fot. Maciej Chomik

Orange Warsaw Festival 2022: głowy pełne kwiatów otulonych śniegiem


05 czerwca 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Drugi dzień Orange Warsaw Festival uraczył nas po prostu wszystkimi koncertowymi bodźcami. Było magicznie, kolorowo i wyczerpująco.

Drugi dzień Orange Warsaw Festivalu huraganem energii

Orange Warsaw Festival powrócił do nas z drugim dniem. Wydarzenie na pełnej pokazuje nam przedsmak festiwalowego okresu, na który czekaliśmy 2 lata!

Orange Warsaw Festival
fot. Maciej Chomik

Orange Warsaw Festival ma za sobą naprawdę udane przedsięwzięcie. Zebrana na terenie festiwalu publiczność została ugoszczona po królewsku i to już od samych bramek. Po zasmakowaniu zeszłorocznego FEST Festivalu (który był moim jedynym większym muzycznym wydarzeniem), wchodząc na tegoroczną edycję jego warszawskiego odpowiednika, poczułem, jak bardzo brakowało mi tych roztańczonych i niepowtarzalnych klimatów. I mimo tego, że Orange jest jednak gdzieś w cieniu kolosa, jakim jest Opener, czy też wciągającego w niebywałe klimaty FEST Festivalu, to i tak nie można mu ująć tego, że to naprawdę pyszna muzyczna przystawka, która śpiewająco otwiera lato.

Polska Florence otworzyła nam drugi dzień

Drugi dzień Orange otworzyła Kasia Lins. Wokalistka, która od zawsze nazywana jest przeze mnie polską Florence. Uduchowiona, tajemnicza i stąpająca po scenie niczym prawdziwa bogini Kasia była strzałem w sam środek tarczy. Już samo podejście pod scenę przypomniało mi, za co również kocham festiwale. Za tych wszystkich pięknych ludzi. I to pięknych w każdym znaczeniu tego słowa.

Ludzi z tatuażami rzeczy związanych z ich idolami, przebranych niczym osoba wychodzę prosto z teledysków artystów, czy też po prostu takich, którzy w pocie czoła czekają pod samymi barierkami już od startu festiwalowego zegara. Nie inaczej było z Kasią Lins. Sama artystka tworząca na koncertach klimat mszalnych przestrzeni mogłaby założyć swój polski kult. Rozglądając się bowiem po samych fanach wokalistki, stwierdziłem, że ma ona naprawdę mocny wpływ na ich wizerunek i jest niewątpliwie swojego rodzaju bóstwem.

Nie uznałbym się za osobę przesadnie wierzącą, ale tutaj jednak poczułem, że raz za razem, utwór za utworem dołączam do Kasi Lins i jej powierników. Zatraciłem się w tych brzmieniach bez końca.

Przeczytaj także: Orange Warsaw Festival 2022: śnieg w czerwcu i frytki z McDonalda na koncercie Tylera, The Creatora

Kasia Lins
fot. Maciej Chomik

Rosalie zaszalała razem z nami

Lekkim kubłem zimnej wody była dla mnie Rosalie, której twórczość nie ukrywając – nie była mi bliska przed samym festiwalem. Jakoś nigdy nie było mi z wokalistką po drodze. Jak się jednak okazało, zawróciłem z tej drogi z prędkością światła, bo jej występ kupił mnie totalnie. Roztańczone i energiczne propozycje były czymś, co porwało zebraną w Warszawie publiczność. Koncert wokalistki od razu pobudził mnie do życia i dalszego chłonięcia festiwalowej energii.

Idealnym dopełnieniem całości byli tancerze, którzy raz za razem dołączali do wokalistki, by wesprzeć ją w tworzeniu jak najlepszego show. I tu nie można ukryć, że był to idealny opening dla głównej sceny.

Rosalie
fot. Maciej Chomik

Zespół FOALS obronił się klasykami

Mimo lekkich obaw o jakoś nowego materiału zespołu (nie ukrywam, że nie jestem fanem najnowszych kawałków) okazało się, że koncert FOALS obronił się przede wszystkim klasykami, do których tańczył po prostu każdy.

Byłem też czynnym (bardzo czynnym) uczestnikiem mojego pierwszego pogo w życiu, które przyozdobiło mnie w niejednego siniaka, ale naprawdę bawiłem się tam cudownie – szczególnie przy wykrzyczanym przez nas My Number.

Sprawdź naszą fotogalerię z pierwszego dnia Orange Warsaw Festival 2022!

FOALS
fot. Maciej Chomik

Sigrid storpedowała Orange Warsaw Festival

Nie chciałbym tu również zdradzać wiele, ponieważ z tego koncertu na pewno przygotuję oddzielny tekst, ale bez dwóch zdań mogę powiedzieć, że to właśnie Sigrid zgarnia u mnie medal za najlepszy koncert drugiego dnia Orange Warsaw Festival.

Godzinny spektakl, w którym pełno było tak naprawę wszystkiego – łez, śmiechów, przedziwnych tańców, wzruszeń, czy też napawających nadzieją statementów ze strony wokalistki. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że tak otwartej, ciepłej i przede wszystkim pozytywnej osoby dawno nie spotkałem w swoim życiu. Niesamowita Norweżka okazała się prawdziwym huraganem energii, który zmiótł wszystkich zebranych w tencie.

Sam koncert pozostawił nas także z bardzo oczywistym uczuciem, o którym jednak w dzisiejszych czasach zapominamy. Każdy z nas powinien dbać o siebie w każdym znaczeniu tego słowa. Nie bójmy się prosić o pomoc, płakać czy przeżywać emocji. Najważniejsze jest bowiem to, by z każdego dołka wstawać ze zdwojoną siłą.

Sigrid
fot. Maciej Chomik

Florence pozostawiła nas z… niedosytem

Nie wiem, czy jest to powodem tego, że nie był to mój pierwszy koncert Florence, czy po prostu bycia już zmęczonym po niejednym pogo na FOALS, czy też totalnego wypompowania z energii przez Sigrid, ale wychodząc z Florence, poczułem lekki zawód.

Po bardzo mocnym otwarciu i zapowiadającym się majstersztyku ze strony wokalistki środkowa część spektaklu okazała się być nudnym zapychaczem. Setlista sprawiła wrażenie niewystarczającej i po prostu mało wciągającej.

Nie mogę jednak ująć Florence jej niesamowitej prezencji scenicznej, a także kontaktu z fanami (chociaż niektóre koncertowe zabiegi po tylu latach występów wypadałoby już chyba zmienić), który stworzył nam prawdziwe uniwersum rudowłosej piosenkarki, w które zostaliśmy wciągnięci.

Florence
fot. Maciej Chomik

Za krótko, za mało i za wcześnie

Ciężko mi było znaleźć punkt, w którym mógłbym ponarzekać na cokolwiek podczas tegorocznej edycji, ale postanowiłem jednak poruszyć rzecz, która co roku budzi moje wielkie zdziwienie. Chodzi tutaj o bardzo szybkie zamykanie stref poza koncertowych dla zebranych na festiwalu ludzi. Wypraszanie ludzi w okolicach 2:00 zaraz po ostatnim koncercie w mig studzi wszystkie zebrane przez cały dzień emocje.

Naprawdę poczułem wtedy dość mocny przypływ żalu, bo przecież impreza dla mnie (ale zgaduję też dla wielu innych osób) dopiero co się zaczynała.

Wiem jednak, że nie każda decyzja jest winą organizatorów, więc może jest to po prostu puste narzekanie z mojej strony. Podsumowując jednak cały festiwal, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że dzięki niemu czuje się naprawdę przygotowany na to, co nadchodzi w tym roku. Lato dopiero się zaczyna!

Drugi dzień Orange Warsaw Festival uraczył nas po prostu wszystkimi koncertowymi bodźcami. Było magicznie, kolorowo i wyczerpująco. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Drugi dzień Orange Warsaw Festivalu huraganem energii […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →