Kamil Hussein – artysta kombinator – wywiad
Obserwuj nas na instagramie:
Szybko został okrzyknięty polską wersją The Weeknd, jednak już przy okazji swojego drugiego singla udowodnił, że ma do zaoferowania znacznie szerszy wachlarz propozycji muzycznych, a szufladkowanie go na półce z etykietką „brzmienie The Weeknd” byłoby mocno ograniczające. Poznajcie Kamila Husseina!
Kamil Hussein – nowa twarz i nadzieja polskiej sceny
Kamil to zupełnie nowa postać na polskiej scenie i jak się szybko okazało – również jej objawienie i ogromna nadzieja. Zaczynał jako kierowca Ubera, a dziś spełnia swoje marzenia i zaczyna nowy rozdział swojej kariery, z wysokiego C i to od razu pod skrzydłami wytwórni Universal Music Poland.
Zadebiutował singlem Muszę iść tam sam – genialnie wyważoną propozycją balansującą między mainstreamowym popem, a alternatywą. W osiągnięciu tego efektu pomagał mu producencko sam A_GIM. Kawałek na YouTube’ie ma już ponad 70 tysięcy wyświetleń, a jeszcze więcej, bo ponad 90 tysięcy – w serwisie Spotify.
Kamil Hussein – Muszę Iść Tam Sam, posłuchaj
Kamil Hussein i jego przepis na sukces
Zaintrygowana tym, co prawda nieco inspirowanym zachodem, ale zupełnie świeżym na polskiej scenie brzmieniem, czekałam na to, co Kamil Hussein będzie miał nam jeszcze do zaoferowania. Czy będzie konsekwentnie poruszał się po bezpiecznej linii tego, co się udało przy debiucie, czy będzie na tyle odważny, aby pokazać swoją inną twarz. Zaskoczona stwierdzam, że zrobił to już przy okazji swojego drugiego singla – Nowe Miejsca.
Kamil Hussein jawi się tym samym, jako naprawdę intrygująca postać. Jego charakter muzyczny jest wciąż nie do końca określony, ale artysta z pewnością zna skuteczny przepis na sukces, który bez większego zawahania, można mu wróżyć już teraz.
Kamil Hussein – Nowe miejsca, posłuchaj
Kamil Hussein – wywiad
Droga Kamila do miejsca, w którym jest dziś, nie od zawsze była usłana różami i to nie tylko dlatego, że jest artystą o polsko-syryjskich korzeniach. O kulisach swojej muzycznej drogi i momentach, w których również musiał iść tam sam, opowiedział mi… sam.
Weronika Szymańska: Jaką muzykę puszczałeś swoim klientom, gdy byłeś kierowcą Ubera?
Kamil Hussein: Nie zaskoczę Cię bardzo, bo niestety w aucie, którym jeździłem, nie miałem AUX-a, więc puszczałem randomowe radio. Czasami ewentualnie odpalałem płytę. Wtedy akurat miałem w schowku The Weeknd – Starboy, Lorde – Melodrama i Tame Impala – Currents.
Mówisz, że długo czekałeś na odpowiedni moment, by pokazać światu swoją muzykę. Co znaczy ten „odpowiedni moment”?
Kamil Hussein: Długo szukałem miejsca, które będzie chciało wydać moją muzykę. Kiedyś spotkałem nawet producenta Bartosza Dziedzica, który chciał mi pomóc i porozsyłał moją muzykę do różnych wytwórni, ale nikt nie chciał podpisać ze mną kontraktu. Nie dziwie się zresztą, bo wtedy to było dość średnie. Jednak fakt, że osoba, która napisała parę hitów, mówi, że warto zainteresować się Kamilem Husseinem, dodał mi skrzydeł i uznałem, że mimo wszystko warto cisnąć dalej. W pewnym momencie rozgryzłem, o co w tym wszystkim chodzi – jak napisać piosenkę, że powinienem przygotować ich kilka, w różnym stylu, aby wytwórnia otrzymała całościowy obraz mnie. Potem trafiłem na moment, kiedy w wytwórniach szukali akurat świeżej krwi i udało mi się w to wstrzelić. Kolejne półtorej roku zajęło mi zrobienie materiału i dlatego debiutuję dopiero teraz.
Prawda jest taka, że najtrudniej jest właśnie zadebiutować. Mogłem przecież wydać coś wcześniej sam. Znam na tyle odważnych ludzi, którzy chcą sami wydawać, ale ja do nich nie należę, bo szkoda mi piosenek. Miałem wtedy naprawdę dobre kompozycje, które będą zresztą wychodzić za jakiś czas i bałem się, że zostaną zmarnowane tylko przez to, że nie zajęli się nimi ludzie, którzy ogarniają ten rynek bardziej niż ja. Dlatego się wstrzymałem i czekałem na odpowiedni moment.
Kamil Hussein vs. Krzysztof Krawczyk, disco polo i k-pop
Twoje inspiracje sięgają bardzo szeroko, bo rozpoczynają się od The Weeknd, przez Krzysztofa Krawczyka, na Marku Grechucie kończąc. Ciekawe zestawienie…
Kamil Hussein: Krzysztof Krawczyk naprawdę mnie inspiruje tym, jak bardzo starał się zrobić karierę za granicą. Tyle lat grał tam za bułkę, czy frytki, wiedząc, że ma ugruntowaną pozycję w Polsce i może robić tu co chce. W kraju był przyjmowany jak król, a mimo wszystko zrezygnował z tego na rzecz ciężkiej harówy za granicą. Przewidywał, że nic z tego nie wyjdzie, ale próbował i to w nim podziwiam. No i ma przede wszystkim piękny głos!
Staram się doceniać jakieś rzeczy w każdym stylu i w każdym artyście. Bardzo mnie też interesuje dlaczego ludzie kupują coś, co mi się nie podoba. Wiele razy zastanawiałem się nad disco polo. W ogóle nie rozumiem tego fenomenu, ale kiedyś rozmawiałem z kolegą, z którym komponuję i zdaliśmy sobie sprawę, kto tego właściwie słucha. Głównie są to ludzie, którzy pracują fizycznie na wsi i nie mają ani czasu, ani ochoty na rozmyślanie o tym, co może ich ukoić, więc słuchają prostych, szybkich i przebojowych piosenek. Nie chcę generalizować, bo z pewnością są ludzie, którzy mieszkają na wsi, ciężko pracują, a potem pół nocy spędzają na wyszukiwaniu dobrej muzyki, ale z tego, co wiem, przeciętny słuchacz disco polo, to właśnie mieszkaniec małego miasteczka i wschodu Polski.
Przez długi czas nie mogłem też pojąć dlaczego k-pop jest tak popularny w Polsce. Sam nie rozumiem tej muzyki, jednak w końcu doszedłem do wniosku, że ludzie mają już dość Ameryki i brytyjskiej muzyki, która jest non stop wszędzie katowana. Młodzi ludzi szukają czegoś nowego. Wiadomo, że k-pop jest ściągany ze Stanów i często kopiuje różnych artystów, ale gdy dodamy do tego taniec, inną stylistykę i cała tę otoczkę kultury, która różni się od europejskiej, to zaczyna się robić ciekawie i ludzie to lubią.
Kamil Hussein: „Przez jakiś czas też musiałem iść tam sam”
Twój debiutancki singiel Muszę iść tam sam to opowieść o momencie, w którym trzeba dokonać wyboru własnej drogi. Gdzie i kiedy Ty musiałeś iść sam?
Kamil Hussein: Myślę, że co jakiś czas musimy zdecydować, że idziemy gdzieś sami. Chociażby w takich sytuacjach, jak praca – gdy chcemy zrezygnować z czegoś, co nie daje nam frajdy i robimy to tylko dla kasy, albo w domu, gdy musimy nagle odejść, a trzyma nas rodzina.
Kolega, który pisał ze mną tekst, rozstawał się z dziewczyną akurat, gdy tworzyliśmy ten numer. Jego sytuacja była główną inspiracją, ale pomyślałem, że chciałbym opisać to bardziej uniwersalnie. Droga, którą przeszedłem przez ostatni czas, też była przecież bardzo niepewna i przez jakiś czas „musiałem iść tam sam”. Z różnych powodów – bo rodzicom się nie podobało albo coś w tym stylu. Jednak cały czas starałem się iść swoją drogą.
Większość rodziców ma niestety trochę komunistyczne podejście do życia. Wynika to często z trudnej sytuacji. Mój tata jest z Syrii, gdzie nie było za ciekawie. Mama też urodziła się w innej rzeczywistości niż my. Pomyśleli, że byłoby mi łatwiej, gdybym był lekarzem, albo prawnikiem, a nie muzykiem. Wiadomo, że jak skończysz medycynę, to z głodu nie umrzesz…
Pytanie tylko, czy ją w ogóle ukończysz i jakim kosztem…
Kamil Hussein: Właśnie. Moja siostra skończyła medycynę, ale ona jara się tym tak samo, jak ja muzyką. Chociaż bardziej niż sama muzyka kręci mnie to, co dzieje się wokół niej. Oglądałem ostatnio Super Bowl i analizowałem karierę The Weeknda, zastanawiałem się, jak do tego wszystkiego doszedł. Często myślę właśnie o tym, jak coś wszystko wygląda od zaplecza, jak powstało, czemu tak wygląda, czego użyto w danej produkcji…
Jak wiele wspólnego mają Kamil Hussein i The Weeknd? O imigracji i rasizmie
Skoro znów wywołałeś The Weeknda – poza tym, że jest to postać która Cię inspiruje, a Muszę iść tam sam od razu skojarzyło mi się właśnie z jego brzmieniem, pomyślałam sobie też, że z Abelem łączy Cię o wiele więcej, niż tylko muzyka, bo obaj w jakiś sposób odczuliście rasizm na własnej skórze.
Kamil Hussein: Wydaje mi się, że doświadczyłem tego bardziej, niż The Weeknd, bo w Polsce jest bardzo mało takich osób jak ja – jakieś 0,5% albo i mniej. W Kanadzie wygląda to pewnie trochę inaczej. On miał o tyle gorzej, że wylądował na ulicy, bo uciekł z domu i pojechał do Stanów.
W Polsce faktycznie nie było za ciekawie. Teraz jest pewnie trochę lepiej, choć żeby to ocenić musiałbym zapytać kogoś w wieku licealnym, bo mniej więcej wtedy przez to przechodziłem. Dzieci są okropne, nauczyciele zresztą nie lepsi. Ale widzę, że mamy w Polsce coraz więcej imigrantów. W Warszawie zawsze spotykam przynajmniej kilku po drodze, a kiedyś nie mijałem ani jednego. Jest coraz bardziej kolorowo na ulicach.
Mówisz, że chciałbyś być osobą, która zakończy przekaz, że imigranci w Polsce to coś złego. A nie boisz się, że Twoje pochodzenie może jednak jakoś wpłynąć na postrzeganie Twojej muzyki?
Kamil Hussein: Pewnie odczuję to bardziej, jeżeli dojdę do momentu, kiedy jakiś mój utwór stanie się bardzo popularny (może tak będzie po piątym singlu, który jest dość uniwersalny). Na razie widzę, że na moje profile przychodzą ludzie, którzy raczej nie mają z takimi rzeczami problemów. Zresztą mam wrażenie, że artystów traktuje się trochę inaczej.
Chociaż jedną taką sytuację już miałem. Pewna Pani skomentowała, żebym lepiej zmienił sobie nazwisko. Podchodzę do tego raczej na śmiesznie, bo wiem, że tacy ludzie nie chodzą na koncerty. Żeby wydać pieniądze na bilet, potrzeba jakiegoś poświęcenia konkretnej muzyce. Pewnie gdybym występował na dożynkach, trafiłoby się paru chamów, ale sądzę, że ktoś, kto kupi bilet na koncert, raczej nie będzie rasistą, bo po prostu by nie przyszedł, gdyby nie chciał mnie słuchać.
Kamil Hussein o współpracy z A_GIMem
Nad warstwą muzyczną singla pracowałeś między innymi z uznanym producentem, A_GIMem, który jest dość mocno związany ze sceną elektroniczną. Od razu się zrozumieliście w kwestii wizji tego utworu?
Kamil Hussein: Gdy poznałem A_GIMa bliżej, to okazało się, że słucha bardzo dużo muzyki alternatywnej i popowej, na przykład zespołu ABBA. Zaintrygowało mnie, że udaje mu się to wszystko łączyć. A_GIM ma też bardzo dużo winyli. Raz podjechałem z nim do jakiejś knajpy, gdzie odbierał winyl ściągany bodajże z Izraela, na który wydał kupę siana. W porównaniu do mnie ma strasznie dużą wiedzę muzyczną i jest osobą, którą w pewien sposób chciałbym być, bo sam nie umiem wielu rzeczy, które on potrafi. A_GIM to artysta z krwi i kości. Siebie nazwałbym bardziej artystą kombinatorem, niż prawdziwym, duchowym twórcą. W związku z tym, dość ciężko mi się z nim pracowało. Czasem się zderzaliśmy, czasem łączyliśmy, ale koniec końców dochodziliśmy do jakiegoś konsensusu.
Kamil Hussein – „Co miesiąc będę wydawał nowy numer”
Jakie są Twoje dalsze muzyczne plany? Słyszałam coś o nowym singlu. Zdradzisz szczegóły?
Kamil Hussein: Mój kolejny utwór, Nowe Miejsca, właśnie się ukazał. Najbardziej czekam jednak na trzeci singiel, któremu będzie towarzyszył teledysk. Myślę, że on może w jakiś sposób zmienić tor mojej kariery, bo jest bardzo przebojowy. A dalej – co miesiąc będę wydawał nowy numer.
Aż do całego albumu?
Kamil Hussein: Aż do zauważenia liczb, które będą efektem osiągnięcia pewnego stopnia zaufania i pozwolą mi na stworzenie całej płyty. Nie nastawiam się co prawda na wielkie sukcesy, ale też nie nastawiam się na porażki. Jak na razie Muszę iść tam sam całkiem dobrze sobie radzi, ma sporo odtworzeń, wytwórnia Universal, z którą podpisałem kontrakt, wierzy w ten projekt, więc wszystko idzie powoli swoim torem.
Szybko został okrzyknięty polską wersją The Weeknd, jednak już przy okazji swojego drugiego singla udowodnił, że ma do zaoferowania znacznie szerszy wachlarz propozycji muzycznych, a szufladkowanie go na półce z etykietką „brzmienie The Weeknd” byłoby mocno ograniczające. Poznajcie Kamila Husseina! Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: […]
Obserwuj nas na instagramie: