Sanah w Poznaniu połączyła elegancką surowość z disneyowską magią [relacja]
Obserwuj nas na instagramie:
Sanah po magicznej Uczcie zaprosiła nas wszystkich na Bankiet, by w uroczystym stylu zaprezentować swoją nową twarz. I co tu dużo mówić – taką odsłonę wokalistki chciałbym podziwiać już do końca jej kariery.
Sanah – fenomen najwyższych lotów
Sanah już teraz można bez dwóch zdań nazwać muzycznym fenomenem. Tylu szczebli kariery w tak krótkim czasie w naszym kraju nie pokonał nawet sam Dawid Podsiadło. Korzystając z okazji – czas na zakończenie sztucznie wykreowanej wojenki o to, które z nich robi obecnie wszystko mocniej, bardziej i lepiej. Sanah zorganizowanym właśnie Bankietem wychodzi w tym muzycznym wyścigu na prowadzenie. I szczerze mówiąc, wątpię, by jej trwającym już ponad 2 lata „5 minutom” mógł ktokolwiek zagrozić.
Przeczytaj także: Sanah wyciąga rękę w kierunku maturzystów. Twierdzenie Pitagorasa, jako piosenka? Voilà!
Przemiana na miarę odniesionego sukcesu
Z tymi wspomnianymi “5 minutami” nie od samego początku było mi po drodze. Muszę przyznać, że z każdą kolejną odsłoną wokalistki przekonuję się do niej coraz bardziej. Wszystko to za sprawą jej zjawiskowej transformacji. To dzięki niej przeobraziła się z bajkowego brzydkiego kaczątka w majestatycznego łabędzia. I nie, nie uważam, by to porównanie było przesadzone – dalej będę trzymał się tego, że w przypadku jej pierwszego (Królowa dram), jak i drugiego albumu (Irenka) szczególnie część tekstowa wydawnictw pozostawiała wiele do życzenia. Infantylne teksty, powtarzalność, a także tanie rymy wręcz bolały i mimo naprawdę chwytliwych brzmień nie pozwalały cieszyć się płytami w stu procentach.
Sytuacja zmieniła się jednak przy okazji Uczty, do której przesłuchania i przede wszystkim zasmakowania w koncertowej odsłonie przekonał mnie tekst mojej redakcyjnej koleżanki Weroniki Szymańskiej. Trzecie wydawnictwo i towarzyszące mu spektakle opisała ona słowami: „takich koncertów nad Wisłą jeszcze nie było”. Byłem, zobaczyłem i zapragnąłem, by warszawianka obrała właśnie taką drogę w studiu. Stać ją bowiem na nagrywanie zdecydowanie ambitniejszego materiału, który będzie niósł za sobą dużo ciekawszą porcję… no cóż, wszystkiego. I nie, nie uważam, że od teraz sanah musi nagrywać wyłącznie muzykę daleko stroniącą od radiowych wpływów, bo sam niejednokrotnie podgłaśniałem w samochodzie Szampana do granic wytrzymałości. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy wymagane jest wciśnięcie hamulca, a sanah nadepnęła na niego dosłownie przed samym urwiskiem. Uczta i Bankiet dowodzą tego w 100%, a także odczarowują nam dotychczasowy wizerunek artystki, zaprowadzając ją na muzyczne wyżyny.
Najedzeni po Uczcie, założyliśmy garnitury
Potwierdzeniem tych słów będzie trwające obecnie tournée Bankiet, którego udało mi się zasmakować w Poznaniu. Wyjęta z bajki wystawna trasa pozwoliła mi zapoznać się z dotychczasowym materiałem artystki w nieznanym do tej pory wydaniu. Wszystko to za sprawą towarzyszącej sanah na trasie pięćdziesięcioosobowej Polskiej Orkiestry Muzyki Filmowej pod dyrekcją Przemysława Piotra oraz trzydziestoosobowego chóru Silesia Chaber Choir Ad Libitum, a także wykorzystanej do tej pory po raz pierwszy przez popową artystkę technologii L-ISA. W tym magicznym wręcz zestawieniu ogromu brzmień, szerokiego przekroju wokali, a także tego jednego, wybijającego się ponad wszystkich głosu Zuzi, otrzymaliśmy teatralno-kompozytorski spektakl, którego nie powstydziliby się światowej sławy artyści. Zagrało tutaj tak naprawdę wszystko – od świateł, po zapierające swoim brzmieniem dech w piersiach instrumenty, a także stale podgrzewający atmosferę wokal sanah, który momentami wchodził w operowe wręcz rejestry. Każda z piosenek na trwającym dwie godziny Bankiecie otrzymała tu swoje drugie życie, a koncertowa setlista pozwoliła nam doświadczyć zręcznego połączenia dorobku wokalistki, która nie zapomniała o żadnym ze swoich albumów. Wybrzmiała między innymi wzruszająca Cząstka, magiczna 2:00, taneczne Eldorado, chwytający za serce Sen we śnie, letargiczny Nic dwa razy czy też monumentalny w swoim przedstawieniu Święty Graal.
Rzeczą, która niewątpliwie spięła cały ten spektakl, były stale przebiegające po ciele ciarki wywołane rozmachem zapewnionych nam doznań. Niezmiernie cieszy mnie więc fakt, że sanah jest w stanie przecierać bardzo zakurzone w naszym kraju szlaki, a także podsuwać całej branży pewnego rodzaju pomysły i możliwości, których przecież nie powinno nam brakować. Szczególnie patrząc na poziom, jaki nasz rynek potrafi osiągnąć.
Co będzie dalej z Sanah?
To pytanie zadawałem sobie już przy okazji Uczty. Bałem się, że ta jakże udana płyta z biegiem czasu okaże się jedynie intuicyjnym zestawieniem umiejętności sanah z przekrojem artystów, którzy pasują do jej stylu. Z biegiem czasu dostrzegam jednak stałe poszerzanie muzycznych horyzontów wokalistki i przyjemną zabawę brzmieniami, która ewidentnie samej sanah sprawia niebywałą frajdę. Wydana niedawno seria śpiewanych interpretacji poezji jedynie potwierdza moje przypuszczenie. Udowadnia, że kariera artystki jest obecnie w naprawdę dobrych rękach i mam nadzieję, że ta nowa droga przekona do siebie coraz to więcej niedowiarków.
Polecam choć raz wybrać się na koncert w ramach obecnej trasy sanah. Takich fajerwerków nie zobaczycie nawet w Sylwestra, wierzcie mi na słowo! Teraz pozostaje mi jedynie głośno bić brawo, uderzyć się w pierś i wyczekiwać dalszych poczynań wokalistki, które zawieszą jej muzyczną poprzeczkę jeszcze wyżej. Chapeau bas, sanah, oby tak dalej.
Sanah po magicznej Uczcie zaprosiła nas wszystkich na Bankiet, by w uroczystym stylu zaprezentować swoją nową twarz. I co tu dużo mówić – taką odsłonę wokalistki chciałbym podziwiać już do końca jej kariery. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound […]
Obserwuj nas na instagramie: