Måneskin: z rzymskiego placu do europejskości
Obserwuj nas na instagramie:
Europejską trasę wyprzedali w dwie godziny, solowe koncerty to dla nich kwestia kilku sekund. Måneskin oszlifował zastaną nieco muzykę rockową i czynem wprowadził jej renesans. Jak długo jednak potrwa ta era odrodzenia, skoro w szeregi Włochów wkrada się niepożądana powtarzalność i… ostrożność?
Måneskin – Rock ‘N’ Roll Never Dies?
Rock jest gatunkiem w moim mniemaniu dość problematycznym i najbardziej opornym na pewne niuanse, które definiują współczesną muzykę. Dwunastominutowe solówki na gitarze nie jarają już nikogo: może to obrzydliwe uogólnienie, ale fakty są takie, że ludziom po prostu coraz ciężej utrzymać skupienie. Długie instrumentalne partie nie będą więc wyjątkiem od reguły. Stara szkoła na scenie jest i będzie, dopóki siedemdziesięcioletni wokaliści dadzą sobie radę ze swymi największymi szlagierami nagranymi trzydzieści-czterdzieści lat temu. Ich brzmieniowe szeregi zostały przetrzebione, bo trzymają się kurczowo siebie z tych najlepszych czasów. Czasami sobie myślę, że taka postawa wobec muzyki jest ogromnie szkodliwa, jak każde sztuczne tworzenie wokół siebie elitaryzmu. A trochę tak jest, i tak, jak kiedyś hip-hop zdawał się być kulturą bardzo hermetyczną, tak teraz uważam, że problem izolacji dotknął rock. Zespoły, które kilkadziesiąt lat temu położył fundamenty pod obecną muzykę rozrywkową, skamieniały. Bardzo to dziwne – zważywszy na to, że rock przecież szczególnie czerpał z jazzu, czy z bluesa. Nie manifestuję tu upopienia rockowej sceny, a podkreślam jedynie jej monotematyczność.
Inaczej to oczywiście wygląda, kiedy pod lupą lądują debiutanci wychowani na Led Zeppelin, ponieważ im – im już zdarza się mieć wizję wykraczającą poza pakiet standard true rockowego zespołu. Sekcja gitarowa wiadomo, rytmika, bas: proszę bardzo. Podstawa dokładnie taka sama, lecz inne przesłanki przyświecające tworzeniu muzyki, co powoduje, że rock faktycznie się rozwija. Szkoda, że tylko procent artystów dźwiga to na swoich barkach.
Przeczytaj: Måneskin: Loud Kids On Tour. Będzie koncert w Polsce
Greta Van Fleet zrobiła dobry background, chociaż moim zdaniem są lekkim rozczarowaniem i propozycją dla tych, którzy notorycznie słuchają albumów z lat 80. i 90. Irlandzki Inhaler to z kolei przykład, jak rock może okazać się świeży i niesforny. Na polskiej scenie doczekaliśmy się choćby WalusiaKraksyKryzys czy zespołu Noże. Miejsca – jest dużo. Trzeba tylko czekać na gospodarzy.
Byłam przekonana, że taką rockową rewolucję poprowadzi Måneskin. Już w głowie widziałam Damiano, Ethana, Thomasa i Victorię w estetyce żywcem wziętej z obrazu Wolność prowadząca lud na barykady. Ich popularność – chcę w to wierzyć – determinowała oryginalność, nie ta wizerunkowa, ale zawarta w brzmieniu. Która był również zaklęta we włoskich tekstach. Może złożyłam na nich zbyt dużą odpowiedzialność, ale w ich fenomenie widziałam również furtkę na szansę dla muzyki nieanglojęzycznej. Tymczasem: wraz z bańką hype’u, oni powszednieją. Nacisk na międzynarodowość odbija się brzydką czkawką – wpadaniem w schemat.
Cztery na piętnaście to znaczy niezdane (26,7%)
To wyśmienita okazja, aby cofnąć się w czasie i powspominać koncert, który zespół zagrał w Gdyni 19 sierpnia w ramach Open’er Park. Występ trwał godzinę i zgodzę się, że był prawdziwym rockowym manifestem. Highlighty tamtejszego wieczora nie były jednak w moim odczuciu dostatecznie jasne, by zrekompensować mi grom rozczarowań. Żeby nie było: dziennikarska krytyka to zwykle najlepszy haczyk na wywołanie dyskusji o różnym poziomie merytoryki, jednak ani mi w głowie podważać czyjeś prywatne odczucia i głosić prawdy objawione. Måneskin niezmiennie uważam za gracza na scenie, który będzie dyktować trendy – oby dłużej niż przez jeden-dwa sezony.
Do rzeczy. Energia zespołu była niepodważalna, a Victoria oraz Thomas na scenie grali tak, że w ogóle nie powinni schodzić z piedestału. Narwani, jakby wciąż nie do końca pojmowali co się dzieję – globalnie – i pełni szalonego zaufania do publiki. Żadne tam gesty bez znaczenia, próby wkupienia się w łaski czy uskutecznianie rockowych założeń. Lecę, bo chcę – Thomas płynąc na fali kilka razy i rzucający się na ludzi pomimo tego, że przed momentem dosłownie tłum się pod nim załamał: piękne. Ethana praktycznie nie było widać zza bębnów, ale konsekwentnie prowadził Måneskin i nadawał im tempa. Damiano konkretnie dyrygował fanami i świecił charyzmą, aczkolwiek odniosłam niemiłe wrażenie, że myślami był gdzie indziej i chciał jak najszybciej zejść ze sceny. Lenistwo w śpiewaniu refrenów, które parę razy zostały oddane w ręce fanów nieco mnie zmroziło. Zdaję sobie oczywiście sprawy z backgroundowej, prywatnej sytuacji, która mogła mieć na to wpływ, jednakowoż mocno rzutowało to na profesjonalizm zespołu. Wisienką na torcie była setlista, bo nie dość że krótka, to w 1/3 składająca się z coverów, a w przewadze z piosenek po angielsku. Cztery utwory na piętnaście zagranych wybrzmiało po włosku. I tak, to było rozczarowanie. Gdzie się podziały piękne, włoskie ballady?
Måneskin – L’altra dimensione
Parla italiano per favore
Bardzo niepokojący wydaje mi się ten wątek, głównie dlatego, że zespół traci na tym, na czym zyskał. Ich angielskie utwory – nie będę nazywać ich grafomaństwem, bo tutaj pokłoniłoby się tłumaczenie wielu doskonałych piosenek – są zwyczajnie proste. Zgrabnie komponują się wplecione między utwory po włosku – bardzo dobrze mi robi choćby New Song, otwierająca album Il ballo della vita – lecz gdyby same miały stanowić portfolio zespołu, cóż… I Wanna Be Your Slave jest znów chwytliwe, aczkolwiek atrakcyjność tego utworu to w dużej mierze jego prezencja, a nie sama, mierzona wartość artystyczna.
Wraca tu zagwozdka, którą poruszyłam w pierwszej części artykułu, czyli pewna odtwórczość. Måneskin parę dni temu zapowiedział nowy utwór. Mamammia będzie kolejnym singlem po angielsku i kolejnym w estetyce cielesnej miłości. Zespół opublikował fragment piosenki na swoim TikToku i słychać, że wkradają się w nią echa IWBS, chociaż przekornie, warstwa muzyczna została znacznie ubogacona w stosunku do tej pierwszej. I niech ta otwarta seksualność będzie się ich trzymała do końca, lecz – nie za nią przecież fani wykupują bilety na koncerty w kilku krajach. Unikalność wiązała się z ich tożsamością, a ja boję się, że wkrótce ta tożsamość będzie uwiązana na zbyt krótkiej smyczy.
@therealmaneskin Oh MAMMAMIA a little sneak peak for you 💝
♬ MAMMAMIA – Måneskin
Europejską trasę wyprzedali w dwie godziny, solowe koncerty to dla nich kwestia kilku sekund. Måneskin oszlifował zastaną nieco muzykę rockową i czynem wprowadził jej renesans. Jak długo jednak potrwa ta era odrodzenia, skoro w szeregi Włochów wkrada się niepożądana powtarzalność i… ostrożność? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki […]
Obserwuj nas na instagramie: