Kadr z klipu Mata - Mata Montana

Z oślej ławki do pierwszego rzędu. Recenzja EP-ki „100 dni po maturze” Maty


10 października 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Krótki materiał, który wydał Mata, funkcjonuje w zbiorowej świadomości jako dodatek dla najwierniejszych fanów. Jest jednak czymś więcej.

Biała plama na mapie

Czy raperzy mają bliski kontakt ze swoimi słuchaczami? To pytanie retoryczne. Oczywiście, że mają. Co więcej – gdyby nie zaczęli dbać o niego lata temu, to gatunek byłby teraz w zupełnie innym miejscu. Jakoś by sobie pewnie radził, ale bez pompowania przez duże media mógłby stanąć nie tyle w rozwoju, ile w dotarciu do potencjalnie zainteresowanych. Rozhulane media społecznościowe dają jednak odbiorcom złudne poczucie, że wiedzą, co dzieje się u ich ulubieńców.

Aktywność naprawdę zasięgowych profili, będących naraz artystycznymi i biznesowymi, można przyrównać do częstego organizowania Q&A. Niby ciągła łączność, wrażenie współuczestnictwa i skracanie dystansu, lecz strony relacji nigdy nie są równe. Ta uprzywilejowana opowiada więc o tym, o czym chce się opowiadać, porcjuje informacje, nie zdradza kluczowych rzeczy, na dobrą sprawę nie da się jej pociągnąć za język. Okej, trudno, żeby na pewnym poziomie było inaczej. Nie dziwmy się za to, że ci, którzy nie łapią w lot tych zależności, odbierają gwałtowną woltę stylistyczną idola niemal jak zdradę. Przecież mieli wgląd w jego życie i nic nie powinno ich zaskoczyć.

Okres pomiędzy 100 dniami do matury i Młodym Matczakiem był w sumie białą plamą, a przemiana Maty była bardzo duża. Wypłacanie liścia oczekiwaniom postronnych i chęć uciekania z kolejnych szufladek wszystkiego nie tłumaczyły. Niejednej osobie musiała zakiełkować w głowie myśl, że brakuje jakiegoś środkowego elementu, logicznego spoiwa. Jak się okazało, jest nim niepozorna, udana EP-ka dla wybranych, która porządkuje zmiany i rzetelnie przygotowuje na nowe.

Mata – 100 dni do matury

Wyjaśnianie i uwalnianie

Wierzę, że pamiętacie jeszcze ostatnie słowa, które pojawiły się na debiutanckim albumie Maty. Jeśli jednak nie – przypominam, że warszawski raper euforycznie krzyczał: zdałem, k*rwa, po czym śmiał się wniebogłosy. To była dobra klamra dla krążka często, gęsto zajmującego się szkolnymi wątkami. Króciak rozpoczyna się tam, gdzie skończyła się pierwsza poważna solówka. Wcześniejsze outro było pełne pozytywnych emocji, późniejsze intro (które również zatytułowano outro) patrzy na wydarzenie zgoła inaczej.

Słodki dźwiękowo sentymental, prowadzony spokojnie wokalnie, naraz podsumowuje i wybiega w przyszłość, nie przynosząc zbyt wielu budujących myśli. Niepewna przyszłość, nieuchronna strata, bo kumple rozjadą się po świecie, strach przed przeciętnością, który pcha do robienia durnot… Dopiero teraz można pójść dalej. I Mata idzie dalej, choć za moment jeszcze na chwilę wróci do ławki. W drugim numerze, ogniskowym i pohukującym w tle, rozchmurza się i wraca mu werwa, bo przeszedł szlak po dyplom. Uwolniony w pełni staje się w pełni tym dzieciakiem, którego aktywność przebijała się już na debiucie, ale który funkcjonował w innym, jednak poważniejszym kontekście.

Ciemna strona wyjdzie w agresywnym, wyjaśniającym kawałku Diss na prof. *****. Za akompaniament posłuży perkusja niczym ze starego Noona czy Ajrona, a wspomnienie nawinięcia szesnastki w szkole, na bicie z Livin’ Proof Group Home, i chwilę późniejsza dwója z plusem urosną do rangi symbolu niezrozumienia jak chłopak z zamożnego domu i elitarnego liceum może myśleć o czymś tak niepoważnym jak rap. To by było jednak na tyle.

Chęć lirycznego wrzucenia na luz słychać w rozdygotanym Kontrakcie. Ujawnia on, że gospodarzem zainteresował się nie tylko SBM Label, lecz również Quebonafide i Tytus z Asfaltu (choć ten, wedle słów samego autora, potrzebował więcej muzycznych danych). Chęć formalnego wrzucenia na luz – w zaczepionym soulowo, tłukliwym perkusyjnie ?, w którym Mata, podśpiewując jazzrapowo, relacjonuje walkę z myślami, bo nie wie, czy Paluch zaczepił go w TIRACH. Na marginesie: szef BOR mógł się tu pojawić, ale nie wiedział, jak ugryźć temat. Wiedział za to Matczak. Te pięć utworów to spójność, wynikanie z siebie i konkret.

Mata – Skute bobo

Cyfry, pliki, życie

Parę miesięcy temu Dizkret napisał na Twitterze rzecz, która idealnie podsumowuje szerokie zakrojenie działań Maty. Zauważył wtedy choćby, cytuję, że jego eventy popkulturowe są samospełniającą się przepowiednią. Cytując dalej – są o tym, że będą popularne i się takimi stają. Przy takich okolicznościach nie ma już przymusu patrzenia na odbiór. Trzeba coś poważnie zepsuć, by drżeć o kolejne miesiące i lata.

Mówiąc brutalnie: to, że trochę osób pokręci nosem na nowy sznyt artystyczny czy wręcz się od niego odbije, nie wpłynie szczególnie na fanbase. Chłodniejsi obserwatorzy i mniej przekonani mieli do dyspozycji niejednoznaczne (z punktu widzenia dotychczasowej kariery zainteresowanego) single. Najmocniej zaangażowani i wierzący kibice dostali klucz do nowego. Nie ma co jednak oburzać się na to, że EP-ka nie pojawiła się w szerokiej dystrybucji cyfrowej, a tym samym nie pomogła tej zdezorientowanej części słuchaczy lepiej zrozumieć okoliczności kolejnego lotu. Deluxe to deluxe. A polski rap to w końcu Q&A.

Mata 100 dni po maturze
Mata – “100 dni po maturze”, okładka albumu

Krótki materiał, który wydał Mata, funkcjonuje w zbiorowej świadomości jako dodatek dla najwierniejszych fanów. Jest jednak czymś więcej. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Biała plama na mapie Czy raperzy […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →