Roger Wanke

Skip: „Myślę, że będziemy długowieczni jak Rasmentalism” – wywiad


29 października 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Ze Skipem, 1/2 duetu Miętha, porozmawialiśmy m.in. o traceniu oddechu, zyskiwaniu pewności, stawianiu na jedną kartę oraz noszeniu mebli.

Krzysztof Nowak: Mieliśmy spotkać się dużo wcześniej, nie po 19:00. Musisz być bardzo zaganianym człowiekiem, chociaż dopiero co wydałeś płytę.

Skip: Tak, tak, wiem. Ale popatrz na to inaczej – początkowo zgadywaliśmy się chwilę przed niedoszłym koncertem premierowym, przy którym ogarniałem dużo rzeczy. Wtedy nie wyszło, teraz tak. Są plusy.

Przyznam ci się do czegoś – nie tyle zacząłem wątpić, czy wydacie nowy materiał, ile spodziewałem się jeszcze większej obsuwy. Dlaczego tak wyszło?

Skip: No i musiałeś od tego zacząć…

Wiedziałeś, że tak będzie. Dajesz.

Skip: Chcieliśmy dowieźć wszystko na jak najwyższym poziomie i z jak największym zaangażowaniem z naszej strony. Przez COVID nie mogliśmy wykorzystać niektórych możliwości, mieliśmy bardzo utrudnione zadanie. Zamiast wypuszczać rzeczy i tłumaczyć się z tego, dlaczego koncert premierowy się nie odbywa, uznaliśmy, że lepiej przełożyć premierę albumu i wziąć na klatę wszystkie baty z tym związane. Nie mogliśmy wymagać od słuchaczy, by to zrozumieli. Kto chciał, ten mógł poprosić o zwrot pieniędzy za bilet czy płytę – biuro obsługi klienta to ogarnęło.

Nie mogliście chyba liczyć na wyrozumiałość.

Skip: Na nią akurat trochę liczyliśmy. Myślę, że wytłumaczyliśmy sytuację na wystarczającym poziomie. Patrząc po reakcjach – warto było zaczekać dłuższą chwilę. Mogę powiedzieć ci też w sekrecie…

Słaby sekret. Mamy odpalony dyktafon.

Skip: To nam się ostatecznie opłaciło. Wcieliliśmy do 36,6 kolejny album, nad którym już pracowaliśmy, a dodatkowo udało się zmienić taktykę wydawniczą. Postawiliśmy na single, wypuściliśmy do każdego kawałka albo mikro klip, albo teledysk. Jasne, trochę przeciągnął się mix materiału, który robił ENZU. Po prostu musiało to potrwać, nie leciał z nami w chuja. Nawet teraz najbliższe wolne terminy ma na luty 2022 roku.

Swobodnie to tłumaczysz, ale naprawdę nie drażniło cię to całe zamieszanie?

Skip: Odpowiem inaczej. Bardzo długo robiliśmy próby z zespołem, by pierwszy raz wystąpić wspólnie. Co się nawkurwialiśmy, to się nawkurwialiśmy. Kiedyś ATZ powiedział mądrą rzecz: możecie się wciąż wkurwiać albo pogodzić ze stanem rzeczy i nie marnować swoich nerwów. Wraz z Oskarem wybraliśmy opcję numer dwa.

Zastanawiam się, co czuje się po tak przeciągniętej w czasie premierze? Radość? Ulgę? Coś pośredniego?

Skip: To trudne pytanie. Wiedzieliśmy, że zrobiliśmy zajebisty album i że dużo się po nim u nas zmieni. Będą inne zasięgi, inaczej będą patrzeć na nas ludzie. Faktycznie tak się stało. W sumie mało rzeczy mnie zaskoczyło.

W jakim sensie?

Skip: Pozytywy dało się przewidzieć. Zakładaliśmy od początku, że na Spotify podwoimy zasięgi, a nawet je potroiliśmy, i to z hakiem. To samo było z trasą z Bitaminą – wiedzieliśmy, że przyniesie to tyle i tyle nowych fanów. Wiedzieliśmy, że będą fajne oferty koncertowe, jak na przykład granie na Torwarze przed sanah. Jedyna ulga to taka, że dostaliśmy potwierdzenie od słuchaczy, że mieliśmy rację. Jesteśmy szczęśliwi.

Miętha – Wino

No to pochwal się – jak wykorzystałeś czas między pierwotną datą premiery i tą ostateczną?

Skip: Przede wszystkim wrzuciłem na luz, Oski zresztą też. Mniej się spotykaliśmy w kontekście muzycznym, częściej hangowaliśmy, graliśmy w NBA, gadaliśmy na WhatsAppie, winko, baciki, te sprawy. Super okres. W końcu miałem czas i głowę, by zająć się czymś innym. Oczywiście ciągle robiłem jakieś rzeczy, całkiem sporo produkowałem i pisałem, ale nie brałem się za kolejny album. Zresztą stary, ja naprawdę nie umiem robić niczego poza muzyką. Jak mam chwilę, to najczęściej od razu się za nią biorę.

Nie muszę chyba pytać, czy przy takim podejściu pandemia trzepnęła cię po kieszeni?

Skip: Tu wchodzimy w opozycję: człowiek mądry i człowiek głupi. Ten pierwszy, czyli taki jak Oskar, ma inną robotę, więc jak nie ma koncertów, to po prostu nie wpływa mu dodatkowa gotówka. Ten drugi to ja. To, że mam teraz dorywczą pracę, jest pokłosiem tego, że musiałem sobie jakoś radzić.

Czyli jak?

Skip: Łapałem się wszystkiego. Wszystkiego w muzyce, bo wiesz, jak jest. Sprzedawałem nawet bity.

Hm, nie trafiłem ani na oferty, ani kawałki.

Skip: Nic jeszcze nie wyszło. Ty, czekaj. Miałem jedną pandemiczną robótkę poza dźwiękami. Przenosiłem meble.

Raz?

Skip: Tak. Jakaś pani napisała na osiedlowej grupie, że się przeprowadza i jakoś musi przerzucić toboły, a w bloku nie ma windy. Latałem po piętrach.

A wcześniej, przed postawieniem na muzykę? Jaka była najdziwniejsza robota, patrząc przez pryzmat późniejszego zawodu?

Skip: Też chodziło o meble. Jeździłem kiedyś na czarno z jedną firmą i skręcałem rzeczy do korporacji. Nie za bardzo tam pasowałem, ale była to świetna przygoda. Tachałem ciężary dla formy, dostawałem hajs do reki.

To kiedy zacząłeś żyć ze swojego grania?

Skip: Nie jestem pewien, czy nawet w tym momencie mogę powiedzieć, że z niego żyję. To skomplikowane. Zobacz, przejechaliśmy koncertowo całe lato, jestem finansowo spokojny, ale to nie jest strefa komfortu. Chcę, więc dorabiam, ostatnio np. w Universalu przy pisaniu tekstów innym i realizowaniu jednego młodego artysty. Pracuję również w studiu jako realizator.

O, serio? Można powiedzieć, że jesteś równolegle w dwóch wytwórniach.

Skip: W pewnym sensie, choć to nie takie proste. Tak swoją drogą – nie napisałem w życiu nie wiadomo ilu rzeczy komuś poza mną. Stworzyłem coś Sarze, a dokładniej przerobiłem jej angielski tekst na polski. Na pewno ogarnąłem jeden numer Ochmanowi. Jak z nim siedziałem, to proponował swoje melodie, chciałem, żeby efekt końcowy był jak najbardziej jego. Pytałem, co wzbudza w nim dany bit, jakie odczuwa dzięki niemu emocje. To było rozwijające. No i jeszcze mamy najdziwniejszą robotę muzyczną.

Jaką?

Skip: Nie tak dawno zadzwonił do mnie ziomal znający managera pewnej modelko-tiktokerki, która chciała zająć się muzą. Tylko nie do końca wiedzieli, kogo w zasadzie chcą zatrudnić. Najpierw myślałem, że chodzi o job realizacyjny, potem, że to tekściarstwo, później, że nauka śpiewu, jeszcze dalej, że mentorka twórcza… Ostatecznie chcieli wszystko naraz. Jakby to powiedzieć… Przemiła dziewczyna, naprawdę kochana. Ale talent wokalny mocno nierozwinięty. Robiłem, co mogłem, ale musiałem podziękować.

Miętha – Kumitsu

Wróćmy do tych zasięgów i przewidywania przyszłości. Tym razem poszliście, jak wspominałeś, singlowo, lecz również w bardzo piosenkową stronę.

Skip: Zgoda. Nawet na Audioportrecie było więcej rapowania-rapowania, za to Szum był przejściowy. A jak to wyszło? Czasami myślimy, co możemy zrobić, co potrafimy, a czego nie. Pewnego dnia gadaliśmy z jedną osobą, która stwierdziła, że brakuje nam trapowych gwoździ. Dzień później podświadomie zrobiliśmy takich kilka. Napisałem pięć w cztery godziny, dwa są zajebiste, trzy są okej. Możemy zrobić wszystko z Oskarem.

Ale tak wszystko-wszystko?

Skip: Tak. Czasem mówimy do siebie – pokaż mi jakiś numer, a ja taki zrobię, jeśli tylko chcesz. Nie możemy jednak robić rzeczy, których nie czujemy. Nie wiem jeszcze, w którą stronę pójdziemy przy kolejnym albumie. Same trapowe gwoździe? Audioportret 2? Niewykluczone. Niedawno kminiliśmy, jaką Mięthę bardziej lubią ludzie – wyczilowaną, deepmięthową czy może żywszą? Wychodzi na to, że zwyczajnie lubią nas. Nie musimy się naginać, nasz proces, choć momentami trudny, ma sens. Czuję, że mamy rację.

Czy racją jest też to, że przecinka z Natalią Szroeder to chęć stworzenia hitu, który zadziała nawet nie w gronie waszych dotychczasowych odbiorców, tylko poza nim?

Skip: Co ty, dla mnie zdecydowanie bardziej wpisuje się w to Guilty Gucci. Zanim Natalia się pojawiła, my już dawno mieliśmy zrobioną tę kompozycję. Nie było żadnej agendy. Kawałek z Paluchem miał skusić ludzi, którzy sami z siebie by nas raczej nie posłuchali. Jednocześnie chcieliśmy wyjść ze swojej strefy komfortu.To była dobra zabawa i ciekawość, jak to wyjdzie na zewnątrz.

Trudno było go namówić?

Skip: Ziom, to jest dopiero historia. Byłem kiedyś w Opolu na sesji u DJ-a BRK i Jareckiego, zjedliśmy też obiad z rodzicami Oskara u nich w chacie. Później usiadłem na kanapie, a Oski poszedł na górę. Długo się tam zbierał, więc dla jaj – w okresie, gdy latały memy pt. Co na to Paluch? – napisałem mu: szybko, dawaj na dół, Paluch cię obserwuje. On wydusił z siebie tylko: co?!, po czym zbiegł i spytał, o co tu chodzi. Mówię, że to tylko takie żarty. Ale też z ciekawości sprawdziłem, czy przypadkiem serio nas śledzi na Instagramie i naprawdę tam był. Od żartu do faktu! Pomyśleliśmy, że chętnie byśmy z nim podziałali, no i tak się później stało.

Przyznaję, wyszło niestandardowo.

Skip: Kawałek jest specyficzny, ma głupkowaty bit i głupkowatą manierę, wjeżdża na konsumpcjonizm. Paluch wpakował się w to jak czołg, jak szef.

Dobra, to kto się ostatecznie nie pojawił na płycie?

Skip: Chcieliśmy zrobić coś z Rosalie., ale akurat chyba zmieniała management, miała dużo na głowie. Miał być schafter, ale nie spodobał mu się wysłany numer. Miał być Gedz, miał być Vito Bambino. A w kawałku Mamo miał się zjawić Sokół.

W życiu bym nie wpadłbym na to ostatnie, serio.

Skip: Ja też nie, dlatego się zajarałem, gdy pojawił się taki pomysł. O ile dobrze pamiętam, było wstępne zainteresowanie, ale temat umarł naturalnie.

Jak to w ogóle z wami jest – czy gościni lub gość muszą funkcjonować na krążku w mięthowym kontekście? Paluch jest tu Paluchem.

Skip: Nie ma jednego podejścia. Czasem robimy coś i zastanawiamy się, kto by tu pasował, przegadujemy pomysły. Inaczej było z Ostrym, z którym bardzo chcieliśmy się spotkać muzycznie. Wiesz, to weteran i legenda. Uznaliśmy, że dobrym pomysłem będzie uruchomienie bitem tzw. starego Adama, zanurzonego jazzowo. Tym bardziej że zgadywaliśmy się po premierze jego najnowszej, nowoczesnej pod względem soundu płyty. Wiedzieliśmy, że ludzie tęsknią za takim O.S.T.R.-em. Napisałem nawet troszkę mądrzejszą zwrotkę o zdrowiu psychicznym. Zrobiliśmy siebie, ale też kogoś.

Miętha – Guilty Gucci feat. Paluch

Niewątpliwie macie wyzwania, ale nadal – jak się sobą nie znudzić?

Skip: Ratują nas eksperymenty. Weźmy takie Kumitsu. Oskar przekonywał mnie do tego bitu wiele razy, aż w końcu powiedziałem: dobra, wrzucaj do Abletona, coś napiszę. To był czysty luz, zabawa. Nie czuliśmy, że musimy zrobić dzieło życia, ja nie czułem się komfortowo w tym brzmieniu. To samo z Guilty Gucci. Był też taki moment, że zacząłem szukać innych brzmień na własną rękę. Oskar zajarał się tym, co wyprodukowałem – powiedział tylko, że trzeba to jeszcze doszlifować. Nie był przyzwyczajony do sytuacji, że to ja mu coś podrzucam, ale nie zrobił egotripa, nie odrzucił tego z marszu. To ogromny komplement, bo gość jest świetnym bębniarzem, ma takie patterny w głowie, słyszy takie groove’y… My chyba naprawdę nie możemy się sobą znudzić.

Według wielu coraz bardziej podążacie drogą Rasmentalismu, a ty jeszcze dajesz tej narracji napęd ostatnim zdaniem.

Skip: Myślę, że nasza droga będzie taka jak chłopaków. Nie tylko dlatego, ze vibe’owo byli fajni i są mega ziomami. Tak w ogóle jesteś bardzo na czasie.

Bo?

Skip: Dosłownie cztery dni temu spotkałem się z AWGS-em w studiu. Robiliśmy kawałek, ale najpierw tradycyjnie w kuchni wszedł w życie schemat: pecik, bacik i kawunia. Oski spytał, czy nadal mam myśli o robieniu solowej płyty. Odpowiedziałem krótko: nie, ziom, mam wszystko. Raz, że musiałbym się cofnąć zasięgowo, dwa – być może także rozwojowo, bo straciłbym człowieka, z którym mam znakomity przelot osobisty i artystyczny. Mogę wchodzić ze swoimi numerami, dawać je na stół i mówić: tak, nie, przeróbmy. Do tego zbudowaliśmy ogromny team, a w życiu bym nie pomyślał, że nam się to uda. Nie chcę tego stracić.

Ale jednak dostałeś to pytanie, co oznacza, że faktycznie ten temat był w jakiś sposób grany.

Skip: No to od początku. Skumaliśmy się, bo była opcja pojechania w trasę z Bitaminą, tylko trzeba było mieć materiał, z którym będzie się dało ruszyć. Gdy wchodziłem w ten duet, traktowałem go jak eksperyment. Czułem się Skipem-indywidualistą, lecz dałem szansę czemuś nowemu. Przy Szumie zacząłem miewać myśli, że zrobiłem całkiem sporo solowo przed Mięthą, potem poświęciłem dwa, trzy lata życia na pracę z jedną osobą i widziałem, jakie dawało to efekty. Te były przez długi czas miłe, ale nie pchały nas za bardzo w górę. Sądzę, że były one porównywalne z karierą poza tym projektem. Bałem się, że ładuję cały czas i całą energię w coś, co z jakiegoś dziwnego powodu może być klapą. Działanie samemu zawsze siedziało mi z tyłu głowy, miało być moją deską ratunkową. Dobrze było mieć plan B, ale cieszę się, że nie musiałem wcielać go w życie. Obym już nigdy nie musiał.

To jak bardzo zaawansowane było ewentualne solo?

Skip: Podczas pandemii często jeździłem sam do studia. Powstawały utwory, więc zastanawiałem się, czy nie ubrać tego we własną płytę. Myślałem o wydaniu EP-ki lub LP, tak, by nie kolidowało to z Mięthą – ten projekt zawsze na pierwszym miejscu. Jak by to brzmiało? Smutno-trapowo-autotune’owo. Nie doszedłem jednak do momentu, w którym zacząłem szukać wytworni czy robić okładkę.

Nie da się ukryć – wielu fanów chętnie usłyszałoby cię na bitach innych producentów. Numer z Czarnym HIFI brzmiał jak odskocznia klimatyczna.

Skip: Był plan na wspólny album, dostałem taką propozycję. I choć powiedziałem, że byłoby super, to nie poświęciłbym na ten krążek tyle czasu, ile powinienem. Nie ma co robić rzeczy na pół gwizdka. Ciężko określić, jak często producenci chcą ze mną podziałać, dlatego powiem tak: opcji jest bardzo dużo. Co ciekawe, część ludzi nie wie, że działam w ducie, więc piszą na fanpage: Miętha, kocham twoje numery, nagrajmy coś! Nie boli to ani mnie, ani Oskara, śmiejemy się z tego.

Śmiechem, żartem, ale brzmi to tak, jakby tandem nie zabijał Skipa, tylko mocno spychał go w cień.

Skip: Zdarza się, że ludzie pytają mnie, czemu zmieniłem ksywę. Nie odczuwam tego mocno, staramy się też działać indywidualnie na Instagramie. Chociaż w sumie – czy to źle, że część odbiorców kojarzy duet, a nie nas z osobna? Przecież promujemy ten szyld, chcemy, żeby rósł.

Tak nawiązując do indywidualizmu. Zawsze chciałem cię spytać o sukces kawałka Gasnę.

Skip: Oczywiście, że mnie zaskoczył. Zdaję sobie jednak sprawę, że najprawdopodobniej pojawił się on w dobrym algorytmicznie czasie i dlatego wykręcił ponad 20 milionów wyświetleń.

Okej, może tak było. Za to słyszałem pewną zakulisową historię. Podobno zarobiłeś na nim ogromne zero złotych.

Skip: He. He. He.

Chcesz kolejnej herbaty?

Skip: Nie, nie, luz. Nie zagłębiając się za bardzo w ten temat – faktycznie tak było. Jaka była sytuacja między szefami w Lekterze, to wszyscy wiedzą. Jeden z nich powiedział mi, że widział wyciągi i ten numer zarabia niezły hajs. Pomyślałem, że to pewnie prawda i poszedłem do drugiego szefa. Ten przekazał mi, że producent bitu przejął utwór i cały hajs idzie do niego. W pierwszej chwili uznałem, że, no cóż, to jakieś pierdolenie. Z perspektywy czasu myślę jednak, że mógł mówić prawdę. Sam napisałem kiedyś do tego gościa, że chcę kupić ten podkład, bo zrobiłem na nim zajebisty hit, podesłałem mu też do niego link. W sumie mógł przeze mnie zobaczyć, jak to się rozbujało i zapałać chęcią przejęcia profitów.

No to chociaż przynajmniej miało to jakieś przełożenie na popularność. Nie zawsze tak bywa z youtube’owymi strzałami znikąd.

Skip: Według mnie wystarczy jeden hitowy track i idzie jak z górki. Mojego nie znało wcale tak dużo ludzi, jak to się zdaje po statystykach, a na koncertach był rozpierdziel. Bodajże w Trójmieście grałem na koncercie sporo solowych opcji, pojawiła się też Miętha. Przy Star$ było trochę szumu, szał był tylko przy Gasnę. I to taki szał, że pamiętam wkurwionego Żabsona, który czekał zniecierpliwiony na wejście na scenę, a fani dalej cisnęli ten kawałek. W tamtych czasach pomógł mi też Tymek, który wspomniał o mnie Mekalowi z Fresh N Dope. Zacząłem być zapraszany na koncerty i płacili mi za nie.

Z drugiej strony – łatwo stać się zakładnikiem swojego jednego hitu.

Skip: Spójrz właśnie na Tymka. Ale on też był jakiś, wjeżdżając z pierdolnięciem na rosyjskie 2stepy. Myślę, że go to jednak zjadło, gdy chciał później zrobić ambitniejsze rzeczy.

Dla tych ostatnich, w jakimś sensie odbijających od wizerunku, znalazło się miejsce choćby w działaniach pod ksywką Seven Phoenix.

Skip: Jaką?! Czekaj, szybko sprawdzę na YouTubie.

(…)

Pojebane, respekt. On ma strasznie kipiący łeb, dużo się u niego dzieje. Patrzę na niego jak na artystę-artystę. Nie powinienem być zdziwiony, że ogarnął sobie taki kanał.

Trochę odbiliśmy, więc do brzegu. Czy wzrastacie jako duet tak szybko, jak byście chcieli?

Skip: Teraz jestem gotowy na większy wzrost, poradziłbym sobie z nim. Wcześniej? Nie jestem pewien, czy byśmy się w tym odnaleźli.

Dlaczego?

Skip: Mamy wolność. Możemy wymyślać się na nowo, próbować się w różnych stylistykach. Żadna kreacja nie została oporowym hitem, więc żadnej nie musimy się kurczowo trzymać. Na 36,6 mamy afrotrapy, smutne trapy, lo-fi i popowe 2stepy, bo mieliśmy taką możliwość. Nic nie kazało nam pójść w konkretnym kierunku.

Zgoda. Ale czy jeśli chcecie być naprawdę wielcy scenowo, to nie musicie się jednak określić, pójść żwawiej w którymś kierunku? Przynajmniej na jakiś czas?

Skip: Kurde, to jest ciekawe pytanie. Wszystkie rozsądne głosy w głowie mówią mi, że trzeba, podrzucają nawet przykłady takich określeń. Wszystkie romantyczne – że nie. Myślę sobie o PRO8L3M-ie, o Soblu, czyli artystach, którzy są bardzo jacyś. Nie ma takich drugich, a to dlatego, że się mocno określili i byli konsekwentni. I raczej był to świadomy wybór spośród różnych działek, nie konieczność powodowana nieumiejętnością. Ale kurwa, jak już jesteś na górze, to chyba znowu możesz robić wszystko. Bo masz bardzo mocne grono wyznawców.

Miętha – Zanim pójdziesz feat. Natalia Szroeder

Muszę ci oddać to, że poruszasz się w bardzo jasno określonym kręgu tematycznym.

Skip: Yup. Relacje, panie, panowie, smutno, niesmutno. Powiem ci szczerze – nie zakładaj, że myślałem cokolwiek podczas pisania tekstów. Ja je po prostu pisałem. Nigdy nie było tak, że usłyszałem bit i pomyślałem, o czym będzie dany numer. Zawsze jest: okej, super bit, zobaczę, co mi pierwsze wyjdzie i jak to pójdzie dalej. Najszybciej, najłatwiej i najprzyjemniej pisze mi się o takich tematach. Rzadko wracam do linijek, rzadko je poprawiam w studiu. No, może gdy użyję słowa, które nie do końca rozumiem i się w porę zorientuję. Raz się tak zdarzyło, tylko nie pamiętam w którym utworze.

Czy to znaczy, że nie ćwiczysz warsztatu? Rzecz jasna tego poza producenckim, bo wiem, że to akurat robisz.

Skip: Ćwiczę, ćwiczę. Gdy nie piszesz, to wypadasz z wprawy, nie znajdujesz sensownych rymów. Wychodzi mało lotnie. Wprawę można też nabyć. Przy 36,6 zacząłem pisać bardziej świadomie, jeśli chodzi o oddechy i koncerty. To inne sudoku. Zauważyłem, że często mam tak, że śpiewam i tracę oddech. Żeby tak się nie działo, muszę się mało ruszać, co jest ciężkie podczas występowania. Jak męczę się w kabinie, to pozbywam się słów. Dodatkowo wyciągnięcie innego dźwięku sprawia, że inaczej spinasz ciało i wykorzystujesz mniej powietrza. Nie wiem do końca, jak to działa, ale tak to działa.

Co z melodiami?

Skip: Bardzo dużo nauczyła mnie praca z Sarą. Spędziliśmy półtora roku w sali prób. Słyszałem, jak przekłada moje rzeczy na chórki, jak wymyśla własne. Ma niesamowitą świadomość wokalu, dlatego podłapywałem jej patenciki. Dzięki niej nabrałem odwagi, nawet zacząłem wpadać falsetem w jej partie.

Po naszej rozmowie powiedziałbym o tobie: pewny siebie, ale bardzo normalny gość. Nieczęsto spotykam taką kombinację w wiadomej branży.

Skip: Nie powinno mi odjebać, ale nie osiągnąłem też bardzo dużych sukcesów. Nie mogę być pewien, co się stanie, jeśli takie przyjdą. W tym momencie nie jestem jednak głupio pewny siebie – wypracowałem to. Ziom, to jest moje całe życie. Robię tylko to, tylko w to wierzę. Byłbym durny, gdybym nie wierzył w siebie. Wtedy naprawdę musiałbym się zastanowić, co ja właściwie robię ze swoim życiem.

Ze Skipem, 1/2 duetu Miętha, porozmawialiśmy m.in. o traceniu oddechu, zyskiwaniu pewności, stawianiu na jedną kartę oraz noszeniu mebli. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Krzysztof Nowak: Mieliśmy spotkać się […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →