Kadr z filmu

Szpieg szyty na miarę – recenzja filmu „King’s Man: Pierwsza misja”


10 stycznia 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Nowa ekranizacja komiksów Marka Millera przejdzie przez polskie kina jak prawdziwy agent wywiadu: bezszelestnie i bez fajerwerków. Tymczasem King’s Man: Pierwsza misja to rasowy blockbuster, który porywa widza nie tylko efektowną akcją, ale także świetną obsadą, której przewodzi fantastyczny Ralph Fiennes.   

Poprawna pisownia: The King’s Man

Mark Millar to jeden z najbardziej utalentowanych, a jednocześnie jeden z najbardziej rozpoznawalnych twórców komiksów. Większość tytułów, przy których pracował, stało się kinowymi hitami. Co ciekawe, są to głównie mniej oczywiste powieści graficzne, które trochę inaczej pokazują historie sensacyjne, bo Millar przede wszystkim inaczej patrzy na komiksową „superbohaterskość”. Jest twórcą samozwańczego vigilante o pseudonimie Kick-Ass, którego zagrał nieznany wtedy jeszcze szerszej widowni Aaron Taylor-Johnson. W Wanted, ekranizacji komiksu o płatnych zabójcach w główną rolę wcielił się James McAvoy, niekoniecznie znany z kina akcji. Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów to pierwszy film w historii komiksowych adaptacji, który ugościł na ekranie tak dużą ilość postaci Marvela. Szkocki pisarz jest również twórcą szpiegowskiej serii, w której główna rola nie przypadła rządowej organizacji MI6, a specjalnie utworzonej grupie uderzeniowej o nazwie King’s Man. Pisownia ma tu niezwykle ważną rolę, bo po pierwsze bohaterowie związani są z miejscem, w którym szyli swoje garnitury, ale są też wspierani bezpośrednio przez brytyjskiego króla Jerzego. Poza tym reżyser Matthew Vaughn chce oddzielić nowe przedwojenne uniwersum od swoich poprzednich filmów ze świata „kingsmanów”, które delikatnie mówiąc, nie były największymi hitami światowego box office.

Kingsman kadr z filmu
King’s Man: Pierwsza misja, materiały prasowe

Ra, Ra, Rasputin!

King’s Man: Pierwsza misja, to, jak sama nazwa wskazuje, prequel historii znanej z poprzednich filmów. Orlando Oxford (Ralph Fiennes), członek rodziny królewskiej, stara się załagodzić polityczną sytuację na świecie na początku XX wieku. Mimo tragedii, jaka spotkała go z rąk nieuchwytnego asasyna, dyplomatycznie wpływa na rządzących, a szczególnie angielskiego króla Jerzego, aby nie dochodziło do niepotrzebnych starć zbrojnych. Niestety w innej części świata, nieznajomy „geniusz zła” spiskuje przeciwko Anglii, tworząc zabójczą koalicję. Szpiedzy, którzy szeptają do ucha kuzynom króla Jerzego, to nie byle kto! Za namową m.in. Maty Hari, Rasputina i Lenina dochodzi do jednej z największych historycznych tragedii, czyli pierwszej wojny światowej. 

kingsman kadr z filmu
King’s Man: Pierwsza misja, materiały prasowe

Efektowni i skromni dżentelmeni

Nowa ekranizacja komiksu Millara to blockbuster pełną gębą! Mimo że produkcja Vaughna jest filmem długim, nie sposób się na niej nudzić. Na ekranie cały czas dzieje się bardzo dużo, a krótkie przestoje wynagradzają nam dialogi osadzone w pięknie zaaranżowanym klimacie dawnej Anglii. Matthew Vaughn podzielił obraz na trzy części, więc mamy wrażenie, jakbyśmy oglądali trzy produkcje za jednym zamachem. Pierwszy akt to moralne problemy Oxforda i jego syna, którzy próbują za wszelką cenę ochłodzić nastroje między europejskimi mocarstwami. Bardzo dobrze ogląda się Ralpha Fiennesa, chyba po raz pierwszy w tak rozbudowanej i mocnej roli. Zresztą o screen time walczy z nim cały czas Rhys Ifans odgrywający rolę mrocznego i szalonego Rasputina. Scena kolacji pomiędzy tą dwójką to kino szpiegowskie w najlepszym wydaniu, którego nie powstydziłyby się najlepsze filmy o przygodach Jamesa Bonda. Druga część to wybuch pierwszej wojny światowej i brutalne konsekwencje związane z tym światowym konfliktem. Co ciekawe, Vaughn dość mocno trzyma się tła historycznego, choć oczywiście rozwija te teorie spiskowe, które zaangażowane były w budowanie opowieści w komiksie. Tutaj na szczególną uwagę zasługuje scena walki na froncie, kiedy podczas nocnego patrolu brytyjski oddział spotyka niemieckich żołnierzy, a sytuacja wymaga walki wyłącznie z użyciem broni białej. Trzeci akt to już właściwa misja tytułowych King’s Man, która zawstydzi wszystkie topowe filmy sensacyjne, świetnie zamyka całość i co najważniejsze daje nam wyraźnie do zrozumienia, że to dopiero początek nowego uniwersum „kingsmanów”. 

Kingsman kadr z filmu
King’s Man: Pierwsza misja, materiały prasowe

Umarł król, niech żyje król

King’s Man: Pierwsza misja zaskakuje pozytywnie nie tylko ze względu na swoją efektowność, ale przede wszystkim z powodu świetnie wykonanej pracy twórców. Idealnie dobrana obsada wspaniale się prezentuje, z łatwością odnajdując się w superbohaterskich absurdach Marka Millara. Jeśli myślimy o blockbusterach, na których nie tylko dobrze się bawimy, ale jesteśmy zaskakiwani ciągłymi plot twistami, dynamiką historii i grą aktorską, to King’s Man: Pierwsza misja jest esencją tego określenia. Z niecierpliwością czekam na to, co jeszcze zaprezentują nam agenci Jego Królewskiej Mości. 

Ocena: 8/10

Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.

Cinema City recenzja

Nowa ekranizacja komiksów Marka Millera przejdzie przez polskie kina jak prawdziwy agent wywiadu: bezszelestnie i bez fajerwerków. Tymczasem King’s Man: Pierwsza misja to rasowy blockbuster, który porywa widza nie tylko efektowną akcją, ale także świetną obsadą, której przewodzi fantastyczny Ralph Fiennes.    Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →