AURORA pokazała Polsce, że bogowie tańczą wokół nas [relacja]
Obserwuj nas na instagramie:
Z okazji swojej europejskiej trasy AURORA odwiedziła aż cztery polskie miasta, by zaprezentować w nich swój najnowszy album The Gods We Can Touch. Jak prezentuje się to eksperymentalne wydawnictwo? Jak daleko jest nam, jako ludziom, do boskich istot? Przeczytajcie sami!
Mistycyzm zaklęty w prostocie
Moje drogi z młodą Norweżką skrzyżowały się w 2015 roku, kiedy to po raz pierwszy w Internecie usłyszałem jej niesamowitą piosenkę Murder Song, która z automatu kupiła mnie swoją prostotą i zastrzykiem emocjonalnych skrajności. Od tamtego czasu uczestniczę w koncertach AURORY, które zachwycają mnie z każdym kolejnym razem coraz bardziej.
AURORA – Murder Song (5, 4, 3, 2, 1), posłuchaj!
Obecnie na koncie mam ich aż 9, z czego ostatnie 3 udało mi się przeżyć w ostatnim tygodniu podczas europejskiej trasy wokalistki z jej najnowszym albumem The Gods We Can Touch. Było to bez dwóch zdań jedno z najpiękniejszych doświadczeń mojego życia.
AURORA i jej boskie oblicze
Powodem mojej ogromnej sympatii do AURORY jest niewątpliwie jej “zwyczajność” przeplatająca się z doniosłością. Wchodząc na koncerty Norweżki, czuje się niesamowite bezpieczeństwo, które raz za razem łączy się z niemożliwymi do opisania emocjami. Szczególnie przeplatają się one w momentach krótkich wstawek artystki, którymi raczy ona swoich słuchaczy między piosenkami.
To właśnie w nich wokalistka oddaje się swoim fanom i obnaża się przed nimi z największych sekretów. Rzuca także w ich kierunku bardzo proste i banalne na pierwszy rzut oka frazesy. Za ich pomocą artystka okazuje nam swoje zrozumienie, które ze sceny wybrzmiewa w bardzo prosty sposób – ja również jestem człowiekiem i wiem, przez co na co dzień przechodzicie. Niby banał, ale jaki ważny, prawda?
Przeczytaj także: AURORA i Qing Feng Wu prezentują magiczny singiel Storm
The Gods We Can Touch to manifest człowieczeństwa
Tym razem AURORA odwiedziła Polskę ze swoim nowym albumem – The Gods We Can Touch. Wydawnictwa na pewno nie nazwałbym odkrywczym, jednak nie ujmuję mu jego wysokiego poziomu. Pełen przeróżnych brzmień i klimatów krążek raczy nas przeróżnymi światami, które obudowują się wokół poszczególnych piosenek, przedstawiając nam kolejnych bogów z wykreowanych przez Norweżkę wymiarów.
Każdemu z nich AURORA oddała bowiem hołd na swój własny sposób. Każdego z nich wychwala również inaczej, przedstawiając nam nierzadko zupełnie nowe oblicza utartych przez ludzi schematów.
Ta tendencja potwierdziła się już w przypadku pierwszej koncertowej propozycji, jaką był utwór Heathens. Piosenka opowiadająca o biblijnym raju i jego zupełnie nowym scenariuszu wydarzeń okazała się idealnym otwarciem całego spektaklu. Mocny instrumental mroził bowiem krew w żyłach, a sam wokal AURORY zatrzymywał wręcz czas. Tak mocnego walnięcia z jej strony jeszcze nie słyszałem.
Dawno, dawno temu Ewa posmakowała zakazanego owocu z drzewa zła i dobra. Swym czynem dała ludzkości wolność. Wolność, by żyć, tak jak chcemy, by móc eksplorować i smakować
– mówi o Heathens sama AURORA.
Za pomocą bardzo płynnych przejść wokalistka i jej zespół uraczyli nas również kolejnymi propozycjami, jakimi było tajemnicze i wciągające Churchyard, a także urwane jak z wiedźmińskich klimatów Blood in the Wine, które swoją monumentalnością oczarowało zebranych fanów wokalistki.
AURORA – Blood In The Wine, posłuchaj!
“Jesteśmy piękni, bo jesteśmy inni”
Z tym oświadczeniem AURORA przeszła do kolejnej części swojego koncertu. To właśnie w niej przywitało nas znane już od początków kariery wokalistki Warrior, podczas którego każdy z fanów Norweżki podnosi ręce, kiedy wybrzmiewa chóralny refren, a także The River, przed którym artystka zrobiła małą przerwę.
Podczas pauzy AURORA przeszła się po sali i spojrzała każdemu z mężczyzn prosto w oczy. Zaraz po tym oświadczyła, że utwór ten ma swoją bardzo smutną inspirację. Odnosiła się ona do faktu, że spośród ludzi popełniających samobójstwo, to właśnie mężczyźni są dużo większą częścią, tego przykrego badania (według szacowań jest to aż 75%). Wokalistka zaczęła tłumaczyć, że emocje są czymś zupełnie naturalnym i nikt z nas nie powinien wzbraniać się przed ich uwolnieniem, niezależnie od tego, jaką płeć posiadamy. Są one bowiem jak rzeka, która powinna przecież płynąć swoim własnym nurtem.
AURORA – The River, posłuchaj!
To samo stało się również przy okazji utworu Cure for Me, przed którym AURORA zgrabnie dodała jego znaczenie. Zostało ono poświęcone osobom LGBTQ+, a inspiracją do jego napisania stał się fakt stosowania przez wiele krajów metody terapii konwersyjnej wobec nieheteronormatywnych osób.
Jak dodała sama wokalistka, nikt z nas nie potrzebuje uleczenia, a nasza inność jest po prostu piękna. Tak banalny przekaz był jednak potrzebny wielu, a za wspomniane wsparcie ze strony AURORY zebrani fani podziękowali jej w najlepszy możliwy sposób. Wykrzykujący w każdym z refrenów “i don’t need a cure for me” tłum doprowadził młodą Norweżkę do łez i nagrodził ją później gromkimi brawami.
Czasami każdy czuje się tak, jakby cały świat chciał mu powiedzieć „coś jest z tobą nie tak”. Niestety często ludzie zaczynają w to wierzyć. To przerażające, jak szybko niektórzy potrafią nas przekonać, że jesteśmy nie tacy, jak powinniśmy. Zbyt emocjonalni, zbyt dziwni, niewystarczająco dobrzy. Najwyższy czas odciąć się od takie głosy. W żadnym wypadku nikt nie powinien podkopywać twojego poczucia własnej wartości. Na pewno nie na podstawie tego, jak wyglądasz, jak się zachowujesz, w co wierzysz i kogo kochasz. Nie potrzebujemy lekarstwa na bycie samym sobą
– opowiada Aurora o historii powstawania Cure for Me.
Najbliżsi ranią nas najbardziej
Chwilę oddechu pozwoliła nam złapać piosenka Exist for Love, podczas której fani Norweżki w życie wcielili pierwszą z akcji koncertowych. W górę poszybowały bowiem przygotowane wcześniej kartki, na których każdy wypisał powód swojego istnienia (I Exist for…). Oczarowana pomysłem artystka wstrzymała na chwilę swój występ, by zacząć czytać przygotowane opisy. Oscylowały one wobec wielu wątków – jedzenia, cycków, Magnusa (perkusista wokalistki), równości, tolerancji i wielu, wielu innych mniej lub bardziej przyziemnych aspektów.
Nie spodziewałam się, że będę potrafiła napisać piosenkę o miłości. Aż w końcu, parę lat temu, zorientowałam się, jak wielka jest potęga tego uczucia. Miłość nas uczłowiecza, ale też sprawia, że zyskujemy boskie przymioty. Bez względu na to, do czego czy do kogo jest skierowana, zostawia w nas trwały ślad, na zawsze. To może być nowe uczucie albo żal po utracie, ale prawda jest taka, że wciąż chcemy kochać na nowo, bo gdy czujemy miłość, wiemy, po co żyjemy. Istniejemy dla miłości
– mówi o utworze AURORA.
Po chwili AURORA zrobiła jednak kolejną, ostatnią już przerwę przed nadchodzącym utworem Dangerous Thing.
Przed jego wybrzmieniem Norweżka ponownie spojrzała na zebraną przed sceną publiczność i powiedziała jej, że ten utwór kieruje do osób, które zostały zranione przez bliskie im osoby. Nie patrząc na to, czy byli to znajomi, przyjaciele, rodzina, czy też obcy – każda rana boli bowiem tak samo i do jej uleczenia niezbędny jest czas. Nie ukrywam, że był to moment, w którym polały się łzy, ale na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że kątem oka zauważyłem, że nie tylko na mnie ta propozycja wywarła tak duży wpływ. Zaklęta w utworze opowieść, podkreślona bardzo monumentalnym klimatem, który okraszony jest poruszającą warstwą tekstową, była bowiem potrzebnym dla wielu katharsis.
AURORA – A Dangerous Thing, posłuchaj!
Klasyki domknęły nam całe show
Na zakończenie koncertów nie zabrakło również klasyków, którymi AURORA podbijała świat dzięki poprzednim albumom. Wokalistka zaprezentowała nam bowiem klimatyczne Runaway, podniosłe i bardzo charakterystyczne The Seed, jednoczące Queendom, a także psychodeliczne w swojej nowej aranżacji Running With the Wolves.
Koncert zakończył nam bis, podczas którego wybrzmiało ostatnie już Giving In To The Love, a wraz z nim kolejna akcja koncertowa, podczas której podświetlone zostały trzymane w rękach kolorowe serduszka. Razem z wokalem AURORY zaczęliśmy wymachiwać nimi na lewo i prawo, by raz za razem wymieniać się również spojrzeniami z artystką, a także jej zespołem. To było naprawdę magiczne domknięcie całego spektaklu.
“Bycie człowiekiem, to najcięższe co nas spotyka”
Podsumowanie tej relacji mógłbym po prostu zakończyć jednym słowem – fenomen. To jak wielkim skarbem dla świata muzyki jest AURORA, nie da się wytłumaczyć prostymi słowami. Jest to osoba, która w idealny sposób potrafi lawirować między wieloma gatunkami – od rocka po pop, od alternatywy po metalowe wręcz wstawki, a także wymyślne dla siebie instrumentalne zabiegi.
Na jej koncertach człowiek jest w stanie doświadczyć po prostu wszystkiego. Same emocje zaliczają podróż od wielu skrajności, które rozbudzają w nas coraz to głębsze uczucia. Jej koncerty są również idealnym łącznikiem między artystką a fanami, którzy zawierzają jej swoje przeżycia i przejścia. I to właśnie w pełni wykorzystuje AURORA, która jak nikt inny stara się je zrozumieć. “Bycie człowiekiem, to najcięższe co nas spotyka” – wybrzmiało z jej ust ze sceny, ale my, jako ludzie, możemy to przecież zmienić. Ona sama jest tego idealnym przykładem – który zrzesza wokół siebie przeróżnych, na swój sposób niesamowitych ludzi. Bo piękno zamknięte jest przecież w nas, a bogowie to my.
AURORA – The Gods We Can Touch, posłuchaj albumu!
Z okazji swojej europejskiej trasy AURORA odwiedziła aż cztery polskie miasta, by zaprezentować w nich swój najnowszy album The Gods We Can Touch. Jak prezentuje się to eksperymentalne wydawnictwo? Jak daleko jest nam, jako ludziom, do boskich istot? Przeczytajcie sami! Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: […]
ZOBACZ: Aurora – Warszawa, Progresja [fotorelacja]
Obserwuj nas na instagramie: