Furioza”. Kibole pod szkłem powiększającym – recenzja


28 października 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Furioza to gangsterski film jak spod igły, naładowany testosteronem, twardymi zasadami oraz narracją, która trzyma go za pysk. Ostatecznie to kawał mięsa, to znaczy – kina.

Furioza na nowo zdefiniuje gatunek polskiego filmu gangsterskiego?

Kiedy film ma być rozrywką, to nieco rozmywają się oczekiwania, a razem z nimi jasny podział na wady i zalety. Trudniej dostrzec szczególnie te słabe strony, ponieważ wyraźną uwagę zwracamy jedynie na to, co nam się podoba. Gdyby odpuścić dokładną analizę, Furioza byłaby bez żenady 10/10. Fabułę utkano całkiem zręcznie, chociaż momentami zbyt grubymi nićmi – o czym później – i spośród tych misternych ściegów i tak wyłaniał się sznyt współczesnego polskiego kina. Wszyscy wiemy, jakie ono jest, zwłaszcza to multipleksowe. Doświadczymy w Furiozie, oczywiście, lekkiego przerostu formy nad treścią, lecz akurat ta pycha ma swoje wytłumaczenie. Bardzo łatwo ją zresztą usprawiedliwić: pseudokibice, gangsterka, bloki. Niziny, które stają się wyżynami – proste, że wkrada się tam przesada, pompatyczność, bo narracja usilnie stara się wybrzmiewać ze środka, ewentualnie z perspektywy rybiego oka, nigdy z zewnątrz. Ta infiltracja to zarazem najmocniejszy punkt produkcji, kontekst, który bez wtyczki pozostałby niezauważony.

Kiedy Furioza za kilka lat zostanie puszczona na TVN, moi rodzice pewnie usiądą, obejrzą i powiedzą, że fajny film. No i to chyba wystarczy za podsumowanie. Mamy tu kino gatunku, które trzyma poziom, aktorsko jest przednio, co stanowi w dużej mierze zasługę Mateusza Damięckiego w roli Goldena, a reszta, reszta uwag rozmyje się w czasie przerwy na reklamy.

Przeczytaj: Furioza” – zobacz zwiastun nowego filmu o pseudokibicach

Furioza recenzja filmu

Przetrawione love story

Furioza od samego początku deklaruje się, że to nie seans dla słabeuszy. Będzie lała się krew, pod nogi będą toczyć się zęby. Rąbanka, ale żebyśmy to sobie wyjaśnili raz, a dobrze – Vega to koło Cypriana T. Olenckiego nawet nie stał. Dość dużo w tym kinie truizmu oraz wywlekania na pierwszy plan dobrze znanych wartości oraz rekwizytów napędzających akcję. Honor, mięśnie, ta zdrowa, męska rywalizacja, zemsta. Łatwo się potknąć o tak rozbuchaną maskulinistyczną energię, która wizualnie, owszem, sprawdza się w budowaniu quasi-gangsterskiego świata.

Ustawka tak, ale tylko na gołe pięści. Żadnych motylków ani bejsboli. To rzecz dumy, długo budowanego szacunku i reputacji. A pośrodku tego półświatka znajdzie się taki Buła (Sebastian Stankiewicz), który będzie motorem do żartów o sraniu i pączkach. Może to próba oddania klimatu albo ukłon w stronę publiczności lubiącej taki jarmarczny, kabaretowy klimat. Dialogowo poszło w żarty z 500+, z drugiej strony musiało pójść w boczki. Moim zdaniem dość podła klisza, mamy w końcu XXI wiek. Niby to drobiazg, ja wiem, ale jednak oglądając takie sceny, coś w środku zgrzyta, bo ileż można pochylać się nad takim schematem. Tutaj gruby, tam odniesienie do polskiego ładu, żeby zaintonować, jak to się jest na bieżąco. Tylko że nikt przed tym nie sprawdził, czy kogoś jeszcze to bawi. Czy ktoś w ogóle tak mówi.

Przeczytaj: Klasyk Johna Carpentera w najlepszym wydaniu – recenzja „Halloween zabija”

Kolejna wrzutka, bez której by się obeszło? Wątek romantyczny kreowany zbyt topornie, by po prostu go przełknąć. Nie ma filmu bez love story, ale ta między Dawidem (Mateusz Banasiuk) i Dziką (Weronika Książkiewicz) nie została zbudowana, a jedynie odegrana. Background pod nią był, oczywiście, ale zabrakło interakcji, czasu, tu i teraz. Przeszłość kopie mocno, ale nie jestem pewna, czy na tyle, by tak zintensyfikować namiętność, która posłużyła za rozwiązanie akcji. Jest seks i zaraz za nim, proszę bardzo: deus ex machina. Nieodebrany telefon i splot wydarzeń, które kręcą fabularną osią filmu. Znowu wnikamy we wzory, ale takie, których totalnie nie powinno się naśladować. A kiedy już raz zwróci się na nie uwagę, już zawsze będą widoczne. I irytujące, ponieważ nie tak utrzymuje się ciągłość narracyjną.

Furioza recenzja filmu

Furioza – geneza kibolskiej kultury

Historia budowana na kanwie brutalności, świecenia gołą klatą i prężenia muskułów tym razem rzuca światło na pseudokibiców i gdzieś między praniem po mordach a wypadami na mecz kreśli ich niby jako przyzwoitych ludzi. Z zasadami. Chłopaków z osiedla, co są jak muszkieterowie, w myśl zasady: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. I tak powstaje umoralniająca opowiastka, jak to rodzina jest najważniejsza. A jej finał, jak zwykle, jest przykry.

Dawid już dawno wypadł z tego grona i szukając rozgrzeszenia za dawne bijatyki przyuczył się na lekarza. Starą znajomość wykorzystuje Dzika, niegdyś jego miłość i koleżanka z jednego blokowiska, obecnie szycha w policji, która robi z doktorka podwójnego agenta i wysyła go na misję szpiegowską prosto w szeregi Furiozy. Obok lania się na gołe pięści – swoją drogą ustawka w lesie to jedna z najładniejszych scen w filmie, zwłaszcza biorąc pod uwagę kolory przeciwników. Biało-czerwone, bo to wszystko było za Polskę – członkowie grupy zaczynają zawieszać oko na drobnej gangsterce i kumać się z tamtejszymi mafiozami. Furiozę w ryzach trzyma Kaszub (Wojciech Zieliński) – brat Dawida oraz powód, dla którego ten dał się wciągnąć w intrygę. Pomoc w przyszpileniu Mrówki, grubej ryby, gangstera z opozycyjnej grupy w zamian za amnestię dla Kaszuba, wydaje się fair enough, zważywszy na to, ile na niego mają. Golden, pierwszy bohater Furiozy biegnie jakby w peletonie wydarzeń, no i oczywiście nie obyłoby się bez Polańskiego (Janusz Chabior), który trzyma w garści tamtejszy półświatek kryminalny.

Od początku wiadomo, jak film się skończy, bo nie może skończyć się dobrze. Za to operowanie językiem świata przedstawionego to plus, który implikuje autentyczność. Wśliźnięcie się w skórę nagrzanych testosteronem mężczyzn, kierowanych raczej prymitywnymi odruchami i naturalizm, któremu podlegają wszystkie bójki – także te z finałem śmiertelnym. No i totalny ukłon w stronę tegoż nurtu. Kibol zawsze będzie kibolem, te chłopaki mają to zapisane we krwi, w kościach, w całym DNA. Śmietankę spijają więc naturaliści, przenoszący cechy człowieka z wcześniejszych pokoleń. Balansując jeszcze na tym etapie, stereotypy i frazesy są absolutnie wybaczalne. Służą temu, by nieco konkretniej zarysować wyobrażenia o kręgach pseudokibiców, może trochę je złamać, wypaczyć. I też przypomnieć, że pałka czy jej brak nikogo rycerzem nie czyni.

Furioza recenzja filmu
kadr z filmu

Deus ex machina – kardynalne błędy, na które przymyka się oko

Wspomniałam już wcześniej o wątku miłosnym, kompletnie niepotrzebnym tej fabule. Bo ja wiem, miał podkręcać dramat, rozdarcie, ale brak antenowego czasu mocno spłycił tę relację. Więcej napięcia między Dziką a Dawidem przecinało się w retrospekcjach niż w teraźniejszości.

Dalej, postać Polańskiego, który był i spadł. Rozwiązanie typu deus ex machina, a tego scenarzyści powinni wystrzegać się jak ognia. Stary wyga, gangster, przed którym trzęsło się całe Pomorze załatwiony przez paru chuliganów, którzy dotąd nie trzymali w łapie broni, chyba że zaliczyć do niej kij baseballowy? Wątki musiały się rozplątać, musiała powstać przestrzeń, ale zarówno ta sytuacja, jak i zabójstwo Kaszuba oraz późniejsze zadźganie Dawida: zabrakło realnych motywatorów zdarzeń, zamiast luźnych nitek, które trzeba było połączyć na już. Szkoda, ponieważ podkopało to mocno realizm, pieczołowicie składany ze złotych kiet, kibicowskich przyśpiewek i wieszania psów na policji (także zakulisowo, bo co do wskazania największego sprzedawczyka można mieć obiekcje) – do czego przyczynił się Jacek Bauer, fantastycznie zagrany przez Łukasza Simlata. Ostatecznie, Furioza kończy jako pastisz wszystkich legend z szarych blokowisk. Konwencja jednak w tym przypadku sprawdza się o tyle, że daje się połknąć. I nawet chce się jej zaufać.

Ocena 6/10

Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Multikino, która umożliwiła udział w seansie.

multikino logo

Furioza to gangsterski film jak spod igły, naładowany testosteronem, twardymi zasadami oraz narracją, która trzyma go za pysk. Ostatecznie to kawał mięsa, to znaczy – kina. Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →