Byłam na dwudziestu koncertach Ralpha Kaminskiego
Obserwuj nas na instagramie:
Ralph Kaminski to moje najściślejsze TOP, jeżeli chodzi o polską muzykę. Czego się nie dotknie, przekuwa to w sztukę, a najpiękniejsze jest to, że swoimi koncertami zawsze wywołuje skrajne emocje
Dwadzieścia, ale uzbierało się więcej
Te tytułowe dwadzieścia koncertów, to lekką ręką. Nie chcę być nieprecyzyjna, kiedyś liczyłam, później przestałam, ale jeszcze przed lockdownem i pandemią świętowałabym to zerowanie. W międzyczasie miałam przyjemność uczestniczyć w kolejnych kilku spektaklach, zarówno solowych, jak i festiwalowych, a jakby do puli dorzucić wszelkie gościnne występy Ralpha, to myślę, że suma finalnie oscylowałaby w granicach trzydziestu. Trzydzieści show. Nawet mi nie mieści się to w głowie, a przecież jeździłam z koncertu na koncert, absolutnie nie miałam dosyć i kalkulowałam sobie w głowie, czy fizycznie dam radę być jeszcze gdzieś i następnie wybrać się w kolejne miejsce, a później jeszcze w kolejne. Doskonale pamiętam, jak w 2018 roku dość spontanicznie zaplanowałam, że z festiwalu we Wrocławiu wybiorę się do Tychów, na jeden z ostatnich koncertów z trasy Lato z tobą. Złapałam dwa autostopy, a później jechałam regionalnym pociągiem z Katowic. Zwiedziłam przy okazji trochę Polski, odhaczając sobie przy okazji pierwszy raz w Olsztynie, czy wizytę tak daleko na Śląsku. Niestety nie porwałam się na podróż do Jasła, rodzinnego miasta artysty, lecz nie tracę nadziei – wszystko przede mną.
Ralph Kaminski – Morze
Uważam się za naprawdę ogromną szczęściarę, że mogłam oglądać Ralpha od samego początku. Kto nie doświadczył Morza na żywo, nie zdoła już do tego wrócić. Do klimatu małych klubików ze słabym oświetleniem, barierek ustawionych tuż przed sceną, nierzadko ich braku, tłumu, który odśpiewywał każdą piosenkę tak, że ściany się trzęsły, bo ciasna przestrzeń sprawiała, że każdy dźwięk się niósł. Do pogawędek po koncercie, takich prawdziwych rozmów, bo był czas na coś więcej, niż tylko na pamiątkową fotkę. Wtedy na żywo wybrzmiewało całe, calusieńkie Morze: ta era już na pewno nie powróci. Tak samo, jak tamten Ralph, odrobinę jeszcze nieśmiały, troszkę kulawo grający na pianinie w blasku reflektorów. To nieco rozczulające myśleć o tamtych koncertach, wspominać golfy, brokat, makijaż – z każdym występem przybierający coraz więcej mroku – by później odświeżyć wspomnienia o obecnej artystycznej epoce Kaminskiego. Wtedy zaczynał, budował swoją publikę i kształtował własną postać, grając dla ułamka swojej obecnej widowni. Ale, bo to jest istotne, on już wtedy był na najwłaściwszym dla siebie miejscu. Wokalnie zachwycał. Estradowo zadziwiał. Może niektóre partie instrumentalne wybrzmiewały nieporadnie, lecz on, jako artysta, zwyczajnie wiedział. A skoro on wiedział, wiedzieli wszyscy – że na tej scenie dopełnia się wizja, kreująca sztukę na żywo, wśród tych wszystkich ludzi. Na ich oczach.
Przeczytaj: Ralph Kaminski. Docierając bliżej siebie – wywiad
Ralph Kaminski – artysta-kreator
Finał i zarazem zamknięcie etapu Morza nastąpiło 7 grudnia 1018 roku w Warszawie podczas trasy Pożegnanie z Morzem. Rok później, w listopadzie ukazała się Młodość. Już wcześniej, podczas letniej, w głównej mierze festiwalowej trasy, Ralph występował z nowymi, jeszcze nieopublikowanymi utworami. Jego koncerty zaś powolutku nabierały tej enigmatyczności oraz teatralnego sznytu. Pierwsze odsłonięcie słynnej rakiety nastąpiło bodajże w Krakowie i od tamtego koncertu, premierowo z częścią nowego materiału, dokonywała się subtelnie cicha elitaryzacja. W jak najbardziej aprobowanym znaczeniu tego słowa. Występy przebiegały od linijki, według skryptu. Brakło miejsca na odstępstwa od scenariusza, aczkolwiek nie burzyło to naturalności artysty. Paradoksalnie, bo przecież z różem na policzkach, z bliska Ralph oraz muzycy z My Best Band In The World wyglądali jak porcelanowe lalki naturalnych rozmiarów. Z roziskrzonymi oczami, ale niby sztuczni. Co zabawne, nie powiedziałabym o nich, że są przebrani. Ich kostiumy, choć teatralne, nigdy faktycznie przebraniami nie były. Raczej drugą skórą, przywdziewaną z łatwością i zrozumieniem.
Przeczytaj: Ralph Kaminski pozwolił odejść latu – relacja z koncertu na warszawskiej Pradze
Widziałam te spektakle kilkanaście razy i pomimo że każdy koncert z Młodości (tej klubowej, pełnowymiarowej, w oderwaniu od letnich, plenerowych występów) teoretycznie przebiega tak samo, doświadczanie tego wciąż i wciąż, na żywo jest porażające. To przeszywające poczucie ulgi, zrzucenia z siebie całego ciężaru, jaki dotychczas miało się na siebie nałożony, a jednocześnie przyjmowanie go, jeszcze większego – i to z pocałowaniem ręki. Występy Ralpha zawsze przebiegają dwufazowo; bez absolutnie żadnego związku z pewnym podziałem koncertu na części. Tylko w tym najprostszym rozumieniu i bez żadnej interpretacji można wyodrębnić osobne odcinki jako ten nostalgiczny i radosny, energetyczny. A przecież nietrudno o wzruszenie nawet przy Kosmicznych Energiach. Ten dualizm to pewien ładunek emocji, który przyjmuje się machinalnie i mimowolnie: potrafi być dobry, nawet bardzo dobry, a równocześnie przygniatać aż do ziemi i pozostawiać z drażniącym poczuciem kłującego osamotnienia.
Ralph Kaminski – Kosmiczne energie
Inny Świat
Muzykę Ralpha instynktownie pragnie dzielić się z kimś innym. On pushuje do wspólnego przeżywania, rozpamiętywania, fragmentarycznych analiz. Na jego pierwszy koncert trafiłam, ponieważ ktoś mi go pokazał – z tego miejsca dziękuję Magda, bo bez Ciebie też nie byłabym w tym miejscu, w którym teraz jestem. To był chyba impuls, który jako pierwszy skłonił mnie do szerzenia swojej perspektywy i chęci bycia opiniotwórczą.
I ja później wzięłam z niej przykład. Zaprosiłam na koncert Zuzę, która nie była w stanie do mnie mówić w drodze powrotnej. Ściągnęłam Pawła, który po wszystkim powiedział: kurwa, Ralph Kaminski. Zaprosiłam Roksanę, która podziękowała mi, że mogła uczestniczyć w czymś, co jest tak bardzo moje i tak bardzo intymne.
To taki styk środowiskowy: nagle następuje pewne spięcie, ale okazuje się, że wszystko działa. To duża rzecz, zachwycić tych, którzy do tej pory nie byli zainteresowani, co najwyżej – obojętni. Powiem więcej: trudniejsza niż zadowolenie fanów kolejną płytą, wzruszenie tych, co przy barierkach stoją od zawsze.
Ralph Kaminski to moje najściślejsze TOP, jeżeli chodzi o polską muzykę. Czego się nie dotknie, przekuwa to w sztukę, a najpiękniejsze jest to, że swoimi koncertami zawsze wywołuje skrajne emocje Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. […]
Obserwuj nas na instagramie: