“Przeszedłem przez furtkę, która się za mną zamknęła i jestem w innym świecie” – wywiad z Igorem Herbutem
Obserwuj nas na instagramie:
Igor Herbut właśnie wydał swój debiutancki album Chrust. Porozmawialiśmy z nim o emocjach i drodze, jakie towarzyszyły powstawaniu tej płyty.
Wywiad z Igorem Herbutem
Do tej pory Igor Herbut znany był raczej z działalności w swoim macierzystym zespole LemON, z którym nagrał już cztery albumy. Dziś jawi się jako nowa postać na polskiej scenie muzycznej, choć może nie tylko na niej…
Igor Herbut, albumem Chrust otwiera zupełnie nowy rozdział w swojej karierze. Rozdział pełen szczerych i prawdziwych emocji, którymi artysta dzieli się dziś ze słuchaczami.
Jak to jest debiutować po raz drugi i co kryje w sobie album Chrust? Porozmawialiśmy o tym z samym Igorem.
Weronika Szymańska: Igor, powiedz mi na początek jak się w ogóle odnajdujesz w obecnych realiach? Również jako artysta, którego premiera debiutanckiego albumu spotkała się z tak trudną sytuacją.
Igor Herbut: Myślę, że każdy z nas jako artysta, muzyk, czy też człowiek wrażliwy odczuwa tę sytuację mocno. Inspirując się światem czuję, że jest obecnie trudno i jesteśmy w naprawdę wyjątkowej sytuacji. Na szczęście jestem otoczony miłością w domu i to daje mi większy spokój. Artystycznie staram się pisać, mimo że obecnie inspiruje się radością i szczęściem. Tego szukam pomimo wszystkich negatywnych informacji. Przede mną jest też piąty album LemON, więc mam nadzieję, że ten czas, kiedy muszę i chcę siedzieć w domu, stworzy coś nowego, muzycznego. Jesteśmy z chłopakami z LemON cały czas zdalnie na łączach i staramy się wykorzystać ten czas twórczo.
Instrumentalne poprowadzenie myśli
Zanim jednak LemON – premiera Twojego debiutanckiego, solowego albumu – Chrust.
IH: To jest dla mnie wielka rzecz, bo napisałem, zaaranżowałem i wyprodukowałem to wszystko sam. Od deski do deski to jest moje i bardzo się z tego cieszę. 74 minuty muzyki i treści. Nie tylko wokalnej i tekstowej, ale też instrumentalnego poprowadzenia myśli, w którym również jest treść. Na początku myślałem, że to będzie płyta instrumentalna, co może być dość ciekawe, zważając na to, że jestem jednak wokalistą. Wszystkie utwory powstały na moim pianie w domu. Najpierw były poprowadzone aranżacyjnie, instrumentalnie, emocjonalnie w mojej głowie w taki sposób, aby ich treść nawet bez słów miała dosłowne znaczenie. Jest na przykład taki utwór Nie. Dla mnie instrumentalna ilustracja tego, o czym wcześniej mówię w tekście tego utworu jest świadoma, bo dokładnie słychać w jakim miejscu jesteśmy i co robimy. Słychać kołysanie i burzę.
To jest coś, co ja również zauważyłam. Każde zaśpiewane przez Ciebie słowo na tym albumie znajduje dokładnie swój dźwięk i na odwrót. Treść jest wyjątkowo spójna z brzmieniem.
IH: To dobrze, bo tak chciałem do tego podejść. Jeżeli piszesz utwór od deski do deski i nie masz producenta, nikt za Ciebie tego nie robi, to wykorzystujesz to co masz. Wiadomo że chłopaki z LemON to zagrali, bo ja nie umiem grać na perkusji, ale pisałem te groove’y, wystukiwałem je w głowie, na kompie, czy po prostu analogowo i mówiłem Harremu (Tomasz Waldowski) jak chciałbym, żeby to brzmiało. Na przykład w Ro ten podstawowy rytm – on jest trochę niestandardowy. Ja nie jestem perkusistą, więc pytałem czy to się w ogóle da wygrać i Harry najczęściej mówił, że nie grał dziwniejszych albo trudniejszych rzeczy wcześniej, przed tą moją solową płytą, co jest dla mnie bardzo budujące. Myślę, że on jest jedynym człowiekiem, który jest w stanie wygrać moje pomysły, ale też przepuszcza je przez siebie. Ja to napisałem, ale bez umiejętności i kolorytu chłopaków pewnie byłoby to inne. Z pełną premedytacją poprosiłem, aby to właśnie oni zagrali na mojej płycie, bo oni przede wszystkim rozumieją czym jest moja solowa płyta. Wiedzą czym to się różni od LemON i szanujemy to nawzajem. Dla nich to też było pewnie bardzo ciekawe zadanie, bo jednak LemON to demokracja (pomimo, że mam dwa głosy :D), a tutaj czułem bardzo dużo zaufanie. Budowałem też swoją ambicje jako tekściarz, muzyk, wokalista, aranżer, kompozytor, itd. Jestem naprawdę zadowolony, że ta płyta powstała. Mogę powiedzieć, że jest to najlepsza rzecz, jaką zrobiłem. Pewnie też właśnie dlatego, że zrobiłem ją sam. Oczywiście z pomocą mojej Gosi w postaci pomysłów, rozmów, życia i bezapelacyjnie, przede wszystkim, z pomocą mojego syna, Kaia.
W kontekście tego, że chłopacy z LemON również mają swój udział w tym albumie – jaki masz pomysł na ogranie tego materiału na żywo? Będziesz Ty i piano, jak podczas Twojej solowej trasy Lwia Część, czy zagrasz to z zespołem, ale pod Twoim nazwiskiem?
IH: Jeszcze nie wiem. Na ten moment chciałbym jak najszybciej wrócić na scenę, ale to zależy oczywiście tylko i wyłącznie od nas, jak długo to wszystko potrwa. Z LemON jesteśmy cały czas w akustycznej trasie, która została przeniesiona. Mieliśmy też wiele różnych planów. Mam nadzieję, że to wszystko zostanie jedynie przesunięte w czasie i słuchacze zechcą przyjść, nie oddawać biletów. Budujące jest to, że faktycznie jak na razie żaden bilet i żaden preorder Chrustu nie został zwrócony. To fantastyczne, że ludzie chcą czekać. Co do mojej solowej trasy – mam teraz dużo czasu, żeby myśleć jak chciałbym to zbudować. Na pewno będzie to inne niż Lwia Część, bo nie cała płyta jest zagrana tylko przeze mnie na fortepianie. Wiele utworów aranżowałem na band, więc zespół też się pojawi na koncertach. To będzie coś nowego, a ja lubię nowe. Kiedy będzie taka okazja, żeby z Chrustem pojechać w trasę solo, tak jak grałem Lwią Część, to możliwe, że zrobię Chrust solo – ja i piano. Może to też będzie ciekawe. Kiedyś zrobiłem live, na którym grałem Ro i kilka osób pisało, że ciekawie to brzmi bez zespołu, takie saute. Rozumiem, że to może być ciekawe, ale chciałem pokazać też inne brzmienie, bo budowanie tych wszystkich aranży było dla mnie wyzwaniem. Zobaczymy jak to będzie. Na pewno chciałbym najpierw wyjechać w taką trasę, gdzie zagramy ten album tak, jak jest nagrany.
Igor Herbut: Pewnie nigdy nie otworzę się bardziej
Po pierwszym przesłuchaniu Chrustu, wydawało mi się, że to bardzo smutny materiał, być może nawet pełen jakiegoś żalu. Dziś jednak słyszę w nim raczej wdzięczność, dużo nadziei i radości, choć wciąż to wszystko ubrane jest w pewną melancholię. Jak Ty czujesz ten album?
IH: Trochę tak jest. Ja to opisałem tak: dostajesz mój pamiętnik. On faktycznie, fizycznie istnieje. Bardziej jest to w sumie taki czerwony notes niż pamiętnik. Widzisz ostatnią zapisaną przeze mnie stronę. Czytasz ją i masz świadomość, że jest dobrze. Autor się cieszy z tego, gdzie jest, jest szczęśliwy, otoczony miłością, wie o czym mówi i co czuje. Ale kartkując w tył czytasz, jaka była droga do miejsca, w którym ten człowiek jest teraz. Jest coraz większy gruz. Wchodzisz w coraz głębsze, dziwne, trudne, ale też prawdziwe i szczere rejony. Tak ta płyta jest też zbudowana. Chociażby utwór Jasny traktuje o tym, co się dzieje teraz – jestem ojcem, przeszedłem przez furtkę, która się za mną zamknęła i jestem w innym świecie, co jest piękne. To jest drugi utwór na płycie, więc wcześniej jest jeszcze coś bardziej pozytywnego. A utwór Ro, który został wydany jako drugi, jest już trudniejszy, bardziej skłaniający do myślenia, może mroczniejszy. On jest w środku tracklisty albumu, więc dalej jest jeszcze głębiej. To jest zapis wszystkiego, co faktycznie miało miejsce, o czym nigdy nie mówiłem i pewnie nigdy nie otworzę się bardziej. Na tej płycie powiedziałem i pokazałem wszytko – jakie to było i jakie to jest teraz. Każdy może odczytać to dosłownie lub na swój sposób.
Czyli dobrze myślałam, że można by w sumie ten album podzielić na dwie części? Gdzieś właśnie w połowie diametralnie zmienia się jego nastrój. Miałam nawet wrażenie, jakbym ocknęła się w pewnym momencie w zupełnie innej przestrzeni i słuchała innego człowieka, który opowiada o zupełnie innych przeżyciach niż na początku.
IH: Być może tak jest. Też o tym myślę na różne sposoby, ale jestem właśnie bardzo ciekaw jak to zostanie odebrane. Co do podziału, to zastanawiam się jak podzielę winyl. Na pewno chciałbym go wydać, ale są dwie kwestie: myśląc o tym, że to faktycznie trochę dzień i noc, pewnie tak też zostanie to zobrazowane stronami. Prawdopodobnie będą 2 LP, mam nadzieję, że starczy. Jest to trudne technicznie, ponieważ niektóre utwory mają po 7 – 8 minut i na jednej stronie mogą się zmieścić około trzy takie utwory, a jest ich w sumie 14. Musi też zostać zachowany jakiś sens, żeby nagle jeden z tych jaśniejszych utworów nie spotkał się na jednej stronie z ciemniejszym. Chciałbym to tak zrobić, żeby słuchacz mógł położyć odpowiednią stronę, aby wywołać konkretne emocje. Z tego tytułu bardzo lubię właśnie winyl. Możemy sobie rytualnie nałożyć tę stronę, która ma uwypuklić nasze emocje. Zdaje sobie sprawę, że na tej płycie jest różnie, ale ja też jestem taki skrajny. Nieskromnie mówiąc, myślę, że jestem też wszechstronnym wokalistą i na tym albumie jest to właśnie pokazane. Jest inaczej niż na LemON. Trochę bardziej poetycko może? Często ludzie mówią, że to właśnie poezja śpiewana. Są też momenty, gdzie pokazuję trochę folk, trochę krzyk. W sumie wszystko tam jest, ale na pewno podane inaczej niż LemON i chciałbym, żeby to też było jasne, bo nawet wydając Ro spotkałem się z komentarzami, że LemON poszedł w tę, czy tamtą stronę. LemON to LemON, a Igor to Igor.
Igor Herbut: Nie mogę się doczekać zderzenia słuchaczy z moją płytą, na której zostawiłem naprawdę wszystko – serce, głowę, umiejętności…
Na tym albumie chyba też bardziej niż wcześniej rozmawiasz ze słuchaczem. Zabierasz go w swoją opowieść, która nie zawsze jest łatwa i przyjemna, ale w tym wszystkim jesteś trochę jak dobry przyjaciel, który z jednej strony chce się wygadać, a z drugiej mówi: choć pokażę Ci jak to było, bo to co mam dzisiaj jest efektem pewnej drogi.
IH: Co może też zainspirować osobę, która jest w tym miejscu, w którym ja byłem. Myślę, że to bardzo trafne. Mógłbym to sam powiedzieć.
Ja często odpowiadam na pytanie o interpretacje, ale właściwie to ja mógłbym je zadać. Tak jak zadałem ludziom pytanie: co to jest Ro? Czym jest dla Ciebie? Dostałem mnóstwo, różnych odpowiedzi. Niektóre bardzo trafiły w to, o czym ja myślałem, a były też takie, o których zupełnie nie pomyślałem, a totalnie wpasowały się w całą tę koncepcję utworu, w jego niedosłowność, niedosłowność mnie i całej tej drogi. Niektóre rzeczy mnie naprawdę zaskoczyły i teraz nasuwa się pytanie – zrobiłem to podświadomie? To jest bardzo ciekawe. Ludzie są naprawdę zaskakujący. Kiedy jesteśmy w stanie robić coś razem to możemy tworzyć rzeczy naprawdę niebywałe. Dlatego ja nie lubię klucza interpretacji, ponieważ każdy ma swój. Czasami zdarza się, że ktoś wysyła mi jakieś zadania polonistyczne, gdzie analizuje się moje teksty. To jest w ogóle szaleństwo, moja polonistka by się pewnie złapała za głowę, że tak się dzieje. :) Zawsze się z tego śmieję w ten sposób, że gdybym ja usiadł do tego zadania, to prawdopodobnie bym go nie zdał, ponieważ nie trafiłbym w klucz interpretacyjny. Wiem o czym utwór jest dla mnie, ale dla kogoś innego może być zupełnie o czymś innym. To jest bardzo inspirujące. Nie mogę się doczekać zderzenia słuchaczy z moją płytą, na której zostawiłem naprawdę wszystko – serce, głowę, umiejętności…
A propos tego co tam zostawiłeś. Nie ukrywasz, że ten album to dla Ciebie zapis początku nowego rozdziału. Urodził się Twój syn, dużo się zmieniło w Twoim życiu. Śpiewasz nawet w jednym utworze, że „Ten, co chce dostać całkiem nowe życie, zdać musi w zamian swoje stare”. To brzmi jak zapis jakiejś Twojej wewnętrznej przemiany.
IH: Na pewno. Wszystko o czym tam śpiewam jest naprawdę moje. Każde wyśpiewane słowo i zdanie jest przemyślane i odczute. Najstarszy utwór powstał dwa lata temu. Nie chcę dużo zdradzać, bo jestem ciekaw jak ludzie będą to postrzegać, szukać interpretacji, chronologii tekstowej, jak i chronologii treści instrumentalnej, która również ma znaczenie. Tak jak wspomniałem, dużo rzeczy powstało instrumentalnie na moim pianie i ja wiedziałem o czym są te numery. Dla mnie one nie potrzebowały mieć tekstu i wokalu. Oczywiście musiałem to dopisać, bo ludzie chyba nie do końca by w to weszli, ale dla mnie ta warstwa instrumentalna ma dużo treści. Czasami utwór miał już wspólnie z linią tekst, miałem chociażby dwa zdania, ale już wiedziałem o czym to jest. Jednak żeby niektóre z nich dokończyć musiałem na przykład wyjechać w góry i doświadczyć tego, albo poczekać na coś, co wydarzyło się w moim życiu. Czasami również, niechętnie, ale musiałem do czegoś wrócić. To był żmudny proces, ale wierzę, że dlatego ma to sens. Dwa razy, kiedy wszystko było już gotowe i skończone, jeździłem nawet do studia, żeby powtórzyć kilka rzeczy. Musiałem rozgrzebać cały miks, żeby poprawić chociażby jedną rzecz, ponieważ śpiewam całe utwory, więc nie mogę tego pociąć – muszę jeszcze raz zaśpiewać całość. Inaczej byłoby słychać, że coś jest dograne i byłoby to nieprawdziwe, zgubiłoby te emocje. To działa też jak miecz obusieczny. Nagrywanie traktuje trochę jako live i kiedy coś gorzej zaśpiewam, bądź pomylę się w tekście, ale ta emocja została już wypluta na utwór, to wolę to zostawić nieperfekcyjnie, ale żeby było właśnie z tą emocją, którą już oddałem, którą nosiłem na przykład przez tydzień, żeby przyjechać do studia i nagrać to. Wtedy już do tego nie wracam, nawet, jeśli jest tam jakiś błąd. To jest mniej ważne niż emocja i prawda.
Chociaż o jednym błędzie wiem! Ale celowo nie chciałem go zmieniać, ponieważ wyraz tego jest ważniejszy niż to, w jakiej formie został zapisany. Starałem się również pisać bez transakcentacji, które bardzo lubię, ale chyba nie ma ich na tej płycie.
Igor Herbut: Tam jest niekiedy gruz.
Chrust to bardzo osobista opowieść. Zastanawiałeś się podczas pisania tego albumu, czy pewnych jego momentów jeszcze bardziej nie ocenzurować, nie schować?
IH: Dużo tam jest takich ukrytych momentów mimo wszystko. Aż tak mocno się chyba nie obnażyłem.
Z jednej strony mam wrażenie, że się właśnie mocno otworzyłeś na tym albumie. Z drugiej w zasadzie nie ma tu wielu takich dosłownych rzeczy.
IH: Nie chciałbym tutaj nakierowywać słuchacza na utwory szczególne, żeby się wsłuchał i wiedział o czym mówimy, ale tam jest niekiedy gruz i traktuje o tym, co się naprawdę wydarzyło. Chociażby Corda…
O ten utwór też chciałam zapytać, bo mam wrażenie, że zarówno dla słuchaczy jak i dla Ciebie to może być jeden z najważniejszych utworów na tym albumie.
IH: Tak. Bardzo dużo w nim jest.
Pojawia się w nim również tajemniczy symbol, który już od jakiegoś czasu przewija się w Twojej twórczości, mianowicie dziewiątka.
IH: Na temat samego związku dziewiątki z moim życiem można by napisać osobną pracę dyplomową. :) To jest temat na bardzo długie spotkanie przy kominku rozpalonym chrustem. Przede wszystkim to nie jest jakaś wymyślona rzecz. To część mnie i mojego życia, nie tylko zawodowego. Jest to niedosłowne, ale też znaczące. Ta dziewiątka się przebija i już walczę powoli z dziesiątką. Mam na myśli, że dziewiątka trochę daje Ci wszystko. Trochę jest to zakończenie, może trochę rozpoczęcie. Nie wiadomo. To taka jakby pętla. A z pętlą to różnie jest, wiadomo. Może się zawinąć wokół szyi, a może też pomóc być w dobrym miejscu. Albo złym. Taka dziesiątka już zdecydowanie jest fajnym otwarciem. Mówię teraz zupełnym szyfrem i tylko i wyłącznie ja wiem, o czym mówię. :D
Chyba faktycznie musimy się spotkać innym razem przy kominku na osobną rozmowę o tym. :) A dlaczego w tej tak osobistej historii decydowałeś się wykorzystać również głosy innych artystów: Kory oraz Leopolda Staffa?
IH: Z Losem wiąże się wspaniała historia. Anna Gacek, zaprosiła mnie kiedyś do Trójki na Dzień Poezji, gdzie miałem dosłownie chwilę, aby coś przygotować, więc napisałem muzykę do tego bardzo pięknego wiersza Leopolda Staffa i zagrałem go wtedy po raz pierwszy w studiu im. Agnieszki Osieckiej. To było dla mnie bardzo wyjątkowe, więc ten utwór musiał się znaleźć na płycie. Miał też wielkie znaczenie emocjonalne dla powstawania tego albumu, całej jego historii i chronologii.
Krakowski to jest dużo emocji, rozmów i historii związanych z Korą. Z tym o czym mówiła, ile mi dała w myśleniu, w czuciu i w mojej drodze, zarówno zawodowej jak i prywatnej. Ile inspiracji, ludzkiego ciepła i muzycznej świadomości. To ważna rzecz, dlatego ten utwór został przeze mnie przearanżowany na mój solowy koncert w Romie. Ja, fortepian i wypełniona po brzegi, piękna Roma. Był to dla mnie bardzo ważny moment i ten utwór też musiał się znaleźć na moim solowym albumie. Cała ta historia związana z nim i z Korą jest dla mnie bardzo istotna.
Wydaje mi się też, że ten Krakowski Spleen w Twoim wykonaniu jest idealnie dopasowaną klamrą, spinającą cały ten album i nieprzypadkowo go zamyka.
IH: Chyba tak. Wierzę, że będzie miał taką moc, że niedługo te chmury faktycznie rozgoni.
Ocean Miłości
Ogromną inspiracją dla tego albumu był również Twój syn. Zastanawiałeś się nad tym jak będzie w przyszłości wyglądała jego konfrontacja z tym materiałem?
IH: Nie wiem, sam jestem ciekaw. Może będzie miał to gdzieś. :) Ostatnio słuchałem wywiadu z Philem Collinsem i jego syn mówił, że lubi jeden numer ze wszystkich. Jeden jest spoko. A jest też perkusistą i czasem grają razem. Także nawet jak Kai powie mi, że jeden numer jest spoko, to już będzie coś.
Tak na serio, to jest faktycznie ogrom inspiracji. To ocean miłości, ten mój synek. „Ai” znaczy miłość, „kai” to ocean, więc w wolnym tłumaczeniu to „ocean miłości”. To jest wspaniały człowiek. Jak on się uśmiecha – to jest wszystko. Nawet nie da się tego opisać słowami, więc starałem się to opisać muzyką.
Czujesz odpowiedzialność związaną z tym, że dla wielu słuchaczy Twoja twórczość to są bardzo duże i bardzo ważne emocje?
Czuję odpowiedzialność za to, żeby moja muzyka nie traktowała o „dupie Maryny”. Dla mnie istotne jest, żeby to miało sens. Ja też jestem przede wszystkim jej słuchaczem i krytykiem, więc to musi się też mi podobać, a mi się bardzo mało rzeczy podoba. :) Chciałbym po prostu czuć się dobrze z tym co robię, ponieważ robiłem różne rzeczy. Szukałem różnych rzeczy, czasami dość skrajnych, ale chyba nigdy jeszcze nie byłem aż tak blisko siebie, jak z tym albumem. To jest błogosławieństwo, ale też ta odpowiedzialność, o której mówisz, ponieważ pisząc coś, trafiasz do słuchacza i to kogoś inspiruje. Wiem jakie to ma znaczenie. Nie chciałbym oceniać innych muzyków, ale dużo jest takiego przeciętnego czegoś, którego ja nie rozumiem, a jest to masowo słuchane. Trochę mi się smutno robi, bo wiele osób nawet szukając czegoś lepszego nie da rady się przebić przez tę masowość przekazów. Chociaż u mnie, jak byłem młodszy, pewnie też ciężej się było przebić przez takie masowe myślenie o muzyce. Jak człowiek nie wie, że istnieje coś innego, to sam nie szuka. Jeżeli nigdy nie próbował ryżu w Japonii, to nie wie, że ryż może smakować inaczej, że to, co on je na co dzień – to nie jest prawdziwy ryż. On nie jest zły, tylko bardzo mało osób jedząc go pomyśli sobie: „Hm, ciekawe jak smakuje taki najlepszy ryż na świecie. Chciałbym go spróbować”. Mam jednak nadzieję, że jest teraz coraz więcej osób, które chcą poznawać i szukać. Ja też tak szukałem muzyki jak byłem młody, więc pewnie to zaprowadziło mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz.
Przeczytaj również recenzję nowego albumu Igora Herbuta – Chrust
Posłuchaj nowego albumu Igora Herbuta – Chrust:
Igor Herbut właśnie wydał swój debiutancki album Chrust. Porozmawialiśmy z nim o emocjach i drodze, jakie towarzyszyły powstawaniu tej płyty. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Wywiad z Igorem Herbutem […]
Obserwuj nas na instagramie: