PAP / Albert Zawada

O tym, co bujał się ze Swiernalisem. Wywiad z szymonmówi


14 stycznia 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Z Szymonem Żurawskim, kryjącym się pod aliasem szymonmówi, odbyłam niezwykle inspirującą rozmowę, nie tylko o nim i jego debiutanckiej płycie Coś się zepsuło, ale o kondycji branży muzycznej w ogóle.

szymonmówi – nie tylko intrygujący artysta, ale też inspirująca postać

Ilekroć miałam okazję spotkać się i choć przez chwilę porozmawiać z Szymonem, zawsze zostawiał mnie z przeczuciem, że jest niezwykle inteligentnym gościem, który sporo obserwuje, posiada wszechstronną wiedzę i intrygujące, zachęcające do dyskusji zdanie na liczne tematy. Wszystko to udało mu się przełożyć na swój debiutancki album – Coś się zepsuło – będący zbiorem jego osobistych refleksji na temat świata. Osobistych, choć mimo to dość uniwersalnych, poruszających aktualne kwestie, z jakimi boryka się dzisiejszy świat. To refleksje, z którymi powinien zmierzyć się każdy z nas.

Zobacz również: szymonmówi – „Coś się zepsuło”. Album, który przetrwał próbę czasu – recenzja

szymonmówi – Pieśń młodych foliarzy (Efekt Jupitera)

szymonmówi – wywiad

szymonmówi triumfował niedawno w naszym alternatywnym podsumowaniu albumowych Rytmów Roku, więc dobrze byłoby, gdybyście mogli zapoznać się nieco bliżej nie tylko z nim jako artystą, ale również z nim jako osobą i z jego spojrzeniem na otaczającą nas rzeczywistość. Zostawiam Was z wyczerpującą rozmową, która mam nadzieję – spełni to zadanie.

Zobacz również: Rytmy Roku 2021: Alternatywa – Album Roku – złoto, które nie świeci

Weronika Szymańska: Nie jestem fanką pytania o genezę nazwy, ale Twoja jest na tyle unikatowa, że jednak zapytam – skąd się wzięło „szymonmówi?

szymonmówi: W zasadzie to nie ma jakiejś super historii. U nas jeszcze nie, ale w Stanach taka gra słów jest bardzo popularna. Zawsze mi się podobały długie nazwy, które były pisane tylko małymi literami, jak na przykład „happysad”. Kiedyś myślałem jeszcze o tym, żeby prowadzić bloga firmowego, ale pan Tomasz Raczek ukradł mi ten pomysł, bo jego audycja nazywa się właśnie Raczek movie.

Myślałam, że wybrałeś ją, żeby dziennikarze musieli Cię za każdym razem pytać, czy odmieniać. :)

szymonmówi: Gdy wymyśliłem tę nazwę to nawet nie sądziłem, że kiedyś będę udzielał jakichkolwiek wywiadów, więc akurat tego nie brałem pod uwagę. :)

szymonmówi Szymon Żurawski wywiad Coś się zepsuło
fot. PAP / Albert Zawada

szymonmówi cały na biało

Debiutant z założenia kojarzy się z nową postacią na scenie, jednak wiele piosenek z albumu Coś się zepsuło to utwory, które słuchacze mogą już dobrze znać. Jakie to uczucie, wydawać jako debiut piosenki, z którymi żyjesz już tyle lat?

szymonmówi: Pewnie lepszym czasem dla tego debiutu byłby moment przed pandemią, wtedy te piosenki nie były jeszcze dla mnie aż tak stare, ale dziś jestem w o wiele lepszym miejscu jako człowiek niż te dwa lata temu. Poza tym przez lata dość świadomie starałem się grać tylko trzema piosenkami: Negatywką, Najpiękniejszym końcem świata i Ostatnim romantycznym zachodem słońca, bo miałem w planach podpisanie kontraktu z dużą wytwórnią i wydanie płyty. Co prawda zabrakło mi konsekwencji w działaniu przedpremierowym, na które składa się pewnie wydane kilku EP-ek i kilkunastu singli, przynajmniej takie trendy zaobserwowałem w serwisach streamingowych, ale od początku byłem nastawiony na wydanie tej płyty. Teraz mi się to trochę zmieniło i przy drugim albumie będę już raczej myślał piosenkami, a dopiero później zbiorę to w całość.

Mnie ten fenomen EP-ek zupełnie nie przekonuje. Potem okazuje się, że ktoś, kto niby debiutuje, ma już na koncie ileś tam wydawnictw i od kilku dobrych lat jest aktywny na scenie. Czuję się wtedy oszukana. :D

szymonmówi: Dokładnie. Sam miałem takie marzenie, żeby w dniu premiery mojego albumu wyjść „cały na biało”. Ostatecznie nie do końca tak wyszło, bo okazało się, że moja płyta jest zaledwie jedną z setek innych, które wyszły tylko w tym miesiącu, więc bez większego budżetu promocyjnego trudno mi dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, a przy takiej muzyce chyba tylko to ma sens. Co prawda jest to bardziej niszowe, ale wciąż nie jazz, tylko muzyka, która musiałaby trafić do szerokiego grona odbiorców, żeby wywołała taki efekt, jaki bym chciał.

szymonmówi – Najpiękniejszy Koniec Świata

„Stałem się autonomicznym podmiotem artystycznym”

Co w takim razie dał Ci ten sformalizowany debiut? Czujesz, że to początek nowego rozdania dla szymonmówi?

szymonmówi: Podstawową rzeczą, jaką zmienił mój debiut, jest to, że w środowisku zawsze byłem traktowany jako „ten Szymek, co się buja ze Swiernalisem i ma jakieś tam dwie piosenki”. Nie brano mnie na poważnie. Teraz, gdy się gdzieś pojawiam, nagle wszyscy są na „Dzień dobry, Panie Szymonie”. Stałem się autonomicznym podmiotem artystycznym a nie produktem, który może coś, kiedyś zrobi, ale w sumie to nie wiadomo. Druga rzecz jest taka, że ludzie na koncertach znają piosenki. Wszystkie! Wcześniej było tak, że śpiewali tylko te trzy, które były wrzucone do sieci. To jest ekstra zmiana. Trzecia, bardzo ważna rzecz – z płytą łatwiej załatwia się koncerty.

Coś w stylu karty przetargowej dla organizatorów?

szymonmówi: Powiedziałbym, że legitymizacji. Można się na to zżymać, ale ta branża po prostu tak wygląda – płyta wydana w wytwórni pozwala ci na więcej. Jakbym nagrał dokładnie te same piosenki, z tymi samymi ludźmi i wydał je dokładnie w tej samej formie, ale własnym sumptem, to już nie miało by takiego uwierzytelnienia.

szymonmówi – Dzikość serca feat. Swiernalis

„Może się okazać, że to będzie moja pierwsza i ostatnia płyta”

To ciekawe, bo przecież cały świat już dawno skręcił w stronę pojedynczych utworów, nawet wytwórnie coraz silniej opierają się na singlach, a album staje się jakimś ekskluzywnym dodatkiem dla koneserów. Mimo to – wciąż jeśli nie masz albumu, to w świadomości ludzi nie istniejesz.

szymonmówi: Toczę ostatnio ze znajomymi różne dyskusje na temat tego, ile to jeszcze potrwa, bo mam wrażenie, że jesteśmy teraz w jakimś stanie zawieszenia. Wszyscy fiksują się na punkcie singli, a z drugiej strony wciąż funkcjonuje koncept albumu. Pierwsze, co moim zdaniem się skończy, to płyta CD jako nośnik. Winyl ma lepszą jakość, jest ładniejszy i szlachetniejszy, z kolei streaming i Internet dają nam szybszy i łatwiejszy dostęp do muzyki, więc format CD w 2021 roku przestaje mieć sens. Nawet w samochodach nie montuje się już odtwarzaczy CD. Z kolei jeżeli umrze CD, to pytanie, czy umrze format albumu, bo ludzie i tak słuchają singli. Może się okazać, że to będzie moja pierwsza i ostatnia płyta, a potem będę miał już tylko 100 kolejnych piosenek, które będą wrzucane systematycznie co trzy tygodnie.

Odczuwasz to, że jesteś pandemicznym debiutantem?

szymonmówi: Tak, chociaż mam wrażenie, że zawsze jest zły termin, żeby wydać płytę i jednocześnie zawsze jest dobry termin, żeby ją wydać. Taco Hemingway czy Dawid Podsiadło osiągnęliby status multiplatyny w dwa dni nawet, gdyby wydali album w Boże Narodzenie, kiedy wszyscy siedzą przy stole. Jednak przez ostatnie dwa lata naprawdę nie było dobrego momentu na premierę. Artur Rojek wydał swoją płytę 13 marca 2020 roku, dokładnie wtedy, kiedy świat się zatrzymał, przez co nie mógł jej promować i paradoksalnie, bo przecież wszyscy siedzieli w domu, więc mieli czas, żeby słuchać muzyki, mam wrażenie, że ten album nie siadł tak, jak mógłby siąść, gdyby Rojek mógł od razu ruszyć z nim w trasę koncertową, itd. Teoretycznie można było wydać coś jesienią 2020, kiedy było trochę odmrożenia, jednak wtedy wszyscy zaczęli robić inne rzeczy, typu: pojechali z dzieciakami na wakacje do Włoch. Po prostu trzeba było to w końcu zrobić. Najważniejsze, że się udało.

szymonmówi Szymon Żurawski wywiad Coś się zepsuło
fot. PAP / Albert Zawada

szymonmówi o współpracy ze Swiernalisem

Twoja współpraca ze Swiernalisem nie była chyba typową pracą na poziomie artysta-producent, gdzie siadacie i robicie piosenki od zera, bo – jak ustaliliśmy – wiele z nich było gotowych wcześniej. Co jego obecność dała tej płycie?

szymonmówi: System, o którym mówisz, gdzie jest podział na osobę śpiewającą i tą, której wokalistka czy wokalista mówi „zrób mi taki utwór”, występuje raczej w środowisku stricte popowym. Bardzo często producent pełni też rolę filtra, który przepuszcza pewne pomysły. Faktycznie, przynosiłem Pawłowi gotowe piosenki, w takim rozumieniu, że były to akordy, które mógłbym zagrać na gitarze przy ognisku, czyli była tam melodia i wokal. Potem wspólnie robiliśmy z tego aranżacje. Paweł był w tym procesie osobą, która realizowała, czyli nagrywała to wszystko, a jego drugą, o wiele ważniejszą funkcją było to, że był kolejną wrażliwością, która została dopuszczona do tego procesu, żeby zweryfikować, czy te pomysły są dobre czy złe. Na przykład – gdy pracowałem nad Efektem Jupitera, który ma już z osiem lat, to nie wiedziałem już, co jeszcze ciekawego można wydobyć z tej piosenki. Wcześniej graliśmy ją trochę na disco, a Paweł zaproponował, żeby zrobić to zupełnie inaczej. Ostatecznie zaprosiliśmy Kacpra Radziszewskiego, który zagrał na gitarze i w efekcie powstał bardziej kościelny klimat, czyli coś zupełnie odmiennego. Zaraz po mnie Paweł miał największy wpływ na to, co ostatecznie znajduje się na tej płycie.

Które z tych piosenek na przestrzeni lat najciekawiej dla Ciebie ewoluowały?

szymonmówi: Ostatni romantyczny zachód słońca ma już 11 lat i jest pierwszą piosenką, którą napisałem w życiu, więc wersja z płyty jest już chyba piątą wersją studyjną tego utworu. Na początku, w wyniku moich fascynacji debiutem zespołu MGMT, graliśmy go elektropopowo, a tę ostateczną wersję robiliśmy pod film i wyszła nawet trochę horrorowa. Jeśli zaś chodzi o to, co przeniosłem do studia, a co ostatecznie z tego powstało, to wydaje mi się, że najciekawiej wyszło Najgorętsze lato w historii. Pierwotnie to był totalny indie rock – skórzane kurtki, 2010 rok. Dziś to jedna z najbardziej wykręconych aranżacji na płycie.

szymonmówi – Ostatni Romantyczny Zachód Słońca

Kontrast jest zawsze najciekawszy

Chyba w każdej recenzji albumu Coś się zepsuło została podkreślona skrajność: z jednej strony mrocznej warstwy tekstowej, a jednocześnie skocznej i radosnej warstwy muzycznej. To był koncept, który sobie założyłeś?

szymonmówi: Gdy łączy się dwie rzeczy, które z pozoru nie mają sensu, kontrast między nimi zawsze jest najciekawszy. Gdyby to były smutne aranżacje smutnych piosenek na smutnych akordach ze smutnym tekstem i smutnymi teledyskami – efekt byłby miałki. Wydaje mi się, że jak ktoś mnie nie zna, to przez tę płytę może mnie bardzo poznać. Czytałem kilka recenzji osób, które z pewnością mnie nie znają, a czułem się, jakby ktoś wszedł mi do głowy i odczytał dokładnie wszystko, co chciałem przekazać. Mogę z tego wywnioskować, że jako nadawcy wysłaliśmy komunikat, który da się odczytać tak, jak założyliśmy. Cieszy mnie to, bo bardzo się starałem, żeby ta płyta była autorska. Na okładce jest moja twarz, w nazwie jest moje imię, więc chciałem, żeby to było reprezentatywne i przedstawiało moje przemyślenia na temat różnych rzeczy, bo na koniec dnia to ja będę za ten materiał odpowiadał. Wiadomo, że w każdym możliwym miejscu jest do tego przyklejony Swiernalis, ale gdybyśmy zrobili z tej płyty The Room muzyki rozrywkowej, to Paweł mógłby umyć od niej ręce i powiedzieć, że to ja sterowałem całym procesem. Na szczęście zrobiliśmy dobrą płytę, więc nie musi tego robić.

Jeśli chodzi o wątek budowania sobie obrazu artysty na podstawie słuchania jego twórczości – mi od zawsze wpisywałeś się w slogan bohatera, który nie nosi peleryny. Na zasadzie – może nie wyglądasz, ale jak trzeba to i w mordę przywalisz.

szymonmówi: Jak dresiarze zaczepiają kogoś w nocnym autobusie to reaguję, licząc się z tym, że być może żegnam się właśnie ze swoimi okularami, ale jeszcze nigdy nie oberwałem. Nie wydaje mi się, żebym był jakimś pozytywnym bohaterem, a już z pewnością nie głównym. Jakbym miał być postacią w filmie, to byłbym pewnie tym przyjacielem głównego bohatera, co pojawia się co jakiś czas, żeby ten miał do kogo pogadać, a odbiorca wiedział co bohater ma w głowie.

szymonmówi Szymon Żurawski wywiad Coś się zepsuło
fot. PAP / Albert Zawada

szymonmówi o wyznacznikach popularności artystów – kiedyś Facebook, dziś już Tik Tok i Spotify

Po tym, co powiedziałeś wnioskuję, że ten album jest raczej autobiograficzną opowieścią i nie musimy doszukiwać się w niej podmiotu lirycznego?

szymonmówi: Czasami się chowam za innymi postaciami i wchodzę w jakieś role, ale to zawsze są moje obserwacje i moje przemyślenia. Podejrzewam, że na drugiej płycie będę pisał więcej w pierwszej osobie. Być może do tego czasu stanę się już popularny, to będę mógł sobie na więcej pozwolić. :)

Jeszcze nie jesteś?

szymonmówi: Sprawdzam cały czas social media, ale jeszcze nie. Ustawiłem sobie taki alert, że jak już będę to dostanę powiadomienie. :)

A tak serio, co jest według Ciebie tą granicą zmieniającą status społeczny na „popularny”? Liczba followersów?

szymonmówi: Dzisiaj już chyba nie… Kiedyś były takie czasy, że jak się miało na Facebooku ileś tam lajków, to to coś znaczyło, ale coraz częściej bywa tak, że ktoś jest popularnym artystą, ale na Facebooku ma tylko z 3 tysiące obserwatorów, bo młodych ludzi już nie ma na Facebooku. Są na Tik Toku, gdzie ta sama osoba ma 5 miliardów odtworzeń. Mam wrażenie, że teraz serwisy streamingowe stają się takimi wyznacznikami popularności, bo możesz sobie tam sprawdzić, ile osób miesięcznie słucha danego artysty i znaleźć jakąś skalę porównawczą.

No tak, przecież w jednym z takich zestawień Spotify Mata przegonił z Młodym Matczakiem światowe tuzy…

szymonmówi: Tak, chociaż to też jest trochę przekłamane, bo często mówimy tu o sytuacji, kiedy ktoś posłuchał tylko jednej piosenki. Pytanie, czy zależy nam na osobie, która posłucha jednej piosenki, bo ma ją na swojej playliście do biegania, czy na słuchaczu, którzy odtwarza całą płytę i ma ustawione Twoje zdjęcie na tapecie? Jeszcze z innej strony – masz totalnie niepopularnych artystów, np. jazzowych, którzy są gwiazdami pierwszej wody, mimo że nie są słuchani przez zastępy ludzi. Ciekawe jest też to, że jak już wydasz płytę, to nie możesz z niej robić singli, dlatego teraz jest taki wysyp remiksów, bo wtedy taki singiel można znów wrzucić do playlisty New Music Friday i dotrzeć do nowych odbiorców. Można się czarować, że nie ścigamy się na zasięgi i popularność, ale z drugiej strony – jakoś trzeba do tych ludzi docierać, bo nie chcę grać dla siebie. Gdybym chciał, to bym to robił w swojej kuchni, bez płyty, a jednak chcę, żeby moją muzykę usłyszało jak najszersze grono osób. Nawet, jeśli im się nie spodoba.

szymonmówi Szymon Żurawski wywiad Coś się zepsuło
fot. PAP / Albert Zawada

„Popkultura uwrażliwia na wiele rzeczy”

Coś się zepsuło to zbiór protest songów?

szymonmówi: Hm, protest songi mi się ostatnio jakoś źle kojarzą…

To inaczej. Myślisz, że te utwory mogą mieć taką siłę sprawczą, żeby trochę pootwierać ludziom głowy na niektóre tematy?

szymonmówi: Wyleczyłem się już z takiego myślenia, chociaż popkultura jednak uwrażliwia na wiele rzeczy. Chociażby efekt Netflixa, który działa tak, że gdy na ekranie mamy postaci nieheteronormatywne, to w pewnym momencie zaczynamy rozumieć, jak działa ten świat. Nawet gdy pokolenie naszych rodziców czy dziadków zobaczy w paru serialach, że kolega gej wcale nie chce zbałamucić wszystkich facetów wokół, tylko jest normalnym gościem, który kocha innego gościa, to zaczynają to kumać.

Na pewno starałem się, żeby ta płyta była wrażliwa społecznie, co wynika też z tego, czym przez ostatnie parę lat zajmowałem się zawodowo. Byłem animatorem społecznym na warszawskim Grochowie, gdzie pracowałem z lokalną społecznością, więc cały czas byłem w trybie wysokiej uważności na innych ludzi i w środku wielu problemów. To mnie mocno interesuje. Jednak protest songi kojarzą mi się z tym, że protestuje się przeciwko czemuś konkretnemu, a ja na tej płycie śpiewam raczej o takich ogólnych impresjach na różne tematy. Niemniej wydaje mi się, że jak już mamy platformę do mówienia, to warto ją wykorzystać do mówienia o tym, co nas wkurza czy zastanawia.

szymonmówi – Grochów

szymonmówi – wysoki męski wokal to kompleks czy oryginalność?

Zauważyłam, że gdy mówi się o Tobie, często pada określenie „kobiecy wokal”. Nie miałeś nigdy kompleksu ze swoim głosem?

szymonmówi: Nie, bo zawsze wiedziałem, że to mnie wyróżnia na tle innych. Jakiś czas temu brałem udział w obozie songwriterskim organizowanym przez ZAIKS, podczas którego robiliśmy piosenki z różnymi artystami. Jedną zrobiłem z Grubsonem. On nawijał w zwrotkach, a ja wchodziłem w bridge’u w tej swojej charakterystycznej stylistyce. Grubson pojechał potem na jakiś inny obóz do Chorwacji, gdzie puszczał tę piosenkę i znajomy, który osiem lat temu organizował mój koncert w Poznaniu i od tego czasu się nie widzieliśmy, od razu rozpoznał, że to właśnie ja tam śpiewam. To cenne, że mam zapamiętywany głos. Z jego jakością techniczną jest inna sprawa, bo zawsze bałem się lekcji śpiewu i chodzenia do nauczycieli. Teraz to trochę zmieniam, więc druga płyta pod tym względem będzie na pewno lepsza. Ogólnie bardziej mnie boli, gdy czytam w recenzji, że płyta nie zrobiła na kimś żadnego wrażenia niż jak czytam, że mam kobiecy wokal.

szymonmówi Szymon Żurawski wywiad Coś się zepsuło
fot. PAP / Albert Zawada

szymonmówi – Coś się zepsuło, posłuchaj albumu!

Z Szymonem Żurawskim, kryjącym się pod aliasem szymonmówi, odbyłam niezwykle inspirującą rozmowę, nie tylko o nim i jego debiutanckiej płycie Coś się zepsuło, ale o kondycji branży muzycznej w ogóle. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →