Muzyczny miszmasz Miley Cyrus. Recenzja albumu “Plastic Hearts”


30 listopada 2020

Obserwuj nas na instagramie:

Miley Cyrus właśnie podzieliła się od dawna wyczekiwanym albumem Plastic Hearts. Choć oczekiwania były wygórowane, album okazuje się być mocno przeciętny.

Miley Cyrus i zaprzepaszczona szansa na przejęcie pandemiczych parkietów

Gdy zobaczyłam zapowiedź Plastic Hearts zastanawiałam się, czy Miley rzutem na taśmę dołączy do tegorocznego, taneczno-klubowego kolektywu złożonego z Dua Lipy, Jessie Ware i Kylie Minogue. Taki scenariusz nasuwał mi na myśl pierwszy singiel zapowiadający to wydawnictwo – Midnight Sky, czerpiący garściami inspiracje ze stylistyki lat 80.

https://www.facebook.com/soundrivepl/posts/3870856379647476

Nie ukrywam, że wobec tego wydawnictwa miałam spore oczekiwania. Miley bardzo mocno zyskała w moich oczach (albo bardziej uszach) już zeszłoroczną premierą EPki SHE IS COMING, na której zaskoczyła swoim jeszcze bardziej odważnym brzemieniem niż dotychczas i zdecydowaną, grubą kresą odcięła się od ciągnącej się za nią cukierkowej, disney’owskiej łatki.

Jako, że SHE IS COMING początkowo miało mieć swoją kontynuację, liczyłam, że na Plastic Hearts Miley ponownie będzie dojrzała i odważna – nie w tym, jaka jest i o czym śpiewa, tylko jak brzmi. I tego mi tutaj zabrakło. Trochę większego puszczenia wodzy fantazji i eksperymentowania w formie tego albumu.

Miley Cyrus Plastic Hearts
Miley Cyrus – Plastic Hearts, okładka albumu

Plastic Hearts: podium

Tak naprawdę momentów, które spełniają moje oczekiwania względem tego albumu jest zaledwie kilka. Dokładnie trzy. Wspomniane Midnight Sky – okropnie żałuję, że Miley nie poszła w ten klimat mocniej i nie dorzuciła nam na koniec tego paskudnego roku jeszcze jednej klubowo-ejtisowej perełki, bo jak widać – potrafi.

Do tego dorzuciłabym akustyczno-gitarowe, brzmiące niczym kalifornijski wschód słońca – High. Jeden ze spokojniejszych momentów tego albumu, ale zdecydowanie ma w sobie to coś, a jego kulminacyjny moment, w postaci chóralnych zaśpiewów w bridge’u – miód na duszę!

Moje TOP 3 zamyka Gimme What I Want – niestety!!, najkrótszy fragment Plastic Hearts, ale zdecydowanie bardzo intensywny w swojej muzycznej treści, z ciekawym, basowym bitem i nieco zadziornym, ale jednocześnie kusicielskim sposobem śpiewania Miley. Na takie fantazjowanie w formie utworów liczyłam.

Plastic Hearts: popowo-radiowy miszmasz

Niestety reszta tego albumu dla mnie brzmi mocno przeciętnie. Gdyby nie te trzy elementy, Plastic Hearts byłoby dla mnie kolejnym popowo-radiowym miszmaszem amerykańskiej gwiazdy, jakich na rynku pojawia się kilkadziesiąt rocznie. Intensywnie się nimi zachwycamy i równie szybko o nich zapominamy.

Plastic Hearts: obiecujące duety i przeciętne efekty

Najbardziej bolą chyba wszystkie te duety, bo to one, zdawało się, miały być najmocniejszą stroną tego krążka. Dua Lipa, Billy Idol i Joan Jett – przy takim składzie trudno nie oczekiwać fajerwerków. Ale mój zapał przygasł już przy okazji premiery wspólnego kawałka Miley i Dua Lipy. Dwie gwiazdy, które aktualnie są na totalnym topie – wydawać by się mogło, że to się nie może nie udać. No i udało się. Ale czy właśnie tego oczekiwałam po tych dwóch wokalistkach, pamiętając wydane przez nie w ostatnim czasie genialne, niemal perfekcyjne wydawnictwa? Cóż, Prisoner to ładna piosenka, której z przyjemnością posłucham w radiu jadąc samochodem, ale oczekiwałam tu zdecydowanie czegoś więcej.

W Night Crawling z Billy Idolem mamy trochę więcej rockowego pazura, bo dziwne, gdyby go tu nie było, zwłaszcza, że Miley już nie raz udowodniła, że potrafi być też gwiazdą rocka (wystarczy posłuchać jej coveru utworu Zombie), ale wciąż nie jest to coś, co by mnie wbiło w fotel. Podobnie z Bad Karma z Joan Jett & the Blackhearts. Kawałek ocieka rock’n’rollową sensualnością, ale raczej nie jest czymś, do czego będę często powracać.

Miley Cyrus Plastic Hearts
Miley Cyrus

Plastic Hearts: jeden album, wiele odsłon Miley

Plastic Hearts poza radiowo-popowym miszmaszem jest też trochę miszmaszem samej Miley i jej różnych odsłon brzmieniowo-scenicznych, które zdążyliśmy już poznać. Mamy tu spokojne, balladowe momenty, takie jak poruszające i personalne Angels Like You, czy utrzymane w podobnej tematyce Never Be Me.

Jest również niepokorne, punkowe WTF Do I Know otwierające cały album, które ukazuje nam nieco skandalicznej odsłony Cyrus, czy nieco bardziej taneczne, tytułowe Plastic Hearts – urokliwe w swoim brzmieniu, choć ponownie rozprawiające się z ciemnymi myślami Miley.

Miley Cyrus – Plastic Hearts: “too plastic, but has heart”

Cała ta mieszanka styli, gatunków i brzmień sprawia, że otrzymaliśmy album przyjemny, ale w żadnym stopniu zaskakujący, czy zapisujący się jakimkolwiek mocniejszym śladem w historii muzyki. Myślę, że będę do niego powracać jedynie fragmentarycznie, ale całościowo nie jest w stanie mnie przekonać.

Doceniając obecne na tym albumie uzewnętrznia Miley i biorąc pod uwagę fakt, że materiał na nim zawarty jest wynikiem jej traumatycznych przeżyć, przez co Plastic Hearts prawdopodobnie było tworzone bardziej z własnej potrzeby artystki niż ku uciesze ludzi, podpiszę się pod zdaniem użytym przez Alexisa Petridisa w The Guardian, określającym nowy album Cyrus jako: “too plastic, but has heart”.

Miley Cyrus Plastic Hearts
Miley Cyrus

Miley Cyrus – Plastic Hearts, posłuchaj albumu

Miley Cyrus właśnie podzieliła się od dawna wyczekiwanym albumem Plastic Hearts. Choć oczekiwania były wygórowane, album okazuje się być mocno przeciętny. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Miley Cyrus i […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →