Krzysztof w piątek: nowy album Mesa, czyli jeszcze nie czas się weselić
Obserwuj nas na instagramie:
Mes znów próbuje ożenić ambicje rapowe z pozagatunkowymi. Jeżeli ktoś zna powód, dla którego to małżeństwo nie może być zawarte, to on sam.
Nie tak całkiem nowy świat
Niedawno rzucił mi się w oczy wstęp do wywiadu z Typem, który ukazał się w ogólnopolskim, niebranżowym medium. Pojawiła się w nim problematyczna fraza: jeden z najpopularniejszych raperów w Polsce. Rozumiem ten zabieg. Zazwyczaj działa, gdy chce się nakłonić do lektury tych czytelników, którzy nie śledzą na bieżąco licznych zmian w środowisku. Poczułem się jednak tak, jakbyśmy nadal żyli (góra) w połowie lat 10.
Niewątpliwie Mes jest jednym z najważniejszych MC’s, jacy kiedykolwiek pojawili się w naszej grze. Jego popularność dawno wykroczyła daleko poza rymy i bity, dając mu rozpoznawalność wśród odbiorców, którzy na co dzień nie słuchają rapu. Nikt osłuchany nie powinien też kwestionować umiejętności i pomysłowości warszawiaka. Teraz mówimy jednak o artyście, który ciągle ma rzeszę oddanych fanów, lecz z łatwością znajdziemy wielu twórców z mocniejszymi zasięgami. Nie ma w tym zresztą niczego złego. Gatunek urósł przez lata, mocno się zdigitalizował i zaczął jeszcze chętniej premiować poczynania młodych, strzelających singlami raperów. A i sam założyciel Alkopoligamii lata temu podążył w nieco inną stronę. Zwrócił się śmielej ku alternatywie oraz postawił na rzeczy, które miały mu pomóc w budowaniu pozycji poza pierwotnym nurtem.
Z pewnością Hello Baby jest nowym otwarciem dla tej długowiecznej, naszpikowanej klasykami kariery – zarówno pod względem treściowym, jak i formalnym. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że te przedpremierowe obawy, które się zmaterializowały, znacząco wpływają na odbiór całości. Dostaliśmy pokaz rzucania sobie kłód pod nogi w trakcie stania w artystycznym rozkroku.
Ten Typ Mes – Only In Warsaw
Uścisnąć wszystkie dłonie
Jak daleko trzeba się cofnąć, by zobaczyć pierwsze ważne przebłyski międzygatunkowych ciągotek Mesa? Myślę, że już do roku 2005, do Zapisków Typa. Owszem, popisy czysto gatunkowe, pomagające potwierdzić branżowe aspiracje, były decydujące dla powodzenia debiutanckiego albumu. Ciekawsze jest jednak to, co wydawało się wtedy może nie marginalne, ale raczej incydentalne. Najczęściej jazzujące podkłady pozostają u nas na usługach rapu – tutaj, w Sam siedzę tu czy Zdradzie, było na odwrót. Warszawski MC skorzystał z okazji, by zaprezentować inny sposób prowadzenia kawałków, bliski improwizowanej melodeklamacji w dusznym barze, i pozostawił po sobie dobre wrażenie.
Fundamenty zostały dawno wylane, a domu jak nie było, tak nadal nie ma. Ściany jednak stoją. Pierwsza to połączenie ostrożniejszego Zamachu na przeciętność z odważniejszymi Kandydatami na szaleńców. Druga – Trzeba było zostać dresiarzem, być może najbardziej polski album z kręgów rapowych, jaki kiedykolwiek powstał, ale również sprawnie łączący stylistyki i pozwalający z czystym sumieniem oddalić się od gry-gry. Trzecia – projekty spod szyldu Albo Inaczej, które odsunęły Alkopoligamię i jej najważniejszą postać od rymów i bitów. Czwarta – złożone do kupy AŁA. i Rapersampler wraz z rozszerzeniem, mówiące już otwartym tekstem o potrzebie transferu. Zeszłoroczny Biały Tunel to wymowna rzeźba stojąca w ogródku. Jest też tabliczka ze słowami: tu byłem, trendy zostawiam innym, bo nie chcę startować w tym samym wyścigu. Hello Baby powinno być więc dachem, dokończeniem budowy, po którym można się osiedlić i zacząć meblować nowe życie.
Sam zainteresowany zadbał o ostateczny kształt, kluczowe materiały dostarczyli Kuba Więcek i Moo Latte, wspomagani przez Jordana, Dryskulla, Atutowego, WorstCase’a i Spear Oh. Nie spartolili roboty. Pomogli uścisnąć wszystkie dłonie, które uścisnąć należało, gdy myśli się o eleganckim przejściu z wirującego balu w nieco spokojniejsze miejsce, ale efekt jest niezadowalający.
Przeczytaj także inne felietony cyklu: sprawa Sobla, koniec Quebonafide, kariera Sebastiana Fabijańskiego, metamorfozy Tymka i legenda Chady
Zbyt dużo, zbyt gęsto i zbyt wyraźnie
Trochę śmieszy mnie czytanie pojękiwań z gatunku: jak to, niegdyś zatwardziały alkopoligamista, niestroniący od opowieści o swoich łóżkowych podbojach, nagle zdaje raport z przygotowań do tacierzyństwa? Co za obłuda! Do formułowania takich opinii mają prawo wyłącznie ludzie, którzy pozostają takimi samymi przez całe życie. Czyli nikt ma tego prawa, przykro mi. Jeśli ktoś jednak uważa, że faktycznie w ogóle się nie zmienia, to mu zwyczajnie współczuję. To nie powinien być powód do dumy, tylko jazgotliwy sygnał ostrzegawczy. Co zaś tyczy się nie zdań o Mesie, a samego Mesa – media zwęszyły szansę na dorobienie mu gęby, a on, wiedziony perspektywą korzyści wizerunkowych, zagrał w ich grę. Zupełnie niepotrzebnie.
Zaczął rozprawiać o ojcostwie i synu, wybiegając daleko w przyszłość, uczynił to też w innych miejscach. Nie wydaje się to konieczne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Hello Baby mówi o czymś innym, bez przeskakiwania naturalnych etapów. Mamy tu opowieść człowieka, który dopiero szykuje się do roli ojca, rozciągniętą pomiędzy staraniami o dziecko i narodzinami potomka. Obcujemy z zapisem rozterek i rozważań do wewnątrz, nie wypuszczeniem się w odmęty wszechwiedzy. Robienie z osobistego pamiętnika prowadzonego w czasach przed rozwiązaniem uniwersalnego kompendium wiedzy po nim – to robienie mu krzywdy.
Ten Typ Mes – Foliage ft. Koza
Inna sprawa, że Typ zrobił wiele, by usłyszeć po premierze: wartościowy pomysł, nie takie wykonanie. Szeroko zakrojona pod względem inspiracji muzyka, mogąca usatysfakcjonować i słuchaczy rapu, i rozgłośnie radiowe, została przygnieciona warsztatem artysty. Powiedziałbym, że wręcz brawurowo. O ile flow najczęściej rozumie się z materią muzyczną, skrzy się od dobrych jakościowo zabiegów i tylko czasem zapętla się w przeszarżowaniu, o tyle napór słów ściera potencjał piosenkowy w pył.
Zagęszczenie wyrazów dusi dźwięki, podobnie robi sama idea stojąca za nimi. Wygląda na to, że Mes chciał udowodnić, iż najlepszym kierunkiem lirycznym będzie dla niego wymieszanie naturalizmu, wyszukania i dowcipu. Już wiemy, że nie tędy droga. Trudno wyliczyć wszystkie momenty, w których robi się niezręcznie. W pierwszym utworze sąsiadują ze sobą Auschwitz, skrobanka, plemniki i mama, która odp***dala. Dalej pojawiają się te wszystkie listowia, koktajle z przodków, kocysie, naplety szyderstw, siwe jądra oraz frazy takie jak: stary koń strzelił, będzie Young Źrebak czy torty kroję, ale się o ciebie boję. A przecież parę momentów pokazuje, że da się inaczej, lepiej. Fanfary dla Prokreacyjnego pierdolenia, z gospodarzem, który nie ustępuje w barwności gościowi (choć to Afrojax wygrał wersem o Rozalce u Prusa). Brawa dla Momma’s Boy, dzięki któremu Berson przestaje być jednowymiarowy. Gratulacje dla Akuku, z linią podsumowującą zamysł: wielka zmiana mniejsza niż pięść.
Ten Typ Mes – Idealny raper
Kolejna szansa?
Kawałek Idealny raper można różnie interpretować. Skłaniam się ku temu, że to bardzo gorzkie podsumowanie długiej drogi przecinającej zmieniający się raz po raz rynek. Ale nie tylko – to również świadectwo, że istnieje życie poza gatunkiem, którego obecna stylistyczna dominanta cię uwiera. Tyle że jego jakość wiąże się z głową na karku w kwestiach zarządzania nierapowym portfelem, nie zaś stymulującym artystycznie ułożeniem sobie spraw w innej materii muzycznej.
Płynne przejście wciąż się nie dokonało, a po solidnych odsłuchach ostatnich krążków Mesa słychać, że frukta związane z obrotnością nie rekompensują mu niedoprowadzonej do końca transformacji twórczej. Próbuje więc coraz mocniej i wpada w pułapkę nadgorliwości. Czy przestanie to robić – wie tylko on sam.
Mes znów próbuje ożenić ambicje rapowe z pozagatunkowymi. Jeżeli ktoś zna powód, dla którego to małżeństwo nie może być zawarte, to on sam. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Nie […]
Obserwuj nas na instagramie: