Kupili bilety na „Avatara”, a teraz żądają zwrotu pieniędzy, bo zobaczyli… „Avatara”
Obserwuj nas na instagramie:
Jak pisaliśmy kilka dni temu, odświeżona wersja filmu Avatar z 2009 roku ponownie trafiła do kin. I jak się okazuje, był to świetny ruch – obraz zarobił przez weekend więcej niż Nie martw się, kochanie z Florence Pugh i Harrym Stylesem.
Do grudnia jeszcze daleko
Druga część fantastycznonaukowej sagi Jamesa Camerona – Avatar: Istota wody – trafi do kin 16 grudnia. Ponownie zobaczymy na ekranie, jak bogatą w roślinność Pandorę napadnie wroga korporacja szukająca minerałów i jak plemiona zamieszkujące planetę będą musiały walczyć o przetrwanie. Avatar: Istota wody to pierwszy z kilku planowanych sequeli, które będą ukazywać się co dwa lata (do 2028 roku). Do grudnia jednak jeszcze daleko, ale czekając na „dwójkę”, warto przypomnieć sobie, o co chodziło w Avatarze. Albo obejrzeć go po raz pierwszy, jeśli hype na jeden z najdroższych filmów świata po prostu nas ominął. Tak czy inaczej – warto, a nawet trzeba zrobić to na dużym ekranie, bo pod taki format ten pełen efektów specjalnych i zapierających dech w piersiach widoków film został zaprojektowany przez Jamesa Camerona. Tym bardziej że został cyfrowo odświeżony i zremasterowany do jakości 4K High Dynamic Range.
Można się pogubić
Choć odświeżony pierwszy Avatar zgarnął już na całym świecie ponad trzydzieści i pół miliona dolarów, nie wszyscy jak widać zdawali sobie sprawę, na co idą do kina. Przynajmniej w Polsce, choć w innych krajach mogło być podobnie. Trudno winić widzów, bo przy jednoczesnej promocji dwóch filmów w mediach, można się naprawdę pogubić (a zabieg, który zastosowała wytwórnia 20th Century Fox, jest mocno niestandardowy). Jak donosi portal WP.pl, wielu widzów, którzy w weekend skierowali się do krajowych multipleksów, było pewnych, że doświadczy czegoś zupełnie nowego i zobaczy nową historię mieszkańców Pandory. Doświadczyli jednak czegoś zgoła innego.
Przeczytaj też: Niespodzianka w światowym box office. Avatar pokonuje Nie martw się, kochanie
Pracownicy kin, którzy rozmawiali z portalem, twierdzą, że w wielu przypadkach nieścisłość udało się już wyjaśnić na poziomie kupowania biletów. Nie każdy jednak nabywa bilet przy analogowej kasie – szczególnie jeśli nie chce stać w długiej kolejce przed pokazem. Byli więc i tacy, którzy myśląc, że zaraz obejrzą nowego Avatara, kierowali się prosto na salę… a potem z niej wzburzeni wychodzili, nierzadko po całym, 2,5-godzinnym seansie, żądając zwrotu biletów przy kasie. Jak twierdzą pracownicy multipleksów, dochodziło też do awantur:
Niestety, pojawiły się osoby, które bardzo nerwowo reagowały na swoją pomyłkę. Oburzone podniesionym głosem komunikowały obsłudze kina, że „bezczelnie puszczają stare filmy i nie informują o tym widzów, a może nawet świadomie wprowadzają w błąd, aby zarobić”
– czytamy w artykule wp.pl.
„Klient ma zawsze rację”, głosi stara maksyma. Jak widać nawet, gdy nie doczyta informacji i wina leży po jego stronie. Kina bowiem położyły po sobie uszy, a obsługa potulnie zwracała pieniądze za bilety – przynajmniej tak wynika z relacji Wirtualnej Polski. Naszym jednak zdaniem warto zobaczyć Avatara po 13 latach i przeżyć to jeszcze raz. Szczególnie z nową jakością obrazu – a można też pójść do IMAXA na 3D czy do poszerzającego wrażenia kina 4DX. I – jeszcze raz, bo to bardzo ważne – nowy Avatar: Istota wody trafi do kin dopiero w grudniu. A to jego zwiastun (tego nowego):
Jak pisaliśmy kilka dni temu, odświeżona wersja filmu Avatar z 2009 roku ponownie trafiła do kin. I jak się okazuje, był to świetny ruch – obraz zarobił przez weekend więcej niż Nie martw się, kochanie z Florence Pugh i Harrym Stylesem. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy […]
Obserwuj nas na instagramie: