Łukasz Targosz o ścieżce dźwiękowej do “Odwilży”: “Chciałem stworzyć muzykę roztopów. Muzykę przemiany” [wywiad]
Obserwuj nas na instagramie:
„Tytułowa Odwilż jest dla mnie symbolicznie złączona z losami głównej bohaterki. Początkowo zdystansowanej i chłodnej. Nawet trudnej do zrozumienia” – opowiada Łukasz Targosz, autor muzyki do serialu Odwilż. Jedną z inspiracji do powstania tej ścieżki dźwiękowej był chłodny i nieoczywisty Szczecin. Tam właśnie osadzona jest akcja produkcji HBO Max.
Jak sam mówi, chciał, by muzyka do tego serialu była inna niż te, które do rej pory pisał, bardziej zdystansowana. Kompozytor, który na koncie ma choćby ścieżki dźwiękowe do takich produkcji jak serial Wataha czy film Świadek koronny, opowiedział nam o pracy przy nowym serialu HBO Max. “Chyba nie ujawnię jakiejś tajemnicy, jeśli powiem, że w trio kompozytor-reżyser-producent dochodzi czasami do pewnych napięć. Wszyscy przecież w ostatecznym rozrachunku jesteśmy artystami” – przyznaje.
Łukasz Targosz – wywiad
Anna Nicz, Rytmy.pl: Muzyka do serialu Odwilż to pana kolejna współpraca z HBO. Jak wyglądają początki pracy nad takim projektem?
Łukasz Targosz: Pierwszym etapem pracy nad projektem zwykle jest przedstawienie oryginalnej koncepcji muzyki do projektu. Nazwałem ten proces eufemistycznie. Tak naprawdę jest to forma konkursu, w którym zaproszony kompozytor lub kompozytorzy przedstawiają kilka utworów, odpowiadających powierzonemu materiałowi. Zwykle jest to kilka scen, czasami sekwencja montażowa.
Jak dokładnie wyglądał materiał wyjściowy, który otrzymał pan przed rozpoczęciem komponowania ścieżki dźwiękowej do Odwilży?
Łukasz Targosz: O ile dobrze pamiętam, otrzymałem pierwsze dwa lub trzy odcinki serialu. Dzięki temu mogłem spojrzeć z szerszej perspektywy na sposób filmowania, montażu, korekcji barwnej. Przekonać się, na co reżyser i producenci zwracali szczególną uwagę. W przypadku Odwilży poza główną bohaterką, tym ważnym i wyróżniającym się elementem było miasto. Szczecin. I jego szczególna atmosfera. Miasta zatopionego w wilgoci. Spowitego mgłą, zza której przedzierają się industrialne kształty maszynerii stoczniowej. Te obrazy i ten klimat były dla mnie jednymi z bardziej istotnych inspiracji do pracy nad melodyką i brzmieniem serialu.
Muzyka w Odwilży zwraca uwagę swoim nieco skandynawskim klimatem.
Łukasz Targosz: Chciałem, żeby muzyka do tego serialu była inna niż te, które do rej pory pisałem. Bardziej zdystansowana. Postawiłem na wiolonczelę, którą przetwarzałem całą gamą przedziwnych efektów cyfrowych. Drugim istotnym instrumentem jest pianino. Zdemontowałem drzwi górne i klapę instrumentu. Przy takim zabiegu, poza naturalnym brzmieniem pianina, byłem w stanie rejestrować akustykę wnętrza, uwzględniając mechanikę młoteczków i innych elementów, na brzmienie których zwykle nie zwraca się uwagi. To trochę tak, jakbyśmy zdjęli karoserię samochodu i poza jego naturalnym brzmieniem nagrywali pracę tłoków czy sprzęgła. Ponadto dzięki temu miałem możliwość eksperymentowania z nakładaniem na struny flaneli, koca czy filcu. Podczas nagrań brzmienie instrumentu akustycznego zmieniało się w coś zupełnie zaskakującego.
W studiu pracował pan sam, czy wspierali pana instrumentaliści?
Łukasz Targosz: Ścieżka dźwiękowa Odwilży jest mi bardzo bliska. Postanowiłem tym razem samemu wykonać większość skomponowanych partii. Poza rejestracją instrumentów smyczkowych i kilku partii pianina, cała muzyka została nagrana przeze mnie. I myślę, że wraz z moim zatopieniem się w Odwilż, ta muzyka ewoluowała. Od ascetycznie prowadzonych melodii w pierwszych odcinkach, po szersze rozwinięcia w późniejszych odsłonach serii. Chciałem stworzyć muzykę roztopów. Muzykę przemiany.
Tytułowa Odwilż jest dla mnie symbolicznie złączona z losami głównej bohaterki. Początkowo zdystansowanej i chłodnej. Nawet trudnej do zrozumienia. Jednak w miarę postępu akcji, Zawieja zaczyna akceptować otaczający ją świat. I dlatego pojawiają się tematy liryczne, które są naturalną konsekwencją tych z pierwszego czy drugiego odcinka. Zatem w pierwszych dwóch odcinkach poznajemy bohaterkę, następnie zaczynamy ją rozumieć, by wreszcie kibicować jej w finale, którego kulminacją są sceny w labiryncie szczecińskich tuneli. I tam już jest naprawdę i ciemno, i zimno, i mroczno. Podzieliłbym tę ścieżkę na trzy etapy – ekspozycja bohaterki, odwilż emocjonalną oraz kryminalno-akcyjny finał.
Przeczytaj: Odwilż: dobrze znana historia w całkiem nowym wydaniu [recenzja]
Jak ważne przy tworzeniu muzyki było ujęcie w niej klimatu Szczecina? Co było ważniejszym elementem przy pracy – Szczecin czy Zawieja?
Łukasz Targosz: Zawieja była dla mnie najważniejsza. To o niej opowiadamy, jej kibicujemy i za nią powinniśmy podążać. Jednak tak jak w Watasze mieliśmy Bieszczady, które dopełniały cudownych bohaterów, tak tutaj spotykamy majestatyczny Szczecin. Swoją wilgocią, mgłami i industrializmem dopełnia warstwę estetyczną i emocjonalną historii. Wyobrażam sobie, że ta opowieść nakręcona w Barcelonie czy Paryżu wyglądałaby zupełnie inaczej. I niekoniecznie lepiej. Bardzo spodobało mi się to chłodne i zdystansowane ujęcie Szczecina. Miasta pełnego tajemnic i sekretów sprzed lat.
Po drodze zdarzały się momenty, których uchwycenie za pomocą dźwięków było wyzwaniem?
Łukasz Targosz: Z producentem serialu, Bogumiłem Lipskim, znamy się dość długo. Mieliśmy przyjemność pracować m.in. przy serialu Wataha. Z kolei Xawerego Żuławskiego spotykam na swojej ścieżce drugi raz. Mimo doświadczenia i zaufania, żaden z nas nie włącza taryfy ulgowej. Nie ma na to miejsca. Niejednokrotnie wizje związane z charakterem muzyki w scenie diametralnie się różnią. To proces piękny, choć czasami wyczerpujący emocjonalnie. Cały szkopuł polega na tym, żeby tak operować warsztatem, żeby włożyć w projekt jak najwięcej swojego serca i duszy, a jednocześnie z dużym szacunkiem i uważnością zarazić swoją wizją innych twórców.
Danny Elfman powiedział kiedyś, że zawód twórcy muzyki filmowej to w 20 procentach talent, w 10 procentach szczęście, żeby znaleźć w dobrym miejscu w dobrym czasie, a 70 procent to praca psychoterapeuty, którego pacjentami są producenci i reżyserzy. Czasem to tak wygląda, aczkolwiek w Odwilży takich przygód nie miałem. Chyba nie ujawnię jakiejś tajemnicy, jeśli powiem, że w trio kompozytor-reżyser-producent dochodzi czasami do pewnych napięć. Wszyscy przecież w ostatecznym rozrachunku jesteśmy artystami. Sztuką jest wybrnąć z tego dyskomfortu, osiągając kompromis, nie kalecząc jednocześnie własnej wizji.
Odwilż – muzyka do serialu, Łukasz Targosz
Zdarzały się takie projekty, kiedy naprawdę musiał pan walczyć o swoją wizję?
Łukasz Targosz: Jestem osobą, która nie lubi chodzić na kompromisy przede wszystkim ze sobą i w każdym projekcie staram się stawiać taką poprzeczkę na najwyższym poziomie. Nawet jeśli jestem zadowolony z czegoś w 90 czy 95 procentach, to czasami wyrzucam to, co już mam i piszę jeszcze raz. Tylko i aż po to, żeby być pewnym, że lepiej się nie da. Projektów, w których dochodziło do dyskusji jest wiele. Tak jak wcześniej wspomniałem, to część tego procesu. W pewnym momencie muszę jednak założyć czyjeś okulary i popatrzeć na świat z punktu widzenia reżysera lub producenta. To przecież moi najbliżsi kompani w tej przygodzie. Dobrze jest, gdy rzeczeni są skłonni popatrzeć na temat również z mojej perspektywy. Otwarty i szczery kontakt gwarantują najlepszą przygodę. Wtedy wszystkim się chce. Jest uważność i odwaga w eksperymentowaniu.
Rynek serialowy w Polsce od kilku lat naprawdę mocno się rozwija, powstaje coraz więcej seriali premium. Podejście do muzyki serialowej też się zmieniło?
Łukasz Targosz: Myślę, że muzyka ciągle jest niedocenianym elementem dzieła filmowego. Na pewno jest lepiej niż kilkanaście lat temu. Świadomość ważnego atutu w rękach filmowców jest dostrzegalna. A przecież to muzyka jest najbardziej uniwersalnym nośnikiem emocji. Niezależnie od kultury, narodowości czy wyznania. I coraz częściej oddaje się muzyce równorzędną funkcję w trakcie produkcji dzieła filmowego. I szczęśliwie coraz rzadziej traktuje się ją jako pewnego rodzaju „wypełniacz” czy opatrunek ratunkowy, gdy coś nie wyszło w scenie.
Pewien problem stanowią próby eliminacji oryginalnych ścieżekprzez zakup utworów udostępnianych przez biblioteki muzyczne. Decyzja o braku kompozytora w projekcie, będąca konsekwencją konstrukcji budżetu, w efekcie jest bronią obosieczną. Po pierwsze, taka ekonomia zabija oryginalny język muzyczny projektu. Znacząco wpływa na obniżenie jego atrakcyjności. Po drugie, mimo dużej liczby utworów w katalogach, ich jakość niejednokrotnie daje wiele do życzenia. I koło się zamyka.
Coraz bardziej wymagający gust widzów i idąca za tym konkurencja pomiędzy serwisami steamingowymi spowodowały, że producenci kinowi i telewizyjni znowu chętnie inwestują w oryginalną muzykę, mając świadomość, że ta wzmacnia radykalnie jakość ich oferty. Idzie ku dobremu.
Jakich projektów życzy pan sobie w przyszłości? Chce pan skupić się na thrillerach, czy może jednak odpocząć od nich?
Łukasz Targosz: W Stanach Zjednoczonych mówi się, że jeśli kompozytor popełni muzykę do komedii, to jest wkładany do szufladki z etykietką “komedia” i wyjść z niej będzie mu bardzo trudno. Mam jakiś taki dar i szczęście, że w swoim życiu napisałem mnóstwo komedii, thrillerów, seriali komediowych, obyczajowych, produkcji animowanych. I nie mam swojej szufladki i jej nie chcę. Co więcej, nie mam gatunku, który byłby moim ulubionym. Ja po prostu kocham kino i muzykę!
Chciałbym w najbliższych latach napisać duży film wojenny, z elementami batalistycznymi. A najbliższe plany? Będzie bardzo kolorowo. Właśnie skończyłem pisać muzykę do epickiego i wyczekiwanego filmu Broad Peak. Jestem w trakcie komponowania przewrotnej komedii o przygodach Tadeusza Boya Żeleńskiego i spółki. Szykuje się naprawdę gruba historia chłopaków, którzy na przełomie wieków dość mocno poimprezowali pod Giewontem. Z kolei izraelsko-polska czarna komedia pt. My Neighbour Adolf, opowiadająca losy byłego więźnia obozu koncentracyjnego, który w swoim sąsiedzie rozpoznaje Adolfa Hitlera, został właśnie sprzedany do kin na całym świecie. Ponadto, co to za święta bez Listów do M.? A w międzyczasie jeszcze kilka fantastycznych produkcji. Mam wielkie szczęście obcować z ciekawym repertuarem. Chwilo trwaj!
„Tytułowa Odwilż jest dla mnie symbolicznie złączona z losami głównej bohaterki. Początkowo zdystansowanej i chłodnej. Nawet trudnej do zrozumienia” – opowiada Łukasz Targosz, autor muzyki do serialu Odwilż. Jedną z inspiracji do powstania tej ścieżki dźwiękowej był chłodny i nieoczywisty Szczecin. Tam właśnie osadzona jest akcja produkcji HBO Max. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? […]
Obserwuj nas na instagramie: