Małe Miasta: „Nie zawsze byliśmy ubrani na tym »Weselu« tak, jak byśmy chcieli” [wywiad]
Obserwuj nas na instagramie:
Po kilku latach Jordah i Holak, czyli duet Małe Miasta, wrócił z albumem. Muzycy zaprosili słuchaczy na Wesele, które zderza stereotypy z obserwacjami autorów.
Zbiór dantejskich scen czy rodzinne święto?
Dla wielu par wzięcie ślubu to moment przełomowy, a przynajmniej symboliczny. Na początku grudnia Małe Miasta, czyli Jordah z Holakiem, zaprosili słuchaczy na własne Wesele. Na dość zwartym materiale autorzy przybliżyli odbiorcom stereotypy związane z organizacją imprezy, ale też samym wydarzeniem. Nie skupili się jednak tylko na negatywnych aspektach wesel.
Zobacz: Ile małych miast pomieści sala weselna? Holak z Jordahem mają odpowiedź
Czy Małe Miasta naprawdę zostały zespołem weselnym? Dlaczego Holak zakazałby disco polo? Jak mama Jordaha zareagowała na zaproszenie do teledysku? O tych i innych rzeczach przeczytacie poniżej.
Małe Miasta – rozmowa po wydaniu Wesela
Igor Wiśniewski, Rytmy.pl: Ile osób zaproponowało wam granie na swoim weselu?
Jordah: Niestety na razie mało. Pojawiają się jednak pewne propozycje i fajnie by było, gdybyśmy rzeczywiście zagrali na prawdziwym weselu. Projekt rozkręca się powoli, ale myślę, że jak się uda, to kolejna trasa koncertowa będzie obejmowała tylko soboty.
I tylko prywatne imprezy?
Jordah: To oczywiście marzenia, ale fajnie by było.
Przypuszczałem, że to tylko element promocji i nie myśleliście, by na poważnie grać jako zespół weselny.
Holak: Uznaliśmy, że będzie zabawnie, kiedy zmienimy na jakiś czas wizerunek zespołu na stricte weselny. Trochę się w to wczuliśmy – powstała przecież strona z ofertą. Natomiast większość zapytań o ofertę dotyczyła tego, czy robimy to na serio. Nie byliśmy na tyle przygotowani, by mieć już zaplanowane jakieś wesele. Wydaje mi się, że nasz pomysł nie przeszedł progu wiarygodności. Finalnie nie zagraliśmy na żadnym weselu poza tym, które zorganizowaliśmy w klubie Wesele. Ale oferta zostaje. Nasza płyta by się do tego nadała.
Jeśli ktoś już zdecyduje się nas zaprosić, to chyba będzie to nasz fan i bardziej przekminiona decyzja. Zakładałem, że będzie to polegało na tym, że ktoś będzie brał ślub, zobaczy ofertę i pomyśli, że lepiej wydać pieniądze na jakiś zespół, który gra na poważnie i przy okazji dostać coś wyjątkowego. Lepszego niż tylko puszczanie muzyki.
Repertuar opierałby się wyłącznie na waszych rzeczach?
Holak: Na pewno zrobilibyśmy to bezkompromisowo. Nie wyobrażam sobie nas w roli zespołu spełniającego wszystkie życzenia i przygotowującego repertuar na każdy koncert. Obaj jesteśmy muzykami-samoukami. Bylibyśmy w stanie zagrać covery, ale przygotować ich kilkanaście? Niekoniecznie.
Czyli wszystko jednak opiera się na sztuce kompromisu.
Holak: Tak, ale nie po naszej stronie. Wyobrażam sobie, że ten kompromis mógłby polegać na tym, że jeśli ktoś chce posłuchać naszej płyty oraz swojego ulubionego numeru Krzysztofa Krawczyka, to prawdopodobnie byśmy w to weszli. O ile odpowiednio sprzedałby nam ten pomysł.
Chodzi też o nakład pracy. Prawdę mówiąc, z prawdziwym weselnym zespołem nie mamy za bardzo szans. Takie grupy zazwyczaj mają z dwieście numerów w repertuarze. Potrafią go tak naginać, by państwo młodzi byli zadowoleni. Grać hity, które ci znają. U nas byłoby trochę inaczej. Małe Miasta to wariacja na temat oferty weselnej. Nie staramy się przebranżowić.
Który z utworów z waszej płyty polecilibyście na pierwszy taniec?
Jordah: Ja bym chętnie zatańczył przy pierwszym singlu z płyty, czyli Kiedy moje wesele. Dla mnie to nasz album w pigułce. Ma dobry vibe do luźnego pobujania się na parkiecie ze swoją świeżo upieczoną żoną.
Małe Miasta – Kiedy moje wesele
W opisie albumu padło, że jeden z was jest już po ślubie. Wnioskuję, że chodzi o Jordaha. Pada na niej też hasło „Wesele 2019”. To właśnie twoja impreza była przyczynkiem do powstania płyty?
Jordah: Nie. Ślub wziąłem ponad rok temu, a wesele było dopiero w tym roku. Wesele 2019 to tylko voice tag Holaka z początku pracy nad płytą.
Koncept Wesela powstał jeszcze przed moim pomysłem, by wziąć ślub z moją dziewczyną. Przez bardzo długi czas sądziłem, że to [wzięcie ślubu – przyp. red.] w ogóle nie dla mnie. Nie wiem, jak to wygląda u innych, ale w moim przypadku gotowość do oświadczyn po prostu sama przyszła. W pewnym momencie stwierdziliśmy z moją dziewczyną, obecnie już żoną, że fajnie by było zalegalizować związek. Że to nam pomoże w administracyjnym życiu w Polsce. Poza tym z racji tego, że oboje lubimy duże rodzinne imprezy, uznaliśmy, że fajnie byłoby scrossować nasze dwie duże rodziny i zrobić ultra imprezę.
W takim razie ile jest autobiografizmu w Weselu?
Jordah: Niewiele, bo przecież duża część płyty powstała przed weselem. Historie z płyty to zbieranina doświadczeń innych osób. To też konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością. Pamiętam, że jak byłem mały, słyszałem opowieści moich rodziców, babci. Te wszystkie historie były pełne hardcore’u, który znamy z filmu Smarzowskiego. Biesiada, nad którą nikt nie panuje, nieznajomi mający jakiś problem, wieczne bójki i łamanie sztachet na wsi. Innymi słowy: chaos, dużo agresji i alkoholu.
Jak zacząłem chodzić na wesela jako dorosły człowiek, zauważyłem, że nie do końca tak to wygląda. Te imprezy są już zupełnie inne. W dużej mierze mogę je nazwać wspaniałymi. Byłem trochę hejterem wesel, więc musiałem posypać głowę popiołem. Na przestrzeni ostatnich trzech, może czterech lat, wszystkie wesela, w których brałem udział, były po prostu epickie. Bliżej im do tych z filmów amerykańskich niż przytoczonego wcześniej Smarzowskiego. Nie doświadczyłem żadnej agresji lub „patologii”. Z reguły widziałem kulturalną, spokojną zabawę.
To, co mówisz, trochę kłóci mi się z tym, co wyniosłem z albumu. Po odsłuchu można wywnioskować, że polskie wesele to synonim przypału, niekontrolowanych ilości alkoholu i festiwal disco polo.
Jordah: Może takie piosenki jak Hardcorowe wesele każą nam myśleć o tym, że te imprezy tak wyglądają, ale nie taki był cel tej płyty. Sądzę, że znajdziesz tam też pozytywne akcenty.
Holak: W sumie cieszę się, że to powiedziałeś. Wydaje mi się, że ani ja, ani Mati nie mamy takiego podejścia do tej imprezki. Staraliśmy się pisać o stereotypach i ogólnych skojarzeniach. Uważam, że wesele to przede wszystkim duże przedsięwzięcie rodzinne i łączy dużo kontrastów. Nie powiedziałbym, że to tylko przemoc, alkohol i zniszczenie.
Jordah: Doprecyzuję moją ostatnią wypowiedź: wesela, na których ostatnio się bawiłem, były naprawdę bardzo fajne, ale to nie jest tak, że nie słyszę historii znajomych lub nie dostaję zdjęć, gdzie widzę kogoś w garniturze i z rozwaloną brwią. Wiem, że nie wszystkie wesela to para na ślubnym kobiercu i świetna zabawa przy szampanie. Na polskich weselach dalej leje się morze wódki i trwa przaśna biesiada. Może po prostu proporcje się zmieniły.
W opisie pierwszego singla można było wyczytać, że poruszacie kolejny „problem społeczny”. Zastanawiałem się, gdzie taki upatrujecie w weselu lub jego organizacji.
Jordah: Nie wiem, czy „problem” jest tu dobrym określeniem. Bardziej bym powiedział, że to jakieś zjawisko, choć żona poprawiła mnie ostatnio, że to absolutnie zjawiskiem nie jest. Wiem natomiast, że organizacja takiego wydarzenia może być przez niektórych traktowane jako problem. Wymaga to naprawdę dużo kombinowania i logistyki. Zapraszasz gości, musisz ich przyjąć, nakarmić, zapewnić nocleg i wiele innych kwestii.
Małe Miasta – Hardcorowe wesele
Jak twoja mama zareagowała na zaproszenie do teledysku, w którym nawiązywaliście do jej słów?
Jordah: Cóż, była lekko zestresowana. Miałem jej wysłać piosenkę wcześniej, by mogła poćwiczyć lip-sync, ale nie wiem jak to się stało, że wysłałem tylko tekst bez piosenki. Tak więc usłyszała ją dopiero na planie. Bardzo profesjonalnie podeszła do swojej roli, szybko poćwiczyliśmy. Były chyba tylko trzy podejścia. Pamiętam, że jak jej pokazałem pierwszy montaż, wywnioskowała z teledysku, że wesele ma być moje i Matiego. Była lekko zaskoczona, więc szybko wyprowadzałem ją z błędu. Ostatecznie jest bardzo zadowolona.
Holak: Warto zaznaczyć, że inspiracja słowami mamy Mateusza w żaden sposób nie miała być ironizująca. Czasami ingerencja mamy w życie syna może być niebezpieczna i chcieliśmy to powiedzieć, ale absolutnie nie wywoływaliśmy pani Krystyny do tablicy.
Jordah: Muszę sprostować twoje słowa. Pamiętam kilka sytuacji, kiedy moja mama była trochę natarczywa. Może nie było to tak hardcorowe, jak można sobie wyobrazić, ale kilka razy próbowała dokręcić śrubę.
Co cię zaskoczyło w trakcie przygotowywania wesela? Mam na myśli wydarzenie, a nie album.
Jordah: Bardzo zaskakującą i dziwną sprawą była sytuacja z terminami. Może nie powinna, bo zapotrzebowanie jest ogromne, ale wynajęcie sali to jakiś kosmos. Obudziłem się w zupełnie innym świecie, gdy dowiedziałem się, ile trzeba czekać. Nam udało się jakoś wstrzelić, ale nasi znajomi często czekali po półtora czy dwa lata na wymarzoną miejscówkę. Niesamowite, biorąc pod uwagę, że na przestrzeni tego czasu jeszcze wiele może się wydarzyć. Na przykład ktoś wybuduje ładniejszą salę.
Z płytą też były takie wyzwania? Powstawała w pandemii, ale pracowaliście nad nią stacjonarnie.
Jordah: Prawie cały materiał powstał w bardzo fajnej miejscówce, którą Holak wynajmował na Saskiej Kępie. Nie wiem właściwie, czemu tak długo zajęło nam nagranie tej płyty.
Holak: Pierwsze dwa albumy wydaliśmy właściwie zaraz po sobie. Trzeci trochę przeciągnęliśmy, a czwarty… chyba chodzi o to, że wzięliśmy na warsztat materiał konceptualny. W międzyczasie rozkręciliśmy PENGĘ. Wtedy wydawaliśmy sporo muzyki, ale nie podpisywaliśmy jej jako Małe Miasta. Zrobiliśmy też trochę ubrań, kilka wideo, nawet pokaz mody.
Poza tym pracowaliśmy też na własne rachunki. Nie poganialiśmy się z Weselem. Kiedy już zrobiliśmy tę płytę, to organizacja wesel była zakazana. Pamiętam, że uformowanie zespołu weselnego i ogłoszenie tego było manewrem, który od początku mieliśmy w głowie. To był nasz punkt zaczepienia. W tamtym czasie start był niemożliwy.
Kto razem z wami będzie występować na weselach?
Holak: Na ostatnim koncercie na perkusji zagrał z nami Jan Pieniążek. Nowa odsłona Małych Miast polega na tym, że razem z Mateuszem gramy na gitarach – Jordah na basie, ja na sześciostrunowej. W związku z tym dobraliśmy perkusistę, żeby uzyskać jakość trio. Mieć podstawę, by grać jako zespół. Myślę, że w tym składzie postaramy się grać najwięcej. Nadal jednak Małe Miasta to ja i Mati. Możemy grać w duecie, ale tę płytę moglibyśmy wykonywać z instrumentami dętymi i jeszcze bardziej poszerzonym składem. Materiał jest właściwie wypełniony żywymi instrumentami.
Czemu w ogóle wróciliście z Weselem? Przez ostatnie lata pojawiły się sprawy, przy których śluby nie wydają się pierwszoplanowe.
Holak: Masz rację. Mogliśmy napisać o pandemii czy wojnie, ale wesele jest, moim zdaniem, o tyle spoko, że czas nie ma znaczenia. Jest czymś tradycyjnym, uniwersalnym. Domyślam się też, że każde pokolenie trochę inaczej te tradycje interpretuje. Jesteśmy w takim wieku, że część z nas już to dotyczy. Nie wiem, czy w ogóle wypada mówić, że w jakimś wieku wesela kogoś „dotyczą”. To wywołuje dziwną presję.
Myślicie, że taka presja społeczna może jakoś zaszkodzić parze czy wręcz przeciwnie?
Jordah: Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że to nie jest dobre. Pamiętam, że jak w bardzo wczesnym etapie temat pojawił się na tapecie, moja mama bawiła się w Roberta Lewandowskiego, dbając o odpowiedni pressing. Pojawiła mi się wtedy myśl, by zrobić coś na przekór. Powiedzieć, byśmy wszyscy zapomnieli o temacie. Pewnie to jednak zależy od charakteru. Może niektórym dobrze robi fakt motywowania przez kogoś z zewnątrz.
Małe Miasta – Na zawsze
Co was najbardziej odstręcza od wesel?
Jordah: Dla mnie są to wszystkie rzeczy związane z Kościołem.
Holak: Oczepiny. Jak bywam na weselach, staram się omijać je szerokim łukiem. Unikam tej żenującej sytuacji, w której jakiś typ na siłę wyciąga ludzi z grupy. Nie lubię po prostu przaśnej zabawy. A druga z rzeczy to disco polo w repertuarze. Od razu sprostuję, że nie chodzi mi o te „ejtisowe” rzeczy. Mam na myśli tę najbardziej współczesną, prostacką odmianę tego gatunku. Nie znoszę go. Uważam, że ta muzyka nie powinna być wspierana w żaden sposób przez rząd ani wykorzystywana do promocji kultury.
Gdzie byś w takim razie postawił kreskę między oldschoolowym a newschoolowym disco polo?
Holak: Po prostu nie potrafię znieść poziomu prostactwa we współczesnej muzyce disco polo. Nie chciałbym nikogo urazić moimi słowami, posługuję się uogólnieniem. Ostatnio rozmawiałem na ten temat z naprawdę oddanym fanem tej muzyki. Jego argument był taki, że disco polo, które zaczęło się w latach siedemdziesiątych, ma jakąś szlachetność. Okazało się, że sporo jest muzyki, którą moglibyśmy określić jako disco polo, jeśli skupilibyśmy się tylko na podstawowych skojarzeniach. Ale to trochę tak, jakby w rozmowie na temat rapu jedna osoba miała na myśli Liroya, a druga Young Leosię. Nie warto skupiać się na gatunkach.
Dobra, w takim razie organizujemy wesele, w trakcie którego jest absolutny zakaz disco polo pod karą batożenia. Jaką muzykę polecacie na wesele? Z wyjątkiem waszej.
Jordah: Musiałbym odgrzebać playlistę, którą z żoną ułożyliśmy. Dla mnie klasykiem weselnym, który poleci na każdej imprezie, a równie dobrze w filharmonii, to album, który Kayah nagrała z Bregovićem. W mojej opinii to po prostu ilustracja polskich wesel, na których byłem. Ta muzyka jest bardzo skoczna i energetyczna, ludzie się świetnie przy niej bawią. Przy okazji nie jest głupia i prostacka.
Holak: Kiedyś ułożyłem playlistę z weselną muzyką dla znajomych. Pamiętam, że było tam trochę oldschoolowego rocka, bo moim zdaniem bardzo fajnie się do tego tańczy. Oprócz tego uniwersalne popowe rzeczy o tematyce zahaczającej o miłość. Parostatek Krawczyka albo Father John Misty. Zadałeś bardzo obszerne pytanie, więc może po prostu poradzę ludziom, by kupili naszą płytę i posłuchali jej dwadzieścia razy.
Przy okazji usłyszą dwadzieścia razy Andrzeja Piasecznego. Jak się znalazł na waszym albumie?
Jordah: Robiliśmy małą burzę mózgów, kto mógłby zaśpiewać w naszej piosence. Razem z managerem wymyśliliśmy, że wspaniale by było, gdyby wystąpił w niej właśnie Andrzej Piaseczny. Jest moim kandydatem na legendę z dzieciństwa, bo przez siostrę słuchałem bardzo dużo Mafii. Kontaktowaliśmy się przez managementy. Okazało się, że pan Andrzej jest chętny. Wszystko odbyło się bardzo szybko i sprawnie. Moim zdaniem efekt jest bardzo, bardzo spoko. Jeszcze nie spotkaliśmy się na żywo, ale mam nadzieję, że przetniemy się gdzieś w trasie i napijemy weselnego wina.
Małe Miasta feat. Andrzej Piaseczny – Z miłości
Dobra, ślub się odbył, mamy Wesele. Kiedy Rozwód?
Holak: To chyba najbardziej niestosowna rzecz, o którą możesz zapytać przy okazji wesela (śmiech).
Jordah: Na ten moment chyba wystrzelaliśmy się z chęci robienia konceptualnego albumu. To jest fajne, ale na pewnym etapie produkcji jest dość ograniczające. Były takie momenty, kiedy fajnie by było zrobić jakiś luźny numer zupełnie niezwiązany z tematyką. Masz misz-masz w mózgu i musisz się z nim jakoś uporać. Pisanie piosenek na luźne tematy jest bardzo fajne. Myślę, że to będzie nasz następny krok jako Małe Miasta. Może pofolgujemy sobie teraz muzycznie i tematycznie, ale to tylko moja wizja. Może Mati chciałby robić Chrzciny czy coś.
Holak: Nie jesteśmy na tym etapie, w którym mamy coś ustalone, ale prawdopodobnie zrobimy coś innego. To chyba stały punkt tego zespołu, że z płyty na płytę mocno się zmieniamy. Mam wrażenie, że to będzie jeszcze bardziej widoczne, jak powydajemy trochę rzeczy. Potrzeba trochę czasu, by zauważyć tę konsekwencję w niekonsekwencji.
Co w takim razie z image’em zespołu weselnego? Chcecie to ciągnąć przez lata czy to tylko chwilowa zabawa?
Jordah: Traktowałbym to jako performance. Nie wyobrażam sobie, że przez kolejne dziesięć lat w każdym momencie będziemy pokazywać się w wieczorowych butach i święcących garniturach. Na razie promujemy płytę, więc na pewno chwilę ten temat z nami zostanie.
Holak: Bardzo dużo zależy od tego, jak album będzie rezonował. Ogólnie zgadzam się z Jordahem, ale jak przypominam sobie, jak Mitch & Mitch grało ostatnią płytę Wodeckiego, bardzo podobało mi się, że zespół skupił się na jednym wydawnictwie. Przez to, że wybrali staroć, można było odnieść wrażenie, że to tylko jednorazowa akcja. Później okazało się, że po pierwszym udanym koncercie mogło to się rozwijać dalej. Wyobrażam sobie, że paradoksalnie największym sukcesem naszego zespołu byłoby właśnie to, gdybyśmy musieli grać tę płytę przez kolejną dekadę. Mimo wszystko ten projekt to zamknięta rzecz. Nie zawsze byliśmy ubrani na tym Weselu tak, jak byśmy chcieli, a już na pewno nie byliśmy ubrani wygodnie.
Po kilku latach Jordah i Holak, czyli duet Małe Miasta, wrócił z albumem. Muzycy zaprosili słuchaczy na Wesele, które zderza stereotypy z obserwacjami autorów. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins […]
Obserwuj nas na instagramie: