“Naprawdę wierzę, że mogłabym chodzić po wodzie” – wywiad z Joanną Longić z tęskno
Obserwuj nas na instagramie:
Tuż przed premierą nowego albumu tęskno, rozmawiamy z Joanną Longić o pracy nad tym materiałem, jego osobistym znaczeniu, emocjach, relacjach z Bogiem, innymi ludźmi i tym, jak wygląda domowa kwarantanna okiem artysty.
Tęskno to pierwotnie duet Joanny Longić i Hani Rani, który zadebiutował w 2018 roku albumem mi. Album ten odniósł ogromny sukces, nie raz plasując się na najwyższych miejscach najbardziej prestiżowych, muzycznych podsumowań roku, co dało tęskno przepustkę do występów na takich scenach jak Open‘er Festival, Colours of Ostrava w Czechach, czy Primavera Sound w Barcelonie.
Dziś tęskno to solowy projekt Joanny Longić, która otwiera nowy etap w swojej karierze drugim albumem, zatytułowanym po prostu – tęskno. Albumem, jak sama artysta twierdzi – innym od debiutu, a jednak będącym z pewnością jego kontynuacją.
Porozmawialiśmy z Asią o tym, jak się odnalazła w nowych realiach – zarówno tych związanych z tęskno, jak i z obecną sytuacją na świecie. O jej nowym albumie i emocjach jakie się z nim wiążą. O relacjach z Bogiem i innymi ludźmi, którymi poprzeplatała nowy album tęskno i planach na, jak się okazuje – niedaleką przyszłość.
Wywiad z tęskno
Weronika Szymańska: Asia, jak się odnajdujesz w tych nowych okolicznościach, też pod względem artystycznym, bo podejrzewam, że to wszystko ma również wpływ na premierę Twojego nowego albumu?
Joanna Longić: Premiera odbędzie się w tym czasie, w którym była planowana, czyli 17 kwietnia, ale jeśli chodzi o stronę promocyjną, to nagle wszystko jest na odległość, choć wydawało się, że i tak większość wywiadów robiło się zdalnie. Jednak jeśli chodzi o radio albo telewizję – niewiele z tych miejsc jeszcze funkcjonuje tak, jak funkcjonowało. Media są bardzo skupione na podawaniu informacji o aktualnej sytuacji, zresztą słusznie, bo ważne żebyśmy wiedzieli, co się dzieje wokół, czy jest bezpiecznie i co mamy dalej robić. Siłą rzeczy wszyscy jesteśmy teraz na tym skupieni. Z drugiej strony muzyka, czy jakakolwiek forma sztuki jest w tym momencie równie ważną częścią naszego życia i stała się odskocznią od tematu wirusa. Trudno mi właściwie ocenić, czy to jest prostsza sytuacja czy trudniejsza. Na pewno jest inaczej i trzeba się przełączyć na to, że nie da się za bardzo poruszać starymi schematami. Trzeba się otworzyć na nowe i starać się, aby ta muzyka i tak trafiała do ludzi.
Czyli rozumiem, że mimo wszystko radzisz sobie z domową kwarantanną?
JL: Myślę, że to, jak sobie radzimy z kwarantanną zależy od naszej umiejętności organizacji tego czasu. Ja wcześniej też dużo pracowałam z domu. Większość procesu twórczego działo się tutaj. Miałam jednak w ciągu tygodnia takie punkty, jak odwiedziny dziadków, zakupy, lekcje śpiewu, spotkania ze znajomymi… Teraz tych momentów nie ma i jest tylko dom. Wydaje mi się jednak, że ten mój wcześniejszy tryb pracy mógł mnie w pewien sposób przygotować na to, jak jest teraz. Może być mi łatwiej, chociaż nie wiem czy powinnam tak mówić. Podejrzewam, że trudniej mają ludzie, którzy pracowali przedtem pięć dni w tygodniu poza domem i nagle mają rzeczywistość wywróconą do góry nogami. Ja mogę być w pewnej bańce swoich bliskich znajomych i wydaje mi się, że wszystko jest w miarę normalne, a jestem w mniejszości ludzi, którzy mieli tę wolność i przywilej, aby pracować według swojego czasu, a nie narzuconego.
tęskno: Chodzi o to, żeby niezależnie od okoliczności potrafić znaleźć w swoim życiu radość i nie być smutasem
Takie przewrotne pytanie, też trochę w tym kontekście – w jednym utworze na nowej płycie śpiewasz: “Kiedy bliski koniec świata, do zabawy jest okazja”, czym, pewnie nieświadomie, ale udało Ci się wpasować w obecne realia. To jak, masz w końcu tę frajdę?
JL: Nie do końca chodziło mi o taki wydźwięk, ale faktycznie już któraś osoba pyta mnie, czy na pewno się dobrze bawię. Założenie było takie, żeby cały ten utwór był z lekkim przymrużeniem oka. Chodzi o to, żeby niezależnie od okoliczności potrafić znaleźć w swoim życiu radość i nie być smutasem. We mnie jednak jest pewna walka, bo najlepiej mi się komponuje w nocy. W związku w tym, mam tendencję do bycia tym smutasem i do tego, żeby się izolować, nawet kiedy ta izolacja nie jest wymagana. Myślę, że to wyszło w tym utworze. Czasami to wymaga ode mnie wysiłku, żeby przypomnieć sobie, że mogę sobie pozwolić na więcej frajdy, a ciężka praca też może być przyjemna. W drugiej zwrotce zawarte jest to, żeby jednak myśleć też o problemach ludzi wokół i o tym, jak można pomóc innym. Można powiedzieć, że to jest dylemat mojego życia. Miałam okazję być w wolontariacie i robić więcej dla ludzi. Teraz robię tego mniej i być może to są jakieś moje wyrzuty sumienia. Głos, który mi podpowiada żeby robić rzeczy, które mogłyby przynieść więcej realnego dobra wokół, a nie skupiać się tylko na swojej frajdzie. To są takie moje wewnętrzne rozważania, które faktycznie wpasowały się też w ten czas teraz, kiedy dosłownie nie możemy pójść do kina, czy do muzeum i dostarczyć sobie tej rozrywki tak, jak robiliśmy to wcześniej. Ale są teraz inne możliwości, z wielu tych atrakcji można przecież korzystać przez Internet.
Nowy rozdział w karierze tęskno
Do albumu jeszcze wrócimy, bo to jest oczywiście główna rzecz, o której chcę z Tobą porozmawiać, ale nie mogę też nie zahaczyć o zmiany, które zaszły ostatnio w tęskno. Jak odejście Hani wpłynęło na Ciebie i Twoją teraźniejszą twórczość?
JL: To był moment, kiedy stanęłam przed wyborem – zrobić przerwę, żeby zastanowić się co dalej, czy może zrobić coś zupełnie innego i zostawić to tęskno, tak, aby pozostało w pamięci ludzi jako zespół jednej płyty. Nie byłam jednak w stanie zrezygnować z tego projektu. Okazał się zbyt ważny i zbyt bliski dla mnie. Kontynuowanie go było dużym wyzwaniem, ale okazało się, że znalazłam w tym dla siebie dużo frajdy. Na studiach, oprócz kształcenia wokalnego, miałam takie przedmioty jak kompozycja, aranżacja na instrumenty, elementy produkcji muzycznej. Po odejściu Hani zastanawiałam się na początku, czy szukać teraz jakichś kompozytorów, ale w końcu pomyślałam, że właściwie to mam podstawy, robiłam to już parę lat temu, więc dlaczego się nie rozwinąć w tym bardziej i nie potraktować tej sytuacji jako impulsu do tego, żeby jeszcze bardziej wyrażać się jako artystka. Tak też zrobiłam i okazało się, że to mi daje niesamowitą radość i satysfakcję. Moment, kiedy wchodzi się do studia nagraniowego i muzycy grają twoje nuty… Trudno w ogóle opisać to, co się wtedy czuje. Jest to absolutnie niesamowite. Miałam też ogromne wsparcie kwintetu, który już wcześniej zagrał z tęskno wiele koncertów. Ta płyta z jednej strony jest inna, chociażby dlatego, że pojawiła się na niej harfa i flet poprzeczny, na czym bardzo mi zależało, a z drugiej – jest bardzo podobna. Jest w niej spójność i kontynuacja, ale w samym obrębie albumu jest też ogromna różnorodność.
Masz przy okazji tego albumu tak, że traktujesz go właśnie jako kontynuację tego co było, czy oddzielasz pewien etap tęskno grubą kreską i zaczynasz w jakimś sensie od nowa?
JL: Na pewno jest to kontynuacja, ale myślę też, że jest to jednak duży krok. Takie jabłko, które daleko pada od własnej jabłoni i toczy się po jakimś wzgórzu. Jest to inne. Oczywiście dalej kwartet smyczkowy jest podstawą. Jak zaczynam rozpisywać utwory to zawsze zaczynam od niego, dlatego, że sama grałam na skrzypcach. Od tego zaczęła się moja edukacja muzyczna, więc to jest dla mnie najbardziej naturalne i w tym się czuję najpewniej. Wiem jakie są techniki grania, a dzięki temu jest mi łatwiej to rozpisywać. Tak samo przez rok czasu w liceum grałam na flecie poprzecznym. Ten instrument poleciła mi nauczycielka śpiewu, żeby pracować nad oddechem. Może to się wyda głupotką, ale już pisząc na przykład na taki instrument ma się świadomość, że on nie może grać cały czas. Nawet dosyć często musi mieć przerwy, żeby wziąć oddech. Wiadomo, że jak ktoś gra profesjonalnie, to zagra dłuższą frazę, ale to i tak nie jest fraza bez końca. Zawsze dobrze jest mieć takie podstawowe informacje o instrumencie, na który się rozpisuje utwór. Wtedy można zrozumieć rolę jaką spełnia w całości.
A propos tych instrumentów i muzyków, z którymi współpracujesz – tęskno mamy teraz traktować jako Twój solowy projekt, czy zespół?
JL: Jako mój projekt. Każdy z muzyków, których zaprosiłam do współpracy ma swoje różne historie, ale cieszę się z tego, że kwintet jest od dawna niezmienny. Jesienią graliśmy w minimalnie mniejszym składzie, z Arturem Wieczerzyńskim, który gra na altówce i Adą Wadoń, która gra na skrzypcach, plus oczywiście z looperem i syntezatorami. Koncerty są wciąż zespołowe, ale musi być tak, że jedna osoba ma nad tym kontrolę. Inaczej to się rozchodzi na wszystkie strony. Ci muzycy też mają swoje priorytety. Teraz jest na szczęście tak, że tęskno mają na pierwszym miejscu i rezerwują sobie czas zarówno na próby jak i na koncerty, ale nigdy nie wiadomo co za chwilę się wydarzy. To jest zbyt ważne i nie może być tak, że cały projekt ucierpi z powodu jakichkolwiek personalnych czynników. To wszystko jest bardzo złożone i czym więcej osób, tym trudniej jest to zorganizować. Dlatego tęskno to solowy projekt.
tęskno: Za każdym razem walczę ze łzami pod koniec utworu “Znów”
Poprzednia odsłona tęskno kojarzyła mi się z wiosną, łąką, spokojem, naturą… To, co mnie najbardziej zaskoczyło na nowym albumie, to pewien niepokój, może nawet mrok, który się przez tę płytę przewija. Zastanawiam się jak Ty ją odbierasz w kwestii tego czy jest bardziej pozytywna, czy może właśnie smutna?
JL: Teraz wyjdzie na to, że jednak ten album poszedł w stronę niepokoju, a nie chcę, żeby tak było! No ale taka płyta mi wyszła, co zrobić… :) Chociaż dzisiaj czytałam wypowiedź na temat tej płyty i było napisane, że raczej jest w niej spokój. Może to jest po prostu bardzo osobista rzecz? Kwestia naszych skojarzeń z brzmieniami, konkretnymi dźwiękami, a może nawet słowami i co przez nie rozumiemy.
W takim razie to chyba świetnie, jeśli okaże się, że opinie i odczucia co do tej płyty, w zależności od tego, przez jakie emocje i historie konkretnego człowieka zostanie ona przepuszczona, będą zupełnie skrajne. To może się okazać bardzo ciekawym eksperymentem. Osobiście, na to moje odczucie niepokoju złożyły się na przykład momenty instrumentalne, których na tej płycie jest całkiem sporo.
JL: Coś, czego ja na pewno nie miałam przy pierwszym albumie to fakt, że za każdym razem, choć słyszałam ten utwór już setki razy, walczę ze łzami pod koniec utworu Znów.
Miałam bardzo podobnie jak go słuchałam!
JL: Coś jest w tym utworze. On powstał w ogóle bardzo szybko. Mieliśmy zarezerwowany dzień w studio S2 w Polskim Radiu. Kwartet smyczkowy, reżyser – wszystko było gotowe. Miałam wtedy rozpisane dwa utwory, a rezerwacja była na 8 godzin, więc wiadomo, że aż tyle czasu nie jest potrzebne na nagranie dwóch utworów. Szkoda mi było czasu wszystkich zaangażowanych w to ludzi, więc się zmobilizowałam i w wieczór przed tymi nagraniami, w dosłownie 4 godziny, pod wpływem nocnego impulsu, powstał utwór Znów. Strasznie jestem z niego dumna! Uwielbiam go, chociaż oczywiście fajnie, jakby był troszkę weselszy, ale jest w nim coś takiego totalnie poruszającego. Jest taki moment pod koniec, kiedy ja zaczynam śpiewać, że emocje biorą górę znów. Tam na altówce gra już tylko Artur, który jest genialnym muzykiem, a dokładnie w tym momencie, minimalnie drży mu ręka. Jego odbiór, kiedy pierwszy raz usłyszał gotowe nagranie też był taki jak mój, że to jest niesamowite i cieszył się z tego, co normalnie mogłoby zostać uznane za pomyłkę. Jednak w tym kontekście to było dokładnie to, że te emocje przejmują kontrolę i to odbiło się nawet na grającym nuty muzyku. Ta emocjonalność i kruchość jest tutaj odczuwalna.
Dobrze myślę, że Znów, zwłaszcza przez tę Twoją śpiewaną końcówkę, jest pewnym preludium do Między Nami?
JL: Tak! Jak jeszcze nie wiedziałam, jaka będzie kolejność utworów na albumie, to chciałam nazwać to Repryzą. Potem, jak się okazało, że ten utwór pasuje jednak wcześniej, to zrezygnowałam z tego pomysłu, bo jednak repryza powinna być po, a nie przed. :)
Właśnie to też mnie zastanawia, dlaczego, skoro faktycznie między tymi utworami jest jakiś związek, nie zdecydowałaś się postawić ich obok siebie, tylko są tak bardzo oddalone – Znów jest niemalże na początku, a Między Nami już prawie na końcu.
Po tym intensywnym początku, gdzie w pierwszym utworze o modraszcze jest tak dużo słów, potem szaleństwo w Frajdzie, w której z kolei jest najwięcej instrumentów, uderzenia syntezatorów i dużo elektroniki, chciałam, żeby był moment takiego wyciszenia.
Nurtuje mnie również utwór o bardzo ciekawym tytule, w zasadzie to właśnie ten tytuł mnie intryguje, bo brzmi on – Arenga. Sprawdziłam, co on oznacza i wyskoczyło mi kilka znaczeń. Przede wszystkim O.S.T.R. ma również utwór o takim tytule. Nie wiem, czy się inspirowałaś? :)
JL: Ojej nie wiedziałam! Muszę to sprawdzić!
Sprawdź koniecznie! Jedna z innych definicji arengi brzmi: „Część dokumentu zawierająca ogólne powody jego wystawienia”, co mnie bardzo zastanawia, bo ten utwór jest również instrumentalny.
JL: Haha, to prawda! Arenga to też jeden z gatunków palmy z dalekich stron. Na tylnej okładce płyty i krążku CD są zdjęcia analogowe, które zrobiłam właśnie w różnych, bardziej odległych stronach świata. Jest tam boisko zalane wodą i są też widoczne różne palmy. Prawdopodobnie to nie jest ten gatunek, ale bardzo mi się spodobało to powiązanie oraz fakt, że arenga jest wstępem, takim dokumentem wyjaśniającym, ale też jest w tym roślinność i natura. Takie były moje motywacje co do tego tytułu, jak i również chęć użycia takiego szalonego i raczej nieznanego słowa, które może poruszy jakoś wyobraźnię.
tęskno: Relacja z Bogiem od zawsze jest dla mnie bardzo ważna
Zdecydowanie zadziałało! Powiedziałaś gdzieś, że w swoich tekstach wcale tak do końca nie obrazujesz tego, co zazwyczaj słyszą w nich słuchacze, czyli pewnych relacji międzyludzkich, ale często jest to zapis Twojego dialogu z Bogiem. Jest to bardzo ciekawe i w ogóle bym o tym nie pomyślała, bo zawsze mi się wydawało, że takie powiązania z Bogiem to bardzo intymne tematy i trudno o tym pisać. Tobie się to udaje.
JL: Jestem osobą wierzącą i od najmłodszych lat wychowaną w takim domu, gdzie Biblia była z nami niemalże codziennie i była główną wykładnią tego, jak żyć, co na pewno jest słyszalne w tej muzyce. Mam nadzieję, że też widoczne w moim życiu. Ta relacja z Bogiem od zawsze jest dla mnie bardzo ważna. Wiadomo, że też miewam takie momenty w życiu, kiedy się bardziej oddalam lub bardziej przybliżam do Kościoła i do tych rozmów z Bogiem, które można nazwać modlitwami, choć często są to po prostu rozmowy z samym sobą. Choć ja wierzę, że jest ta druga strona, która słucha. W tych utworach to wychodzi, czasem mniej, a czasem bardziej. Są takie momenty, gdzie bardziej się skupiam na sobie, albo na drugiej osobie, która zamiesza mi w głowie, więc to też nie jest tak, że za każdą postacią w moich utworach stoi Bóg. W Walcu na pewno. To chodzenie po wodzie nawiązuje do robienia rzeczy ponad naturalnych, wręcz niemożliwych. Ja naprawdę wierzę, że mogłabym chodzić po wodzie, co brzmi jak szaleństwo, ale czemu nie? Wierzę również, że na przykład ten wirus może ustać w którymś momencie, czy to będzie za pomocą szczepionki, czy tak, że wszyscy się zdziwimy, że zniknął tak nagle jak się pojawił. Chodzi o to, że czasami myślimy o rzeczach niemożliwych, że są cudami tylko dlatego, że nie wiemy co za nimi stoi i jak dokładnie do nich doszło. Mój związek z Bogiem ma też odnośnik do Frajdy. Myślę teraz o przykazaniu miłości, które mówi o tym, aby miłować bliźniego jak siebie samego. Tutaj rodzi się pytanie – czy jesteśmy w stanie kochać innych, jeżeli nie potrafimy kochać siebie? We Frajdzie jest dokładnie ten dylemat – czy bardziej dbać o ludzi, czy o siebie i własne przyjemności.
Emocjonalny negliż w utworach tęskno
Gdzieś indziej przeczytałam też, jak mówiłaś o emocjonalnym negliżu. Czujesz, że faktycznie w tych piosenkach mocno obnażasz się z emocji?
JL: Totalnie. Do tego stopnia, że najbliżsi przyjaciele słuchając tych utworów dokładnie wiedzą o czym one są, o jakich momentach, przeżyciach, jakie inne osoby są w to zamieszane. Przejście przez tę osobistą linię nie było najłatwiejsze, ale też mam świadomość, że tylko najbliższe osoby będą wiedziały, o czym dokładnie śpiewam. Są tam liczne metafory i subtelność. To nie jest tak, że mówię wprost o wszystkich szczegółach. Staram się to ująć delikatniej, chociaż to i tak jest ogromne obnażenie się. Myślę, że to już jest mój maks. Chociaż może się jeszcze zdziwię… Może da się jeszcze bardziej, ale w tym momencie czuję się faktycznie goła.
Nie boisz się w takim razie zderzenia z interpretacjami i tego, że Twoje intymne przeżycia, ktoś może odebrać zupełnie inaczej, coś sobie do nich dopowiadać?
JL: Może tak być, ale zawsze mogę wtedy wyjaśnić, że to nie tak, że nie to miał autor na myśli. To są moje bardzo osobiste sprawy i tylko najbliższe osoby mogą o tym wiedzieć, a jak ktoś będzie sobie coś do tego dopowiadał to w sumie może. Nie widzę tutaj zagrożenia.
tęskno: Dla mnie ta płyta też mogła być terapią
Myślisz, że ten album, podobnie jak debiutancki, będzie miał również takie terapeutyczne działanie na słuchaczy?
JL: Mam nadzieję, że tak.
Pytam o to też dlatego, bo wydaje mi się, że to nie jest do końca taka łatwa płyta. Jest na pewno trudniejsza niż poprzednia i jeśli ktoś przyzwyczaił się do tamtej sielankowości, to może się teraz trochę zaskoczyć. Ten materiał jest jednak bardziej wymagający.
JL: To dobrze! Pierwsza płyta była w takim razie przygotowaniem, takim częściowym obnażeniem się. Słuchacze wykonali pierwszy krok, pozastanawiali się nad pewnymi kwestiami, a teraz idziemy o krok dalej. Nie mogę zostać w tym samym miejscu, bo wtedy zacznę się cofać. Trudno mi ocenić to, co wydarzy się z tym albumem. Mam nadzieję, że przyniesie jednak więcej tego pokoju niż niepokoju, że to będzie takie oczyszczające doświadczenie. Z tej rozmowy wynika, że dla mnie ta płyta też mogła być terapią, jakimś przełożeniem procesu przerabiania pewnych rzeczy we mnie. Jednak nawet jeśli momentami, tak jak w przypadku Znów, może popłynąć łza, to do czasu Fenomenalnej, czyli ostatniego utworu, który mówi o sile, pewności siebie, o tym, że znam swoją wartość i wytrwale dążę do celu – ten pokój i nadzieja wybrzmiewa na koniec z akompaniamentem szalonych smyczków. Jest tam taka kulminacja radości i pewność, że mimo wszystko jest właśnie fenomenalnie. Na tę płytę patrzyłabym właśnie tak całościowo. Jedyne, czego mogę się obawiać, to że ktoś usłyszy tylko jeden utwór, albo dwa oddalone od siebie. Wtedy można zupełnie dziwacznie to ocenić i nie wiedzieć o co chodzi. Na pewno Między Nami jako osobny człon działa i dobrze sobie radzi, bo tutaj przesłanie jest takie, żeby wszystkie złe rzeczy odłożyć na bok i, mimo emocji, które mogą próbować pokrzyżować nam plany, skupić się na tym, co jest dobre.
Faktycznie, też to zauważyłam, że ten album trzeba brać jednak w całości. Nie jako grający gdzieś w tle, tylko powinno się poświęcić mu trochę uwagi.
JL: Trochę jak taki serial brazylijski. Nagle wchodzisz, ktoś kogoś uderza w twarz, a potem okazuje się, że w ogóle nie o to chodziło. :D
Na pewno Znów niektórych tak uderzy w twarz. :D
JL: Myślę, że to będzie takie przyjemne klepnięcie, żeby potem jednak pogłaskać po głowie. :)
Dalsze plany tęskno: zapał i pasja do dalszego pisania muzyki
Zapytałabym Cię co dalej, bo zazwyczaj się o to pyta na koniec rozmowy, choć w obecnych warunkach to pytanie może brzmieć głupio, ale może masz jakieś plany, które wiesz, że jak sytuacja Ci na to pozwoli, to będziesz chciała je zrealizować?
JL: Chwilę przed zamknięciem się w domach udało nam się spotkać z kwartetem jeszcze raz na nagraniach i mamy już trzy następne utwory, oczywiście poza płytą. Jest we mnie teraz taki zapał i pasja do dalszego pisania muzyki, chociaż jeszcze nie mam całościowej wizji w jaką stronę miałoby to dalej pójść. W sumie podobnie było przy tym albumie – bardziej tu i teraz, parę miesięcy pracy. Jakiekolwiek przemyślenia, emocje i odczucia wtedy miałam – wszystko zawierałam w tym albumie. Z tego zrobiła się spójna historia, więc mam nadzieję, że teraz też tak będzie. Zostałam też poproszona przez Narodowe Centrum Kultury, żeby zrobić dla nich swoją aranżację wspaniałego utworu Zabierz Mnie Do Morza Adama Repuchy, który może być znany z filmu Wszystkie Nieprzespane Noce, gdzie odegrał też ważną rolę. Ten utwór ukaże się jeszcze wiosną. Bardzo się z niego cieszę. Nawet nie wiem, czy to nie jest najlepszy aranż, jaki kiedykolwiek zrobiłam. Oczywiście wiadomo, że nie byłoby go, gdyby pierwsza wersja tego utworu nie była taka dobra, więc miałam tutaj naprawdę mocne podwaliny. Myślę, że ten czas teraz jest bardzo dobry, żeby się wyciszyć, skupić i tworzyć dalej, a jak już wszyscy wybiegniemy na ulice i odetchniemy, to będzie bardzo dużo nowego. Takie muzyczne uderzenie. Warto wykorzystać ten czas jak najlepiej. Tak też mi podpowiada serce, więc nie ma co z tym walczyć. Nam, twórcom, to też na pewno daje nadzieję, gdy robimy coś teraz z myślą o tym, co będzie potem.
Posłuchaj nowego albumu tęskno – tęskno:
Tuż przed premierą nowego albumu tęskno, rozmawiamy z Joanną Longić o pracy nad tym materiałem, jego osobistym znaczeniu, emocjach, relacjach z Bogiem, innymi ludźmi i tym, jak wygląda domowa kwarantanna okiem artysty. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. […]
Obserwuj nas na instagramie: