Miażdżące zwycięstwo Grubsona nad Zalewskim – relacja z Red Bull SoundClash


22 listopada 2019

Obserwuj nas na instagramie:

Za nami jedno z najważniejszych muzycznych wydarzeń tego roku, a może i nawet w całej historii polskiej muzyki. Na warszawskim Torwarze zmierzyli się dwaj czołowi artyści. Grubson w niebieskich barwach i Zalewski w czerwonych stanęli na przeciwległych scenach i walczyli na dźwięki. Choć walka była wyrównana, to lepszy mógł być tylko jeden.

Red Bull SoundClash 2019

Bezapelacyjnym zwycięzcom okazał się Grubson i to wcale nie dlatego, że wskaźniki decybelomierza tak pokazały. Matematyka tego wieczoru miała sporo kłopotów z wyłonieniem zwycięzcy, a punktacje kilkukrotnie się zmieniały, więc wynik pochodzący z pomiarów pozostawia wiele wątpliwości.

Nie liczby były jednak w tym wszystkim najważniejsze. Red Bull SoundClash to przede wszystkim świetna zabawa, a tej nie brakowało. Obaj muzycy zapewnili zgromadzonej w Torwarze publiczności niesamowite, muzyczne show. Jest mimo wszystko kilka rzeczy, które w mojej opinii przeważają za Grubsonem.

Red Bull SoundClash
Fot. M.Kin

Zanim jednak je przedstawię, musicie wiedzieć jedną rzecz. Na Torwarze pojawiłam się obrandowana w republikańskie barwy – złota meduza na koszulce i czerwona czapka z napisem #teamZalewski. Stylistycznie Krzysztof zawsze był mi bliższy i muszę przyznać, że jeszcze przed wydarzeniem w ciemno obstawiłabym jego zwycięstwo, chociażby ze względu na najważniejszą tego wieczoru publiczność. Zalewski zdawał się mieć o wiele większy fanbase, który z kolei wydawał się być o wiele bardziej chętny do brania udziału w tego typu wydarzeniach. Sytuacja jednak szybko się zweryfikowała. Przejdźmy zatem od początku przez wszystkie konkurencje i zobaczmy, jak to wyglądało.

Red Bull SoundClash – ROZGRZEWKA

Wiadomo, że przed walką trzeba się przygotować. Zawodnicy wykonali zatem po trzy własne utwory, jeszcze bez żadnych utrudnień i wymagań, według własnej koncepcji.

Zalewski: Rozpoczął Krzysztof, który postawił na solo akt. W tej wersji nie miałam okazji go jeszcze zobaczyć, więc nawet się ucieszyłam. Szybko jednak przez głowę przebiegła mi myśl – czy to dobry czas i miejsce na solo akt?

Zalef postawił na klasykę. Wykonał trzy swoje przeboje, a wśród nich znalazł się między innymi Początek, którym chyba miał zamiar porwać publiczność, co jednak nie okazało się takie proste. Fani czekali na zdecydowanie więcej.

Grubson: To otrzymali od Grubsona, który nie czekał na zielone światło i już podczas rozgrzewki mocno przechylił szalę na swoją stronę. Energetyczne Nowa fala, Nienienie i Przestań się bać przeplatane interakcją i zabawą z publicznością sprawiły, że niebieska część Torwaru zaczęła się momentalnie coraz bardziej zapełniać.

Red Bull SoundClash – THE COVER

Tym razem DJ Eprom zapodał utwór, który oba zespoły musiały zagrać w swoim stylu. Wybór piosenki okazał się dość zaskakujący i nieoczywisty, bo padło na… Piejo kury piejo z repertuaru Grzegorza z Ciechowa! Jak z tym zadaniem poradzili sobie Zalewski i Grubson?

Zalewski: Tym razem już z całym zespołem na scenie, wciąż jednak bardzo klasycznie i przewidywalnie. Gdybym miała obstawiać jak zaprezentuje ten utwór Zalewski, to powiedziałabym, że zrobi to dokładnie tak, jak zrobił. Nic zaskakującego.

Grubson: Za to publiczność zaskoczył i ponownie porwał Grubson. Jego aranżacja utworu Piejo kury piejo to chyba mój ulubiony element całego Red Bull SoundClash. Kto by pomyślał, że raper tak sprytnie połączy folkowość, jakiej ta piosenka z pewnością wymaga, z energetycznymi bitami, które roztańczyły cały Torwar. Mistrzostwo!

Red Bull SoundClash – THE TAKE OVER

Tym razem artyści grali swoje utwory, które w połowie przejmował przeciwnik i grał w swoim stylu. Tutaj faktycznie siły były wyrównane i trudno byłoby mi wskazać zwycięzcę.

Zalewski: To co obaj artyści zrobili z utworem Supa High Music, zasługuje na zarejestrowanie i wydanie. Świetna robota i ten Take Over z pewnością idzie na konto Zalewskiego. Na uznanie zasługuje również zadziorne, gitarowe przejęcie Cwanego Lisa.

Grubson: Z kolei Grubson świetnie poradził sobie z niełatwym, rockowym utworem Na drugi brzeg z repertuaru Krzysia. Dla Grubsona nie było jednak tego wieczoru trudnych zadań. Przejął ten numer i tradycyjnie już zgotował publiczności energetyczne show.

Red Bull SoundClash – THE CLASH

To chyba jedna z najciekawszych konkurencji. DJ Eprom zapodawał stylistykę, a Grubson i Zalewski musieli się w nią wpasować ze swoimi utworami. Do dyspozycji mieli reggae, disco i lata 20./30.

Zalewski: Zalewski już nie raz pokazywał się swoim fanom w stylistyce disco i to zdecydowanie była jego konkurencja. Jego wykonanie Podróżnika w tym właśnie stylu przywołało na chwilę do Torwaru taneczne lata 80. Do tego otrzymaliśmy również Miłość Miłość w zwolnionym tempie reggae i balladowego Kuriera w stylu lat 20/30.

Grubson: W przypadku Grubsona Wakacje w klimacie reggae nie były niczym zaskakującym, gdyż elementy tej stylistyki często pojawiają się w jego twórczości. Jeśli chodzi jednak o poziom taneczności tego wieczoru, to wskazówka zdecydowanie była po jego stronie, co ponownie udowodnił w przypadku disco Jednej z Planet. A na deser usłyszeliśmy wyczekiwane Na Szczycie w zaskakującym, romantycznym klimacie lat 20. i 30.

Red Bull SoundClash – THE WILDCARD

Jeśli ktoś już do tej pory poczuł się zaskoczony, to tutaj dopiero działy się rzeczy! Niespodzianka goniła niespodziankę, gdyż na scenach pojawili się zaproszeni goście!

Zalewski: Tutaj jednak niespodzianka nie była aż tak spektakularna. Do Krzysztofa dołączyła Daria Zawiałow i wspólnie zaśpiewali utwór Jaśniej. Mimo bardzo przyjemnego wykonania, zaskoczenia nie było, zwłaszcza, że artyści w tej kolaboracji występowali już podczas koncertów Męskiego Grania. Dodatkowo Krzysztof tradycyjnie zniknął gdzieś w tłumie swoich fanów, pozostawiając nieco zagubionego w tej sytuacji gościa samego na scenie. Mniej oczywiste było wtargnięcie na scenę Króla Juliana w postaci aktora Jarosława Boberka, który usilnie próbował przekonać Zalefa do wykonania kultowego Na Szczycie.

Grubson: Tutaj dopiero się działo! Niebieską scenę przejął stand-uper Lotek, który miał uwiarygodnić ksywę Grubsona, gdyż, jak stwierdził – raper wcale nie jest taki gruby. Jednak niespodzianka dopiero miało nadejść. Podczas utworu Nie jestem na scenę wtargnęła zakapturzona postać, która okazała się być… Beatą Kozidrak we własnej osobie! Kropka nad i należała do Grubsona.

Red Bull SoundClash
Fot. M.Kin

Grubson na szczycie Red Bull SoundClash

Dlaczego zatem w moim mniemaniu faktycznie i zasłużenie zwyciężył Grubson? Bo zaskoczył i porwał ludzi swoją pozytywną energią. Robił show, kiedy Krzysztof Zalewski po prostu bardzo poprawnie wykonywał kolejne zadania, a właśnie takiego show oczekiwało to wydarzenie. Zalewski jest mocno zakorzeniony w swojej stylistyce i nieleastyczny, choć muzykalności i tego, że zrobi coś z niczego nie można mu odmówić. Jednak gdy grał dokładnie widziałam co się wydarzy na jego scenie. Czekałam za to ze zniecierpliwieniem na to, co stanie się u Grubsona, który z utworu na utwór zaskakiwał nowymi brzmieniami. Raper, który pewnie wielu, jak i niegdyś mi, kojarzył się z nawijaniem na bicie pokazał siłę zespołu, która miała być atutem Zalefa, a wyszło na odwrót. Brawa w tym miejscu dla muzyków tworzących Grubsonowy Sanepid, którzy stanęli tego wieczoru na wysokości zadania.

Red Bull SoundClash
Fot. M. Murawski (ishootmusic)

Torwar w niebiesko-czerwonych barwach

Co do samego wydarzenia – Red Bull robi to naprawdę dobrze. Organizacyjnie wszystko przebiegało pomyślnie, może poza wpadkami z punktacją i jej podliczaniem. Jednak jak już wspomniałam – liczby tego wieczoru wcale nie były najważniejsze, miały być jedynie dodatkiem i ciekawą atrakcją dla publiczności.

Samo przygotowanie wydarzenia również na najwyższym poziomie. Wizualnie Torwar zachwycał jeszcze przed wejściem do środka. Tam rozpościerały się ogromne banery zwiastujące to, co miało się tego wieczoru wydarzyć. Nawet szatnie zostały podzielone na dwie drużyny. Dodatkowo w holu na fanów czekało wiele atrakcji, w tym ścianka zdjęciowa z gadżetami, czy malowanie twarzy.

Red Bull SoundClash

Sama hala również robiła wrażenie i momentami współczułam tym, który okupowali pierwsze rzędy, że nie mogli podziwiać genialnej gry świateł z dalszej odległości. Cała scenografia wyglądała fascynująco, a jednocześnie budowała atmosferę rywalizacji.

Bez spontaniczności, jednak na najwyższym poziomie

Brakowało mi jedynie trochę spontaniczności w tym wszystkim. Oba teamy to naprawdę utalentowane i doświadczone zespoły. Chociażby w rundzie The Take Over spokojnie można było postawić na improwizację, na co nie ukrywam – trochę liczyłam. Cały ten muzyczny spektakl był jednak mocno wyreżyserowany, a muzycy mieli dokładnie przygotowali każdy prezentowany utwór. Szkoda, choć nie zmienia to odbioru i faktu, że na Torwarze usłyszeliśmy wiele wyjątkowych, często zaskakujących aranżacji i muzycznych pomysłów, które w większości pewnie już się nie powtórzą, choć chciałoby się, żeby było inaczej.

Red Bull SoundClash
Fot. M.Murawski (ishootmusic)

Gratulacje dla Grubsona za zasłużone zwycięstwo i fakt, że sprostał niełatwemu w swoim przypadku zadaniu. Wydaje mi, że na Torwarze i przed telewizorami znalazła się liczna grupa niedowiarków, którą koniec końców w dużej mierze udało się Grubsonowi do siebie przekonać. Jego imię w pewnym momencie skandowali nie tylko fani po niebieskiej stronie Torwaru, ale nawet ci po czerwonej. Klasa!

Czekamy na kolejne edycje tego wyjątkowego wydarzenia jakim jest Red Bull SoundClash. Mamy nadzieję, że do zobaczenia!

Red Bull SoundClash
Fot. M.Kin

Za nami jedno z najważniejszych muzycznych wydarzeń tego roku, a może i nawet w całej historii polskiej muzyki. Na warszawskim Torwarze zmierzyli się dwaj czołowi artyści. Grubson w niebieskich barwach i Zalewski w czerwonych stanęli na przeciwległych scenach i walczyli na dźwięki. Choć walka była wyrównana, to lepszy mógł być tylko jeden. Zobacz także Co […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →