Król taki, jak NIGDY/ZAWSZE – recenzja albumu „DZIĘKUJĘ”
Obserwuj nas na instagramie:
Król właśnie wydał szósty album w swojej karierze. DZIĘKUJĘ jest bardzo wdzięcznym manifestem bycia pomiędzy i w szczelinach, jest też artystycznym nawiązaniem do wszystkiego, co muzyk dokonał wcześniej. Jest przy tym płytą samodzielną i z gruntu dualistyczną – przekonajcie się sami, co w niej piszczy.
król – POETA
Moja relacja z królem to w dużej mierze szczera adoracja, ponieważ to, jak wykorzystuje język, od kilku lat wprawia mnie w niemałe osłupienie. Jest jednym z najlepszych przykładów na to, że muzyka może, czy nawet: powinna być uznawana na poczet literatury. Bob Dylan otrzymał literackiego Nobla za sięgnięcie do amerykańskich tradycji i wytworzenie z nich nowej niszy artystycznej, a ja szczerze nie widzę przeciwwskazań, by muzycznych utworów Błażeja Króla nie traktować, jako poezji, która śmiało mogłaby walczyć o nagrodę Nike. Piosenka to raczej krótka forma, zamknięta, bardzo hermetyczna, ale on i tak zdołał oszlifować na nich swój styl. Bardzo charakterystyczny: tak, jak wszędzie poznałabym wiersze Tkaczyszyna-Dyckiego, tak potrafiłabym po samych tylko językowych tropach dotrzeć do niego. Może to przez to, że pisze tak niewygodnie.
król i nasze siódme poty
Taki właśnie jest. Początkowo niewygodny, jak spodnie po praniu, sztywne i raczej nieprzyjemne. A później, później wystarczy je rozchodzić. I tak samo należy postępować z królem, zignorować początkowe drapanie, osłuchać się, przestawić na zaangażowane słuchanie muzyki.
Co nie jest wcale łatwe i jak już wspomniałam, bywa nieprzyjemne. Wymagające. Może nawet dławić poczuciem pewnego obowiązku, narzucać zachowanie uwagi, wzmagać celebrowanie tej danej chwili, do ostatnich sekund w każdej poszczególnej piosence. Wydaje mi się, że przez ową trudność, obcowanie z muzyką króla jest równie satysfakcjonujące i stymulujące. Emocjonalne oraz intelektualne cardio w domowych warunkach.
król – NIE ZROBIĘ NIC
król – CO JEST CO
Po tych kilku(nastu) odtworzeniach płyty DZIĘKUJĘ, wciąż nie mogę rzecz, że w pełni ją rozszyfrowałam. Nie pokuszę się nawet o stwierdzenie, że ją zrozumiałam, bowiem wciąż rozpraszają mnie drgające na niej sprzeczności. Album dostarcza wielu bodźców naraz, a przy tym kluczy i wywołuje flashbacki z poprzednich płyt króla. Pewne rytmiczne sekwencje, ba, charakterystyczne słowa czy frazy, plączą się i powodują efekt nałożenia ich na siebie, a co za tym idzie, dzikiej chęci porównania.
Dokonanie tej wewnętrznej komparatystyki postawiłam sobie za punkt honoru i Was też do tego zachęcam. Do samodzielnej eksploracji materiału, z którym punktów stycznych jest więcej, aniżeli postać samego artysty, czy korzystanie z zaprzyjaźnionych metod ekspresji. Wierzę w przypadkowość, jednakże przy tak dopracowanej muzycznej perełce, jaką jest DZIĘKUJĘ, nie da się zrzucić tych podobieństw na karb autorskiego sznytu.
król – NIE/ZDROWO
Paradoksalnie, pomimo pewnej ciężkości, wydaje mi się jednocześnie, że DZIĘKUJĘ to album najprzyjemniejszy, czy może raczej: najcieplejszy. Przynajmniej na pierwszy rzut oka i pierwsze wrażenie, a to, jak doskonale wiemy, nazbyt często okazuje się po prostu mylne. I tak, za tą mięciutką warstwą i eleganckim pozłotkiem, nagle walimy głową w mur. Dosadnie i boleśnie.
Król jest mącicielem z upodobania. Miesza w głowach, zostawia w nich mętlik i znacząco nadużywa gościnności, bo osadza się – na dłużej. Zagnieżdża, bym powiedziała, w taki nieco pasożytniczy sposób, ponieważ żeruje na naszej ciekawości. W tym przypadku, słabości największej, bo wciąż rosnącej, popychającej do drążenia, brnięcia w to dalej i głębiej. W tym znajduje pożywkę, a kto słucha, ten mu ją zapewnia. Chciałabym móc powiedzieć, że działa to na równorzędnej wymianie energii, że to symbioza, ale to on czerpie z niej zdecydowanie więcej korzyści, pozostawiając po sobie emocjonalne wytłaczanki. To tak, gdyby ktoś pytał, co takiego popycha ludzi w stronę toksycznych relacji. Między innymi fascynacja, stanowczo już niezdrowa. DZIĘKUJĘ to spektrum tego problemu. Problemu?
król – TAK JAK TY
król – DZIĘKI TOBIE/PRZEZ CIEBIE
W DZIĘKUJĘ wspaniałe jest to, jak bardzo ten album jest wystający i niewymiarowy. Trochę taki, jak przepełniona walizka: kiedy udaje się ją dopiąć z jednej strony, okazuje się, że z drugiej niestety czegoś jest za dużo nie można jej zamknąć. I tak, jak niedomknięta torba powoduje irytację, tak ta płyta – uspokaja. Można wzruszyć ramionami i kompletnie odpuścić temu, co się pogniotło.
ALE, mamy jeszcze drugą stronę medalu, a zatem nastrojowość, która też jest nieodłącznym atrybutem króla. I ona z kolei wprowadza rzecz zupełnie odwrotną, a zatem, jakąś sensoryczną nadwrażliwość, instynktowne napięcie, swego rodzaju popłoch. Z jego muzyką często czuję się jak w pułapce, występuje ucieczka, a później zderzenie ze ścianą. Ślepa uliczka – z pozoru straszna, mroczna, ale jednak z wygodnymi ławkami. Rozsiadam się tam z masochistyczną przyjemnością, bo ostatecznie, robi mi to dobrze.
król w niedookreśleniu
Mogłabym sięgnąć konkretów, lecz wolę chyba do nich nie doskakiwać, ewentualnie podszczypywać je pod stołem, aby same się odezwały. Brzmienie DZIĘKUJĘ jest szczekliwe, burkliwe, ale mimo wszystko dobrze wychowane. Król wraz z Sujką zdyscyplinowali sobie muzykę albo jeśli wolicie, prawie biblijnie, uczynili ją sobie poddaną.
I tak sobie myślę, że muzycznej spuścizny Błażeja Króla nie wypada oceniać w kategorii lepszych, czy gorszych, bo jego kolejne albumy są po prostu płynną kontynuacją jego, a właściwie – ich, jego i Iwony Król – opowieści. Wciąż nieskończonej, ale rozwijanej pieczołowicie, z wytrwałą dbałością o najdrobniejsze detale.
król – DZIĘKUJĘ – odsłuch albumu
Król właśnie wydał szósty album w swojej karierze. DZIĘKUJĘ jest bardzo wdzięcznym manifestem bycia pomiędzy i w szczelinach, jest też artystycznym nawiązaniem do wszystkiego, co muzyk dokonał wcześniej. Jest przy tym płytą samodzielną i z gruntu dualistyczną – przekonajcie się sami, co w niej piszczy. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam […]
Obserwuj nas na instagramie: