Autor największego hitu w historii afrykańskiej muzyki wydaje płytę. Skąd wziął się fenomen CKaya?
Obserwuj nas na instagramie:
CKay i jego ogromny sukces to bezpośredni dowód na to, że muzyka afrobeats musiała w końcu wybuchnąć na skalę globalną, a artyści z Zachodniej Afryki zdobyć uznanie. Dziś CKay wydaje płytę. Sad Romance, które ukazuje się u nas nakładem Warner Music Poland, to debiut, choć jemu do statusu debiutanta bardzo daleko.
W odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie
Chukwuka „CKay” Ekweani, wokalista i producent z Nigerii, nie był pionierem gatunku. To nie on pierwszy zaczął nagrywać w nowym stylu, nie przetarł ścieżek, nie wymyślił też nazwy, która w chwytliwy i zapamiętywalny sposób określiła afrykański pop XXI w. Miał jednak ogromne szczęście – jego piosenka Love Nwantiti znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i niespodziewanie pokochały ją miliony. CKay był już wówczas cenionym artystą, z kilkoma hitami na koncie. Jednak nagle wszedł na zupełnie nowy poziom. Przeskok od „jednego z” do największej gwiazdy afrobeats (a w jego przypadku nawet emo-afrobeats) był błyskawiczny. I jak to zwykle bywa w dzisiejszych czasach niesamowitych karier, katalizatorem były media społecznościowe, a sam artysta nie do końca miał nad wszystkim kontrolę.
TikTok na ripicie
Kiedy na początku września 2021 r. znajoma pokazała CKayowi taneczne wyzwanie na TikToku, w którym użyto Love Nwantiti, muzyk był sceptyczny. Mająca dwa lata piosenka już wcześniej była hitem w Nigerii i kilku innych afrykańskich krajach. Nic nie zapowiadało więc, że wydarzy się to ponownie. „Na szczęście się myliłem. Dwa dni później Love Nwantiti stało się totalnym viralem” – mówił CKay rok temu w rozmowie z magazynem „Rolling Stone”. Pojawił się jednak mały problem – mimo szalejącej popularności hitu na TikToku, wiele osób nie miało pojęcia, kto stoi za utworem. Dowodem niech będzie to, że Love Nwantiti stało się na całym świecie najbardziej shazamowalną piosenką 2021 roku. Na szczęście na TikToku się nie skończyło – fala poszła dalej, rozlewając się po YouTubie, Spotify i innych serwisach streamingowych. Love Nwantiti w różnych wersjach i remiksach było wszędzie i słuchali go wszyscy.
Afrobeats to nowy pop
Wróćmy na chwilę do samego gatunku, który CKay w rozmowie z „Noisey” nazwał „nowym popem dzisiejszych czasów”. Afrobeats, koniecznie z „s” na końcu, bo afrobeat ma tyle wspólnego z afrobeats, co polski rockowy bigbit z brytyjskim elektronicznym big beatem, to stosunkowo nowy termin. Niektórzy pierwszych sygnałów narodzin afrobeatsu szukają już w końcówce lat 90., choć tak naprawdę wszystko rozhulało się kilka lat później. Gdzie więc szukać jego korzeni? Przede wszystkim w Nigerii, ale też w Ghanie i… Wielkiej Brytanii. Na typowe brzmienie tej muzyki, które oprócz CKaya można kojarzyć z takimi artystami jak Wizkid, Burna Boy, Rema czy Davido, składa się wiele elementów właściwych muzyce Zachodniej Afryki. Hiplife, jùjú, highlife i naija – to wszystko gatunki, których nie zna zwykły Amerykanin czy Europejczyk, a które bez problemu usłyszeć można na ulicach Lagosu lub Akry czy w niektórych dzielnicach Londynu. Odrobinę wymieszane, zebrane pod jednym szyldem, okraszone chwytliwymi refrenami mają dużo większy potencjał komercyjny i siłę rażenia. Spora tu też zasługa charakterystycznych beatów – czasem żywych, choć zwykle stworzonych za pomocą automatów perkusyjnych. Zawsze jednak nawiązują one do brzmień tradycyjnych afrykańskich bębnów, a wraz z prostymi, optymistycznymi melodiami i charakterystycznymi, nie uciekającymi od slangowych wtrętów wokalizami, sprawiają, że trudno przy afrobeatsie nie tańczyć. To muzyka, która mówiąc trywialnie „buja”, w podobny sposób co na przykład muzyka house.
Przeczytaj też: Skepta eksploruje kolejne odłamy sztuki. Raper został malarzem
CKay – mesjasz afrobeatsu?
Zanim CKay wypuścił single Love Nwantiti czy Emiliana, zgarniając miliony, a łącznie nawet miliardy wyświetleń na Spotify czy YouTube, afrobeats istniał i miał się całkiem nieźle. Fakt, dopiero teraz, po sukcesie CKaya wielu zagranicznych mainstreamowych artystów wskakuje na falę popularności tego gatunku, nagrywając z afrykańskimi gwiazdami swoje single. Przykładami są tu np. Selena Gomez czy Chris Brown, którzy zdecydowali się na taki ruch już w 2022 r. Pamiętajmy jednak, że tacy artyści jak Drake czy Skepta zauważali potencjał nowego muzycznego ruchu już w okolicach 2015 r. i znacznie przyczynili się do jego nagłośnienia, przy okazji zapożyczając ten styl i tworząc swoje ogromne hity. Sukces Drake’owego One Dance i brzmienie tego utworu nie wzięły się znikąd. Pytanie tylko, czy gdyby taki stan rzeczy się utrzymał, a afrobeatsowi artyści pozostaliby jedynie ciekawymi featuringami i dostawcami nowego unikatowego brzmienia, to czy teraz pisalibyśmy o afrobeatsie jako samodzielnej, ogromnej sile opanowującej wszystkie kontynenty? Wydaje się to mocno wątpliwe. Pojawienie się Ckaya, viralowy sukces, 1,9 miliarda wyświetleń jego piosenek na YouTube, nie mówiąc już o 15 milionach osób, które w każdym miesiącu słuchają jego utworów na Spotify, były niezbędne do tego, żeby afrobeatsem zainteresował się cały świat. Teraz, kiedy 27-latek wydał właśnie pełnoprawne, długogrające wydawnictwo, misja wydaje się wykonana, a pewien rozdział zamknięty. I ciężko zdecydować, czego teraz CKayowi życzyć: kolejnego viralowego sukcesu (typujemy utwory You albo By Now), czy raczej tego, żeby o Sad Romance za 10 czy 20 lat mówiło się w kontekście płyty-klasyka.
Materiał powstał we współpracy z Warner Music Poland.
CKay i jego ogromny sukces to bezpośredni dowód na to, że muzyka afrobeats musiała w końcu wybuchnąć na skalę globalną, a artyści z Zachodniej Afryki zdobyć uznanie. Dziś CKay wydaje płytę. Sad Romance, które ukazuje się u nas nakładem Warner Music Poland, to debiut, choć jemu do statusu debiutanta bardzo daleko. Zobacz także Co obejrzeć […]
Obserwuj nas na instagramie: