Marvel, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy – recenzja filmu „Eternals”


25 października 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Już dawno pożegnaliśmy Avengersów, którzy po 10-letniej przygodzie zamknęli pewien etap w filmach studia Marvel. Nauczyliśmy się oglądać filmy z superbohaterami i nawet przypadkowi widzowie stali się ekspertami w tej dziedzinie. Nowa faza komiksowego studia to jednak zupełnie inny poziom „pojmowania” tego, co reprezentują amerykańscy herosi, którzy przez najbliższe kilka lat przeciągną nas po całym kosmosie.

Kino magii i wszechświata

Eternals to jeden z tych filmów w marvelowskiej rozpisce będący swoistym wprowadzeniem do kolejnych kinowych etapów. Niektóre z produkcji były już przecież stosowane nawet jako „przejściówka” do większego elementu w fabule, który mogliśmy zobaczyć wyłącznie po napisach. Zresztą „midcreditsowe” sceny to inny charakterystyczny element studia Marvel mający w tym wypadku ogromne znaczenie. Po zgładzeniu Thanosa znani do tej pory bohaterowie mają inne zmartwienia lub po prostu korzystają z emerytury. Kapitana Ameryki nie ma już na służbie, Wdowa nie żyje, a Tony Stark poświęcił się, aby odesłać „Szalonego Tytana” w zaświaty. Niestety w niektórych zakątkach kosmosu kryją się istoty, przy których nawet Thanos jest tylko pionkiem w międzygalaktycznej grze. Żeby funkcjonować obok nich, a w przypadku konfliktu móc się bronić, trzeba do znanego już uniwersum wprowadzić postaci, które będą korzystać z magii (jak Dr. Strange), kosmicznej energii i nadnaturalnych umiejętności, bo wojskowe przeszkolenie, vibranium i nowe technologie na nic się tu zdadzą.

Eternals kadr z filmu
Eternals, materiały prasowe

Na początku byli Celestialsi

Eternals to potężne istoty, które na zlecenie swoich boskich panów chronią kosmos przed Dewiantami. Te z kolei bezmyślnie i przypadkowo lądują na planetach i czyszczą je z wszelkiego życia. Aby panował balans, oddziały Eternalsów pilnują zachowania Dewiantów, bronią mieszkańców kosmosu, wspomagając rozwój różnych cywilizacji. Właśnie w taki sposób mogła rozwinąć się ludzkość, która od czasów Mezopotamii wspierana była przez 10-osobowy team kosmicznych superbohaterów. Tytułowi herosi są najliczniejszą grupą, jaka została pokazana w ekranizacji Marvela do tej pory (bez wprowadzenia), a także najbardziej zróżnicowaną. Co ciekawe, jest w niej w ta sama liczba kobiet, co mężczyzn. Każda postać ma specjalne umiejętności i moce, które może wykorzystywać nie tylko do walki, ale właśnie do wspierania życia na planecie, której patronuje. Jeśli nowy film Marvela obejrzy widz dobrze zaznajomiony z rozszerzonymi filmowymi uniwersami superbohaterskimi, to zauważy duże podobieństwo Eternals do Ligi Sprawiedliwości. Wśród tytułowych istot mamy Makkari (Lauren Ridloff), która potrafi poruszać się z prędkością światła, Phastosa (Brian Tyree Henry) będącego mistrzem technologii i rozwoju, Thenę (Angelina Jolie) do złudzenia przypominającą Wonder Woman, czy Ikara (Richard Madden), którego nawet jeden z bohaterów nazywa “supermanem”. Ponieważ Eternals po wykonaniu swojej misji, czyli wyczyszczeniu Ziemi z Dewiantów zostali na naszej planecie, stali się głównym elementem wierzeń, religii, mitologii, a w końcu nawet rewolucji przemysłowej. Z rozkazu swojego pana nigdy nie mogli ingerować w ludzkie konflikty, dlatego zostali finalnie wypchnięci z kultury przez technologię, a potem zastąpieni w panteonie herosów właśnie drużyną Kapitana Ameryki. Niestety wkrótce ich wszechmocny ojciec się o nich upomni, a Ziemi zacznie zagrażać dużo większe niebezpieczeństwo niż nawet sam Thanos (który w komiksach również jest Eternalsem). 

Eternals kadr z filmu
Eternals, materiały promocyjne

Piękne opakowanie bez zawartości

Nowy film ze stacji Marvel to przepiękne widowisko! Miałem okazję oglądać pokaz w kinie IMAX, gdzie efekty specjalne robią naprawdę piorunujące wrażenie. Pod tym względem dorównuje tej produkcji tylko Avengers: Endgame. Nawet w momentach, w których na ekranie dzieje się bardzo dużo, animacja jest ostra jak brzytwa i z łatwością można nadążyć za efektownymi pojedynkami. Niestety tych jest jak na lekarstwo. Eternals padają ofiarą bycia filmem wprowadzającym w większą historię, a co za tym idzie, scenariusz nie pozwala poznać bliżej prawie żadnej postaci. Szkoda, bo skomplikowana relacja między bohaterami, a także ich rola w całym uniwersum ma dość duże znaczenie. Obsada nie ma również miejsca na rozwinięcie skrzydeł, a większą część fabuły zjada solidny Richard Madden i zabawny Kumail Nanjiani. Mam też wrażenie, że odkąd największe premiery Marvela można również oglądać na platformie Disney+, będziemy mieli więcej podobnych przypadków. Ogromny budżet, świetna obsada, epickie efekty specjalne – wszystko po to, aby zaznaczyć dużo ciekawszą historię w scenie po napisach, która w przypadku Eternals jest najmocniejszym fragmentem całości. 

Ocena: 6/10*
*
Oczko w górę za „easter eggowy” wątek Kita Haringtona. 

Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.

Cinema City recenzja

Już dawno pożegnaliśmy Avengersów, którzy po 10-letniej przygodzie zamknęli pewien etap w filmach studia Marvel. Nauczyliśmy się oglądać filmy z superbohaterami i nawet przypadkowi widzowie stali się ekspertami w tej dziedzinie. Nowa faza komiksowego studia to jednak zupełnie inny poziom „pojmowania” tego, co reprezentują amerykańscy herosi, którzy przez najbliższe kilka lat przeciągną nas po całym […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →