Nostalgiczny dansing – relacja z koncertu Ofelii w Toruniu
Obserwuj nas na instagramie:
Pierwsza oficjalna Słona Trasa Ofelii wystartowała w tym tygodniu w toruńskim klubie Lizard King. Było nostalgicznie i przejmująco, a wszystko to w rytmie vintage’owego disco.
Ofelia obala mit śpiewającego aktora
W Intro swojego debiutanckiego albumu Ofelia zaznacza, że jej twarz z pozoru może wydawać się znajoma. Nie da się ukryć, że znajoma! W moim domu rodzinnym poniedziałkowe i wtorkowe wieczory z M jak miłość nadal są tradycją! Z tymi śpiewającymi aktorami, jak wiadomo – różnie bywa. Niejedni się już przejechali. Choć mam wrażenie, że z Ofelią sprawa ma się nieco inaczej i to właśnie muzyka była dla niej zawsze na pierwszym miejscu, na co wskazuje zresztą jej wieloletnia edukacja w tym kierunku. Nie jest to z pewnością postać, która postanowiła wykorzystać swoje pięć minut, żeby uszczypnąć nieco blichtru sceny muzycznej. Raczej artystka, która konsekwentnie i pieczołowicie dopracowywała swój warsztat, aby wkroczyć na scenę w najbardziej odpowiednim momencie już jako w pełni ukształtowana wokalistka.
I taki też jest debiutancki album Ofelii. To nie są próby wyczucia odbiorcy, sprawdzanie, czy coś uda się z tego wycisnąć. To przemyślany i niezwykle dojrzały materiał, który od początku miał trafić do konkretnego odbiorcy i nigdy nie był kierowany na mainstreamowy sukces. To po prostu muzyczne, niezwykle jakościowe uzewnętrznienie kryjącej się pod pseudonimem Igi Krefft, które niestety trafiło na bardzo grząski, pandemiczny grunt.
Album koncertowy bez trasy koncertowej? I to jaki!
Tu dochodzimy do niezwykle ciekawej kwestii, bowiem Ofelia to jedyna artysta jaką znam, która nie grając ani jednego koncertu po wydaniu swojego debiutu, ma na swoim koncie album koncertowy. Pandemiczni debiutanci nie mieli łatwo. Co prawda Ofelia wydała swój album w połowie listopada 2019 roku, jednak trasa koncertowa zaplanowana na wiosnę 2020 całkowicie spadła i nigdy się nie odbyła. A wiadomo, co się zazwyczaj dzieje z nieogranymi na żywo debiutami – przepadają w czeluściach zapomnienia zakopane kolejnymi, masowo produkowanymi premierami.
Ofelia nie dała za wygraną i zagrała jeden koncert, który wydała w postaci albumu Księgi Ofeliowe, tak, aby każdy mógł wziąć w nim udział w zaciszu własnych czterech ścian. Zamierzony efekt zdaje się być osiągnięty, bowiem już pierwszy koncert ze Słonej Trasy pokazał, że fani Ofelii cierpliwie wyczekiwali jej powrotu na scenę, mimo, że artyskta zawiesiła sobie naprawdę wysoko poprzeczkę, rozpoczynając swoje tourné w samym środku tygodnia. Wiadomo, że Dawid Podsiadło wyprzedałby PGE Narodowy nawet w wigilijny poniedziałek, ale dla debiutantki granie w środę to już niezłe wyzwanie. Miałam jednak wrażenie, że mimo to publiczność w Toruniu naprawdę dopisała.
Zobacz również: Ofelia rusza w Słoną Trasę – koncerty na otarcie łez
Ofelia i Organek. Tego wieczoru połączył ich nie tylko Toruń
Okazało się, że miejsce, w którym Ofelia rozpoczęła Słoną Trasę było nieprzypadkowe. Artystka miała bowiem okazję bywać w toruńskim klubie Lizard King, a ostatni koncert, jaki tam widziała to występ zespołu Organek, który zresztą zainspirował wokalistkę do jeszcze większego rozwoju muzycznego i szlifowania warsztatu gry na gitarze, a z tej inspiracji ostatecznie zrodził się tytułowy utwór z albumu Ofelia.
Bukiet dźwięków na muzycznej polanie Ofelii
Choć Ofelia do tej pory kojarzyła się raczej z subtelnymi brzmieniami, to wbrew pozorom podczas toruńskiego koncertu nie brakowało również rockowo-bluesowych akcentów, które swoje apogeum osiągnęły w utworze Pejotl. I to chyba odpowiedni moment, żeby wspomnieć o koncertowym składzie Ofelii, który spisywał się na medal. Kacper Budziszewski, Hubert Woźniakowski oraz najlepsza perkusistka wśród wszystkich perkusistów – Wiktoria Jakubowska, wyrośli na scenie niczym pierwsze wiosenne krokusy, a wśród nich rozkwitała zielona Ofelia. Razem swoimi dźwiękami zabrali nas na iście muzyczną polanę.
Ofelia dość szybko wystrzeliła się z najbardziej hitowych pozycji ze swojego debiutanckiego albumu, bo pierwsze trzy miejsca setlisty po Intro należały do Tu, Ćmy i Zaraz. Trochę drżałam o to, jak będzie wyglądała dalsza część tego koncertu, jednak ktoś, kto układał setlistę wiedział, co robi, a to zestawienie ostatecznie okazało się strzałem w dziesiątkę, bowiem toruńska publiczność, która początkowo zajęła wygodne miejsca w pobliżu baru potrzebowała nieco czasu na rozgrzewkę. Na szczęście przebojowe Zaraz momentalnie zażegnało ten problem, a dalsza część wieczoru opierała się już na żywej interakcji artystki z publicznością pod sceną.
Niby Toruń, a jednak trochę Podhale
Co prawda w połowie seta energia nieco zwolniła i opadła, a w miejscu przebojowości pojawiły się takie utwory jak Dawno czy Dzieci Sauté, które pozwoliły rozwinąć bezbłędnej wokalnie Ofelii skrzydła. Jej już i tak czarujący głos podsycały tradycyjne zaśpiewy i zachwycające wokalizy, a wszystko to współgrało z folkową stylizacją artystki do tego stopnia, że momentami stolica piernika zmieniała się w moim wyobrażeniu w jakąś podhalańską bacówkę.
Iga Krefft zdecydowanie ma to sceniczne „coś”. Jest nie tylko wybitną wokalistką o niebywałym warsztacie, ale może się też pochwalić osobliwą charyzmą, choćby przez wzgląd na to, że między przejmującymi kompozycjami dała się również poznać jako niezła śmieszka. Na takie postaci na scenie po prostu dobrze się patrzy.
Na szczęście fonograficzny debiut Ofelli znalazł w końcu swoje koncertowe ujście i dobrze, bo ten materiał w wydaniu live wybrzmiewa jeszcze smaczniej (nie tak wcale słono, jak mogłoby się wydawać!), jednak Słona Trasa jest tak naprawdę swoistym pomostem między tym z czego dotąd znamy Ofelię, a jej nadchodzącym, zupełnie nowym wcieleniem. A w zasadzie wcieleniami…
Nostalgia w rytmie disco
Drugi album artystki czeka już w blokach startowych, a jego przedsmakiem są dwa znane single: Zakochana w bicie i Słony kiss, które zostawiono na koniec setlisty i to właśnie wtedy w toruńskim Lizard Kingu rozpoczął się prawdziwy dansing rodem z wczesnych lat 90. Płynące ze sceny disco sprawiło, że przy stolikach nie pozostał już absolutnie nikt, a przestrzeń pod sceną zmieniła się w parkiet, na którym wszystko było wolno.
Zobacz również: „Zakochana w bicie” Ofelia ze specjalnym komentarzem dla Rytmy.pl
Sama Ofelia z czarującej wokalistki, która w pierwszej części koncertu raz po raz kuła mnie emocjami ciosami, przeistoczyła się w prawdziwą divę, która zawładnęła sceną, co swoje apogeum osiągnęło w hołdzie, jaki artystka złożyła one and only queen – Britney Spears, biorąc na warsztat jej ociekający seksapilem przebój – Toxic. Mieliśmy również okazję usłyszeć przedpremierowego, energetycznego Samuraja będącego nadchodzącym wcieleniem Ofelii, do tej pory dostępnym jedynie na fizycznym wydaniu Ksiąg Ofeliowych. Muszę przyznać, że po tym wykonaniu mam jeszcze większy apetyt na te kolejne muzyczne odsłony Ofelii.
Ofelia do powtórki!
Koncert zakończył się podwójnym bisem, podczas którego ponownie usłyszeliśmy, a w zasadzie zaśpiewaliśmy Zaraz, zaś całość zwieńczył wdzięczny Meteoryt. Dawno już żaden koncert nie trafił do podobnych rejestrów mojej wrażliwości, pozostawiając mnie tym samym z tak pozytywnym ładunkiem emocji. Choć przyznaję, że mam też lekki niedosyt wynikający z samej energii publiczności. Bisy pokazały bowiem, że to, co wydarzyło się do tej pory było zaledwie przystawką, a gdyby całość mogła zacząć się w tym momencie od nowa, odczucia byłyby z pewnością jeszcze bardziej intensywne, a zabawa jeszcze bardziej dzika i szalona. Wniosek jest zatem jeden – doświadczenie zdecydowanie do powtórzenia!
Pierwsza oficjalna Słona Trasa Ofelii wystartowała w tym tygodniu w toruńskim klubie Lizard King. Było nostalgicznie i przejmująco, a wszystko to w rytmie vintage’owego disco. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia […]
Obserwuj nas na instagramie: