Kinny Zimmer “Letnisko”: Prawo Zimmera. Będziesz nucił do znudzenia [recenzja]
Obserwuj nas na instagramie:
Ten debiut był bezsprzecznie jednym z bardziej wyczekiwanych i najszerzej komentowanych w polskim rapie. Czy Kinny Zimmer i jego Letnisko spełnił pokładane w nich nadzieje?
Spalony w blokach startowych
Wiecie, czego nie lubię bardziej od słabych albumów? Słabych albumów nagrywanych przez raperów z dużym potencjałem. Lubię za to projekty o czymś. Lub wręcz przeciwnie – umiejętnie wykonane zabawowe płyty o niczym. W opozycji do tych dwóch stanowisk stoją projekty, które przekonują swoją otoczką, że są czymś więcej, niż w rzeczywistości. Tego już nie lubię naprawdę bardzo.
Skoro czytacie recenzję tej płyty, spodziewacie się, do kogo piję. Tak, naprawdę bardzo nie lubię Letniska Kinny’ego Zimmera. Głównie dlatego, że przez krótki moment wierzyłem, że jego debiut może być czymś więcej niż kolejnym produktem SBM Label. A choćby i nawet był produktem, to może zrobionym na wystarczająco wysokim poziomie, żeby zaciekawić pomimo wstrzelania go w labelowy klucz. Wierzyłem, że będzie inaczej, bo powiedzmy sobie jasno: Kinny Zimmer to niezwykle utalentowany artysta, ale jeden z wielu, którzy mimo umiejętności, spalili się w blokach startowych. Przynajmniej pod względem poziomu artystycznego, bo jeśli chodzi o zasięgi i rozpoznawalność, Letnisko okaże się dużym sukcesem. Stawiam dolary przeciwko orzechom. Ale jakie konkretnie zarzuty kieruję wobec tego krążka?
Gdyby przymknąć jedno ucho…
Skupiając się na samej zawartości Letniska, warto zacząć od jednego nielicznych ogromnych pozytywów tego albumu. Jak można się było w zasadzie spodziewać, ta płyta brzmi naprawdę świetnie. Jest dopieszczona w kwestiach technicznych, drobnych ozdobników, switchy, a Kinny ma doskonałe ucho do melodii, co widać po kilku refrenach. Gdyby słuchać go jedynie w tle, podczas wykonywania innej, mocno zajmującej czynności, można by odnieść wrażenie, że to bardzo przyjemny album. Nas jednak interesuje mięso. Te osławione rymy i bity, w które trzeba już się wsłuchać. I w tej kwestii robi się już mniej przyjemnie.
Słowo, które towarzyszyło mi podczas wszystkich odsłuchów Letniska to „wtórność”. Tematy, które podejmuje Kinny Zimmer, były aż do bólu przewidywalne. Gdy próbowałem wynotować ciekawe linijki, jedyne, co zwróciło moją uwagę, to niektóre zabawy znaczeniami w dobrze znanej mi ze Startera Jeździe (Tu jak kamień spada z serca to ci zwykle łamie nogę / Lub się zatrzymuje w nerkach, to jest chore / Wszystko chore, ale nikt nie jest doktorem / Jak ty chcesz mi strzelić w głowę, jak masz pistolet na wodę?). Zdecydowanie więcej wyróżniających się wersów to niestety te wywołujące ciarki żenady. Nie będę się jednak w tym miejscu poszczególnie nad nimi pastwił, bo ich wspólny mianownik w szerszym kontekście jest znacznie ciekawszy, a nosi nazwę dummyvibe.
Kinny Zimmer – Jazda
Być jak Podsiadło, ale nie do końca
Kinny Zimmer to wyrazista postać. Sam artysta zresztą przyznał w wywiadzie podczas gali Popkiller 2022, że jego image jest pewną kreacją. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tejże kreacji, którą widać było też we vlogach, jest pewnego rodzaju… niezręczność. Niejednokrotnie raper przez swoje zachowanie w teledyskach czy rzucane wersy przypomina mocno zagubionego chłopca, który w rzeczywistości jest dorosłym, 22-letnim mężczyzną.
Rzeczony dummyvibe, z którego znany jest chociażby Dawid Podsiadło (robiący to wręcz po mistrzowsku), Kinny przekształcił w coś aż nazbyt infantylnego, czego pokłosiem są takie mądrości jak: Choć jesteśmy chłopcami / Nie możemy przestać bawić się lalkami (Rozmazana Kreska), Jeśli chcesz, to zrobię ci dziecko / Jeśli chcesz, to skręcę ci krzesło też (Dziecko), Musisz o mnie dbać, bo ja / Jestem kwiatkiem, podlewaj mnie, bo padnę (Jestem kwiatkiem). Nie wspominając już o nieironicznym rapowaniu tekstów na podryw o zamykaniu gwiazd w oczach czy żenującym numerze Bierny420 (Dlaczego to wszystko jest takie śmieszne? / Dlaczego robię się tak bardzo głodny? / Czy Johny możesz to dać kurwa głośniej? / Chyba jestem zjarany…), za który do spółki z działalnością Skutego Bobo pozwałbym SBM Label na miejscu Stowarzyszenia Wolne Konopie. Dummyvibe, na który narzekam, jednak najwyraźniej się sprawdza, sądząc po popularności utworów na platformie TikTok.
SBM-core ma się świetnie
Bardzo nie chcę wchodzić na tematy TikToka czy szkodliwości takich utworów jak Jadę nocną na Mazurach 2, a przede wszystkim WCHJ w kontekście wieku większości odbiorców muzyki której autorem jest Kinny Zimmer. Na to jeszcze przyjdzie czas w osobnym tekście, który pojawi się niedługo na łamach naszego portalu. Nie da się jednak pominąć innego zjawiska, którego bardzo mocnym przykładem jest album, a więc SBM-core. Zamykam w tym określeniu pewną linię programową wprowadzoną przez SBM Label na płytach ich reprezentantów. Mamy tu zarysowaną dość mocno charakterystyczną koncepcję krążka. Tytułowe letnisko, a do tego harcerstwo, biwakowanie, odpoczynek i zabawa na łonie natury prześlizgują się tu jedynie w pojedynczych akcentach takich jak płacz nad jeziorem w utworze Jezioro (patrząc na treść utworu mogliby z Whitem płakać gdziekolwiek indziej, serio), natomiast zdecydowana większość utworów nijak nie pasuje do koncepcji. Nie ma to jednak znaczenia, skoro pasuje do założeń singlowej polityki labelu.
Jest utwór o paleniu marihuany, dużo bogactwa i kobiet, minimum jeden bardziej agresywny numer. Jeden smutny lovesong oraz absolutne SBM-core’owe opus magnum dopracowane do perfekcji na Hotelu Maffija 2: imprezowy banger. Z bardzo charakterystycznym samplem, najlepiej na nietypowym instrumencie, prostym refrenem i wersami na tyle abstrakcyjnymi, by zwrócić uwagę, a jednocześnie na tyle prostymi, by od razu wbić się w pamięć. Dorzućmy do tego utwór o pojawiającej się niekiedy zbyt szybkiej jeździe samochodem i mamy w zasadzie jackpot. Po raz kolejny przed przesłuchaniem albumu reprezentanta SBM Label doskonale wiedziałem, czego się po nim spodziewać.
Kinny Zimmer – Zegarek ze Szwajcarii
Produkt idealny
Najgorsze jest to, że naprawdę gdzieś w głębi serca wierzyłem, że tym razem będzie inaczej. Jednak zamiast ciekawej, przynajmniej miejscami, pozycji z podgatunku trap’n’b otrzymaliśmy dużą inspirację Donem Toliverem z SBM-owym sznytem. Dopieszczone brzmienie albumu i bardzo dobry refren w Zegarku Ze Szwajcarii (świetnie podniesiona tonacja) to dość mało w obliczu liczby żenujących wersów, nieciekawych bitów i totalnie nieangażujących piosenek. Utworów, w których kilka chwytliwych refrenów, zamiast imponować, wywołuje uczucie wstydu, gdy połapiesz się, że znów nucisz refren Jadę nocą na Mazurach 2, Dziecka czy Rozmazanej Kreski.
Bo jako produkt i nieangażująca muzyka do słuchania w tle Letnisko sprawdza się idealnie. Jeśli to coś, czego oczekiwaliście od Kinny’ego, to będziecie prawdopodobnie wyzywać mnie po tej recenzji lub nawet nie dotarliście do tego zdania. Od twórczości bardzo utalentowanych twórców oczekuję czegoś innego. Szkoda, że w tym wszystkim znalazła się prawdziwa perła, a więc oryginalna zwrotka i refren z pierwszej wersji Benz-Dealera Quebonafide. Ciężko o smutniejszy koniec dla tak mocnego, przepełnionego charyzmą i emocjami fragmentu utworu, jak obecność na nijakim i nieangażującym jak tylko się da Letnisku. Brawo Kinny Zimmer, zrobiłeś to, zuchu!
Kinny Zimmer – Letnisko
Ten debiut był bezsprzecznie jednym z bardziej wyczekiwanych i najszerzej komentowanych w polskim rapie. Czy Kinny Zimmer i jego Letnisko spełnił pokładane w nich nadzieje? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia […]
Obserwuj nas na instagramie: