Na cały Poznań z całych sił! – relacja z jubileuszowego koncertu Happysad w Tamie
Obserwuj nas na instagramie:
Happysad zagrali w poznańskiej Tamie z okazji swojego okrągłego jubileuszu XX-lecia istnienia zespołu. Nie mogło być inaczej niż wspominkowo i przekrojowo, choć wbrew pozorom jednocześnie było bardziej aktualnie niż można by się tego spodziewać.
Happysad celebrują 20 lat na scenie
Happysad mają ostatnio swój kolejny “time of my life”. Co rusz, to kolejna okazja do świętowania. Gdy ostatnio byłam na ich koncercie, również w poznańskiej Tamie pod koniec 2019 roku, zespół celebrował swoją muzyczną osiemnastkę. Prosta matematyka doprowadza nad do roku 2021, czyli pierwszego tak znaczącego jubileuszu scenicznego – dwudziestu lat istnienia Happysad.
Zobacz również: 18-stkowa podróż w przeszłość z Happysad – relacja z koncertu w Poznaniu
Okazja to oczywiście niecodzienna i dość wyjątkowa, która wręcz samoistnie zachęca do zanurzenia się we wspomnieniach. Moje nie będą aż tak odległe, bo swoje pierwsze happysadowe koncerty zaliczyłam dopiero po premierze Jakby Nie Było Jutra, ale najnowsza premiera zespołu w postaci biograficznej książki Zanim pójdę. Długa droga zespołu Happysad sukcesywnie pozwala mi cofnąć się do tych najstarszych, sprzed dwudziestu lat, a nawet i dalej.
Kolejną okazją do wspólnego powspominania bardziej i mniej odległych happysadowych czasów jest trwająca właśnie jubileuszowa trasa koncertowa zespołu. Tak się złożyło, że to pierwsza klubowa trasa zespołu po niemal dwuletniej, pandemicznej przerwie, więc apetyty były tym bardziej wyostrzone. Wniosków po tym koncercie mam kilka. Jeden i chyba najważniejszy to ten, że Happysad starzeje się jak wino, a ja w 2021 roku wciąż czuję na ich koncertach tę samą energię co pięć lat temu. Choć oczywiście nieco bardziej zaktualizowaną i dostosowaną do czasów, w których się znaleźliśmy.
“Je- je- je*** ***” i kolarze w tęczowych sukienkach
Happysad może nie wychodzi na scenę w tęczowych skarpetkach, a Kuba Kawalec nie wiesza na swoim statywie sześciokolorowego symbolu osób nieheteronormatywnych. Mimo to zespół wyraźnie zaznacza swoją świadomość i wyraża wsparcie wobec walczących o swoje prawa społeczności, co dało się odczuć jeszcze przed rozpoczęciem koncertu, gdy w ramach intra z głośników wybrzmiał wymowny utwór zespołu Chumbawamba – Homophobia. Piękny, subtelny gest wsparcia.
Chumbawamba – Homophobia
Happysad nie poprzestał jednak na subtelności, a w dalszych częściach koncertu nie zabrakło kolejnych, już zdecydowanie głośniejszych i bardziej bezpośrednich wyrazów sprzeciwu wobec działań obecnej władzy w Polsce. Tuż po utworze Zmęczony – jednym z najbardziej wymownych manifestów w karierze Happysadu, Kuba Kawalec zabrał głos zdradzając poznańskiej publiczności swoje dwa największe marzenia. Oba dotyczyły wyjścia Polaków na ulice i celebracji. W pierwszym przypadku sytuacja ta miałaby mieć miejsce po wygraniu Mistrzostw Świata przez naszych piłkarzy, w drugim po odejściu od rządów obecnej władzy w Polsce. Lider zespołu odniósł się również do ostatnich wydarzeń sejmowych, związanych w z pierwszym czytaniem ustawy Stop LGBT, zaznaczając, że ludzie mają prawo się kochać. Kawalec nie zdążył nawet dobrze rozpocząć swojej przemowy, gdy z tłumu rozlało się gromkie ***** ***.
Happysad – Zmęczony
Wymowne “pięć gwiazdek i trzy gwiazdki” idealnie wpisały się również w utwór Nasza jest noc, jako kontynuacja zastosowanego w tym kawałku zabiegu stylistycznego, zaś kolarze ze Smutnych ludzi wystąpili tego wieczoru nie w obcisłych, a w tęczowych sukienkach. Smutnym jest również fakt, że przyszło nam żyć w czasach, w których zabawę i celebrację happysadowego jubileuszu musi przysłaniać walka z totalitarnymi praktykami naszej władzy, ale tak dziś po prostu trzeba. Choć myślę, że Happysad i tak świetnie sobie poradził z wyważeniem tej proporcji.
Happysad – Smutni ludzie
Setlista marzeń, czyli koncertowe best of Happysadu
To co powinno, wybrzmiało ze sceny wyraźnie, jednak mamy piątek wieczór, a ludzie przyszli tu głównie po to, by rozerwać się po całym tygodniu wrażeń. I dostali ku temu niebywałą okazję. Jubileuszowy koncert Happysadu był z pewnością jednym z najlepszych występów tego zespołu na jakich byłam, a byłam na wielu. Trik był prosty – setlistę na ten wieczór można by w zasadzie nazwać wishlistą, bowiem było to prawdziwe best of w wykonaniu tej grupy, które mogło zadowolić zarówno wiernego fana zespołu z początku lat dwutysięcznych, jak i świeżaków przybyłych wraz z kilkoma ostatnimi albumami.
Set rozpoczął się mocnym uderzeniem w postaci dwóch singlowych odrzutowców Bez Cienia i Do rana przyłóż z najnowszego, jubileuszowego albumu zespołu – Odrzutowce i kowery. Na szybko odhaczono również odwieczną kulę u nogi Happysadu w postaci kultowego Zanim pójdę, a dalsza część setlisty to już iście wspominkowa podróż przez dotychczasowe dziewięć albumów grupy, podczas której nie brakowało bardziej współczesnych przystanków, w postaci utworów Tańczmy, Nadzy na mróz, Cały, przekornego coveru Pidżamy Porno – Stąpając po niepewnym gruncie, który w elektryzującej wersji live jeszcze bardziej mnie do siebie przekonał, czy wspomnianego już, ostatniego singla zespołu – Nasza jest noc. Gdybym nie widziała dokładnie co działo się wtedy na scenie, pomyślałabym, że stanął na niej Abradab, bowiem Kuba pociągnął jego zwrotkę jak hip-hopowy wyjadacz!
Happysad feat. Abradab – Nasza jest noc
Nietrudno się jednak domyślić, że z największą aprobatą publiczności spotkały się tak zwane klasyki, którymi wypełniono setlistę poznańskiego koncertu. Bez znieczulenia, Mów mi dobrze, Łydka, W piwnicy u dziadka, Taką wodą być, Na ślinę czy Milowy las to oczywiście koncertowe pewniaki Happysadu, podczas których klub Tama rozgrzewał się do czerwoności. Jednak po 20 latach fani zespołu nie zapomnieli także o jego początkach i równie entuzjastycznie reagowali na takie kawałki jak Od kiedy ropą, Made in China czy nawet Noc jak każda inna oraz Wrócimy tu jeszcze z debiutanckiej płyty Wszystko jedno z 2004 roku.
Trwający grubo ponad dwie godziny koncert zwieńczył się podwójnym bisem, a zamykająca setlistę Heroina okazała się prawdziwą erupcją energii. Do tego stopnia, że Michał Bąk swoją solówkę na saksofonie dokończył… leżąc.
Happysad – Heroina
Gitarowy aperitif. The Cassino na rozgrzewkę
Nie sposób nie wspomnieć również o tym, co działo się przed wejściem na scenę muzyków z Happysad, a działo się, bo w ramach supportu zaprezentowała się prze nimi grupa The Cassino. Ci świeżo upieczeni debiutanci zafundowali poznańskiej publiczności solidną, gitarową rozgrzewkę, czego w pełnym wymiarze będziemy mieli okazję doświadczyć już niedługo, 20 listopada, podczas ich solowego koncertu w Meskalinie.
Zobacz również: „Musieliśmy wyrwać się z małego miasteczka” – wywiad z The Cassino
The Cassino – Twój głos
Oba te koncerty pozwoliły mi znów poczuć się, jakbym miała te 15 lat, zdzierała gardło w pierwszym rzędzie i wyskakiwała z siebie siódme poty na barierkach. To była solidna uczta dla duszy!
Happysad zagrali w poznańskiej Tamie z okazji swojego okrągłego jubileuszu XX-lecia istnienia zespołu. Nie mogło być inaczej niż wspominkowo i przekrojowo, choć wbrew pozorom jednocześnie było bardziej aktualnie niż można by się tego spodziewać. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka […]
Obserwuj nas na instagramie: