„Diuna” – recenzja ekranizacji w reżyserii Denisa Villeneuve’a


22 października 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Gdy Denis Villeneuve kończył prace nad filmem Blade Runner 2049, wiedział już, że lada moment przyjdzie zmierzyć mu się z Diuną. Już wiem, że udało mu się zrobić to samo, co przy sequelu obrazu Ridleya Scotta – odświeżyć klasyk science fiction w najlepszy możliwy sposób.

Zapierające dech pustynne pejzaże. Nieprzyjazna planeta skąpana w słońcu. Konflikt między dwoma wielkimi rodami. Diuna to kino na wskroś epickie, ale ta epickość za każdym razem ma swoje uzasadnienie.

„Moja planeta Arrakis jest tak piękna, gdy słońce jest nisko. Przetaczając się po piaskach, można zobaczyć w powietrzu przyprawę” – mówi w pierwszej scenie filmu grana przez Zendayę Chani. Wspomniana przez nią przyprawa to melanż – złożona, trudna do wydobycia substancja i zarazem najbardziej pożądany surowiec we wszechświecie stworzonym przez pisarza Franka Herberta. Pozyskiwanie przypraw z piasków Arrakis to niezwykle niebezpieczne zajęcie ze względu na trudne pustynne warunki i czyhające tam olbrzymie czerwie. Przez wiele lat planetą, a więc i wydobyciem surowca, rządził ród Harkonnenów. Gdy poznajemy to miejsce, następuje zmiana warty. Obejmuje ją ród Atrydów z Leto (Oscar Isaac) na czele. Książę jednak doskonale wie, że poprzedni władca nie spocznie, dopóki nie odbije planety.

Walka wielkich rodów

W tle walki tych dwóch wielkich rodów plącze się jeszcze wiele innych wątków, które składają się na historię opisaną w wydanej w 1965 roku powieści Herberta. By ją dobrze przekazać, twórcy filmowej Diuny w pierwszej części (wchodzący na ekrany obraz to połowa historii) skupili się na ekspozycji, wyjaśniając tło historii widzom, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z tą opowieścią. Bez skrótów, z szacunkiem dla materiału wyjściowego.

Kanadyjski reżyser Denis Villeneuve postanowił bez pośpiechu opowiedzieć nam historię Paula Atrydy (Timothée Chalamet), spadkobiercy rodu i kluczowej dla jego przyszłości postaci. Dostarcza nam zatem na wstępie porcję snującego się kina, przeciągniętych scen, w których jakby chciał na chwilę zatrzymać czas. Towarzyszy temu muzyka Hansa Zimmera, która nie zaskakuje i całkiem dobrze spina się z wizją reżysera, choć w kilku momentach mogłaby być bardziej subtelna. Nieco później akcja nabiera tempa, a powolne kadry zastąpione są szybkimi ujęciami.

Wewnętrzne monologi bohaterów przeplatają się tu z raczej krótkimi, rzeczowymi dialogami. Reżyser świetnie obsadził trójcę głównych bohaterów, czyli Timothéego Chalameta jako Paula Atrydę, Oscara Isaaca jako jego ojca, Leto oraz Rebeccę Fergusson jako lady Jessikę, matkę Paula. Szczególnie gra tej ostatniej robi wrażenie. Jessica to przeżywająca wewnętrzny konflikt skomplikowana postać, która chce za wszelką cenę chronić swoje dziecko. A warunki ku temu ma szczególnie trudne.

Diuna to nie tylko wizualna uczta

Diuna zbudowana jest więc z pełnych rozmachu, majestatycznych scen, a kamera zwykle nie śpieszy się, dając czas na delektowanie się nimi. Zdjęcia do filmu powstały m.in. w dolinie Wadi Rum (Jordania) i Abu Zabi (Zjednoczone Emiraty Arabskie). Miejscach, które wydają się idealnie do oddania surowych, pustynnych widoków planety Arrakis.

To jednak nie tylko świetna wizualna uczta i skomplikowana wciągająca intryga. W wydźwięku Diuny pojawiają się też ważne wątki – od ekologii, potrzeby dbania o przyrodę i zasoby naturalne, aż po cenę wojny. Są one jedynie wstępnie nakreślone, czas na rozwinięcie widziałabym w kolejnej części. Wiemy już jednak, że twórcy filmu, z kanadyjskim reżyserem na czele, chcą włączać do scenariusza istotne, korespondujące ze współczesnością tropy, co dobrze wróży na przyszłość.

Recenzja powstała we współpracy z siecią kin Cinema City.

Gdy Denis Villeneuve kończył prace nad filmem Blade Runner 2049, wiedział już, że lada moment przyjdzie zmierzyć mu się z Diuną. Już wiem, że udało mu się zrobić to samo, co przy sequelu obrazu Ridleya Scotta – odświeżyć klasyk science fiction w najlepszy możliwy sposób. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →