się sceny po napisach. Twórcy mają tutaj ciekawy problem, bo z jednej strony dodając scenę po napisach mogą pojawić się zarzuty o kopiowanie Marvela. Brak sceny może z kolei oznaczać mniejsze lub większe rozczarowanie widzów. A uwierzcie mi, są tacy. Sam fakt konieczności umieszczenia sceny po napisach wydaje się być dla mnie absurdem. Rozumiem, że twórcy chcą zajawić to, co wydarzy się w innym filmie z serii, ale można to zrobić inaczej. Na przykład jeszcze przed napisami. To, co jeszcze kilka lat temu było na porządku dziennym w Marvel Cinematic Universe, dzisiaj jest normą. Wyznaczanie trendów? Niewątpliwie tak. Bo czemu nie stosować takiego samego chwytu, jaki stosuje firma zaliczająca miliardowe zyski.

Sceny po napisach, czyli negatywny wpływ Marvela na widzów [opinia]
kadr z filmu Avengers

Uniwersalna formuła na uniwersum

W kontekście problemów Marvela mógłbym jeszcze wskazać budowanie uniwersum po filmie Avengers: Koniec gry, które według mnie idzie w jakiś dziwny sposób. Nie będę się jednak nad tym pochylał, ale skupię się na jeszcze jednym aspekcie: budowaniu uniwersum. Na pewno warto jest mieć koncepcję i pomysł (wink, wink DC Extended Universe), bo inaczej możemy zaliczyć wpadkę. Warto też mieć dosyć wyrozumiałe studio, które na tę koncepcję sypnie groszem. Ale warto jest również najpierw przemyśleć samo budowanie filmowo-serialowego uniwersum. W tej kwestii Marvel także wyznaczył zauważalny w ostatnich latach trend, za którym poszło Sony (Venom i Morbius), Warner Bros. (DC) czy Lucasfilm (Gwiezdne wojny). Nawet Legendary rozbudowuje swoje Monsterverse za sprawą nadchodzącego serialu związanego z Godzillą. A pamiętacie jeszcze Dark Universe od Universal Pictures? Swoją drogą przedwczoraj, 22 maja, obchodziliśmy piątą rocznicę premiery Mumii – jednego z zaledwie dwóch filmów, które weszły w skład Dark Universe.

Tworzenie filmowo-serialowego uniwersum nie jest oczywiście niczym złym. Nie jest też zjawiskiem stworzonym przez Marvel Studios. Podobnie jak sceny po napisach, zostało jednak po prostu spopularyzowane. Czy to dobrze? Pewnie nie, aczkolwiek sam wpadłem w pułapkę konieczności bycia na bieżąco z tym, co aktualnie dzieje się w Marvel Cinematic Universe czy kanonie Gwiezdnych wojen.

Sidła Marvela

Oczywiście teraz jakiekolwiek opiniowanie takich zabiegów wydaje się być nieco bez sensu. Ludzie do kina pójdą, za bilet zapłacą, hajs się zgadza. Czy zostaną te 10 minut dłużej? To już bez znaczenia. Marvel Cinematic Universe jako popkulturowe zjawisko jest oczywiście czymś przeogromnym i robiącym wrażenie. Nie zdziwię się, jeśli w przyszłości będzie tematem jakichś socjologicznych badań, a sceny po napisach pójdą pod lupę kulturoznawców. Pamiętajcie i przekazujcie dalej, że nie każda scena po napisach musi wnosić coś do uniwersum, a może być zwykłym elementem humorystycznym.

Sprawdź także: Avatar: Istota wody powinien ukazać się szybciej [opinia]

Marvel Cinematic Universe jest popkulturowym zjawiskiem na skalę światową. Czy jednak popularny koncept sceny po napisach nie zepsuł nas jako widzów? Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i Mery Spolsky połączeni w remiksie […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →