Materiały prasowe

SnowFest 2022: gwarancja melanżu najwyższej jakości [relacja]

Obserwuj nas na instagramie:

4 i 5 marca w malowniczym górskim Szczyrku odbyła się dziewiąta edycja festiwalu SnowFest. Sprawdź, jak było!

SnowFest 2022 – dzień pierwszy

Snowfest
PRO8L3M, fot. Łukasz Nowak

Odrobina Mięthy

Długą listę rapowych show na tegorocznym SnowFeście rozpoczął o 19:00 w piątek duet Miętha. Jako że był to początek festiwalu, publiczność nie zgromadziła się jeszcze zbyt licznie pod sceną (wcześniej, bo o 18:00, odbył się set DJ-a Spisek Jednego, na którym jednak nas jeszcze nie było). Po chwili wydawało się, że grono pasowało do jednego z gospodarzy – Skip sprawiał wrażenie rapera, którego nadmierna liczba ludzi mogłaby nieco… speszyć. I to nie przytyk w jego stronę, bynajmniej. Podczas występów na żywo ten gość ma bardzo charakterystyczną, nieśmiałą manierę, która dodaje mu uroku i wprowadza atmosferę luzu, nieformalności. Ten styl bycia bardzo dobrze korespondował z muzyką, którą grał; każdy, kto jest zaznajomiony z twórczością duo, przyzna, że często spotykane w rapie motywy takie jak nadmierna pewność siebie czy wręcz braggowa przewózka to rzeczy, których w tej twórczości raczej nie uświadczymy.

Skip rapuje z ogromną dawką wrażliwości oraz delikatności – i udało mu się to przemienić w intymny, wyłamujący się z hip-hopowego schematu łapa w górę i robienie hałasu show. Można było się spokojnie pobujać i zrelaksować przed długim, intensywnym weekendem. Może i podopieczny Asfalt Records nie dał tzw. koncertowego ognia, ale okazał się wspaniałym – choć inaczej rozumianym – wodzirejem. Warto czasem zrywać z ustalonym porządkiem.

Łona jako sceniczne zwierzę? Takie rzeczy tylko tu!

Na wstępie uczestnicy SnowFestu dostali porządną dawkę rapowego chilloutu. A co było dalej?

Po krótkiej przerwie na scenie głównej znaleźli się Łona i Webber, wspierani przez zespół The Pimps. Co ciekawe nie było piątego elementu hip-hopu, czyli obsuwy, bo artyści wyszli na scenę punktualnie o 21:00, a hajpował ich Kuba Bryndal, połowa zestawienia Bryndal/Eklektik. Był to występ, którego byłam niezwykle ciekawa, ponieważ dotąd nie byłam wcześniej na koncercie wspomnianego duetu i zachodziłam w głowę – jak raperska połówka przetworzy swój wysoce intelektualny rap na coś, co porwie zebrane pod sceną tłumy? Okazało się, że zrobiła to zupełnie naturalnie.

Tracklista była złożona z samych, jak zapowiadał Bryndal, certyfikowanych bangerków (głównie z dwóch ostatnich płyt), a jeśli ktoś miał wcześniej jakiekolwiek zastrzeżenia co do pracy Webbera, to zastanawiam się, gdzie ma uszy. Choć twórczość Łony to rap niekoniecznie współgrający z imprezą, to podkłady wyprodukowane przez jego kompana rozbujają chyba nawet najbardziej zatwardziałych przeciwników rapu. A to dlatego, że są nośne, earwormowe i tłuste – gdyby nie one, to liryka szczecinianina, mimo całej swojej wybitności, mogłaby być momentami po prostu za ciężka na tego typu występy. Pojawia się jednak na bitach, do których nie sposób nie pokiwać głową i przy których nie sposób nie przypomnieć sobie, że muzyka to przede wszystkim rozrywka. Rozrywka, która sprawdza się w każdych okolicznościach, bawiąc człowieka zarówno w domu, jak i na widowni.

Webber prezentował się zupełnie niepozornie, stojąc tak za deckami, lecz to on odpowiadał za lwią część radości, jaka towarzyszyła wszystkim tego wieczoru. Dodajcie do tego MC, który się ruszał, nie dukał sztampowych haseł i nie dawał ani na chwilę nikomu odczuć, że znajduje się w pracy – zamiast tego skakał po całej scenie, wchodził w interakcje z publiką i świetnie się bawił przy swojej muzyce, zarażając tłum pozytywną energią. Brzmi jak zgrany duet? Raczej. I na pewno jak mieszanka, która umie zapewnić zabawę na najwyższym poziomie.

(Nie)ŚWIĘTY BASS

Rap-reprezentacja przejęła jednak nie tylko główną scenę festiwalu. Tyle samo, a może jeszcze więcej działo się pod namiotem o nazwie Scena Jelenia. Po występie Łony na scenie głównej, a przed wejściem PRO8L3M-u, rap leciał właśnie tu. Ale to zdanie domaga się dopowiedzenia, dookreślenia, bo działo się dużo. Leciał grime, UK bass, 2-step… Najświeższe brytyjskie klubowe brzmienia serwował kolektyw ŚWIĘTY BASS w składzie: DJ Phunk’ill i Miły ATZ. Powiedzieć, że grali muzykę, to nic nie powiedzieć. Oni niemal wysadzili dzięki niej scenę w powietrze!

Namiot pękał w szwach, nikt nie stał w miejscu. Zresztą nikt nie mógł stać w miejscu, ponieważ podłoga trzęsła się pod wpływem rozentuzjazmowanego tłumu. ATZ trzymał w ręce mikrofon i był zarówno raperem, jak i hajpmenem Phunk’illa – na przemian były grane ich autorskie kawałki z brytyjczykami. Pozostaje nam tylko dziękować, że takie imprezy odbywają się na naszym podwórku. Porywają, nie da się nudzić. To było coś wyjątkowego, nie do zastąpienia.

PRO8L3M zaprasza

Wreszcie na głównej scenie nadszedł koncert, na który ludzie zaczęli się schodzić sporo wcześniej przed planowaną godziną rozpoczęcia, czyli 23:00. O tej porze był już spory tłum wyczekujący niecierpliwie pojawienia się Oskara i Steeza. Nie kazali na siebie długo czekać – zjawili się zaledwie kilka minut po planowanym starcie. Wybrzmiały dźwięki Rotterdamu, na co zareagowałam więcej niż entuzjastycznie, bowiem spodziewałam się, że panowie będą grali głównie kawałki pochodzące z ich dwóch ostatnich albumów. Nic bardziej mylnego. Zapewnili elektryzujący przelot po bogatej dyskografii. Oprócz oczywistych koncertowych bangerów, które po prostu musiały się pojawić, takich jak Molly czy Makijaż, znalazło się również miejsce dla kilku klimatycznych ballad, w tym National Geographic i W domach z betonu.

Publiczność? Podekscytowana. Duet? Bardzo dobrzy kumple i to widać na każdym kroku dzięki ich chemii. Steez był jednocześnie DJ-em i hajpem. Odpalał tracki na konsoli, po czym wychodził zza decków i wspomagał swojego kompana, towarzysząc mu w przerwach między piosenkami oraz rapując razem z nim. Wspólnie stworzyli fantastyczne show, pełne humoru i muzycznej zajawy. Krótko mówiąc: potwierdzili to, co już wiedzieliśmy. Pełna satysfakcja.

SnowFest 2022 – dzień drugi

Snowfest
RAU, fot. Łukasz Nowak

Nic się nie stało, Raueczku, nic się nie stało

Zawsze gdy wybieram się na koncerty rapowe, mam w sobie dużo wyrozumiałości dla artystów. Staram się postawić w ich sytuacji – wychodzę z założenia, że konieczność występowania na żywo może być dla nich niekoniecznie spodziewaną konsekwencją pisania tekstów i realizowania ich przed mikrofonem, czymś, z czym nie liczyli się na początku swoich karier, pewnym ciężarem. To wbrew pozorom nie wygląda tak, że tylko wychodzisz na scenę, a ludzie bawią się dobrze z automatu, bo lubią cię słuchać. Trzeba mieć szereg cech albo naturalnych, albo wypracowanych, by coś takiego dźwignąć na poziomie. Dlatego nie powiem wam, że występ RAU-a był dla mnie rozczarowaniem.

Ludzie, jeśli czegokolwiek możemy się dowiedzieć o nim z jego twórczości, to na pewno tego, że jest introwertykiem. Że nie jest typem człowieka, który na posiadówie byłby partymakerem. Teraz postaw tu takiego przed masą ludzi i każ mu zrobić show. Byłoby to bardzo trudne, choć owszem, wykonalne. Nie wykluczam, że RAU mógł mieć z wielu względów zwyczajnie gorszy dzień. Do swojego koncertu podszedł bardzo zadaniowo. Niewiele dał od siebie, skandował standardowe hasła, typu zróbcie hałas, wykonał swoje piosenki i wyszedł. Można było odnieść wrażenie, że jesteśmy na tym koncercie sami. Całe szczęście, że organizator zapewnił także szereg innych atrakcji, więc nic nie stało na przeszkodzie, bym pożegnała dawnego reprezentanta Alkopoligamii i poszła zobaczyć, co mają do zaoferowania inni. A mieli, jak się okazało, sporo.

Polscy DJ-e dorzucają swoje trzy grosze

DJ Krzysztof Polak dał na Scenie Jelenia show godny kolektywu Internaziomale, do którego należy, a który to słynie z najwyższej jakości występów na żywca. Artysta serwował najświeższe i najtłustsze rapowe i popowe hity w kreatywnych remixach i reinterpretacjach. Na jego selekcję składały się najpopularniejsze imprezowe szlagiery polskiego rapu ostatnich lat, kilka zagranicznych hitów oraz ponadczasowe popowe klasyki. Na początku nie miał zbyt dużej publiczności przez wzgląd na wczesną godzinę i wspomniany przed chwilą gig, który skupił sporą część zainteresowania, jednak wraz z upływem czasu ludzi przybywało.

Odbiorcami byli, tak na oko, głównie ci, którzy dopiero co przestali być nastolatkami, tak więc każdy znał wszystkie lub niemal wszystkie kawałki z selekcji. Sam zainteresowany zdawał się bawić najlepiej ze zgromadzonych; nie chował się za DJ-ką, wychodził przed nią i tańczył ze swoją widownią. W strategicznych momentach wyciszał muzykę, tak by publiczność sama skandowała najbardziej nośne i popularne refreny. Atmosfera była bardzo swojska i niemalże rodzinna. Czy ktoś jeszcze powątpiewa w to, że muzyka łączy?

Młodzi adepci polskiego DJ-ingu pokazali, że wiedzą, jak podpalić parkiet. Przyszedł jednak czas, by ustąpić miejsca tym nieco bardziej doświadczonym. Set Krzysztofa Polaka płynnie przeszedł w granie DJ-a NOZA. Jego selekcja również składała się z klasyki, lecz była znacznie bardziej eklektyczna. Sporo rapu polskiego, sporo zagranicznego, nie tylko tego najnowszego. Usłyszeliśmy zachodni oldschool, nasze rymobitowe przeboje, klubową elektronikę i… Czesława Niemena. Nie żartuję. NOZ zakończył swój set właśnie Snem o Warszawie. Tutaj publiczność była zdecydowanie bardziej zróżnicowana. Parkiet pękał w deskach, obok siebie tańczyli ludzie z różnych bajek. Każdy z nich znalazł coś dla siebie. Zupełnie jak w przypadku Polaka, kontakt ze zgromadzonymi można tu ocenić na piątkę – a nawet na piątkę z plusem, ponieważ był też mikrofon, a więc i dialogi. Pamiętajcie o tym, gdy zobaczycie go kiedyś w line-upie.

Last but not least – uszanowanko należy się również Eklektikowi ze wspomnianego już duetu Bryndal/Eklektik. Ogromna szkoda, że nie dostał do dyspozycji wspomnianej Sceny, która była świetną przestrzenią do imprezy. Zamiast tego grał na Betclic Stage, która, co muszę przyznać, nie zapewniała najlepszych warunków. Parkiet był mały, a sama miejscówka bardziej służyła ludziom do spróbowania sił w zaproponowanej przez organizatora grze niż słuchania muzyki. Mimo to wyszło dobrze. Miks staroszkolnego zagranicznego hip-hopu z funkiem stworzył niesamowicie klimatycznego seta, do którego dobrze by się tańczyło, gdyby tylko wybrzmiewał w lepiej przystosowanej do tego przestrzeni. Ja jestem pod wrażeniem skillsów i z chęcią zobaczę go raz jeszcze na żywo.

Na pewno jeszcze tu wrócimy

Dwa dni pełne wrażeń, wyśmienitych trunków i porządnego hip-hopu. Nikt z zaproszonych na tegoroczny SnowFest nie znalazł się tam przypadkowo – organizatorzy wiedzieli, kto zapewni publice najlepsze koncertowe i DJ-skie doznania. Chapeau bas, było super. Choć festiwale mogą kojarzyć się głównie z beztroskim i gorącym letnim czasem, to jednak Szczyrk udowadnia, że w zimie też można się świetnie bawić. Kto wie, może nawet lepiej?

4 i 5 marca w malowniczym górskim Szczyrku odbyła się dziewiąta edycja festiwalu SnowFest. Sprawdź, jak było! Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins SnowFest 2022 – dzień pierwszy Odrobina Mięthy […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →