fot. Klaudia Piekarska

Zalia: „Nie nagrywam utworów, które mają się po prostu sprzedać” [wywiad]


13 grudnia 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Zalia zaprezentowała właśnie światu swój debiutancki album kocham i tęsknię. Przy okazji artystka opowiedziała nam też, jak powstawała płyta.

Debiut okraszony naturalnością

Kiedy Julia Zarzecka, występująca pod pseudonimem Zalia, wydała w 2020 roku swój pierwszy singiel zatytułowany In My Heart Again, nikt nie przypuszczał, że ta 19-letnia wówczas i lubująca się w zabawie jazzowo-popowymi brzmieniami wokalistka stanie się jedną z najbardziej charakterystycznych debiutantek tegorocznej sceny muzycznej.

Przeczytaj także: Zalia powraca w nowej aranżacji. Miłosna opowieść artystki płynąca prosto z jej serca jest już dostępna

fot. Klaudia Piekarska

I tak oto Zalia dała się poznać szerszej publiczności podczas tegorocznego (pierwszego w jej karierze) sezonu festiwalowego. Wokalistka wystąpiła między innymi na scenach Olsztyn Green Festival, Letnich Brzmień, a także Orange Warsaw Festival, oczarowując publikę lekkością i naturalnością. Nic więc dziwnego, że na jej debiut czekało wielu. Teraz Zalia postanowiła w końcu zaprezentować nam swój pierwszy krążek zatytułowany Kocham i tęsknię. Jak powstawał? Z jakimi trudnościami mierzyła się wokalistka, pisząc materiał? Przeczytajcie poniżej!

Zalia – wywiad

Kuba Lipnicki, Rytmy.pl: Jak się czujesz po wydaniu na świat swojego pierwszego muzycznego dziecka?

Zalia: Mam obecnie tyle rzeczy na głowie, że nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zaraz wydaję swój pierwszy album. Wiele decyzji związanych z jego produkcją było podjętych bardzo spontanicznie i pod wpływem emocji. Nie zawsze miałam po prostu czas, żeby się nad wszystkim dokładnie zastanowić. Taki tryb życia w wiecznym pędzie jest jednak dla mnie dobry i cieszę się, że w końcu moja muzyczna droga idzie do przodu. Mam wielu przyjaciół, również debiutantów, m.in. Szczyla, Bryską, a nawet Lunę, którą znam jeszcze z czasów, kiedy nie wydawałyśmy muzyki. Dzięki nim wiedziałam trochę, jak to jest być takim „muzycznym świeżakiem”. Nie spodziewałam się jednak, że są to aż tak wielkie emocje.

Twój debiutancki album jest niesamowicie spójny. Spina się on pod względem produkcji, tekstów, a także teledysków. Czy pomysł na niego był w stu procentach twój?

Ten album jest opowieścią z mojego prywatnego życia. Nie miałam żadnych pomysłów na jego stworzenie i finalnie okazało się, że złożyły się na niego moje przejścia z ostatnich lat. Ta płyta była dla mnie drogą – dlatego też na okładce jest między innymi samochód. Bo moje życie prywatne jest niesamowitą podróżą, która po części zmusza mnie do stałego latania między Londynem a Warszawą. Cały czas podejmuję też wiele decyzji, które stale zaprowadzają mnie w przeróżne miejsca. Ten album jest więc takim zbiorem wielu doświadczeń prywatnych, a także muzycznych, o których pisałam piosenki, żeby zamknąć je jak w pamiętniku. Od początku chciałam, żeby te teksty były po części prywatne, ale także pozostawiające moim słuchaczom pole do interpretacji, by mogli się utożsamiać z moim materiałem.

Sprawnie łączysz dwie odmienne tematyki. Na albumie mamy piosenki, które zahaczają zarówno o smutek, jak i euforię, ale mimo swojej różnorodności nie gryzą się ani przez moment.

Fajnie, że to zauważasz, bo właśnie taki był mój zamysł – by był to album wielowymiarowy. Przy jego tworzeniu nie wybrałam dziesięciu piosenek, które będą po prostu smutne, bo nie chciałam zamykać się na jedną tematykę. Na okres tworzenia tych utworów złożył się między innymi mój okres licealny, podczas którego bardzo często uciekałam od świata, by oderwać się od swoich problemów na wiele różnych sposobów. Na przykład w piosence Bezsensownie uciekałam od relacji, która nie pozwalała mi pozytywnie spojrzeć na moje otoczenie. Na albumie pojawił się również kawałek Jakoś będzie opowiadający o mojej przeprowadzce do Londynu, która początkowo była dla mnie przytłaczająca.

Po jakim czasie udało ci się tam odnaleźć?

Po przyjechaniu tam otworzyłam drzwi, których do tej pory nie znałam. Nagle zostałam otoczona nowymi ludźmi, obcą kulturą i nieznanym mi do tej pory mieszkaniem. Nie mogłam okleić go plakatami, nie mogłam mieć w nim syfu i nie mogłam słuchać w nim muzyki, podgłaśniając ją na maksa. Sam początek był dla mnie naprawdę trudny, mimo tego, że od zawsze kochałam to miasto. Po czasie widzę jednak, że to wypłynięcie na głęboką wodę się jednak opłaciło. Teraz jest to mój drugi dom.

Do Londynu wyjechałaś na studia, jednak to właśnie tam powstała również większa część twoich piosenek. Czy swoje artystyczne alter ego, Zalię, wykreowałaś w sobie jeszcze tutaj w Polsce, czy już będąc za granicą?

Odkąd pamiętam, czułam się lepiej w brytyjskich klimatach. Moim ulubionym zespołem w gimnazjum był zespół Metronomy, później pojawiła się również Jorja Smith. Dlatego też w mojej muzyce i w moim stylu te brytyjskie naleciałości zawsze są obecne. Nie chciałabym jednak powiedzieć, że to właśnie tam zachciało mi się być wokalistką, ale bez dwóch zdań Londyn odegrał w tej historii znaczącą rolę.

Twoje serce jest rozdarte między dwoma miastami. Co za tym idzie, komunikujesz się w dwóch językach. Na płycie nie mamy anglojęzycznych tekstów. Skąd taki wybór?

Stwierdziłam, że nie ma sensu mieszać języków i jakoś tak naturalnie postanowiłam uciąć te angielskie skrzydła. W Polsce pełno jest numerów lo-fi śpiewanych po angielsku, dlatego też postanowiłam odwrócić kota ogonem, by zaprezentować coś, co może być u nas w kraju nowe. Oczywiście nie zamykam też tych angielskich drzwi i mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze do nich wrócę.

W twojej muzyce nie ma zbytecznego artyzmu. Przez teksty, a także teledyski przeprowadza nas historia bardzo młodej osoby, która nie traci autentyczności i młodzieńczego spojrzenia na świat. Skąd się bierze u ciebie taka naturalność?

Chyba z mojego przeświadczenia o tym, że nie uważam, że jest coś takiego jak „bycie gwiazdą”. Bardzo nie lubię ludzi, którzy uważają się za lepszych od innych wyłącznie przez to, że wykonują bardziej dostrzegalny zawód. Nie ma przecież znaczenia, czy na tym krześle siedzi Zalia, Beyoncé, czy może ktoś, kto wykonuje zawód całkowicie niezwiązany z show-biznesem. W muzyce najważniejsze jest natomiast to, by do jej tworzenia mieć pasję i naturalną werwę. Nie nagrywam utworów, które mają się po prostu sprzedać, bo ten fałsz jest bardzo łatwy do wyłapania.

Czyli wchodząc na scenę, nie stajesz się naglą wykreowaną na potrzeby koncertowe Zalią? To dalej jest Julia Zarzecka?

Absolutnie tak. Od zawsze chciałam, żeby Zalia nie była personą, tylko po prostu częścią mnie. Gdybym miała rozgraniczyć te dwie osoby, to utraciłabym autentyzm, na którym od zawsze mi zależało.

Twoje piosenki bardzo szybko trafiły do rozgłośni radiowych, zyskując dzięki temu pokaźną liczbę fanów. Co czuje artystka, słysząc swój utwór w radiu po raz pierwszy?

Chyba byłam ostatnią osobą, która usłyszała je w radiu. W momencie, w którym moje piosenki trafiły do rozgłośni, ja leżałam w Londynie, mając covid. Dopiero przed świętami pojechałam do domu rodzinnego i tam, siedząc na łóżku ze swoim psem, usłyszałam lecące z telewizora Bezsensownie. Od razu wzięłam swojego psa na ręce i zaczęłam z nim tańczyć. Poczułam wtedy niemożliwe do opisania uczucia. Między innymi dlatego nie wzbraniam się też przed radiem. Jest przecież masa piosenek, która do rozgłośni radiowych nie trafia, bo jest tam prowadzona ogromna selekcja. A właśnie dzięki pojawieniu się w stacjach zdobyłam rozgłos, który pozwolił mi zagrać na scenach. Takich, o których nawet nie marzyłam.

Czytasz komentarze, które pojawiają się po twoich występach?

Niestety sobie to robię, ale przyznam, że jak na razie bardzo miło się zaskakuję. Na przykład po festiwalu w Olsztynie, kiedy przeczytałam komentarze pod postem na Facebooku, aż się wzruszyłam. Czasami w tej branży musisz być swoim największym fanem i stale wierzyć w swój sukces, który może się udać. Te komentarze są więc takim dodatkiem, który najczęściej sprawdzasz po swoim występie, by utwierdzić się w przekonaniu, że zrobiłeś dobrą robotę. Jest w tym coś magicznego i niesamowicie miłego, ta garść wsparcia od słuchaczy. Umówmy się, że w dzisiejszych czasach komplementowanie innych przychodzi nam dużo trudniej niż krytyka. Utwierdzam się więc w tym, że nie wszyscy ludzie chcą komuś dokopać.

Zauważyłam też, że wiele komplementów otrzymałam od starszych ludzi. Bardzo to doceniam, bo zdaję sobie sprawę, że to często bardziej wymagający słuchacze. Kiedy podczas Orange Warsaw Festival zobaczyłam pod scenami takie muzyczne wygi, które tańczą do moich utworów, poczułam, że robię to dobrze.

Zamykając już temat festiwali, muszę również zapytać o to, skąd wytrzasnęłaś swój zespół. Czuć między wami niesamowitą chemię.

Mój zespół składa się wyłącznie z moich przyjaciół, którzy są profesjonalistami w swoim fachu. Od początku wiedziałam, że nie chciałabym grać z ludźmi, których nie znam. Ufam im bezgranicznie i nie wymieniłabym żadnego z nich na kogoś innego.

Ciężko jest wam się umawiać na wspólne granie, patrząc na dzielące was kilometry?

Początki były ciężkie, ale teraz to ustalanie wspólnego grania przychodzi nam bardzo spontaniczne. Mój Zalia Band robi naprawdę genialną robotę. Jesteśmy bardzo pracowici i zawsze motywujemy się nawzajem do tworzenia wspólnych projektów. Każdy ma równy wkład w cały proces powstawania poszczególnych piosenek, dlatego też zawsze mówię, że to nie jest tylko moja kariera. Jesteśmy zespołem, który przede wszystkim jara się wspólnym graniem.

Zwieńczeniem procesów, o których wspominasz, jest wasz debiutancki album. Skąd wziął się pomysł na jego tytuł – Kocham i tęsknię?

Każdy z nas studiuje w innym mieście i dzieli nas wiele kilometrów. Po każdej próbie, a nawet w momentach, w których się nie widzieliśmy, stale wysyłaliśmy do siebie na wspólnej grupie wiadomości o treści: „kocham was i tęsknię”, „buziaki, tęsknię za wami” itd. Pomysł na tytuł płyty przyszedł mi więc na myśl naturalnie. Łączy on nostalgię z miłością oraz melancholią. Czuję z nim niesamowite połączenie. Pozwala mi też powracać do czasów, kiedy powstawał.

Jesteś sentymentalna?

Niesamowicie. Często wykonując podstawowe czynności, mam wiele throwbacków, które przypominają mi o pewnych sytuacjach w moim życiu. Analizuję również wiele rzeczy, szukając błędów i problemów, których kiedyś nie potrafiłam rozwiązać. Ale dzięki temu potrafię się pogodzić z niektórymi decyzjami, za które niegdyś się obwiniałam.

Twoje teledyski tworzą niesamowicie spójną historię. Przykładasz dużą uwagę do strony wizualnej twojej twórczości?

Jestem wielką fanką Wesa Andersona. Używane przez niego motywy i kolory są dla mnie ogromną inspiracją. Od zawsze chciałam też, by moje teledyski przedstawiały jakąś historię, bo lubię, gdy nie jest ona tylko ozdobnikiem, ale także nieodzownym elementem prezentowanej całości.

Ta całość jest nieraz prezentowana w ciekawym towarzystwie. Patrząc na twoje featy, chyba ciągnie cię do rapowego świata?

Bardzo lubię rap. To jeden z moich ulubionych gatunków – świat, do którego kocham zaglądać, i jestem niesamowicie wdzięczna za każdy duet. Każdy z chłopaków dał mi niesamowitą energię i otworzył mi oczy na przeróżne możliwości, jakie daje nam muzyka. Z pewnością pojawi się jeszcze więcej duetów!

Debiutancką płytę już mamy, ale wiadomo, że z pewnością nie jest to koniec twoich planów na najbliższe miesiące. Wyruszysz w trasę?

To pomysł, który powoli wdrażam w życie. Nie zdradzę jednak jej szczegółów, bo zepsułabym przygotowywaną przeze mnie niespodziankę.


Zalia – kocham i tęsknię – posłuchaj albumu!

Zalia zaprezentowała właśnie światu swój debiutancki album kocham i tęsknię. Przy okazji artystka opowiedziała nam też, jak powstawała płyta. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Debiut okraszony naturalnością Kiedy Julia […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →