fot. Monika Chrustek

Måneskin: na Open’er Festival lepiej niż solowo (tak, da się) [opinia]


11 lipca 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Måneskin byłby doskonałym headlinerem. To co, Open’er Festival, może za dwa lata? Edycja 2024 czeka.

Måneskin – doskonały case rockowego headlinera. Dobre miejsce i dobry czas

Włoski zespół nie był główną gwiazdą Open’er Festival – a mógł, jak dowcipnie zauważył Damiano David podczas swojego występu pierwszego dnia wydarzenia. Na oko Måneskin zgromadził pod sceną znacznie więcej ludzi niż The Killers występujący w niedzielę – rzecz dość dziwna, aczkolwiek do przyjęcia, biorąc pod uwagę aktualne trendy. Hype na Loud Kids odrobinkę zmalał, ale ludzie byli po prostu ciekawi: jak brzmi ten rock wyjęty z eurowizyjnego blichtru.

Z takich turbo ogólnych wniosków: zespół spełnił co do joty założenia rockowego koncertu. Było głośno, dziko, były interakcje z fanami, crowd surfing w różnych formach, prowokacje i kontrowersje. Włosi grali około dwudziestej, więc załapali się idealnie na golden hours przy Main Stage i przyznaję, że występ w pełnym świetle nie zdołał zabić klimatu. Co więcej, pójdę z tym o krok dalej, słońce sfitowało do ich seta i tak, jak podczas Royal Blood, Glass Animals czy Jessie Ware jasność raczej wchodziła muzykom w paradę, tak Måneskin wygrał, przeciwieństwa pogodowe ustawiając mocno pod siebie.

Ten koncert udowodnił, że nie można mówić o czymś takim jak zmierzch rockowych headlinerów, bo ci dalej robią swoje. Być może kluczowy okazuje się dobry tajming – być może oni też przegraliby pojedynek popularności z Dawidem Podsiadło.

Przeczytaj: Open’er Festival: jak to jest z polskimi artystami? Niby mrozi, ale mają dla kogo grać [felieton]

Måneskin Open'er 2022
fot. Monika Chrustek

“Walcie się, homofobiczne dupki” – apel na start

Tydzień po całym Open’erze to dobry moment na takie podsumowania. Emocje opadły, głowa nie jest już taka gorąca, a ja, zupełnie na trzeźwo muszę (i chcę) przyznać, że mimo moich wątpliwości, Måneskin zagrał bardzo dobry koncert – ba, dużo lepszy niż rok temu podczas Open’er Park.

Moje pierwotne plany nie zakładały, że w ogóle na nich trafię. Myślałam: “aaa, widziałam ich już raz, idę na solowy występ w przyszłym roku, starczy”. Chciałam w całości usłyszeć Inhaler i zostać na Sampie The Great, ale… pokonały mnie ludzkie czynniki. Po pierwsze, ekipa w całości wybierała się na Włochów, po drugie (i to przeważyło), jeszcze chwila na Alterze i czułam, że zejdę. Potrzeba powietrza skutecznie pogoniła mnie spod zadaszonej sceny i wylądowałam w pierwszym picie pod Mainem.

I bez takiego nastawienia wyszło, że bawiłam się najlepiej. Było sporo pozytywnych zaskoczeń: po pierwsze długość koncertu, bo autentycznie zespół zagrał seta dłuższego niż solowo, kiedy to po godzinie grania i IWBYS na bis, zwinął się z Parku Kolibki. Po drugie, sama setlista, mimo że moim zdaniem wciąż niedostatecznie bogata we włoskie piosenki, była lepsza niż ostatnio, a przede wszystkim zachowała zdrowy stosunek pomiędzy autorskimi numerami a coverami. Iggy Pop musiał być, okej, ale Britney Spears wystarczyła i za Harry’ego Stylesa, i za Billie Eilish. Dobry wybór, jakby mnie ktoś zapytał, królowa jest tylko jedna, duh.

Był pocałunek (“walić homofobicznych dupków”), była piosenka dla Ukrainy: ten koncert miał nawet swój społeczny wymiar, lecz bez zbędnego, sztucznego nadęcia. Na scenie także byli sobą – gwiazdami rocka, zupełnie naturalnie.

Måneskin Open'er Festival2022
fot. Monika Chrustek

Måneskin kontra fandom Imagine Dragons

Jakiś czas temu napisałam artykuł, że Måneskin skończył się po włosku i zaczął się po amerykańsku, który był przepełniony moim niepokojem. I nie, to nie tak, że jednoznacznie postawiłam kreskę na zespole – ich wydawnicze kroki wyglądają po prostu dla mnie jak red flag i obawiam się, że z klimatu romantycznego (ale nie w znaczeniu miłosnego) łamanego na ten rockowy, zostaną już tylko resztki erotyzmu i dobra jazda.

Tymczasem SUPERMODEL na żywo wypadł genialnie, wild fun i w ogóle. Na takim Touche Me też wyskakałam się do oporu, chociaż tutaj starałam się serio ignorować tekst, bo lick me lick me//kiss me kiss me mnie jakoś nie przekonuje. Konkluzja jest taka, że koncertowo to się sprawdza, studyjnie – niekoniecznie, jeśli tendencja takich hitów będzie wzrostowa.

Z tamtych słów się nie wycofuję, ale szczerze, Måneskin, w moim mniemaniu dał jeden z lepszych koncertów tego Open’era. Włosi robili dosłownie wszystko, żeby ludzie dobrze się bawili – również ci, którzy usychali z tęsknoty pod barierkami, czekając na Imagine Dragons.

No i co do tego: koncert był lepszy, setlista była lepsza, publika, cóż… Miejsce miałam dobre pod względem widoczności, fartem też trafiło się mi stać przy Victorii, kiedy z basem wyszła w tłum, lecz ludzie w większości stali jak kłody. Z przodu obserwowałam jakieś miarowe poruszenie, ale na telebimach widziałam, jak Thomas dosłownie pokłada się po podłodze, żeby zrobić efekt WOW, a średnio kogo to obchodziło.

Måneskin – TOUCH ME 

Włosi grają muzykę, w której liczy się całokształt i zrobienie show. U nich to drugie w tym momencie przeważa, a równocześnie zostawia wrażenie przedobrej zabawy. Nic, tylko czekać na repetę – oby pod sceną.

Måneskin byłby doskonałym headlinerem. To co, Open’er Festival, może za dwa lata? Edycja 2024 czeka. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Måneskin – doskonały case rockowego headlinera. Dobre miejsce i […]


ZOBACZ: Open’er Festival 2022 – pierwszy dzień [fotorelacja]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →