FEST Festival 2021: Main Stage daleko w tyle
Obserwuj nas na instagramie:
FEST Festival robi wyśmienite wrażenie, kiedy już na nim jesteś i przyjechałeś koncertować, nie oczekując na konkretne nazwisko. Rozsypujący się line-up prędzej czy później uderzy w organizatorów, lecz skoro mleko już się rozlało, najlepiej ominąć tę kałużę, korzystać i poznawać – nowe nazwiska, nowych wykonawców. Najlepiej: spoza Main Stage.
FEST Festival – dzielmy się wrażeniami
W festiwalach jednym z moich ulubionych doświadczeń jest zderzenie się z ludźmi o totalnie przeróżnej energii, priorytetach oraz podejściu do zabawy. Ile twarzy, tyle tak naprawdę sposobów na jak najwydajniejszy odpoczynek i najbardziej efektowaną imprezę: serotoninę każdy produkuje sam dla siebie i po swojemu robi to najlepiej. Naturalnie następuje też potem wymiana fluidów, upłynnienie własnego przekonania i zderzenie go z zupełnie inną percepcją. Późniejsze wnioski dla mnie bywają ciekawe, bo pozwalają na choćby i pokrętne, ale jednak, zrozumienie: jak coś, co mnie kręci, kogoś innego może odrzucać. I odwrotnie.
Przeczytaj: Hot or not. Pierwszy dzień FEST Festival 2021
O gustach się nie dyskutuje – wolność Tomku w swoim domku – a ta różnorodność jest totalnie fantastyczna. Z tego miejsca chciałabym jednak wtrącić swoje trzy grosze dotyczące koncertów podczas drugiego dnia FEST Festival. Prym ponownie wiedli polscy artyści, to znaczy, praktycznie cały set grany na Main Stage został obstawiony przez naszą rodzimą alternatywę. Nie ma tak, że dobrze, czy nie dobrze i wiadomo, że takie zespoły, jak Kwiat Jabłoni, Bass Astral x Igo, czy Krzysztof Zalewski nie będą mieć problemu, żeby wypełnić pit na kilka czy i nawet kilkanaście tysięcy osób (Pol’and’ Rock Festival!), ale… zaraz zagrają tu i tam i wszędzie. Na mniejszych scenach zaś działo się w tym czasie tyle, że spokojnie można by przerzucić to ku wzmożonej uwadze większej części publiki.
FEST Festival – Alan Walker i bodajże największe rozczarowanie
Przemykałam oczywiście między tymi dużymi koncertami, zostając tam na dłuższą lub krótszą chwilę, żeby skontrolować nastroje. Gdzieś tam migało mi nazwisko Alana Walkera, wczorajszego headlinera i spodziewałam się, że jego występ zgromadzi ogromną masę ludzi. Krążąc od sceny do sceny podczas show, jakie przygotował Bass Astral x Igo dotarłam nawet na moment do barierek, gdzie od kilku dobrych godzin czekali fani producenta – w pełnym słońcu, specjalnie na tę godzinkę radiowej łupanki.
Przeczytaj: Bass Astral x Igo – projekt na boku, który stał się muzycznym fenomenem
Bo inaczej powiedzieć się nie da: miałam wrażenia, jakbym cofnęła się do czasów licealnych domówek, gdzie każdy chce być DJ-em i wyrywa sobie nawzajem pilota do sprzętu i bije się o władzę nad Spotify. Samozwańczy kierownicy imprez: najgorzej. Gdybym ułożyła sobie TOP 10 najbardziej irytujących sytuacji podczas bibek, to przełączanie piosenek przed końcem zdecydowanie byłoby w czołówce. I najwyraźniej nikt nigdy nie zwrócił Alanowi Walkerowi uwagi, że tak nie można.
Kilkanaście sekund i jazda, już lecimy dalej. Ani się przy tym wkręcić, ani na dobre potupać nogą, bo rytm zmieniał się szybciej, niż skaczą cyferki, kiedy już stuknie trzydziecha. Artysta absolutnie nie popisał się polotem – przez ostatnie dwa lata pochodziłam sobie na różne rave’y i nawet na tych niszowych wydarzeniach, na których grał kolega koleżanki brata kolegi z pracy, przejścia między utworami były gładkie, płynne, a nie okraszone grubo podbitym basem, byle tylko coś solidnie łupnęło.
Zremiksowany Main Theme z Gwiezdnych Wojen mógł wywołać uśmiech, ale zamiast tego pojawiło się jedynie lekkie odczucie zażenowania. Moim zdaniem – wstyd, korzystać z takich tanich metod, serwując je w pełnym spektrum bylejakości.
Kiasmos i Princess Nokia: highlighty z dwóch scen i dwóch różnych światów
W kontrze do – moim zdaniem – naprawdę słabego występu Alana Walkera – postawiłabym set Kiasmos, który zamykał Silesia Stage. I ten zgromadził całkiem ładną publiczność, mimo że muzyka graną przez Ólafura Arnaldsa i Janusa Rasmussna (duet reprezentował ten ostatni) profilem fituje raczej do elektronicznych imprez niż do mainstremowego festiwalu. Łagodne brzmienie zostało okraszone sporą dawką tanecznej energii, którą podbił klimat niemalże leśnej sceny osadzonej między drzewami. Alan Walker who? O jego secie zapomniałam w dziesięć sekund po jego zakończeniu, występ Kiasmos bardzo chętnie powtórzę, solowo.
Wcześniej, z prawdziwie królewskim zacięciem na Tent Stage wjechała Princess Nokia, gwiazda, jakich mało. Przed FESTem znałam jej trzy piosenki na krzyż, a mimo tego bawiłam się więcej niż wyśmienicie. Wykrzyczana, wyskakana, naładowana pozytywnym vibe’em i pokrzepiona babską solidarnością: tak było, no i fani znakomicie udźwignęli też majestat księżniczki, reagując entuzjastycznie na każdy zapowiedziany numer.
Main Stage – niestety, ale zero podjazdu. Najlepiej nie znaczy najwięcej i najgłośniej.
FEST Festival – jednak elektronika – relacja Weroniki Szymańskiej
Swój czwartek na FEST Festival zaczęłam od mojej ulubionej sceny, Silesi, koncertem, który wyjściowo miał być czilowankiem z piwkiem na trawce. Jednak londyńska grupa Kerala Dust szybko zaciągnęła mnie pod samą scenę. Dałam się porwać w taneczny szał przy ich elektronicznym secie o nieco westernowym charakterze, który urozmaicał intrygujący, mroczny wokal lidera grupy. Przetańczyłam pod sceną całe półtorej godziny seta tego tria, przegapiłam w międzyczasie koncert Zdechłego Osy (niczego nie żałuję) i czułam się jak na dobrym afterze, choć był to zaledwie before tego, co dopiero miało się tego dnia wydarzyć!
sanah i odczarowana klątwa nieprzychylnych relacji
Doszły mnie ostatnio słuchy, jakoby nasza redakcja niezbyt przychylnie wypowiadała się na temat ostatnich poczynań sanah. Postanowiłam zatem dać artystce koncertową szansę, aby w końcu nieco odczarować tę klątwę. I w pewnym stopniu się udało! Koncert sanah zachwycił mnie świetnymi aranżacjami, genialnym brzmieniem zespołu artystki i jej własną formą wokalną. No i oczywiście skrzypce, którymi dodatkowo czarowała nasze uszy. Muszę przyznać, że naprawdę świetnie się bawiłam podczas pierwszej, tej bardziej energetycznej części koncertu sanah. Druga, ta bardziej melancholijna nieco mnie już wynudziła, ale myślę, że jej twórczość nieco zmykała w moich oczach o tym koncercie. Nie mogę również pomiąć niespodzianki, którą przygotowała nam sanah. Ma dziewczyna tupet, żeby ściągać na festiwal Grzegorza Turnaua!
Purple Disco Machine – grande finale drugiego dnia FEST Festival 2021
Kolejnym przystankiem na mojej mapie FESTowego czwartu był KAMP! – absolutny festiwalowy must see, który sprawdza się w każdych warunkach. Porwali mnie swoim elektryzującym setem dwa lata temu w Tencie i zrobili to samo tym razem, mimo innej sceny i wcześniejszej pory. Finałem tego dnia były DJ sety Kiasmos i Purple Disco Machine, które niestety mocno się nakładały. Szybko jednak przemieściłam się na Arena Stage i absolutnie nie żałuję tej decyzji. Set Purple Disco Machine był absolutnie F E N O M E N A L N Y. Genialny finał dnia w postaci energetycznych, totalnie roztańczonych brzmień, który rozpoczął się bardziej współczesnymi dźwiękami, aby płynnie przejść do przebojów lat 80, takich, jak chociażby Gimmie Gimmie ABBY, które rozgrzało Arenę do czerwoności, a bluza, mimo paskudnie zimnej nocy, okazała się zupełnie niepotrzebna. Półtorej godziny z Purple Disco Machine zleciało jak jeden fantastyczny utwór i gdyby nie fakt, że wytańczyłam tego dnia kilkadziesiąt tysięcy kroków, długo nie mogłabym po nim zasnąć.
Zobacz naszą fotorelację z drugiego dnia FEST Festival!
FEST Festival robi wyśmienite wrażenie, kiedy już na nim jesteś i przyjechałeś koncertować, nie oczekując na konkretne nazwisko. Rozsypujący się line-up prędzej czy później uderzy w organizatorów, lecz skoro mleko już się rozlało, najlepiej ominąć tę kałużę, korzystać i poznawać – nowe nazwiska, nowych wykonawców. Najlepiej: spoza Main Stage. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? […]
Obserwuj nas na instagramie: