Czy Dawid Podsiadło przeskoczył zawieszoną przez siebie poprzeczkę? Porozmawialiśmy o płycie „Lata Dwudzieste”
Obserwuj nas na instagramie:
Dawid Podsiadło wydał swoją czwartą studyjną płytę – Lata Dwudzieste. Co sądzimy o tym krążku?
Piątek, ale nie pościmy
Dawid Podsiadło osiągnął w polskiej muzyce poziom, do którego nie doskoczył jeszcze nikt. Ogromna popularność, wyprzedane koncerty na stadionach czy wreszcie wydawanie płyty przy bardzo znikomej promocji i bez presji. Za sukcesami idzie oczywiście chrapka na jeszcze więcej: artysta ogłosił, że 26 sierpnia 2023 roku zagra kolejny koncert na PGE Narodowym w Warszawie. Tym razem jednak, Dawid Podsiadło wystąpi na okrągłej scenie zainstalowanej na środku płyty. Tak, aby każdy miał okazję przeżyć ten koncert tak samo. 21 października jest dniem wyjątkowym zarówno dla niego, jak i dla fanów. Premierę miał długo wyczekiwany, czwarty studyjny krążek Dawida – Lata Dwudzieste. O albumie porozmawiali nasi redaktorzy: Daniel Łojko i Kuba Lipnicki.
Dawid Podsiadło – Lata Dwudzieste: rozmowa o płycie
Daniel Łojko: Kiedy wyszedł POST, nabrałem do nowej płyty Dawida Podsiadło sporego dystansu. Nie ma co oceniać krążka po pierwszym singlu, ale jakoś mnie ten utwór nie zachwycił. Dziś z kolei uważam, że jest to jeden z lepszych kawałków na albumie. Dawid zapowiadał, że Lata Dwudzieste będą taneczne, ale nie sądziłem, że aż tak. Jakie miałeś oczekiwania co do tej płyty?
Kuba Lipnicki: Chyba bardzo podobne do twoich. Przyznam szczerze, że nigdy nie byłem wielkim fanem Podsiadło, ale muszę przyznać mu to, że na tle polskich artystów potrafił wyróżnić się tym CZYMŚ. Kiedy wyszedł POST, po raz pierwszy z marszu przekonałem się do jego muzyki i pomyślałem, że ten album może będzie jednak krążkiem, który mnie do jego twórczości w pełni przekona. Jak się jednak okazało, POST poleciał w jedną stronę, a Lata Dwudzieste stały się zupełnie odmienną historią i niestety, to nie będzie płyta, która sprawi, że Podsiadło zacznie lecieć na moich słuchawkach.
Łojko: Dawid to jest najwyższa półka, co do tego nie ma wątpliwości. Ale jeśli jednak ktoś ma, to warto przypomnieć, że w przyszłym roku na Narodowym będzie kolejny koncert. Tym razem z okrągłą sceną na środku. Ale wracając do Lat Dwudziestych – POST faktycznie wydaje się być nieco odklejony, jeśli chodzi o samo brzmienie. Albo właśnie doklejony? Słuchając płyty da się ją też podzielić na dwie części tematyczne, bo w wielu utworach Dawid postanowił zabrać głos na temat pewnych spraw i podzielić się komentarzem o rzeczywistości. No i są też kawałki o relacjach międzyludzkich czy w ogóle uczuciach. To mi paradoksalnie nieco przeszkadza. Z jednej strony fajnie, że jest różnorodność, ale z drugiej mam wrażenie, że trochę to nie zagrało pod względem proporcji.
Lipnicki: Mam bardzo podobne wrażenie. Na tej płycie jest po prostu wszystko. Dosłownie, mnogość zabiegów, jaka została zastosowana na Latach Dwudziestych, w pewnym momencie wręcz przytłacza i co najgorsze, żaden z nich nie wyróżnia się na tle pozostałych w jakiś szczególny sposób. Niestety, jeśli ktoś dochodzi do takiego poziomu, na jakim jest obecnie Dawid Podsiadło, to wymaga się od niego zdecydowanie więcej.
Łojko: Zaryzykuję stwierdzenie, że Dawid mógł się trochę zachłysnąć swoją pozycją, co pokazuje też promocja płyty. Dwa single wydane w odstępie kilku miesięcy, z czego jeden w zasadzie tuż przed premierą. Premiera Lat Dwudziestych teoretycznie była dużym wydarzeniem, ale nie czułem tego tak, jak przy Małomiasteczkowym. Jedno na pewno trzeba temu krążkowi oddać: refreny są cholernie radiowe i wżerają się w głowę. W dodatku, zaczyna się to już od samego początku. WiRUS to jest jeden z największych earwormów ostatnich lat. Skojarzenia niestety są bardzo jednoznaczne. Szkoda, bo to trochę pójście po linii najmniejszego oporu. Takiego artystę, jak Dawid, na pewno stać na więcej.
Dawid Podsiadło – WiRUS
Lipnicki: WiRUS już od samego początku skojarzył mi się z YMCA i mam wrażenie, że do tego refrenowego „W-I-R-U-S” na pewno powstanie jakiś trend na TikToku. Także to trzeba Dawidowi przyznać, że tym krążkiem na pewno wstrzelił się w ten taneczno-imprezowy świat, który niestety nie jest już u nas w kraju niszą. Przez ostatnie kilka lat dostaliśmy ogrom szybkich i często przechodzących bez echa albumów, które nie miały środków, by obronić swój poziom. Nawet jeśli chodzi o kwestię tekstową, to tak jak powiedziałeś wcześniej, porusza ona naprawdę wiele ważnych tematów, jednak czuję czegoś, co poczułem przy okazji poprzednich wydawnictw Podsiadły. Tam tekst zostawał w mojej głowie i wybijał się ponad towarzyszącą mu melodię. Tutaj warstwa liryczna jest wręcz przez nią zjedzona i w niektórych momentach wywołuje jedynie chwilowe zainteresowanie. Nie wiem, czy to będzie na miejscu, by porównać oba te albumy, ale po przesłuchaniu całości towarzyszyły mi podobne odczucia, co przy okazji tegorocznego wydania Florence and the Machine i ich albumu Dance Fever. Było ciekawie, tanecznie i momentami chwytliwie, ale nie była to brzmieniowa rewolucja, jakiej oczekiwałem.
Łojko: YMCA? Tu mnie trochę zaskoczyłeś. Dla mnie to totalnie jest Aglet z Fineasza i Ferba albo Everybody Backstreet Boys. Skoro już poruszyłeś warstwę liryczną, to tutaj też bardzo nierówno. Wrócę ponownie do WiRUSA. Refren „Jestem wirus, więc wiruj ze mną / Zeświruj ze mną” coś mi powykręcał w środku. Podobnie z otwierającymi linijkami POSTu. Są na tej płycie bardzo wątpliwe tekstowo momenty, ale są też te bardzo dobre. Autentyczne ciary wywołał u mnie utwór mori. Tematyka wiadoma już po tytule, ale Dawid ujął ją całkiem prostymi słowami, bez kombinowania, wplatając również motyw miłości. Podobnie Szarość i Róż, gdzie spojrzał nieco szerzej na nasze społeczeństwo, dobitnie i bardzo zdroworozsądkowo podchodząc do pewnych sytuacji. Temat miłości został fajnie ugryziony również w singlowym To co masz Ty! – Dawid w komentarzu do kawałka wspomina, że jest to piosenka o szczęśliwej i dojrzałej miłości. Cieszę się, że postanowił zaatakować te rejony, bo w Polsce faktycznie wolimy śpiewać o złamanym sercu. Wspomniałeś o chwilowym zainteresowaniu tekstem, więc które kawałki bardziej zwróciły Twoją uwagę warstwą liryczną?
Lipnicki: Chyba dokładnie postawiłbym na wybory, które przedstawiłeś wyżej. Moim albumowym faworytem jest bez dwóch zdań mori (tylko znowu jest to piosenka, która śpiewa sobie, a album sobie), odbiegająca od całej tej tanecznej otoczki. Jest to chyba ten Dawid Podsiadło, którego chciałbym widzieć jak najwięcej. Momentami słuchając tego utworu, raz za razem przechodziły mnie ciary. Bo choć muzyka „złamanych serc” jest dość powszechna, tak utwory dotykające przemijania i w ogóle wątków śmierci są mam wrażenie wrzucone do szufladki „tabu”, którą omija się naprawdę szerokim łukiem. Nie ukrywam, że POST również należy do zdecydowanie wyróżniających się propozycji. To wypunktowanie wad polskiego społeczeństwa i naszego zaściankowego myślenia – majstersztyk.
Łojko: Jestem jeszcze ciekawy Twojej interpretacji kawałka Nie lubię Cię. Moimi pierwszymi skojarzeniami od razu była po prostu Polska, ale im więcej o tym myślę, tym więcej rzeczy mi przychodzi do głowy.
Lipnicki: Nie wiem czemu, ale słuchając tej piosenki od razu skojarzyła mi się ona ze zdjęciami, które pojawiały się po wyborach prezydenckich, że nasz kraj po raz kolejny został rozbity na pół. Szczególnie fragment „Kłamiemy wzajemnie / Mój świat, to twój świat” dotyka tej struny naszej polskości, która jest obecnie wystawiona na próbę. Do tej pory była to po prostu wojenka na naszym własnym podwórku. Teraz po wywołanej wojnie na Ukrainie jest to również podział wywołany aspektem pomocy „komuś z zagranicy”. Podejścia do tego tematu są różne i jak się okazuje można by je było po prostu łagodzić stwierdzeniem, że „mój świat, to po prostu twój świat”. Tak proste i może wręcz dziecinne, ale jak adekwatne do obecnych wydarzeń.
Łojko: Ciekawe spojrzenie, chyba bardziej podoba mi się twoja interpretacja. Myślę, że dowiemy się tego wkrótce na koncertach. A jeszcze odnośnie koncertów, trzeba to powiedzieć – Dawid Podsiadło stworzył idealną płytę na koncert. W ciemno mogę strzelić, że wszystkie kawałki z krążka idealnie sprawdziłyby się na żywo. Jest do czego poskakać i pośpiewać, są utwory melancholijne. Tutaj duży plus.
Lipnicki: Totalnie się z Tobą zgodzę. Mam wrażenie, że to znowu może być wyprzedana trasa, na którą bilety rozejdą się w sekundę. Ta tekstowa rewolta i taneczny podkład na pewno dostarczą wszystkich emocji, jakich oczekuje się od koncertowych gigantów.
Dawid Podsiadło – Szarość i Róż – Chorzów
Łojko: Jest jeszcze sprawa wersji deluxe Lat Dwudziestych. Podoba mi się sposób, w jaki to ograno. Cztery dodatkowe utwory, z czego znamy już trzy: covery T.Love (Bóg), Anny Jantar (Nic nie może wiecznie trwać), jedna nówka i kawałek Let You Down z serialu Cyberpunk: Edgerunners. Nie zaburzają one konceptu płyty, przez co faktycznie mają rolę czegoś dodatkowego. Z resztą, Let You Down bardzo wiele traci, jeśli się nie oglądało serialu. Myślę, że ten model wydawania deluxe’ów jest naprawdę spoko, bo tak to właśnie powinno wyglądać. Niektórzy na pewno mogliby wziąć przykład i myślę, że wiesz, o kim mówię.
Lipnicki: Bardzo dobrze wiem, o kim mówisz i trochę też chciałem do tego tematu nawiązać i podkreślić to, co powiedziałeś wyżej – artyści, weźcie przykład i wydawajcie dodatkowe rozszerzenia albumów właśnie w ten sposób. Wersja deluxe Dawida Podsiadły jest po prostu formą, na którą zasługują fani. Nie ma tam pójścia na łatwiznę i zaprezentowania nam „WiRUSA wersja XYZ”. Dostaliśmy cztery dodatkowe utwory, które wprowadzają fajne odświeżenie i rzeczywiście rozszerzają ten podstawowy materiał.
Łojko: Dobra, jak już tak zapowiadamy, to odpowiedzmy na pytanie: utwór z sanah: dobry strzał, przestrzelenie czy coś pomiędzy? Dla mnie ten kawałek miał spory potencjał, który chyba nawet w połowie nie został wykorzystany. Fajny pomysł na wspomnienie ich muzycznych dróg, no ale niestety nie dowieźli.
Lipnicki: Może zostanę za to zrównany z ziemią, ale ten kawałek jest dla mnie po prostu dobrym chwytem marketingowym. O ile w przypadku Ostatniej nadziei pomysł zagrał i wypadł naprawdę dobrze, tak tutaj jest po prostu zapychaczem, po przesłuchaniu którego poczułem, hmm… nic. Po prostu przeleciał i był średniej jakości tłem, gdzie no nie oszukujmy się – w ramach tej współpracy połączyła się dwójka najlepszych artystów w naszym kraju. Oczekiwałem od nich zdecydowanie więcej.
Łojko: To teraz lecimy na drugą stronę. awejniak z Katarzyną Nosowską to jeden z Twoich ulubionych utworów na płycie, prawda?
Lipnicki: Dokładnie tak. Może zaślepia mnie tutaj miłość do postaci Katarzyny Nosowskiej i nie potrafię ocenić tego duetu bez tej emocjonalnej wkładki, ale był to utwór, do którego poleciałem od razu i z marszu stał się moim faworytem. Mimo tego, że momentami brzmi on trochę jak świąteczna propozycja to i tak nie mogę mu ująć tego, że robi naprawdę dobrą robotę. Delikatny i pełen harmonii głos Podsiadły w starciu z mocnym i zadziornym wokalem Nosowskiej kupuje mnie od razu. Mam też wrażenie, że czuć tutaj coś, czego zabrakło niestety przy okazji współpracy z sanah, a mianowicie poziomu zrozumienia wrażliwości muzycznej, która w tym przypadku zgrała się dwa razy mocniej. A Ty co sądzisz o tym duecie?
Łojko: Bardzo najntisowe i w stylu Nosowskiej. Myślę, że Dawid poszedł w dobrym kierunku z tym duetem. Tym bardziej fajnie, że Nosowska się zgodziła. To z kolei też krystalizuje obraz nierównej płyty i jeśli miałbym ją jakoś zestawić z resztą dyskografii Podsiadły, to na pewno jest najbardziej popowa i mainstreamowa. Nie ma w tym absolutnie nic złego, ale mamy chyba do czynienia z krążkiem, do którego będzie się wracać rzadziej, niż do poprzednich. Technicznie i produkcyjnie jest to topka, brzmi to wszystko elegancko, ale czegoś zabrakło.
Lipnicki: Podsiadło skręcił po prostu w kierunku przystępności kosztem wyróżniających go do tej pory szczegółów. Tak jak mówisz – nie jest to zabieg, który zasługuje na jakąkolwiek krytykę. Zgodzę się również, że produkcyjnie jest to topka, do której niewątpliwie na ten moment nie dojdzie wielu. Jednak w budowaniu spójnej albumowej całości czegoś ewidentnie tutaj zabrakło i cieszę się, że we dwóch to zauważamy. Nie wiem jeszcze, czego dokładnie, ale mam wrażenie, że każdy to „brakujące coś” określi po prostu swoją własną miarą.
Dawid Podsiadło wydał swoją czwartą studyjną płytę – Lata Dwudzieste. Co sądzimy o tym krążku? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Piątek, ale nie pościmy Dawid Podsiadło osiągnął w polskiej […]
Obserwuj nas na instagramie: