Bez pornostalgii. Soulpete zabrał nas za kulisy „Porn Fiction”
Obserwuj nas na instagramie:
Do pościeli vibe typu Barry White? Nic z tych rzeczy. Soulpete stworzył projekt, który nie jest takim, na jaki wygląda.
Seks i saks
Listopad 2019 roku zostanie zapamiętany przez historię świata jako ostatni miesiąc. Ostatni, w którym słowo koronawirus nie było jeszcze odmieniane przez wszystkie, nomen omen, przypadki. Wtedy także ukazał się materiał dość ubogi, jeśli chodzi o liczbę użytych słów, a bogaty w dźwięki.
Na Noir Fiction Piotr Soulpete Gędek budował narrację za pomocą fragmentów wyciągniętych z odmętów historii czarno-białej kinematografii. No i swoich charakterystycznych zabiegów producenckich. Raperzy pojawili się w zaledwie 1/6 wszystkich utworów. Potem lubelak rzucił się w wir nagrywania krążków z innymi, ale już miał z tyłu głowy kolejną niemal instrumentalną płytę.
– W trakcie przygotowywania Noir Fiction wpadły mi w ręce soundtracki z kilku filmów dla dorosłych. Wiedziałem, że będę chciał ugryźć ten temat, ale nie byłem pewny, czy najpierw usiądę do horrorów, czy do tych wspomnianych. Jak widzisz – wygrało porno – mówi mi autor, po czym dodaje, że zamknął całe przedsięwzięcie w kilka miesięcy. Gdy dopytuję go o to, czy przypominał sobie również filmy, śmieje się. I odwraca kota ogonem, odsyłając mnie do specjalistycznej strony z klasycznymi erotykami. Rzuca także krótkie: nie dziękuj.
Nie było jednak tak, że współtwórca Almost Famous poprzestał na odkrytych przy zupełnie innej okazji tropach. Owszem, na wiele sampli natrafił przypadkiem. Później tak wkręcił się w zagadnienie, że zaczął rzetelnie sprawdzać creditsy i wrzucać twórców oraz ich ścieżki dźwiękowe w Google’a. W tych ostatnich znalazł dużo soulu, sporo jazzu i trochę funku. Jak się jednak okazało, kawał muzyki odrzucił z miejsca przez własną niechęć do… przedziwnych saksofonów. On na pewno nic by z nimi nie zrobił, inaczej niż może, przynajmniej według niego, Pete Rock.
Soulpete – Romay Lina
Rączki na kołderce
– Mam duszę romantyka i w ten sposób niosę ludziom miłość – ironizuje Gędek, odpowiadając na pytanie, czy Porn Fiction celowo pojawia się w walentynki. Uważa bowiem, że to album trudny w odbiorze, mogący momentami gnieść słuchacza przez ciężar gatunkowy niepokojących partii.
Kiedy używam neologizmu pornostalgia, dowiaduję się za to, że ta nawet w minimalnym stopniu nie rządziła poczynaniami producenta. Nie jest to hołd złożony branży porno, tylko przekonaniu, że inspiracje można czerpać z dosłownie wszystkiego. – Trzeba też wyjaśnić sobie jedną bardzo istotną kwestię. Płyta czerpie z filmów erotycznych, a nie tego, co ludzie oglądają codziennie na portalu na X czy P. W tych drugich produkcjach raczej nie stawia się na muzykę, tylko kładzie nacisk na obraz. Natomiast w pierwszych masz rozbudowany scenariusz, dialogi, historię, bohaterów pierwszoplanowych, drugoplanowych – i nie są to hydraulicy czy pielęgniarki – podkreśla Soulpete.
Choć po wcześniejszych słowach samego zainteresowanego można się tego spodziewać, również to należy podkreślić – tytulatura utworów nie jest szczególnie zobowiązująca. Ot, to po prostu osoby związane z filmami, które Pete miał przyjemność oglądać. Na pewno w oczy rzuca się jedna z nich, czyli zmarły w 2006 roku Amerykanin Gary Graver. W nieoczywistym treściowo, podzielonym na role kawałku, któremu dał tytuł, pojawili się obok gospodarza i DJ-a Te raperzy: Barto Katt, Bryndal i Miły ATZ. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że nagranie nie doszłoby do skutku w takim kształcie, gdyby nie pewien mecz. Ale o tym za moment.
Soulpete – Marianne Dupont
Bit, kamera, akcja
– Z tego, co pamiętam, było tak, że najpierw ja i Soulpete umówiliśmy się na mecz Arsenalu w jakimś warszawskim lokalu. Co śmieszne, oglądaliśmy go na telefonie, bo akurat w tym miejscu nie mieli wykupionego odpowiedniego pakietu – opowiada Barto Katt. Chwilę później do piwnego duetu dołączył Bryndal, jeszcze później wydzwoniono Miłego, a na koniec cała czwórka poszła w nocne tango. Owocne i towarzysko, i artystycznie, bo propozycja, która padła w międzyczasie, spotkała się z entuzjazmem. – Atmosfera i bajera pod barem upewniły mnie w tym, że muszę się zobowiązać pomimo delikatnego upojenia. Zazwyczaj takie akcje kończą się na snuciu planów i obiecankach, ale tutaj prawilnie wszystko zostało dowiezione – dopowiada Atezeciok, ówcześnie borykający się z kilkoma przypałami w życiu.
Soulpete pamięta, że jednego dnia każdy z gości dostał bit, po czym Bryndal powiedział, że skoro płyta jest oparta na wiadomych samplach, to można byłoby zrobić – cytuję – jakiś paskudny i oślizły track. Chociaż Barto nie ma wątpliwości, że raperzy byli żywo zainteresowani wymyśloną stylistyką utworu, Miły przyznaje, że początkowo trochę bał się tego, iż wyjdzie coś mało śmiesznego i obleśnego. Szybko jednak uznał, że zrobili rzecz ze smakiem. I nie jest w tym odosobniony.
Soulpete – Gary Graver (ft. Bryndal, Barto Katt, Miły ATZ, DJ Te)
– Zawsze marzyło mi się zrobienie soundtrack do porno, a od tego pomysłu do zajawy porn fiction jest już niedaleko. Uważam, że warto rozmawiać i poruszać temat seksualności, tym bardziej że w naszej społeczności lubimy go traktować w sposób skrajny. Albo jest stuprocentowe tabu i udajemy, że tego nie ma, albo atakujemy tym w sposób wypaczony i agresywny, wyjęty wprost z gangsta-rapowego klipu wymieszanego z BDSM. Kawałek Gary Graver był fajną platformą. Mogliśmy namalować obraz osób obcujących ze sobą w sposób jaskrawy, a jednocześnie możliwie dżentelmeński i analityczny – opisuje swoje refleksje Bryndal. Wtóruje mu szef BUMP’12, który zwraca uwagę na mentalność nie tyle samego środowiska, ile całego polskiego społeczeństwa, które niechętnie rozmawia o uprawianiu seksu czy oglądaniu filmów dla dorosłych.
Ten ostatni wie, że jego zwrotka jest, jak to ujął, hardkorowa i trochę niesmaczna, ale to świadome wejście w konwencję. Jej wyrazem są dziwne porównania padające podczas wcielania się w dostawcę pizzy lub też skacowanego typa. Obrazowo podszedł do tematu także ATZ, a pisanie tych wersów zapadnie mu najpewniej na dłużej w pamięć. – Cała zwrota powstała na spacerze po sopockich błoniach. Pierwszy wers wpadł w momencie, w którym dwa napalone psy zaczęły się w bestialski sposób rzucać na moją suczkę. Jeden był owczarkiem niemieckim, drugi – kundlem – podsumowuje kynologicznie reprezentant Def Jamu.
Easter eggi i straszne rzeczy w oazie
– Lubię chować w tekstach takie drobiazgi – zwierza się Bryndal po pytaniu o coś, czego mogli nie zauważyć na pierwszy rzut ucha słuchacze ich kawałka. – Chciałem połączyć ze sobą świat erotyki ze światem nerdowskim, stąd porównania np. do Władcy Pierścieni. Myślę, że sprawdzenie tej zwroty przy pomocy Google’a może przynieść trochę frajdy. Użycie frazy Humpty Dumpty, choć jest moim zdaniem bardzo w punkt, jest też trochę easter eggiem – doprecyzowuje po chwili.
Miły ATZ stwierdza, że w goścince nie ma raczej niczego między wierszami. No, może jakiś idiotyczny follow-up do Kukona, tyle. Nie znaczy to, że nie ma wiele do powiedzenia o występie. – Z grubsza chodzi mi o to, że bawią mnie realia przemysłu porno, gdy zestawi się go z kilkoma faktami historycznymi. Czasem jak patrzę, co się odpierdala z upływem czasu i postępem technologicznym, to czuję się jak Rick i Morty oglądający międzywymiarową kablówkę. W naszej linii czasowej Hitler przewraca się w grobie. I dobrze! Z drugiej strony jestem ciekaw, czy bracia z Kamerunu czują dumę, gdy ich dalszy kuzyn posuwa dzisiejszą Marylin Monroe. Wiadomo, że to temat dziś trochę niebezpieczny, ale doszukiwanie się w tym jakiegokolwiek rasizmu, w którąkolwiek stronę, nie ma sensu. Bardziej jestem w opcji: tej, wiara, zluzujmy trochę czopkę i pośmiejmy się z ironii losu – zaznacza na wszelki wypadek.
A czy Soulpete zadbał o jakąś zagadkę kompozycją? Otóż tak. Pierwsze litery czterech przedostatnich numerów układają się w słowo Gore. Tak właśnie, po dodaniu słowa Fiction, będzie się nazywać trzecia płyta serii. Kolejny indywidualny krążek skupi się na, jak mówi producent, horror music. Już zbiera materiały źródłowe i zapowiada, że wkrótce będzie mógł powiedzieć coś więcej na ten temat.
– Albumy instrumentalne to moja oaza spokoju. Mam wolną rękę. Własne tempo. Na nikogo nie muszę czekać. Nikogo o nic nie muszę prosić. Nikt za mną z batem nie stoi. Trochę one man army. Ale po takim albumie zawsze wraca mi chęć współpracy – kończy, pozostawiając sporo w niedomówieniu.
Do pościeli vibe typu Barry White? Nic z tych rzeczy. Soulpete stworzył projekt, który nie jest takim, na jaki wygląda. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Seks i saks Listopad […]
Obserwuj nas na instagramie: