Zakaz nagrywania – nowy trend na koncertach? [opinia]
Obserwuj nas na instagramie:
Nagrywanie wideo i robienie zdjęć na koncertach coraz częściej jest niemile widziane przez samych artystów. Dlaczego?
Nagrywanie na koncertach: jak to z tym jest?
Nagrywanie na koncertach to w ostatnich latach drażliwy temat. Przy dyskusjach o korzystaniu ze smartfonów często pojawiają się głosy o tym, że lepiej przeżywać to, co dzieje się na scenie i mieć dobre wspomnienia, niż patrzeć na koncert przez ekran telefonu. Walkę z telefonami coraz częściej podejmują także sami koncertujący artyści proszący o nienagrywanie i nieuwiecznianie koncertów. Zjawisko to występuje na coraz większą skalę. Ale może nagrywanie wideo i robienie zdjęć wcale nie jest takie złe?
Wideo uruchamia wspomnienia
Na start warto rozstrzygnąć jedną kwestię: uważam, że nagrywanie całego, półtoragodzinnego koncertu smartfonem, aby wrzucić go później na YouTube, całkowicie mija się z celem. Oglądanie występu ulubionego artysty zza smartfona może skutecznie zepsuć nam całe doświadczenie. Do tego dochodzi inny aspekt: czy naprawdę chcemy uprzykrzać życie widzom za nami?
Wspomniałem także bardzo częsty argument przeciwników nagrywania: „ja nie nagrywam, wolę mieć wspomnienia niż słabej jakości filmik”. Jedno nie wyklucza przecież drugiego. Czy nagranie półminutowego/minutowego filmiku na koncercie aż tak jest w stanie zaburzyć pozostałą godzinę z hakiem? Nie sądzę. Zresztą zazwyczaj właśnie po to decydujemy się ten telefon wyciągnąć: aby mieć pamiątkę z wydarzenia, nośnik jakiegoś wspomnienia. Drugim argumentem jest rzekoma słaba jakość nagrania. A przecież dzisiejsze urządzenia są zaopatrzone w coraz lepsze kamery: ścieżkę audio zazwyczaj słychać dobrze, z obrazem też nie jest gorzej. Mityczne przeżywanie chwili i bycie na koncercie „tu i teraz” są moim zdaniem mocno wytartymi i nadużywanymi frazesami, których celem często bywa po prostu pokazanie, jacy to my nie jesteśmy tradycjonalistyczni, „kiedyś to nie było smartfonów, wspaniały widok, żadnego telefonu w górze”. Pora zaakceptować fakt, że dziś jest inaczej.
Nagrywanie uzależnione od występu
A skoro czasy są inne, to zmieniają się także zachowania i koncertowe tradycje. Wiadomo, że w dobie Instagrama po prostu nagramy coś, aby pokazać, że gdzieś byliśmy, coś widzieliśmy, a i kontakt z artystą jest przez to często ułatwiony. Latarki smartfonów zastąpiły również zapalniczki i dziś, zamiast płomienia, często wykorzystujemy światełka przy odpowiednim utworze. Wygląda to fajnie, na nagraniu także, są z tego miłe wspomnienia, a wystarczy również przyłożyć do latarki kolorową karteczkę, żeby efekt był jeszcze lepszy. Przyjmowanie postawy, że telefony to na koncertach największe zło, jest walką z wiatrakami.
Taco Hemingway – Świecące prostokąty
Jest jeszcze jedna i ostatnia kwestia dotycząca nagrywania na koncertach. Mowa tu o prośbach artystów. Czasami możemy spotkać się z sytuacjami, kiedy apeluje się o to, by nie robić tego wcale. Powody są różne: choćby chęć utrzymania niespodzianki dla fanów, którzy wybierają się na kolejne koncerty trasy. Przykładów jest cała masa, choć nie zawsze prośby odnoszą skutek. Ostatnia trasa Quebonafide dobitnie to pokazała, bo pomimo prośby, żeby nie nagrywać, sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Występy z trasy Bankiet u Sanah także poprzedzane były informacjami o zakazie nagrywania, które nie zawsze były skuteczne. Bo czy da się tego upilnować w tłumie?
Zostaw telefon i przeżywaj
Prośby o bycie „tu i teraz” pojawiają się coraz częściej i idą za nimi również działania. Głośniej zaczęło się dobrych siedem lat temu, kiedy komik Dave Chappelle zabronił korzystania z telefonów na swoich występach. Urządzenie można było oczywiście ze sobą zabrać, ale trafiało one do specjalnego, zabezpieczonego pojemnika i korzystać z niego można było tylko w określonej strefie. W świecie muzyki najgłośniejszym przykładem tego rozwiązania są koncerty Jacka White’a.
Takie coś ma już miejsce, ale ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Kościoły, występy orkiestry, opera, kino – w tych miejscach nie korzysta się z telefonów. To już z nami było. Rock ‘n’ roll po prostu ustalił kiedyś, że nie powinno być żadnych zasad i możemy robić, co chcemy. Cóż, ustaliliśmy jednak, żeby na zamkniętych koncertach nie palić, ustaliliśmy obecność ochrony, która może wkroczyć w odpowiednim momencie, aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo. To nie są szalone lata 70. Niektóre rzeczy się porzuca, a inne zostają. Wyobraźmy sobie scenariusz, że jesteśmy w sądzie, kościele czy operze. Takim zachowaniem po prostu okazujemy szacunek. Przyznam szczerze – nie myślałem, że to zadziała. Byłem pewny, że ludzie znienawidzą ten pomysł. Wiecie, kto najbardziej na to narzeka? Ludzie, którzy tylko o tym słyszeli, ale tego nie doświadczyli. Nie słyszałem prawie żadnych skarg od osób, które faktycznie mieli okazję tego zaznać
– mówił Jack White w wywiadzie dla CBC
Może to jest właśnie rozwiązanie? Idąc na koncert, wiemy, że nie będzie możliwości nagrania niczego i wszyscy będą zadowoleni. Innym przykładem jest grupa Placebo, która wprowadziła podobną zasadę na pierwszych koncertach promujących ich najnowszy krążek – Never Let Me Go. Sytuacja analogiczna do Jacka White’a: wszystkie urządzenia rejestrujące umieszczano w specjalnych pojemnikach, które mogły być otwarte w trakcie koncertu, ale tylko w specjalnie wydzielonych do tego strefach, poza miejscem właściwego występu. Zespół na późniejszym etapie trasy zrezygnował z pojemników na rzecz zwykłych apeli przed koncertem, jednak niezbyt to poskutkowało, czego świadkami byli widzowie w Warszawie. Pomimo próśb, telefony powędrowały w powietrze, a frontman zespołu, Brian Molko, w połowie występu zszedł ze sceny. Po chwili powrócił wyraźnie niezadowolony i zakomunikował, aby schować urządzenia, bo koncert nie będzie kontynuowany. Wiadomo, nie nam oceniać, może miał zły dzień, a jego reakcja mogła być przesadzona, natomiast trudno mu się dziwić. Skoro artysta prosi, to czasem jednak warto zaakceptować postawione przez niego warunki.
Nagrywanie ma swoje plusy, jeśli robimy to z umiarem
Z drugiej strony, czy nagrywanie przez widzów czegoś na koncercie faktycznie aż tak przeszkadza w nawiązywaniu więzi z publicznością? Moim zdaniem nie. Bo zjawisko to jest za bardzo demonizowane. Warto też starać się wybierać odpowiednie momenty, aby to robić lub wręcz przeciwnie. Jestem w stanie zrozumieć artystę, który schodzi do publiczności wykonać piosenkę, ale widzi przed sobą tylko obiektywy kamer i tyły telefonów. A nuż przez to przegapimy jedyną okazję, żeby zbić pionę z ulubionym artystą?
Jeśli zachowamy umiar, to nagrywanie naprawdę nie jest niczym złym i nikomu to nie szkodzi. Choć częściowo zgadzam się także z Jackiem Whitem i masą innych, niechętnych filmowaniu muzyków. Przyjmuje się, że opera czy teatr są kulturą wyższą, więc w miejscach tych wymagane są pewne zachowania. Ale skoro w kinach nie można nagrywać seansu, to czemu sytuacja miałaby wyglądać inaczej na koncercie? Ktoś za chwilę powie, że w przypadku wielkiego ekranu dotyczy to rozpowszechniania treści, ale takie nagrania szybko są namierzane i usuwane. Sytuacja z nagrywaniem wideo na koncertach nie jest zero-jedynkowa. W grę wchodzi sporo czynników. Sam lubię sobie uwiecznić niektóre wydarzenia na materiale wideo, ale czy przeszkadza to również w dobrej zabawie, tworzeniu przyjemnych wspomnień, byciu „tu i teraz” i przeżywaniu? Dla mnie odpowiedź na to pytanie brzmi: nie.
Nagrywanie wideo i robienie zdjęć na koncertach coraz częściej jest niemile widziane przez samych artystów. Dlaczego? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Nagrywanie na koncertach: jak to z tym jest? […]
Obserwuj nas na instagramie: