Materiały prasowe

O.S.T.R.: „Całe życie mówiłem, że kariera i sława to efekt uboczny pasji, a nie jej myśl przewodnia” [wywiad]


29 marca 2022

Obserwuj nas na instagramie:

O.S.T.R. rzadko udziela wywiadów, ale udało nam się namówić go na długą, wielowątkową rozmowę o życiu, muzyce, karierze i nienasyceniu.

Krzysztof Nowak, Rytmy.pl: Nie ukrywam, że chciałem spotkać się z tobą przed kamerą, ale miałeś opory. Co więcej, prawie nie udzielasz wywiadów. Dlaczego?

O.S.T.R.: Wydaje mi się, że rap jest muzyką z tak jasnym przesłaniem, że wszystko, co mówisz w kawałkach, możesz też powtórzyć w wywiadzie. A po co się powtarzać? Co do oporów – śmiałem się kiedyś i wciąż się śmieję, że mam telewizyjny głos i radiową twarz, więc im mniej kamer, tym lepiej. Nie zakłamuję rzeczywistości, żaden ze mnie uczestnik Top Model, więc chcę oszczędzić ludziom bólu oczu i zbędnych wizyt u okulisty po zderzeniu z moją twarzą (śmiech)

No to nie mamy kamery, za to jest dyktafon. Witam w strefie komfortu.

O.S.T.R.: Dziękuję uprzejmie! Wiesz, podchodzę do siebie bardzo skromnie. Nie żyję fancy życiem, nie wstaję rano i nie myślę: łooo, co ty zrobiłeś w życiu, jesteś taki wspaniały, Adamie. Moje życie to moja rodzina, to moje dzieci. Odkąd je mam – nie żyję już dla siebie, tylko dla nich. Dzieciakom nie zależy na tym, by mieć sławnego ojca, supergwiazdę w domu. Chcą mieć osobę, której mogą zaufać i na której mogą polegać, żeby czuć się bezpiecznie.

Nie da się jednak ukryć, że teraz ich tata ma wielki jubileusz.

O.S.T.R.: Opóźniony o dwa lata, bo to 20-lecie na 22-lecie. Żartujemy sobie w zaufanym gronie, że jesteśmy takimi znawcami wydarzeń, że zawsze wszystko robimy z poślizgiem. Taki już nasz urok.

Warto zaznaczyć, że to nie tylko duży koncert w Łodzi, ale też aktywności wydawnicze takie jak dawny album na winylu czy nowy merch. Sporo się dzieje.

O.S.T.R.: Oj, głupia sprawa – nawet nie wiem, jakie rzeczy towarzyszą temu wydarzeniu, bo nie mam czasu się tym zainteresować.

Żartujesz? To czym ty jesteś taki zajęty?

O.S.T.R.: Teraz 50 procent mojego dnia poświęcam na powtórną naukę tekstów do kawałków, które mamy zagrać. Wiem, dziwnie to brzmi, ale części z nich albo nigdy nie graliśmy na żywo, albo też graliśmy 15 czy 20 lat temu. Bardzo mi zależy na tym, żeby ten koncert był wyjątkowy pod wieloma względami, a niespodzianki muzyczne wychodzą fajnie tylko wtedy, gdy się porządnie do nich przyłożysz. Podchodzenie do tego profesjonalnie daje mi dużo satysfakcji.

A ten pozostały czas?

O.S.T.R.: Mam dwóch synów. Jest szkoła, są treningi, bo obaj trenują piłkę nożną, do tego trzeba dodać jeszcze inne zajęcia pozaszkolne… Każdy, kto ma dzieci, wie, ile jest przy tym roboty. Tu nie obowiązuje L4, nie możesz zrobić sobie wolnego. Nie nauczysz ich miłości, samemu im jej nie dając i nie poświęcając im czasu. Z olewczym podejściem nie staniesz się ich przyjacielem, a każdą przyjaźń trzeba pielęgnować. Nie wystarczy tylko bycie rodzicem, bo to pójście na łatwiznę. Trzeba włożyć dużo pracy w to, by dziecko nie miało przed tobą tajemnic, by zawsze czuło w tobie oparcie. Sukcesem jest to, że gdy dziecko coś odwali, to nie dowiesz się tego od osób trzecich, tylko przyjdzie samo i powie: tato, spieprzyłem. To ważniejsze od rapu i sprawdzania, czy twoja kariera idzie w dobrą stronę.

O.S.T.R. – Lubię być sam

Z pewnością da się zrozumieć ten punkt widzenia.

O.S.T.R.: Całe życie mówiłem, że kariera i sława to efekt uboczny pasji, a nie jej myśl przewodnia, więc nie chcę wyjść na hipokrytę i nagle zacząć bawić się w specjalistę do spraw marketingu, udając, że mnie to interesuje. Bo to naprawdę mnie nie interesuje. Tworzenie od zawsze było dla mnie zabawą i najważniejsza jest radość towarzysząca temu zajęciu. Interesuje mnie tylko, czy to, co robię, mi się podoba.

I co, podoba ci się?

O.S.T.R.: Jak dotąd tak, ale czasami zdarzają się kryzysy. Bywają chwile, że ciężej mi się pisze, że czuję się wypalony, ale nagle przychodzi wena i zmieniam swój punkt widzenia o 180 stopni, a po dwóch dniach stwierdzam znowu, że to jednak nie to. To chyba normalne, że z wiekiem stajesz się bardziej wybredny i wymagający wobec siebie, masz też coraz większe ambicje dotyczące tego, by usłyszeć w swojej muzyce coś lepszego niż udawało się stworzyć do tej pory. Mówiąc prościej – chcę poznać wszystkie tajemnice muzyki. To jak przechodzenie gry, gdy robisz wszystkie poboczne misje. Chcę ją przejść w 100 procentach, a nie 98. Mam jeszcze jedno porównanie. Gotowy?

Pewnie.

O.S.T.R.: Może to dość przyziemne i głupie, co powiem, ale jak nauczysz się żonglowania trzema piłeczkami, to jest super. Ale jak nauczysz się 10, to nie zadowala cię żonglowanie trzema. To samo z muzyką. Skoro uczyłeś się czegoś 30 lat, to chcesz wykorzystywać pełnię swojego umysłu, a to nie zawsze jest możliwe, bo ten lubi płatać figle. Robisz coś super i uważasz to za średnie albo robisz coś średniego i uważasz to za super. Ambitnym ludziom ciężko jest ocenić efekt swojej pracy i bywa tak, że wpadają w błędne koło pogoni za perfekcją, nie zauważając, że już zrobili coś dobrego, co nie wymaga dalszych poprawek. Jest takie powiedzenie, że lepsze jest wrogiem dobrego – i jest w tym dużo prawdy. Na wszystko, co robię, od zawsze patrzę surowym okiem i rzadko zdarza się, bym gloryfikował swoje dokonania.

To już chyba zaczynam rozumieć, czemu w 2021 roku nie było płyty, a i gościnki nie sypały się jak z rękawa.

O.S.T.R.: Sprawa jest prosta. Nie chcę robić niczego na siłę. Jeśli stworzyłem płytę dla siebie i nie uważam, żebym miał obowiązek podzielenia się nią z ludźmi, to po prostu jej nie wydaję.

Naprawdę robisz czasem krążek dla siebie i go nie wypuszczasz?

O.S.T.R.: Naprawdę. Mam ze trzy czy cztery, które zrobiłem tylko dla siebie i swoich bliskich. Słyszało je z pięć, może sześć osób – i nie wyciekły. W dobie, w której każdy ma ciśnienie na jak najszybsze zmaterializowanie swoich dokonań, zapominamy czasem o jednej ważnej rzeczy: dlaczego poświęciliśmy się jakiejś pasji. Oczywiście cudownie jest utrzymywać swój dom z tego, co się kocha, ale przecież w pasji najpiękniejsze jest to, że nie wszystko musimy robić dla zarobku. Nie chcę o tym zapomnieć, bo kocham muzykę samą w sobie. Bardzo mi się podobało to, że gdy coś mi wyszło, to miałem ciarki na skórze, byłem z siebie dumny, czułem się przez chwilę spełniony. Życie nie powinno opierać się na myśleniu: nieważne, co robię, ważne, żeby zgadzało się na koncie. To musi mocno unieszczęśliwiać na koniec dnia, dając pożywkę do narzekania, jeśli nasze oczekiwania finansowe rozminą się z rzeczywistością.

Ciarki na skórze kojarzą mi się również z adrenaliną. Słusznie?

O.S.T.R.: Co do adrenaliny, to jestem uzależniony od koncertów. Tak czysto fizycznie. Jak nie gram, to czuję się źle. Organizm daje mi znaki podobne do depresji, mam poczucie utraty sensu życia. Gdy stale dostajesz energię od ludzi i nagle jesteś od tego odcięty, to tak, jakbyś trafił na detoks. Zaczynasz cierpieć. Tylko właśnie, są rzeczy nieprzewidywalne jak pandemia, która praktycznie nas zablokowała. Nie chodzi tylko o wydarzenia kulturalno-muzyczne, lecz także o inne sfery życia wynikające często z pasji, jak choćby prowadzenie restauracji.

O.S.T.R. – Szczęścia milimetr

Wróćmy na chwilę do tych twoich białych kruków, które słyszała garstka i już tak pewnie pozostanie. Wyobrażasz sobie siebie tworzącego tylko takie materiały?

O.S.T.R.: Powinniśmy wrócić do początku zajawki. Pierwsze demówki każdy z reguły robi tylko dla siebie, bo daje to mnóstwo zabawy i satysfakcji, ale jeśli już uda się zrobić następny krok, to w każdym zawodzie, w którym człowiek jest na świeczniku i musi pogodzić artyzm z lekką rywalizacją, pojawia się sodówka. Trzeba jednak spojrzeć też z innej strony – nie można żyć bez jedzenia, a można bez słuchania muzyki. Dobra, czasem ktoś mówi, że bez muzyki by umarł, ale to nieprawda. Warto sobie jak najszybciej uzmysłowić, że jesteśmy tylko dodatkiem do życia i powiedzieć szczerze: to JA potrzebuję muzyki, bo ona sprawia, że czuję się szczęśliwy.

Skąd u ciebie to podejście?

O.S.T.R.: Dorastałem w domu, w którym muzyka była wyższą wartością, nie tylko zawodem. To było coś więcej – wyrażanie swojej ekspresji, rozwijanie wrażliwości, identyfikowanie emocji, sposób na zrozumienie świata, no i przede wszystkim sposób na ucieczkę. Rozumiesz? Wszystko może się spierdolić, ale mam muzykę. Mogę usiąść przy sprzęcie w studiu i po pięciu minutach mnie nie ma, bo skupiam się wyłącznie na niej. Zapominam o wszystkich problemach. Tak sobie radzę i z tragediami, i z codziennością.

Zawsze tak było?

O.S.T.R.: Zawsze. W szkole wydawało mi się, że czuję się przygnębiony, bo muszę przez trzy godziny ćwiczyć na skrzypcach, są lekcje do odrobienia, jestem dwójkowym uczniem, nauczyciele uważają mnie za debila. Na wiele rzeczy nie mogłem sobie pozwolić w dzieciństwie, bo nie byłem z zamożnej rodziny, a w tworzeniu wszystko było możliwe, mogłem stać się kimkolwiek chcę. Nie liczyły się buty, obowiązki i zagrożenia – chodziło tylko o to, gdzie zaprowadzi cię wyobraźnia. A czemu rap? Bo on najmocniej chwytał mnie za serce. Uwielbiałem muzykę programową, jak w klasycznej, czyli opisującą dźwiękiem rzeczywistość. Tu nie dość, że opisujesz rzeczywistość dźwiękami, to jeszcze możesz dodać coś od siebie tekstowo. Nie było tabu. Rap daje mi możliwość podzielenia się radością, smutkiem i wszystkimi spostrzeżeniami, które tylko mam w głowie. Bez szczypania się w język.

No i teraz faktycznie wróciliśmy do samego początku.

O.S.T.R.: W latach 90. nikt nie myślał o wydaniu rapowej płyty, bo to było wręcz niemożliwe. Dopiero przy Liroyu wytwórnie zrozumiały, jaki to jest potencjał sprzedażowy. Umówmy się – to są firmy, które wciąż nie działają charytatywnie. Nie patrzą na muzykę tak jak ty czy ja. Znam może jedną osobę czy dwie, które założyły wytwórnie po to, by wydawać muzykę taką, jakiej sami chcieliby słuchać. Wszyscy kalkulują. Gość może puszczać w domu Beethovena, ale nie podpisze kontraktu na nagranie kolejnej IX symfonii, bo wie, że tego się nie sprzeda. Tak było od zawsze. Muzycy tworzą coś, z czym chcą się utożsamiać, a wytwórnie w większości tylko kalkulują potencjał komercyjny. Smutną prawdą jest to, że większość ludzi chce muzyki, która im nie przeszkadza w życiu i takim ludziom łatwiej jest wcisnąć byle co.

Jest ładniejsze określenie: muzyka do windy.

O.S.T.R.: 100 procent racji. Ta muzyka nie mąci w głowie, tylko szumi w uchu, żebyś mógł się skupić na pracy i nie myśleć o tym, co leci w radiu. Koło się zamyka.

Sprawdź także: Ostry wspomina z nami album Masz to jak w banku

Promować się jednak trzeba. Czasy są ostre.

O.S.T.R.: Wybacz, może jestem naiwnym idealistą, ale nadal liczy się dla mnie przede wszystkim bycie sobą i nie wyobrażam sobie inwestycji w wizerunek czy kreowanie swojej sztucznej osobowości. Wiem, że czasy się zmieniły i że muzyka się zmienia – i to jest piękne, pokazuje, że to wciąż żywa materia. Nie wszystko mi się oczywiście podoba, uważam, że 20 lat temu ludzie byli bardziej wybredni i potrzebowali ambitniejszych rzeczy. Nie można jednak mieć za złe młodym pokoleniom, decydującym o modach, że chcą słuchać utworów dla beki czy pozowania na bycie fajnymi. Ok, może nie jestem entuzjastą takiego podejścia, ale trzeba uszanować to, że każde pokolenie ma swój lot. Zresztą młodzi raperzy mają ciężko, bo wszystko stawia się na jedną kartę, wyciska popularność jak cytrynę. Kariery są krótsze, więc zmieniło się też podejście do współprac marketingowych. Nie da się ukryć, że hip-hop uległ ogromnej komercjalizacji i stał się dla wielu olbrzymim biznesem.

W sensie?

O.S.T.R.: Wcześniej nie było aż tak gremialnego myślenia: jestem popularny, więc stworzę swoją piekarnię, cukiernię, browar i będę odcinał kupony. W latach 00. my również współpracowaliśmy z różnymi firmami, najczęściej ubraniowymi, ale było to bardziej subtelne. Czuję, że przez wybór takiej, a nie innej drogi jestem zobowiązany do poruszania się wokół tej kultury i niewykraczania poza nią.

I tu dochodzimy do twojej współpracy z Hennessy.

O.S.T.R.: No właśnie, Hennessy od zawsze istniała w hip-hopie. Nawijali o niej 2Pac czy Biggie, jej ambasadorem był Nas. Kto nie chciałby być w jednym rzędzie z Nasem? To jest dobry przykład subtelnej współpracy, gdyż nikt z firmy do niczego mnie nie zmuszał. Więcej – to oni realizowali moje pomysły. Nasza współpraca pozwoliła mi zorganizować trasę Autentycznie, czyli koncerty z płyty Życie po śmierci w wersji unplugged. Nie ukrywam, że to dość mocno wpłynęło na mój artystyczny rozwój i pozwoliło spełnić muzyczne marzenia. Gdyby odezwała się do mnie firma dająca pożyczki-sekundówki albo robiąca watę cukrową, to bym odmówił. W moim mniemaniu rzeczy muszą mieć ręce i nogi, musisz się z nimi utożsamiać. Bywałem za to krytykowany, jak choćby wtedy, gdy zrobiłem swój masterclass.

Znowu trafiłeś, miałem o to zapytać. Widziałem i wciąż widzę sporo prześmiewczych komentarzy.

O.S.T.R.: Tak, było to pożywką dla paru raperów, ale co zabawne – to nie są zajęcia dla nich.

To dla kogo?

O.S.T.R.: Czasem ludzie potrzebują wsparcia. Poza tym wiesz, ja nie strugam mędrca po nagraniu jednej płyty, tylko jestem w tym od 20 lat, kocham to i chcę się dzielić wiedzą. Nie ja pierwszy, nie ja ostatni. Przecież Peja prowadził swoje zajęcia, inni też. Podczas dawnych warsztatów w domach kultury czy radiu mogłem podzielić się wiedzą z ludźmi, którzy dziś funkcjonują dalej w tym zawodzie i odnoszą sukcesy. To chyba normalna kolej rzeczy, że jak zdobywasz doświadczenie, to dzielisz się nim z tymi, których to interesuje. Czy ktoś krytykuje dziennikarzy, którzy pracują od dwóch dekad w gazecie i zaczynają wykładać na uczelniach?

Raczej nie.

O.S.T.R.: Co to w ogóle za podejście, że nie wolno ci się dzielić wiedzą i doświadczeniem? Nie psuję nikomu rynku. Ktoś może uznać mnie za głąba, ale dopiero po byciu na takim kursie. Pytałem czasem ludzi: “dobra, krytykujesz inicjatywę, ale czy widziałeś, jak to wygląda?”. Odpowiedź brzmiała: “nie”. To się tyczy także innych materii twórczych.

Jakich?

O.S.T.R.: Gdy raper ciśnie innych raperów i wyzywa ich od takich, śmakich, owakich, to zawsze mi śmierdzi marketingiem i szukaniem atencji, szybkiego rozgłosu. Zwróć uwagę, że zawsze mało znane postacie atakują tych, którym udało się coś osiągnąć. Nie zauważyłem, by działo się tak w drugą stronę. Łatwo powiedzieć o drugim artyście, że jest baranem, ale lepiej najpierw postawić się na jego miejscu. Zrobić to, co on, dojść do tego, włożyć tyle pracy.

Ostry – Mówiłaś mi

Nie zapominajmy, że pojawiają się też słowa, które można interpretować, jak kto lubi. Znana aktywistka Maja Staśko powiedziała, że przydałby się ktoś taki jak feministyczny Ostry. Zgadzasz się z tym?

O.S.T.R.: To teraz mnie zastrzeliłeś. Cóż, nie znam się na feminizmie, za to zawsze traktowałem wszystkich ludzi równo, niezależnie od wszystkiego. Mam nadzieję, że było to powiedziane w miłym kontekście, choć uważam, że nie jestem godzien stawiania mnie za przykład w żadnej dziedzinie poza robieniem muzyki. Dziś o byle co jest gównoburza. Nie żyjemy w świecie autorytetów, mamy samozwańczych, popularnych mędrców, a ja ani nie jestem mądry, ani samozwańczy (śmiech) Rządzi nami chaos, dlatego nie dziwi mnie sytuacja geopolityczna na świecie. To najlepsze zarzewie wojny.

Możliwe, że chodziło o siłę przebicia.

O.S.T.R.: Moja siła przebicia jest taka, że jak na razie to przebiłem sobie płuco. (śmiech)

Pogadamy o tym?

O.S.T.R.: Było płuco, nie ma płuca. (śmiech)

Bardzo to wpływa na tzw. życie codzienne?

O.S.T.R.: Nie mogę nurkować. (śmiech)

Chodziło mi bardziej o koncerty.

O.S.T.R.: Nauczyłem się z tym żyć, tak po prostu. To plastikowe płuco faktycznie działa, ale na pół gwizdka, czyli przy oddechu biorę połowę tego powietrza co wcześniej. Ale widzisz, gdybym nie miał połowy mózgu, to byłoby dużo gorzej. Mam nauczkę za głupotę. Chociaż może nie mam, bo ostatnio usłyszałem, że zrobiłem karierę na braku płuca (śmiech).

Serio?

O.S.T.R.: Ktoś tak walnął w środowisku, doszło to do mnie. Ogólnie unikam tego tematu, poświęciłem mu jedną płytę – i o jedną za dużo. Prowadziłem taki tryb życia, że siedziałem w studiu po 20 godzin i jadłem jointy zamiast potraw. Zero kalorii, tylko dym. Chodziło tylko o to, by wstać i móc robić muzykę, nie przejmując się tym, czy jest chleb na stole. Jak miałem 28 czy 29 lat, to spałem w studiu pod komputerem, żeby nie marnować czasu na przemieszczanie się z sypialni do pracowni. Zasypiałem z myszką w łapie, z ręką na padach. Wstawałem o losowych godzinach, mój zegar nie istniał. Dodaj do tego więcej niż 100 koncertów rocznie… Musiało się tak skończyć. I tak jestem zdziwiony, że mój organizm wytrzymał aż 15 lat takiego łałałiła.

Ty o 15 latach, to ja o tych 20, czyli jak już ustaliliśmy – 22. Jesteś z nich zadowolony?

O.S.T.R.: Nie zastanawiałem się nad tym.

W ogóle?

O.S.T.R.: W ogóle. Myślę o tym, co jeszcze może się zdarzyć. Nie ma sensu roztkliwiać się nad tym, co było. Nie można osiadać na laurach. Rozpływanie się nad sobą to pierwszy krok do tego, by dać sobie spokój.

O.S.T.R. – Hybryd

To w takim razie teraz o czymś, co było, a nie jest, czyli płycie TEOS, którą nagrałeś z Tede. Czy to może kiedykolwiek wyjść?

O.S.T.R.: Spłonął dysk, nie ma opcji. Wiem, że Jacek ma bity z tamtych czasów i podziwiam go za to, że trzyma takie rzeczy. W sumie mogłem poczekać trochę lat i oddać sprzęt do kogoś, kto umiałby odzyskać z niego dane. A tak przepadło. Może kiedyś jeszcze usiądziemy i stworzymy coś razem. Kto wie.

Czy coś jeszcze przepadło? Czytaj: co się nie udało?

O.S.T.R.: Zaniedbałem bardzo mocno współprace w Stanach Zjednoczonych. Miałem różne drzwi, które były uchylone, a przez luzackie podejście olałem tematy. Nie wykonałem jakiegoś telefonu, nie odpisałem na maila. Możliwe, że przegapiłem szansę na duże rzeczy. Jeżeli kiedyś będę robić rachunek sumienia, to to może być kością niezgody między mną a samym sobą. Co do tej chwili – zdaję sobie sprawę, że wszystko ginie śmiercią naturalną, więc nie będę przedłużać męczarni. Eutanazja i cześć.

Nie tak szybko, na razie będzie koncert, który podsumuje dwie dychy z okładem. A co po nim?

O.S.T.R.: Wielkanoc. (śmiech)

To swoją drogą. Edzio wspominał, że gadaliście na backstage’u i pochwaliłeś jego tiktoki. Kiedy pojawisz się na tej platformie?

O.S.T.R.: Chyba sobie ze mnie żartujesz.

Trochę. Bardziej prowokuję do złożenia jakiejś deklaracji na przyszłość.

O.S.T.R.: TikToki to sprawy mojego młodszego, ośmioletniego syna. Kojarzyłem, bo kiedyś pokazał mi jego profil i powiedział: “patrz, on też freestyle’uje”. Odpowiedziałem: “fajnie, zajawka, piątka”. Skoro masz fazę na to, by rapować o słowach, które podrzucają ci ludzie, to rób to, super. Później syn wspomniał mi o aferze między Edziem i jego dziewczyną, ale wybacz, tego to już nie śledziłem. Nie interesowało mnie to za bardzo, bo uważam, że takie publiczne pranie brudów nie jest fajne i budzi negatywne emocje. Tak w ogóle – podchodzę do ludzi pozytywnie, ale nawet jeśli ktoś udowodnił mi, że jest baranem, to nie czuję się obowiązku, by mówić o tym publicznie, bo mogę się mylić. Zresztą też mogę być dla kogoś baranem.

Dobra, to teraz o planach, które się naprawdę klarują.

O.S.T.R.: Siedzę, tworzę, zastanawiam się nad sobą. Zastanawiam się: co ja odwalam? (śmiech)

Ostry – Po drodze do Nieba

Zacząłeś z przekory robić trapy?

O.S.T.R.: Lubię każdy rodzaj muzyki, a utarło się, że jestem…

Twardogłowym? Trapożercą?

O.S.T.R.: Coś w ten deseń. A to nieprawda. Słucham różnych rzeczy ze starszym synem. Zresztą czekaj, pokażę ci swoją historię odtwarzania.

To będzie ciekawe, ale jako że gadamy przy wspomnianym dyktafonie – mów ksywki, które widzimy.

O.S.T.R.: Pooh Shiesty, Lil Durk, DaBaby, NLE Choppa, Gunna, Chief Keef, Headie One, Lil Tjay, Baby Keem, Playboi Carti, ArrDee. Uważam, że nie należy się ograniczać. Rozkminiam sobie, jak coś zostało zrobione, jaka jest charakterystyka dzisiejszych brzmień, jak się wszystko miesza. W modzie zaczynają być znowu syntezatory 8-bitowe i 12-bitowe, tyle że z trapowymi perkusjami i basem. Obserwuję sobie ewolucję muzyki i wyciągam wnioski dla siebie. W ogóle obserwowanie rozwoju drillu jest interesujące. Na początku wszystko było bardzo darkside’owe, teraz wchodzą smyczki i żywe sample, chociaż ten podgatunek jest jednak więźniem specyficznej synkopowej podziałki rytmicznej, bardzo charakterystycznej dla afrykańskiego folku. Ciekawe, kiedy przyjdzie ktoś, kto przełamie tę podziałkę, ale wciąż będzie to drillem.

Należy spodziewać się takich naleciałości na twoim nowym albumie?

O.S.T.R.: Nie wiem, ciężko powiedzieć. W tworzeniu kieruję się przede wszystkim sercem, jednak wszystko, co mnie otacza, ma na mnie jakiś wpływ. Najważniejsze, żebym czerpał z tego radość i satysfakcję.

Koncert jubileuszowy w Łodzi

9 kwietnia odbędzie się wydarzenie, które podsumuje dotychczasową karierę muzyczną jednego z najbardziej znanych raperów w Polsce. Bilety na koncert znajdziecie w Biletomat.pl.

O.S.T.R. rzadko udziela wywiadów, ale udało nam się namówić go na długą, wielowątkową rozmowę o życiu, muzyce, karierze i nienasyceniu. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Krzysztof Nowak, Rytmy.pl: Nie […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →